NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

Heinlein, Robert A. - "Luna to surowa pani" (Artefakty)

Ukazały się

Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)


 Kade, Kel - "Los pokonanych"

 Scott, Cavan - "Wielka Republika. Nawałnica"

 Masterton, Graham - "Drapieżcy" (2024)

 He, Joan - "Uderz w struny"

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Gryffindor)

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Hufflepuff)

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Ravenclaw)

Linki

Adams, Richard - "Wodnikowe Wzgórze"
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Tytuł oryginału: Watership Down
Tłumaczenie: Krystyna Szerer
Data wydania: Październik 2016
ISBN: 978-83-08-06220-3
Oprawa: twarda
Format: 165×240mm
Liczba stron: 528
Cena: 59,90 zł
Rok wydania oryginału: 1972
Ilustracje: Aldo Galli



Nie tylko Netflix animuje króliki, czyli „Wodnikowe Wzgórze” przez dekady

Zeszłoroczny miniserial animowany Netflixa pt. „Wodnikowe Wzgórze” z pewnością ma szanse zaciekawić widzów, którzy nie znają jego książkowego oryginału ani wcześniejszych adaptacji. Ci, którzy zetknęli się z wcześniejszymi wersjami tej opowieści, mogą mieć bardziej mieszane uczucia, ale koniec końców, porównanie okazuje się ciekawe.

Osobom, które nie znają ani powieści, ani wcześniejszych adaptacji, mogę Netflixowe „Wodnikowe Wzgórze” jednoznacznie polecić. Historia stworzona przez Richarda Adamsa, opowiadająca o gromadce dzikich królików z wiejskich terenów Anglii, które w obliczu niebezpieczeństwa zagrażającego ich królikarni decydują się na ucieczkę i poszukiwanie lepszego miejsca do życia, broni się sama w sobie, a w miniserii Netflixa została, pod względem swoich najważniejszych cech, odtworzona dobrze.

„Wodnikowe Wzgórze” Netflixa a książka

Siłą książki Adamsa było przedstawienie losów zwierząt w sposób, który nie kojarzy się ani z dziecięcą bajką zwierzęcą, ani z przyrodniczym infodumpingiem. Jest to zwyczajna powieść, której króliczy bohaterowie, tak jak dobrze napisani bohaterowie ludzcy, są wyraziści i budzą emocje. Wrażliwego i pomysłowego przywódcę Leszczynka, neurotycznego Piątka czy dzielnego i ofiarnego, choć narwanego Czubaka da się lubić, można się z nimi identyfikować, niektóre postaci mogą i zirytować. Fabuła również jest ciekawa – jak przystało na dobrą powieść przygodową, mamy tu emocjonujące niebezpieczeństwa, trudności, tajemnice i tarcia między bohaterami.
Te typowe cechy przyzwoitej powieści w wypadku „Wodnikowego Wzgórza” pozostają jednak w cieniu cudownej dziwności biorącej się z faktu, że ta historia nie jest o ludziach. Króliki w opowieści Adamsa mają własną, inną od ludzkiej kulturę: swój język (leporydzki), religię (wierzą w Boga, którego zwą Frysem i utożsamiają ze słońcem), sposób liczenia i odmierzania czasu a także mitologię, skupioną wokół króliczego bohatera-łotrzyka El-Ahrery. Te cechy mogą spodobać się m. in. czytelnikom fantastyki ceniącym światotwórstwo i nieszablonowe opisy fikcyjnych ras i kultur. Z drugiej strony, „nieludzka” dziwność powieściowych królików objawia się w innym od naszego punkcie widzenia – nieraz w powieści Adamsa czytelnik spotyka się z opisem czegoś tajemniczego, czego nie potrafi zidentyfikować, i dopiero z czasem okazuje się, że jest to zwyczajne zjawisko lub wytwór człowieka – jednak widziane oczami królika jawi się jako nowe i straszne. Tego rodzaju obcości przedstawionego świata również nieraz szukamy w fantastyce, szczególnie w co subtelniejszych odmianach grozy.

fot. HBO
fot. Netflix

W „Wodnikowym Wzgórzu” Netflixa większość tych cech występuje. Ciekawa fabuła książki jest odtworzona w miarę wiernie a postaci, pomimo pewnych zmian, mają podobne motywacje, jak w książce i nie zostały strywializowane. Dzięki zastosowaniu „dorosłej” estetyki w animacji, z w miarę realistycznie odtworzonymi postaciami zwierząt i stonowaną kolorystyką, mamy świadomość, że choć oglądamy film animowany o zwierzętach, nie jest to naiwna kreskówka dla dzieci.
Niestety, wskutek specyfiki języka filmu utracona została część tajemniczości, o której wspominałam. Pokazana w filmie asfaltowa droga wygląda po prostu jak droga, trudno byłoby ją przedstawić, jak w książce, jako nienaturalnie pachnącą substancję wyglądającą jak lśniąca, czarna rzeka. Mamy jednak nawiązania do króliczej kultury (fakt, krytycy serialu narzekają, że jest ich za mało) – wtrącenia z języka leporydzkiego, rytuał pożegnania zmarłego czy fragmenty mitów o El-Ahrerze. Do tego należy dodać jeszcze bardzo ładnie komputerowo zaanimowany krajobraz angielskiej wsi (w książce też sporo było ładnych, klimatycznych opisów przyrody) i mamy już kompletną listę przesłanek ku temu, że osoba, która obejrzy Netflixowe „Wodnikowe Wzgórze” nie znając wcześniej tej opowieści, ma szanse nie uznać tych czterech godzin za zmarnowane.
Co do odbiorców, którzy znają książkę – trudno tu wyrokować, ale serial Netflixa nie jest adaptacją szczególnie skrajną. Fabułę przeniesiono względnie wiernie, ewentualne zmiany i uproszczenia (np. pominięcie części mitologii królików, zmiana płci jednego z bohaterów na żeńską) dają się wytłumaczyć logiką ekranu i chęcią zaciekawienia widza. O ile komuś któraś z tych zmian, czy też jakaś inna decyzja warsztatowa producentów, nie wyda się szczególnie irytująca, obstawiam, że głównymi wrażeniami, jakie entuzjasta książkowego „Wodnikowego Wzgórza” wyniesie z serialu, będzie pomieszanie tradycyjnego „ech, książka była lepsza” i przyjemności z ponownego – wizualnego – kontaktu z lubianą opowieścią.

Na tle filmu z 1978 r.

Pamiętajmy jednak, że serial Netflixa to nie pierwsza ekranizacja książki Adamsa. Mamy przecież brytyjski film z 1978 r. oraz trzysezonowy serial produkcji brytyjsko-kanadyjskiej wyświetlany w latach 1999–2001. Zarówno film, jak i serial są animacjami realizowanymi tradycyjną techniką, a ich producentem (w wypadku serialu – w koprodukcji) był Martin Rosen.
W wypadku odbiorcy, który przed serialem Netflixa spotkał się z którąś z tych dwóch adaptacji, recepcja Netfliksowej miniserii może być nieco złożona. Adaptacja z 1978 r. (polski tytuł: „Wzgórze królików”) wydaje się mieć obecnie status pozycji kultowej. Poza m. in. piosenką „Bright Eyes” z czołówki, wykonaną przez Arta Garfunkela, wsławiło się głównie naturalistycznymi scenami pokazującymi krew i śmierć, które straumatyzowały pewną liczbę dziecięcych widzów, dopuszczonych przed ekrany na tę „kreskówkę o zwierzętach”. Pomijając tę usterkę w sprecyzowaniu grupy wiekowej, trzeba przyznać, że mocne sceny i koncentracja na temacie śmierci i okrucieństwa natury we „Wzgórzu królików” dają dobry efekt artystyczny i świetnie odwzorowują napięcie, jakie między konwencją powiastki o zwierzętach a drastyczną tematyką istnieje w książce Adamsa.
Ciekawie wybrzmiewają też inne tematy książki, takie jak traktowanie człowieka jako źródła zła i zniszczenia czy też relacja królików z Bogiem, zwanym przez nich Frysem – zarówno mityczny El-Ahrera, jak i przywódca Leszczynek wadzi się, ale i godzi z Frysem jak biblijni Abraham i Jakub razem wzięci, a pod koniec filmu mamy przepiękny metafizyczny passus o odpowiedzialności, ofierze z życia za innych i króliczym sposobie rozumienia Opatrzności.
Plastyczna strona filmu może nie przemówić do widzów, którzy nie przepadają (jak ja) za tradycyjną, mainstreamową animacją rysunkową, jednak takie to były czasy, a ponadto warto zwrócić uwagę, że w tłach kadrów, za narysowanymi w duchu disneyowskim, obwiedzionymi grubą krechą i wybarwionymi na spersonalizowane kolorki królikami, pojawiają się bardzo ładne, malarskie pejzaże i przyrodnicze detale. Kiedy zebrać te wszystkie cechy, nie dziwi fakt, że film Rosena nie został zapomniany.

fot. HBO
fot. serial „Wodnikowe Wzgórze” z lat 1999–2001

Nie dziwi też fakt, że jego fani wypowiadają się krytycznie o nowej adaptacji Netflixa. Choć lepiej dopasowana wizualnie do gustów współczesnego widza (z wyjątkiem krytykowanej przez niektórych komputerowej animacji zwierząt) i w podobnym stopniu względnie wierna oryginałowi (półtoragodzinna wersja z 1978 r. siłą rzeczy jest nawet nieco bardziej okrojona od czterech godzinnych odcinków nowej miniserii), ma mniej artystycznej niepowtarzalności.
Zamiast niej pojawiają się niestety elementy kojarzące się ze współczesną sztampą young adult: miejsca związane z działalnością ludzi zostają niepotrzebnie wystylizowane na krajobrazy postapo, królikarnia Efrafa A.D. 2018 trąci młodzieżową dystopią, króliczki-bohaterki (Truskawka i Hyzentlaja) zostają wystylizowane na obowiązkowe Silne Postaci Kobiece a miejsce oryginalnych idei związanych ze śmiercią, sztuką przetrwania czy metafizyką królików zajmują bezpieczne, „młodzieżowe” wartości takie jak Wolność, Przyjaźń czy Logiczne Myślenie Zamiast Fanatyzmu.
Gdy zauważy się te ewidentnie komercyjne, nieumotywowane artystycznie umizgi do współczesnego widza, mniej cieszą te wątki w Netfliksowej adaptacji, które wydają się oryginalne zarówno w stosunku do książki, jak i filmu Rosena. Są to np. rozegranie tematu przywództwa (Leszczynek jest tu mniej pomysłowy i samodzielny niż w książce i filmie i jego władza wydaje się przez to czymś tajemniczym), ciekawe przedstawienie chemii między Leszczynkiem a Czubakiem (kontrast między ich charakterami i konflikt między nimi zostaje uwypuklony, co cudnie podkreślają bardzo wrażliwe głosowe interpretacje Jamesa McAvoya i Johna Boyegi) czy sposób pokazania motywu proroczych wizji Piątka, który to motyw ładnie się zestarzał (historię o bohaterach, którzy ruszają w niebezpieczną drogę, bo jeden z nich miał na ten temat wizje, pewnie ciekawiej ogląda się w czasach Dawkinsa z jednej – a fascynacji mistyką z drugiej strony, niż kilka dekad temu).

Na tle serialu z lat 90-tych

Brytyjsko-kanadyjska serialowa adaptacja z lat 1999–2001, również współprodukowana przez Martina Rosena, ma aż trzy sezony i łącznie trzydzieści dziewięć odcinków, przy czym pomysły fabularne z książki Adamsa zaczęły się autorom kończyć pod koniec pierwszego sezonu i dalsza część serialu to już tzw. „nowe przygody” książkowych bohaterów.
Jako że część obecnych „młodych dorosłych” miała okazję oglądać serial na bieżąco, w miarę jego ukazywania się w telewizji, dochował się on grona widzów, w tym nawet fanów, również w Polsce. Rzeczywiście, po obejrzeniu na wyrywki kilku odcinków mogę potwierdzić, że ma on swoje zalety. W kwestii wierności książce, rewelacyjnie udało się tu pokazać np. upiorność królikarni Pierwiosnka, z czym nie poradziły sobie ani film z 1978 r., ani miniseria Netflixa. Jeśli chodzi o nowe wątki, urzekła mnie choćby historia wojowniczej króliczki Spartiny i związany z tą postacią wątek miłosny.
Są jednak również cechy tej adaptacji, które już na pierwszy rzut oka budzą wątpliwości. Jak wspominałam wcześniej, jedną ze wspaniałych cech powieści Adamsa było napięcie między „dziecięcymi” i „dorosłymi” dekoracjami.
Serial 1999–2001 nie poradził sobie z tym najlepiej. Odcinki z początku serii zostały narysowane infantylnie, króliki przypominają niemalże zwierzątka z disneyowskiej „Królewny Śnieżki”. Złagodzono drastyczność niektórych scen (np. scena z sidłami jest całkowicie bezkrwawa) i dołożono dziecinne motywy. Przykładowo, w powieści występuje królik o imieniu Dołek, najmniejszy w królikarni, najsłabszy i pełen kompleksów. Inne króliki traktują go z opiekuńczością, ale są też pewne aluzje, że jest on najsłabszym ogniwem, które w razie problemów najmniej szkoda będzie stracić. W serialu ta skomplikowana postać staje się wesolutkim słodziakiem, którego żarty i figle mają zapewne zainteresować najmłodszych widzów.

fot. HBO
fot. Netflix

Kolejnym zinfantylizowanym motywem jest relacja królików ze zwierzętami innych gatunków. W książce jest ona tajemnicza i pełna dziwności. Króliki porozumiewają się wprawdzie z mewą o imieniu Kihar, myszą i kilkoma innymi stworzeniami, jednak ta komunikacja przypomina nieco kontakt z istotami pozaziemskimi z filmów SF – z tymi zwierzętami trudno się dogadać, mają odmienną umysłowość i trudne do pojęcia zwyczaje. Serial A.D. 1999–2001 spłaszcza również ten motyw, dając królikom jako przyjaciółkę wesołą myszkę Hannah, a z Kihara robiąc typowego bohatera komicznego z dziecięcej kreskówki.
W trzecim sezonie serii postanowiono zmienić stylistykę serialu na mniej infantylną – ponoć na żądanie widzów, przywiązanych do drastycznej estetyki filmu z 1978 r. Skutki tego zabiegu okazały się, moim zdaniem, opłakane. Już w czołówce postawiono na estetykę kiepsko naśladującą seriale akcji: w miejsce piosenki „Bright Eyes” i sielskich widoków pojawia się dramatyczna muzyka smyczkowa, sceny walk i ucieczek oraz zaaferowany głos lektora zapowiadający: „Previously on Watership Down...”. Sposób rysowania faktycznie zmieniono na mniej infantylny i bardziej zbliżony do wyglądu ówczesnych animacji młodzieżowych, jednak sprowadziło się to do zastąpienia obrazków rodem z Disneya estetyką à la „Motomyszy z Marsa”. Również w kwestii fabuły mamy tu wątki, które nie pasują do ducha oryginalnej powieści, by wspomnieć tylko królika Silverweeda parającego się magią, dystopijną, przypominającą slumsy królikarnię Darkhaven czy też bojowe jeże toczące się z górki na wrogów. Trzeba przyznać, że miniseria Netflixa, pomimo wypunktowanych wcześniej grzechów swojej epoki, lepiej poradziła sobie z dopasowaniem treści do grupy wiekowej i nie dodaje motywów, które – mimo podkreślanych przez widzów innych zalet fabularnych [LINK: https://www.indiewire.com/2018/12/netflix-watership-down-review-2018-miniseries-1202029873/] serii – byłyby dla czytelników powieści Adamsa jawnie żenujące.

Podsumowanie

Książka Richarda Adamsa została wydana w 1972 r. i od tamtego czasu co mniej więcej dwadzieścia lat jej czytelnicy mieli okazję obejrzeć nową adaptację. Każda z nich ma swoje zalety – związane głównie z tym, na ile wiernie odtwarza głębię, dziwność i oryginalność powieściowego oryginału lub na ile twórczo, ale w zgodzie z klimatem oryginału, dodaje ewentualne nowe akcenty.
Jeśli chodzi o wady tych kolejnych trzech adaptacji „Wodnikowego Wzgórza”, są to, moim zdaniem, głównie grzechy danej epoki. Film z 1978 r. i serial A.D. 1999–2001 tracą, moim zdaniem, przez nieładną, zbyt mocno nawiązującą do tradycyjnych kreskówek zwierzęcych, technikę rysowania. Serial Netflixa z 2018 r. oceniam pod tym względem wyżej – mimo braków w jakości animacji, kadry są po prostu ładne. Z kolei w warstwie fabularnej film Rosena przedstawia się bez mała wybitnie, natomiast kuleją dwie nowsze wersje – serial z lat 1999-2001 przez infantylizację pierwszych dwóch sezonów i naszpikowanie trzeciego kuriozalnymi motywami rodem z ówczesnych młodzieżowych kreskówek akcji a miniseria Netflixa z 2018 r. – przez stosowanie współczesnej sztampy young adult. Konsekwentnie, film z 1978 r. i serial Netflixa obejrzałam z przyjemnością, do serialu 1999-2001 podchodzę z pewną rezerwą.
Ciekawe, co będziemy mieli okazję obejrzeć za następne dwadzieścia lat?

_____________________________

Niektóre myśli zawarte w tym artykule umieściłam wcześniej w notce pt. „Wodnikowe Wzgórze” 2018 #1: Książka a serial” na blogu „Sama Porcelana”.

Adams, Richard. 2005 [1972]. Wodnikowe Wzgórze [Watership Down]. Warszawa: Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA.
Wodnikowe Wzgórze [Watership Down]. 1999–2001 [serial animowany]. Prod. Martin Rosen, Beth Stevenson, Simon Vaughad, reż. Troy Sullivan.
Wodnikowe wzgórze [Watership Down]. 2018. [serial animowany]. Netflix. Reż. Noam Murro.
Wzgórze królików [Watership Down]. 1978. [film animowany]. Prod. i reż. Martin Rosen.



Autor: Agnieszka „Shee” Magnuszewska
Dodano: 2019-06-28 16:30:10
Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

romulus - 08:14 29-06-2019
Nie znając książki ani poprzednich adaptacji, poczułem się zachęcony do serialu Netflixa. Zastanawiam się na "eksperymentem" - obejrzenie serialu a potem przeczytanie książki.

Shadowmage - 08:58 29-06-2019
Ja widziałem pierwszy odcinek, nieźle zrobione. Co do książki - czytałem tak dawno temu, że nie jestem w stanie ocenić róźnic.

asymon - 10:08 29-06-2019
Można pokazać przedszkolakom?

Shadowmage - 23:04 29-06-2019
Jakoś straszne nie było, ale nie podejmę się oceny, jako że starannie unikam kontaktów z dziećmi w takim wieku :)

Shee - 20:31 30-06-2019
@romulus: Ja tak właśnie zrobiłam, fajnie wyszło ^^

@asymon: BBC rekomenduje od ośmiu lat wzwyż (https://www.radiotimes.com/news/2018-12-23/how-child-friendly-is-the-new-watership-down/). Ja na podstawie własnego fragmentarycznego doświadczenia jako cioci obstawiam, że dla nielękliwego zerówkowicza powinno być OK, młodsze albo wrażliwsze dzieciaki bardziej do rozważenia, pewnie warto wcześniej samemu przetestować. Ale nie uświadczyłam tam jakichś nieprzyzwoitych czy niewychowawczych treści ani wyrazów, jeśli chodzi o drastyczność – króliki walczą ze sobą, jest scena z sidłami, martwy jeż i dystopijna Efrafa, ale nie ma jakichś scen znęcania się czy innych traumatyzujących rzeczy. Zastanawiam się na inną rzeczą, tj. czy serial będzie ciekawy dla małych dzieci – estetyka, tematy i ogólny poziom trudności odbioru są raczej dostosowane do gustów dziatwy szkolnej i starszych.

asymon - 21:37 02-07-2019
Dzięki wam, chodzi mi o to, czy nie ma takiego "gore" jak w tej starej animacji.

Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS