NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Heinlein, Robert A. - "Luna to surowa pani" (Artefakty)

Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"

Ukazały się

Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"


 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Kukiełka, Jarosław - "Kroczący wśród cieni"

 Gray, Claudia - "Leia. Księżniczka Alderaana"

 Le Fanu, Joseph Sheridan - "Carmilla"

 Henderson, Alexis - "Dom Pożądania"

Linki

Szostak, Wit - "Ględźby Ropucha"
Wydawnictwo: Runa
Data wydania: Maj 2005
ISBN: 83-89595-17-6
Format: 125×185 mm
Liczba stron: 224
Cena: 25,50 zł
Ilustracja na okładce: Dagmara Matuszak



Szostak, Wit - "Ględźby Ropucha"

Ględźby Ropucha
czyli
podania i bajędy Miedzygórza
z klechd rozklecone
z pleciug wyplecione
i na nowo w ględźby przesupłane
przez
Ropucha Eremitę
w świętym i starożytnym
monastyrze boga Los

Wit Szostak (krakus, filozof, absolwent Papieskiej Akademii Teologicznej, członek Towarzystwa Tischnerowskiego i miłośnik twórczości Tolkiena) to objawienie polskiej fantastyki ostatnich lat. Choć debiutował już w 1999 roku opowiadaniem „Kłopoty z błaznem”, a potem opublikował jeszcze parę krótszych utworów, to rozgłos przyniosła mu dopiero pierwsza powieść. Mowa tu oczywiście o „Wichrach Smoczogór” z 2003 roku, które nagrodzono Śląkfą oraz nominowano do Zajdla. Ta piękna, poetycka baśń, przesiąknięta podhalańską i huculską góralszczyzną, zachwyciła wielu czytelników. W rok później był jeszcze znakomity prequel – „Poszarpane granie” - potwierdzający talent pisarski młodego krakowianina. Teraz natomiast otrzymujemy „Ględźby Ropucha”, książkę zawierającą opowiadania spisane w latach 1999-2000, z których część ukazała się wcześniej w różnych periodykach fantastycznych (NF, SF, Ubik).1

Wszystkie zawarte w tomiku małe formy, w sumie szesnaście,2 powiązane są ze sobą miejscem akcji (teoretycznie przynajmniej, bo autor dość swobodnie traktuje to ograniczenie), a jest nim rozległa kraina zwana Międzygórzem, na obrzeżach której znajdują się znane już z dwóch Szostakowych powieści - Smoczogóry. Jak widać, uniwersum jest jedno i to samo, więc chyba wiele nie zdradzę mówiąc, że uważny czytelnik znajdzie w niektórych opowiadaniach nawiązania do treści np. "Wichrów Smoczogór"...

No właśnie, „uważny”, bo „Ględźby Ropucha” to nie „Achaja” czy inna „Księżniczka”. Książkę Wita Szostaka należy czytać w skupieniu, z uwagą - nie tylko, aby wyłapać wyżej zasygnalizowane smaczki intertekstualne, ale przede wszystkim, by nie przeoczyć informacji, która na końcu może okazać się niezbędną dla prawidłowej recepcji całości. Tym bardziej, że w „Ględźbach” często ostatnie zdania lub akapity wywracają na nice opowiadane historie, zmuszając odbiorcę do poprzestawiania w głowie wszystkich – wcześniej zdawałoby się już dopasowanych – klocków układanki i przemyślenie rzeczy raz jeszcze, od nowa.3

Wit Szostak snuje swe opowieści z wprawą zawodowego gawędziarza – znakomicie panując zarówno nad opisem, jak i dialogami. Ma przy tym piękny, poetycki (ale zarazem lekki) styl. Bardzo Leśmianowski, że użyję ostatecznego w moich oczach komplementu. Autor nie stroni też od zabaw językowych. Sam mówi, że lubi zbitki brzmieniowe, że fascynuje go rytm języka, taneczność frazy, dzikość frazeologii. A dochodzą do tego jeszcze różne interesujące eksperymenty formalne...
Już tylko te wymienione aspekty książki, czynią lekturę poszczególnych opowiadań zajęciem przyjemnym i nieraz zaskakującym. Ale-ale, co bardzo cieszy, dostajemy więcej, znacznie więcej.

U Wita Szostaka realia nie są zbyt istotne. Ów międzygórski kostium, w jaki autor przyoblekł swoje opowieści, to tylko jedna z wielu możliwości - historie równie dobrze mogłyby mieć miejsce w jakimś innym, zawsze przecież niemal identycznym, „fantastycznym średniowieczu”.
Gawędy, z którymi mamy do czynienia, jakkolwiek dziwne, mówiące o przypadkach osobliwych, dotykają jednocześnie spraw głęboko ludzkich, fundamentalnych. Autor pisze o złudzeniach, jakimi się otaczamy, umiejętnie eksponuje ich źródło – obnażając przy tym różne paradoksy ludzkich zachowań. Pyta o rzeczy zasadnicze oraz konfrontuje ze sobą z gruntu sprzeczne postawy (pokazując na przykład dzięki temu, jak na podstawie jednego doświadczenia, może runąć od lat niewzruszony i – zdawałoby się komu – jedynie słuszny światopogląd).
Cóż, udaje się to Szostakowi świetnie. „Ględźby Ropucha” dają do myślenia i, mam nadzieję, nikogo nie pozostawią obojętnym na zawartą w nich treść. Nadto - ostatnim opowiadaniem autor ładnie i zręcznie spiął wszystkie utwory ze sobą. Uwypuklając przekaz, zniknął - złudne jak się okazało - wrażenie dowolności i przypadkowości w doborze historii, które znalazły się w książce.

Jakieś wady? Owszem, są. Dziwnym nie jest, wszak Wit Szostak pisząc „Ględźby Ropucha” był początkującym pisarzem.
I tak: czasem, mimo że ładnie, jest trochę zbyt banalnie, a co za tym idzie – mało intrygująco, kiedy indziej zaś zdarza się, iż autor nieco przekombinuje z zakończeniem lub nie do końca spójnie, logicznie przeprowadzi jakiś eksperyment formalny, bywa też, że opowiadanie jest ciut za długie w stosunku do pomysłu, na którym je oparto. To jednak tylko typowe, „młodzieńcze”, wpadki (na tym etapie zdarzyć się chyba musiały). Ale, co o wiele bardziej istotne, są na tyle nieznaczne, iż nie psują ogólnego, bardzo pozytywnego wrażenia płynącego z lektury.

Kończąc, sakramentalne recenzenckie pytanie: warto? No cóż, ja sam mogę stwierdzić, że czuję się twórczością Wita Szostaka zainfekowany, a na remedium już nie liczę, bo kolejna jego książka spodobała mi się wielce. Spodobała się, ponieważ „Ględźby Ropucha” tętnią ciekawymi pomysłami, zachwycają bogatą i piękną polszczyzną, która niesie za sobą fascynującą treść.4 W takich okolicznościach odpowiedź wprost na wyżej postawione pytanie jest chyba zbędna, prawda?



Przypisy:
1 O ile wiem, to wcześniejszej publikacji doczekało się sześć spośród szesnastu opowiadań wchodzących w skład książki.
2 Opowiadania ze zbiorku to kolejno:
1. „Księga”
2. „Pierwsza taka drużyna”*
3. „Pielgrzymi”
4. „Wieszczba”
5. „Chata w górach”*
6. „Sny guślarza”*
7. „Trzy wiosny”*
8. „Świat Sverrira”
9. „Zima w Viperze”
10. „Kłopoty z błaznem”*
11. „Troski Wikłacza”
12. „Salamandra zagubiony na południowym bazarze”
13. „Bęben z koźlej skóry”*
14. „Gospoda na rozstajach”
15. „Cztery opowieści górskie”
16. „Ostatnia Ględźba Ropucha”

* - były wcześniej publikowane w prasie fantastycznej
3 Czasem wyszło to lepiej („Salamandra zagubiony na południowym bazarze” czy „Trzy wiosny”), a czasem gorzej („Sny guślarza”, „Wieszczba”), ale ogólnie zdecydowanie na plus.
4 Pod tym względem najbardziej przypadły mi do gustu opowiadania: „Kłopoty z błaznem”, „Pielgrzymi” oraz „Salamandra zagubiony na południowym bazarze”.


Ocena: 9/10
Autor: Mateusz Wodyk
Dodano: 2006-03-26 19:12:24
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS