NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"

Ukazały się

Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"


 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Kukiełka, Jarosław - "Kroczący wśród cieni"

 Gray, Claudia - "Leia. Księżniczka Alderaana"

 Le Fanu, Joseph Sheridan - "Carmilla"

 Henderson, Alexis - "Dom Pożądania"

Linki

Sudomir, Agnieszka - "Szablon"
Wydawnictwo: Genius Creations
Data wydania: Wrzesień 2018
ISBN: 978-83-7995-205-2
Oprawa: miękka
Format: 12.5×19.5
Liczba stron: 362
Cena: 39,99 zł



Sudomir, Agnieszka - "Szablon"

– Amy… – mruknął półprzytomny.

Cholerne wiadomości. Miała wyłączyć komórkę. Kolejny raz spróbował wydobyć się z otchłani męczącego, niezdrowego snu. Z marnym skutkiem. Powieki ciążyły, a głowa odmawiała współpracy. Od tygodni nie udało mu się wypocząć. Amy chce być w kontakcie z pacjentami? W porządku, ale czy – u diabła – nie może zrobić sobie przerwy?

– Amy, kotku… – jęknął błagalnie z nadzieją, że żona uwolni go od irytującego pikania.

Nigdy nie schodziła z linii frontu, nigdy nie odpoczywała. Dopiero kiedy urodziła się Ella, Amy zrobiła wyjątek dla niedziel. Dziś telefon powinien być wyciszony. Woli zaryzykować awanturę – pomyślał ze złością. Nigdy by się nie przyznał, ale kochał ją za ten upór. Za to też. Teraz jednak chciał się wyspać, a wokół rozlegały się denerwujące, krótkie sygnały. Przez chwilę usiłował je ignorować, w końcu dał za wygraną. Z trudem uniósł powieki i boleśnie zaatakowany jaskrawym blaskiem natychmiast je zamknął. Zmęczony wzrok nie podołał fali światła. Pikanie nie ustawało. Właśnie miał nakryć głowę poduszką, kiedy dotarło do niego, że coś jest nie tak – napływające bez ustanku wiadomości, ostra biel zamiast zwykle panującego w ich sypialni przyjaznego półmroku. Poczuł silne pulsowanie w skroniach, znak, że kapryśne ciśnienie przekroczyło granice normy. Wziął głęboki oddech i gwałtownie otworzył oczy.

Chciał usiąść, lecz mięśnie nie odpowiedziały na polecenie mózgu. Co jest, do cholery?! Nieprzytomnym wzrokiem omiótł fragment pomieszczenia, jedyny, który udało mu się dostrzec. Biel sufitu, biel ścian, sączące się nie wiadomo skąd zimne światło… Nie miał pojęcia, co to za miejsce. Wciąż słyszał esemesy. Nie, to nie esemesy – uświadomił sobie. Skądś znał ten dźwięk. Ponownie spróbował wstać i znów ciało odmówiło współpracy. Z całych sił starał się zebrać myśli. Wsłuchał się w organizm: nie czuł bólu, w ogóle nic nie czuł. Strach zaczynał brać górę nad rozsądkiem. Nagle pojawiła się ulga – przecież to sen! Tylko zły sen. Wytężył całą wolę, by się obudzić. Przed oczami Adriana wciąż malowała się biel obcego mu pomieszczenia, a w tle słychać było wyraźny, choć coraz mniej regularny sygnał. Pik, pik, pik, pik. Już wiedział, skąd go zna. Słusznie kojarzył dźwięk z Amy, ale to nie był jej telefon. Jedno piknięcie – jedno uderzenie serca. Odgłosy szpitala. Sygnał niebezpiecznie przyśpieszył, myśli zaczęły się plątać. Tylko spokojnie… – nakazał sobie.

Bezskutecznie.

– Dzień dobry, panie Lawson. Jak się pan czuje? – Gdzieś z lewej strony dobiegł go ciepły, damski głos.

Nie odpowiedział. Nie był nawet pewny, czy jest w stanie mówić. Kobieta kontynuowała monotonnym, terapeutycznym tonem. Najwyraźniej nie pierwszy raz wypowiadała podobne słowa:

– Widzę, że powoli się pan budzi. Wszystko jest pod kontrolą. Jeszcze przez jakiś czas będzie pan odczuwał lekki dyskomfort. To minie.

– Dyskomfort? – wyszeptał nie bez trudu, choć całkiem wyraźnie.

– Tak, ale wkrótce nauczy się pan od nowa funkcjonować.

– Od nowa funkcjonować? – bezwiednie powtarzał słowa kobiety, której postaci nadal nie mógł dostrzec.

– To nie takie trudne. Czasem sprawia trochę kłopotów. Przejściowych – dodała szybko. – U pana powinno obyć się bez większych komplikacji. Odczyty wskazują, że wszystko jest w porządku.

– Nie mogę się ruszać… Nie czuję swojego ciała… – Najchętniej by wrzeszczał, ale brakowało mu siły.

– Panie Lawson… – Nachyliła się nad nim. Wyglądała na jakieś dwadzieścia parę lat. Wzrok przykuwały jej czarne, bystre oczy i mleczna, idealnie gładka cera. Włosy zakrywał biały czepek. – To minie. Proszę teraz odpoczywać.

– Co mi jest? Miałem jakąś operację? – Bał się, że dziewczyna wyjdzie, zanim zdoła od niej wyciągnąć informacje.

– Coś w tym rodzaju. – Nie zamierzała więcej wyjaśniać.

– Coś w tym rodzaju? To jakiś żart? – Pikanie znów ryzykownie zwiększyło tempo. – Gdzie moja żona? Jest tutaj? A Ella? – Uczucie suchości w gardle zniknęło, mógł mówić nieco głośniej.

– Panie Lawson… proszę się uspokoić. Nerwy nie są wskazane. Z pana rodziną wszystko w porządku.

– Są tutaj? – powtórzył pytanie.

– Nie. – Znów się nad nim pochyliła. Zauważył, że jest ubrana w biały, dopasowany uniform, który nie przypominał medycznego fartucha.

– Chcę natychmiast rozmawiać z lekarzem. – Miał nadzieję, że jego głos, choć wciąż słaby, zabrzmiał wystarczająco stanowczo.

– Właśnie pan rozmawia. – W ciemnych oczach zamigotał blask rozbawienia. – Proszę się nie ruszać. Oderwie pan sobie czujniki i wszystko trzeba będzie zaczynać od początku. June Thorndike, pana lekarz prowadzący – przedstawiła się.

Jeśli ta dziewczyna nie przestanie się wygłupiać, jego mózg lada chwila eksploduje ze złości!

– Z całym szacunkiem, nie mam ochoty na żarty – warknął.

– Jestem jednym z najstarszych stopniem oraz stażem pracowników kliniki. Proszę się nie martwić o moje kwalifikacje. – Poprawiła delikatną, srebrną nitkę, przyczepioną do jego ramienia, a biegnącą gdzieś poza zasięg wzroku. – Podałam panu środek nasenny. Pomoże zregenerować siły. Nie ma powodu do obaw, choć może się pan czuć wyczerpany. Za kilka godzin…

Próbował zaprotestować, jednak głos uwiązł mu w gardle. Słowa lekarki rozpłynęły się w sennej mgle. Poczuł lekkie kołysanie. Zamknął oczy i poddał się błogiemu uczuciu. Co za dziwaczny sen… – pomyślał jeszcze, zanim całkowicie pochłonęła go miękka ciemność.

Eeny, meeny, miny, moe. Dziecięcy szczebiot dobiegał z ogrodu za domem. Uwielbiał niedziele – spokojny punkt w kołowrotku codziennych zajęć. Od sześciu lat, od urodzenia Elli, niedziele traktowali jak świętość. Tego dnia ograniczali pracę do paru rozmów i wiadomości. Trzeba dbać o reguły. Pacjenci, klienci, szefowie pożarliby każdą sekundę życia – jeśli im na to pozwolić. Ustalili z Amy, że nie pozwolą. Nie chcieli, by ich córka stała się jednym z tych samotnych, smutnych dzieci z bogatej dzielnicy, dla których rodziną jest niania. Szanowali więc niedziele, choć trochę trwało, zanim żona nauczyła się wyłączać telefon. Mimo skłonności do kompromisów, w tej sprawie nie odpuścił i przeforsował żelazne zasady. Zbyt wiele było wokół rozwodów, martwych związków, chłodu, nienawiści – nie miał najmniejszego zamiaru tego wszystkiego sprowadzać do swojego życia.

Dobrze wiedział, co się dzieje za oknem. Amy z Ellą zawsze wstawały wcześniej. Zaczynały dzień od śniadania, oglądały ulubioną bajkę małej, a potem wychodziły do ogrodu albo bawiły się w salonie, czekając, aż zbudzi go ich śmiech. Właśnie ten śmiech sprawiał, że wstawał szczęśliwy.

Jeszcze chwileczkę – zdecydował i leniwie przewrócił się na drugi bok.

Znów te wiadomości? Regularny sygnał nie pozwalał mu zasnąć. Przecież dziś niedziela. Poczuł irytację, a zaraz potem rozczarowanie. Oczywiście, jest poniedziałek. Po omacku zaczął szukać komórki, by przestawić budzik na funkcję drzemki. Zawsze tak robił i zawsze wstawał o te dziesięć minut za późno. Ręka trafiła w pustkę. Gdzie ten cholerny telefon? Nie miał siły podnieść powiek. Czas na urlop – pomyślał i aż się rozmarzył. Może wybraliby się na jakąś odludną plażę? Tam, gdzie pojechali w podróż poślubną? Jak się nazywał ten pensjonat? Nie mógł sobie przypomnieć. Za daleko… – uświadomił sobie. Był w środku rozgrzebanego filmu, megaprodukcji o dziewczynie ratującej foki, z tą denerwująco chichoczącą gwiazdką z dużymi piersiami i końskimi zębami. Paul nie wypuści go z fabryki na dłużej, więc dzika plaża odpada. Jednak potrzebował odpoczynku, oboje potrzebowali. Niech to będzie chociaż weekend, dobre i tyle. Wieczorem coś zaplanują – postanowił i z pełnym rezygnacji westchnieniem otworzył oczy.

Rozejrzał się zdezorientowany: jasne ściany, monitory, młodziutka lekarka… Powoli zaczęło do niego docierać. Spróbował poruszyć ręką, a potem nogą. Poczuł ulgę – nie był bezwładny. Ostrożnie odwrócił głowę. Tym razem w sali panował półmrok. Bladozielone ekrany odbijały się w gładkich frontach szafek. Ktoś nad jego głową machnął dłonią i jeden z monitorów zmienił się w chmurę połyskujących kropelek. Po chwili znów ujrzał czyjąś rękę. Mgła na nowo utworzyła obraz, którego szczegółów nie potrafił dostrzec. Z sufitu zwisała plątanina kolorowych rurek i srebrnych kabli. Już miał się podnieść, kiedy zauważył, że niektóre są z nim połączone.

– Jeszcze powinien spać. Jakieś dwie, trzy godziny. Potem możemy zaczynać. – Dobiegł go znajomy terapeutyczny ton.

Powieki mu ciążyły. Znów odpływał w aksamitną ciemność. Wytężył umysł, by powstrzymać sen i usłyszeć dalszy ciąg rozmowy.

– Doktor Shaw sugerował, żeby kilka dni poczekać – odpowiedział inny damski głos.

– Ci psychiatrzy… – prychnęła młodziutka lekarka. – Dmuchają na zimne. Nie ma najmniejszych medycznych przeciwwskazań.

– Taka ich rola… – westchnęła druga z kobiet.

– Jasne. Procedury… zasady… wymagania… A my już mamy kolejny transport. Gdybyśmy każdego trzymali tygodniami, nie wystarczyłoby łóżek. Zresztą, to ja odpowiadam za pacjenta i ja decyduję. – Terapeutyczny ton niespodziewanie nabrał władczego brzmienia.

– Oczywiście, pani doktor. Zatem wybudzamy pacjenta i uruchamiamy Procedurę Zero. Jest tylko mały problem…

Reszta rozmowy rozpłynęła się w oddali, aż wreszcie została całkiem zastąpiona odgłosami z przydomowego ogrodu. Niedziela… – pomyślał z radością i zapadł w głęboki sen.

Ciężko dysząc, biegł między drzewami. Raz po raz potykał się o wystające z ziemi korzenie. Serce waliło mu jak młot. Ella kurczowo obejmowała jego szyję. Mocniej przycisnął do piersi drobne ciało córki. Nie zabiorą cię, nie pozwolę im na to – powtarzał w myślach niczym mantrę. Obejrzał się przez lewe ramię, ani na chwilę nie zwalniając kroku. Wielki facet w pomarańczowym uniformie zbliżał się niebezpiecznie szybko. Nie uciekną bydlakowi. Są bez szans! Z trudem pokonywał kolejne metry. Miał wrażenie, że każdy następny krok będzie ostatnim. Znów spojrzał za siebie. Teraz już dokładnie widział białka, połyskujące w ciemnej, spoconej twarzy. Skrył się za grubym pniem i próbował odzyskać oddech. Pogłaskał córkę po złotych włosach. Oczy miała mocno zaciśnięte, a policzki mokre od łez. To koniec. Zawiódł Ellę. Zawiódł swoje jedyne dziecko. Rozejrzał się bezradnie. Nie powinien był jej nigdy sprowadzać do kliniki. Ani Amy.

Nagle, pośród gęstego lasu, dostrzegł drewnianą szopę. Ostatkiem sił puścił się pędem w tamtym kierunku. Brakowało mu tchu, ręce mdlały, nogi odmawiały posłuszeństwa. Pot spływał po czole i zalewał oczy. Krew pulsowała w skroniach. Był tak blisko. Nie może się teraz zatrzymać. Zabiją go. Nie… nie zabiją… – przypomniał sobie. Zaprowadzą do białej sali i naszpikują lekami. Zabiorą Ellę. Na zawsze. Tak jak zabrali jej matkę. Spróbował wezwać pomoc, ale nie mógł wydobyć z siebie głosu.

Gdzie jesteś… Amy?


Dodano: 2018-09-01 16:56:42
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS