Długo wyczekiwana powieść Jarosława Grzędowicza nie spełnia oczekiwań. Jest w niej trochę interesujących elementów, ale zabrakło przewodniego wątku, który scaliłby całą narrację. Jednym słowem: rozczarowanie.
Jarosław Grzędowicz, jeden z bardziej cenionych polskich pisarzy fantastyki, długo kazał czekać na nową powieść – wszak od premiery czwartego tomu
„Pana Lodowego Ogrodu” minęły ponad cztery lata. Ale oto jest
„Hel 3”, powieść science fiction dziejąca się w nieodległej przyszłości i tematycznie poruszająca się w obszarach do tej pory rzadko wykorzystywanych przez tego autora. Miało być pięknie, wyszło nieszczególnie.
Najnowsza powieść Grzędowicza cierpi przynajmniej na kilka wad, z których najpoważniejszą jest ta, że chyba nawet sam autor niespecjalnie wiedział, o czym chce napisać. W efekcie całość to miotanie się między konwencjami i wątkami, wady konstrukcyjne i brak wyrazistego celu, do którego zmierza opowieść – czego najlepszym podsumowaniem jest finał, istny królik z kapelusza, którego jedynym celem jest chyba wyłącznie zapewnienie sobie furtki do ewentualnej kontynuacji.
Ale po kolei. Początek powieści wprowadza głównego bohatera, Norberta, który jest iwenciarzem – takim youtuberem-dziennikarzem z przyszłości, który sam tworzy treści, wrzuca je do sieci i zarabia na odsłonach. Oczywiście musi być szybko, mocno i najlepiej brutalnie – tu Grzędowicz wcale nie wybiega daleko w przyszłość i raczej ekstrapoluje trendy (jak inni przed nim), niż sili się na futuryzm. Jednakże na tym poziomie wizja się jeszcze broni, a sama postać mogłaby posłużyć do stworzenia intrygującej fabuły, może opierającej się na śledztwu dziennikarskim? Możliwości było wiele, ale autor zdecydował się na jedną z mniej korzystnych.
Pierwsze etapy „Hel 3” to nawet całkiem niezła wizja nie tak odległej przyszłości, w których wzrastają nowe potęgi, a stare gospodarki kapitalistyczne są w odwrocie. Jednakże Grzędowicz podlewa to dość mocnym sosem ideologicznym, chyba zbyt mocnym – czego rezultatem jest ciężkostrawna mieszanka islamofobii, eurosceptycyzmu w dość ciężkim wydaniu, krytyki klasy politycznej… I nie byłoby w tym nic złego, gdyby robić to z umiarem. Na przykład Rafał Ziemkiewicz w dawnych czasach potrafił w swoich powieściach osiągnąć na tym polu właściwe proporcje.
Im dalej w powieść, tym pojawia się coraz więcej nowych elementów, a stare są odrzucane i w zasadzie zapominane, bez większych strat dla fabuły. Norbert miotany jest od wydarzenia do wydarzenia, najpierw na Ziemi, a później – za sprawą tajemniczego i ekscentrycznego miliardera – także poza jej powierzchnią. Nie ma w zasadzie żadnego wpływu na wydarzenia, staje się trybikiem w znacznie większej machinie, co samo w sobie nie byłoby złe, ale akurat w momencie, gdy przydałoby się dokładniejsze nakreślenie tła, szczegółów pojawia się coraz mniej. Być może autor zorientował się, że powoli tekst zaczyna mu się niebezpiecznie rozrastać, więc należy szybko kończyć, by nie powtórzył się casus „Pana Lodowego Ogrodu”? To oczywiście tylko gdybanie, ale jeśli wspomnieć, że tytułowy Hel-3 pojawia się bodajże dopiero za połową powieści, a akcja przenosi się poza Ziemię dopiero w końcówce, to coś może być na rzeczy…
Oczywiście z dnia na dzień (no dobrze, na przestrzeni kilku lat), Grzędowicz nie zatracił umiejętności pisarskich. To nadal bardzo sprawny gawędziarz, który potrafi napisać i interesujący dialog, i dobrą scenę walki, i ze swadą wprowadzić czytelnika w wydarzenia. Tyle że to wszystko odbywa się na poziomie akapitu czy strony, w warstwie rzemiosła pisarskiego. Z tych literackich klocków nie układa się ani spójna opowieść, ani nawet fabuła przykuwająca uwagę na dłużej niż kilka stron od czasu do czasu.
„Hel 3” to duże rozczarowanie. Jarosław Grzędowicz przyzwyczaił czytelników, że nie schodzi poniżej pewnego poziomu, nawet jeśli opowieść mu się nieco za bardzo rozrasta. Tymczasem ta powieść sprawia wrażenie powiązanych nieco na siłę kilku pomysłów podlanych ideologią i popularnymi obecnie fobiami, ale bez osi przewodniej i panowania nad tekstem.
Sortuj: od najstarszego | od najnowszego
kurp - 08:46 26-06-2017
Bardzo dobra recenzja. Święta racja. Szczególnie przedostatni akapit zdaje się być bardzo celną diagnozą tego, co w tej książce zadziałało, a co nie.