NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"

Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

Ukazały się

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"


 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

 Ferek, Michał - "Pakt milczenia"

 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

Linki

Danielewski, Mark Z. - "Dom z liści"
Wydawnictwo: Mag
Tytuł oryginału: House of Leaves
Tłumaczenie: Wojciech Szypuła
Data wydania: Październik 2016
ISBN: 978-83-7480-609-1
Oprawa: twarda
Liczba stron: 736
Cena: 69,00 zł
Rok wydania oryginału: 2000



Danielewski, Mark Z. - "Dom z liści"

Horror o czytaniu


Na przełomie XIX i XX wieku popularność zdobył pewien osobliwy gatunek literacki, który można określić mianem powieści o pisaniu powieści. Były to utwory, jak „Pałuba” Irzykowskiego czy „Nietota” Micińskiego albo większość prozy Witkacego, w których fabuła przeplatała się z różnie sytuowanymi metatematycznymi komentarzami odautorskimi. Narracja szła zatem dwutorowo, przedstawiając pewne wydarzenia i relacjonując sam sposób ich przedstawiania. Zabieg ten przełamywał iluzję dominującego wcześniej realizmu, gdzie udawano, że tekst jest "oknem na świat", oknem z bardzo czystą szybą, pokazującym wszystko takie, jakim jest, a przynajmniej takim, jakim mogłoby być. Powieści o pisaniu powieści zapowiadały postmodernistyczny upadek wielkich narracji i dekonstrukcję obecną w tekstach kolejnej epoki.

„Dom z liści” Marka Danielewskiego to kolejny krok w tę stronę. To wyraźnie postmodernistyczna powieść, która bardziej niż o pisaniu, traktuje o czytaniu. Możemy to zauważyć już przy pobieżnej analizie konstrukcji książki.

Zacznijmy od jej centrum (jeśli oczywiście zgodzimy się ująć ją w układ centryczny, a nie np. w bardziej jej odpowiadającą formę kłącza). Will Navidson, nagradzany fotograf, postanawia porzucić wyjazdy w niebezpieczne rejony świata, aby odbudować swoje relacje rodzinne. Wraz z żoną i dwójką dzieci przeprowadza się do - jak sądzi - spokojnego domu w stanie Wirginia. Szybko jednak orientuje się, że z domem jest coś nie tak. Pojawiają się w nim pomieszczenia, drzwi i korytarze, których wcześniej nie było. Metraż i układ domu różnią się coraz bardziej od tego, co sugerowałyby jego zewnętrzne wymiary. Navidson instaluje system kamer rejestrujących wydarzenia w domu. Nagrania montuje w film noszący tytuł "Relacja Navidsona". To pierwsza warstwa przedstawianej przez Danielewskiego historii.

Później mamy szereg głosów i opinii, jakie wzbudził rzeczony film. Opinii nie byle kogo, bo mówili o nim wszyscy, ze Stephenem Kingiem, Anną Rice a nawet Jacquesem Derridą włącznie! Materiały, wraz z innymi wzmiankami i opracowaniami na temat tytułowego domu, zebrał i opracował Zampanò, ekscentryczny niewidomy mężczyzna mieszkający w Kalifornii. Opracowanie Zampanò pewnie by przepadło, gdyż zmarł on przed opublikowaniem notatek, ale na szczęście odnalazł je Johnny Wagabunda, pracownik salonu tatuażu. Wagabunda postanowił zebrać notatki Zampanò, ułożyć je i opatrzyć własnymi komentarzami, ujawniającymi jego własną historię.

Mamy zatem film (Navidsona), o którym napisano tekst (Zampanò), o którym napisano tekst (Wagabunda), który jeszcze został opatrzony kilkoma przypisami wydawców. Nawet to nie wyczerpuje wszystkich poziomów narracyjnych, bo są jeszcze wspomniane wypowiedzi Kinga, Rice czy Harolda Blooma; no i dodatki, znajdujące się na końcu książki, a wśród nich wiersze czy listy. Już w tym momencie ciężko pokrótce opisać „Dom z liści”, a sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że Danielewski zrywa z linearnością narracji, a więc dostajemy utwór fragmentaryczny, gdzie różne narracje przeplatają się ze sobą, biegną równolegle (w dwóch kolumnach) lub są zamieszczone w formie licznych przypisów (i przypisów do przypisów).

Jakby tego było mało, czytelnik musi się zmierzyć także z fizyczną formą powieści. Tekst drukowany jest różnymi fontami, niektóre wyrazy wyróżnione są innym kolorem i/lub przekreślone. Czasem kolumna tekstu zwęża się, innym razem rozdwaja. Tekst bywa zapisywany do góry nogami, po skosie albo spiralnie. Wszystko to ma jednak sens, ponieważ w „Domu z liści” sposób organizacji tekstu wiąże się z jego zawartością merytoryczną. W tym niezwykłym debiucie Danielewskiego forma jest treścią w sposób niemal dosłowny, ikoniczny.

Omawiana tu powieść jest utworem niezwykle angażującym czytelnika. Nie da się jej podczytywać w czasie krótkiej podróży autobusem (byłoby to również niewygodne ze względu na gabaryty książki). Potrzeba pewnego wysiłku, by przeniknąć warstwę formalną i zorientować się w narracji. Jednak kiedy do tego dojdzie, nie jesteśmy już na zewnątrz książki. Nasz umysł przenosi się w ten sposób do jej wnętrza i znajduje pośrodku labiryntu. Gdzie czai się Minotaur.



Autor: Aleksander Krukowski
Dodano: 2016-12-22 13:05:03
Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

ivo - 17:16 22-12-2016
ok, ale może trochę subiektywniej - podobała się, wciąga, warto po nią sięgnąć ?

Bartez - 22:05 22-12-2016
Kurcze, mam podobne do Ivo odczucia po lekturze powyższego tekstu. Panie Aleksandrze, recenzja jest ok, ale zabrakło mi w niej właśnie jednego bądź dwóch akapitów z własną oceną. Chciałbym poznać prywatną opinię kolejnej osoby o książce Danielewskiego, a tutaj w większości mamy poruszone jedynie kwestie, które w takiej, bądź podobnej formie przewijają się w innych, wcześniejszych internetowych tekstach na temat tej książki.

Tomek Morus - 23:49 22-12-2016
Podobne wrażenia jak poprzednicy - to dłuższa forma blurba, czy recenzja?:)
IMHO książka o tyle ciekawa, co przekombinowana.
Ciekawa w sferze edytorskiej, wizualnej. Niewątpliwie przyjemna w oglądaniu, przede wszystkim przez swą niecodzienną formę.
Jeżeli odsiejemy jednak całą tę zabawę postmodernistyczną i skupimy się na fabule, to jest to tylko materiał na średnie opowiadanie grozy. Takie o domu z drzwiami do dużego labiryntu, do którego ludzie wchodzą i błądzą. (A że błądzą z kamerami na ramieniu i rejestrują każdy swój krok, to otrzymujemy zbeletryzowaną formę mockumentary).
Osobiście po lekturze poczułem się zawiedziony. Chociaż tu nie bez wpływu były moje oczekiwania, jako czytelnika. O książce było przecież głośno.
Wg mnie przerost formy nad treścią, dlatego też znajomym polecam wyłącznie jako przedmiot do przeglądania. Fajnie mieć na półce (jak wszystkie hardcovery MAGa). Czytać, aby się pochwalić, jeżeli tylko macie za dużo czasu:)

romulus - 15:30 23-12-2016
Przeczytałem tę powieść i mam jak recenzent. Nie wiem, czy mi się podobała. I czy w ogóle można ją ujmować w kategorie "podobała się", "nie podobała się". Oceniam wysoko poziom edytorski, złożoność, nawet warstwy literackie. A przede wszystkim to, że nie jest ta powieść, w warstwie narracyjnej, postmodernistycznym bełkotem, w którym forma zastępuje treść. Ale "podobać się"/"nie podobać"? Nie pasuje to do niej. :)

Plejbek - 15:53 23-12-2016
A mi się podobała. Bardzo. A na półce trzymam nie dla ładnego grzbietu (to jest dopiero absurd), ale dlatego, że będę do tego wracał. To nie jest po prostu powieść grozy po oderwaniu tych "zabaw postmodernicznych". Bo narracja Navidsona nie jest tu kluczowa. Obrosła ona narracjami "zewnętrznymi" nie bez powodu. Są one niezmiernie istotne.
To taki mecz z odbiorcą. Niektórzy go podejmą bo lubią tego rodzaju gry. Niektórzy nie, bo są zwolennikami narracji standardowych albo będą wkurzeni na autora bo nie gra na ich warunkach.
Ja osobiście jestem wdzięczny MAGowi za ten powiedzmy "eksperyment". I mam nadzieję, że Danielewski jeszcze w Polsce się pojawi.

Shadowmage - 11:19 24-12-2016
A ja sobie właśnie kupiłem w ramach prezentu świątecznego i będę oceniał po świętach :P

Janusz S. - 12:36 24-12-2016
@Shadow, bój się Swaroga! Sam sobie kupujesz prezenty na święta? :shock: :drinking:

Shadowmage - 12:38 24-12-2016
Rodzina mi książek nie kupuje, bo twierdzi, że mam ich za dużo :P

Lord pro traktor - 18:17 25-12-2016
bo tam sie nie masz skupiać na fabule. to przeciez jest metaforyczne na tylu poziomach, ze sie nie da opisac. jak czytasz nieuwaznie i przez caly czas nie utrzymujesz poczucia, ze ktos cie robi w konia, to nic z tego nie wyniesiesz.
i nie jest to horror. najszybciej juz powiesc psychologiczna.
a przeciez autor ostrzega na poczatku, ze to nie jest dla ciebie.

Tomek Morus - 21:06 25-12-2016
Hej, człowiek wrzuci post, wraca po kilku dniach, a tu temat żył:)
Proszę, aby nie brać tego do siebie, ale mam nieznośnie wrażenie, że książka Danielewskiego Wielką Literaturą jest.
Tak jak z Proustem, kto przeczyta nie powie, że się wynudził, tylko będzie opowiadał się za głębokim przeżyciem, jakiego lektura dostarczyła (tak, ironizuję. Trochę).
Może jest tak jak napisał @Lord pro traktor, powinienem czuć, że ktoś robi mnie w konia. Niemniej, nie tego oczekuję od książki. Zabawa postmodernistyczna to jedno, ale nie może ona przesłaniać jądra każdej książki - fabuły. Doceniam trud, jaki włożył Danielewski w skrojenie książki. Serio. Niewątpliwie zajęło mu to setki, o ile nie tysiące godzin. Chodzi jednak o to, aby po odsianiu tych nawisów narracyjnych oczom mym ukazał się, nie, nie las. Zamysł dobrej fabuły.
Nie wszystkie narracje, jakimi obrasta relacja Navidsona wg mnie zaś coś wnoszą. Szczególnie dopiski Wagabunda, może poza pierwszymi, o sposobie, w jaki wszedł on w posiadanie zapisków Zampano, uważam za niepotrzebne. O zabawach w rodzaju dwustronnego wypisu nazwisk, czy obiektów architektonicznych, nie wspomnę.
Tym samym uważam, że książka ciekawa, niemniej przekombinowana.
PS @Plejbek zakup książek dla "ładnego grzbietu" to faktycznie niezbyt mądry, ale bibliofilski nawyk. Niejedno wydawnictwo na takich osobnikach dopina sobie rok rozliczeniowy. Żeby trzymać się tylko MAGa: kto nie zafundował sobie nowego wydania Hyperiona czy Eriksona, albo nie nabył żadnego Simmonsa czy Stephensona łakomiąc się w znacznej mierze na hardcover z obwolutą, niech pierwszy rzuci post!:P

Fidel-F2 - 21:55 25-12-2016
No to rzucam

nosiwoda - 10:12 27-12-2016
Dorzucam post. Bo owszem, kupiłem nowe wydanie Hyperiona i kupię Stephensona, mimo że oryginał 7ew (w hardcoverze, z obwolutą) przeczytałem z półtora roku temu. Kupię zatem nie z powodu HC i obwoluty, bo mi to zasadniczo zwisa, jeśli już, to wolę paperbacki.

Beata - 19:13 27-12-2016
No to i ja się dorzucę. Generalnie nie kupuję hardcoverów, albowiem mię nie kręcą, gdyż są za ciężkie i zajmują za dużo miejsca. Ale... jeśli już uprę się na egzempl papierowy (mimo preferowania ebooków, książki niektórych autorów życzę sobie mieć w papierze), to hardcovery toleruję jedynie, gdy w takiej postaci jest pierwsze wydanie, albo gdy minęłam się z paperbackiem, który teraz na aukcjach osiąga kosmiczne ceny, albo też wtedy, gdy wydawane jest nowe tłumaczenie (stosunkowo rzadki przypadek - z takim Hyperionem doczekałam do Artefaktów i bardzo to sobie chwalę).

Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS