NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (czarna)

Ukazały się

Heinlein, Robert A. - "Luna to surowa pani" (Artefakty)


 Sutherland, Tui T. - "Szpony mocy"

 Sanders, Rob - "Archaon: Wszechwybraniec"

 Reynolds, Josh - "Powrót Nagasha"

 Strzelczyk, Jerzy - "Helmolda Kronika Słowian"

 Szyjewski, Andrzej - "Szamanizm"

 Zahn, Timothy - "Thrawn" (wyd. 2024)

 Zahn, Timothy - "Thrawn. Sojusze" (wyd. 2024)

Linki

Sanderson, Brandon - "Cienie tożsamości" (wyd. 2)
Wydawnictwo: Mag
Cykl: Ostatnie Imperium
Tytuł oryginału: Shadows of Self
Tłumaczenie: Anna Studniarek
Data wydania: Marzec 2016
ISBN: 978-83-7480-637-4
Oprawa: twarda
Liczba stron: 352
Cena: 29,90 zł
Rok wydania oryginału: 2015
Tom cyklu: 5



Sanderson, Brandon - "Cienie tożsamości" #2

Rozdział drugi

„Chyba powinienem napisać wspomnienia”, czytał Wax w książeczce. „Aby opowiedzieć, jak cała sytuacja wyglądała z mojej strony. Nie tak, jak opiszą to historycy. Wątpię, żeby dobrze mnie rozumieli. Zresztą wcale nie jestem pewien, czybym tego chciał”.
Wax postukał w książkę końcem ołówka, po czym zanotował coś na luźnej kartce papieru.
– Zastanawiam się nad zaproszeniem braci Boris na wesele – powiedziała Steris, siedząca na kanapie naprzeciwko Waxa.
Mruknął coś, nie przerywając lektury.
„Wiem, że Saze nie aprobuje tego, co zrobiłem”, czytał dalej. „Ale czego się po mnie spodziewał? Z wiedzą, którą mam...”.
– Bracia Boris – mówiła dalej Steris. – To jacyś twoi znajomi, prawda?
– Zastrzeliłem ich ojca. – Wax nie podniósł wzroku znad lektury. – Dwa razy.
„Nie mogłem pozwolić, żeby zginęła. To niewłaściwe. Sądzę, że Hemalurgia jest teraz dobra. A Saze jest teraz przecież obiema stronami. Zniszczenia już nie ma”.
– I wciąż chcieliby cię zabić? – spytała Steris.
– Boris Junior przysięgał, że napije się mojej krwi. Boris Trzeci... tak, jest bratem Borisa Juniora, i nie, nie pytaj... przysięgał, że... jak to szło? Zje moje palce. Nie jest szczególnie inteligentny.
„Możemy ją wykorzystać. Powinniśmy ją wykorzystać. Prawda?”.
– W takim razie umieszczę ich na liście – stwierdziła Steris.
Wax westchnął i podniósł wzrok znad książeczki.
– Zamierzasz zaprosić moich śmiertelnych wrogów na nasz ślub – powiedział oschle.
– Kogoś musimy zaprosić – zauważyła.
Siedziała z jasnymi włosami upiętymi w kok, a sterty dokumentów związanych z organizacją ślubu i wesela otaczały ją jak dworzanie. Jej niebieska suknia w kwiatowy wzór była modna, ani trochę wyzywająca, a sztywny kapelusz trzymał się jej włosów tak mocno, jakby został przybity gwoździami.
– Z pewnością lepszym pomysłem byłoby zaproszenie ludzi, którzy nie pragną mojej śmierci. Jak słyszałem, tradycyjnie zaprasza się rodzinę.
– Skoro już o tym mowa, o ile mi wiadomo, pozostali przy życiu członkowie twojej rodziny również pragną twojej śmierci.
Miała rację.
– Ale twojej nie. A w każdym razie nic mi o tym nie wiadomo. Jeśli brakuje ci gości na przyjęcie weselne, zaproś więcej osób z twojej strony.
– Zaprosiłam wszystkich członków swojej rodziny, których zaproszenie jest stosowne – stwierdziła Steris. – Jak również wszystkich znajomych, którzy na to zasługują. – Wyciągnęła rękę po kartkę. – Ty jednak podałeś mi jedynie dwie osoby, które twoim zdaniem powinnam zaprosić. Wayne’a i kobietę imieniem Ranette... która, jak zauważyłeś, najpewniej nie spróbuje cię zastrzelić na twoim własnym weselu.
– To bardzo prawdopodobne – zgodził się Wax. – Od lat nie próbo­wała mnie zabić. A w każdym razie nie podjęła żadnej poważnej próby.
Steris westchnęła i odłożyła kartkę.
– Steris... Przepraszam, nie chciałem być niepoważny. Ranette nie sprawi problemów. Żartujemy sobie z niej, ale to moja dobra przyjaciółka. Nie zepsuje wesela, obiecuję.
– W takim razie kto to zrobi?
– Przepraszam?
– Znam cię już od roku, lordzie Waxilliumie. Akceptuję to, kim jesteś, ale nie mam złudzeń. Coś się wydarzy na naszym weselu. Jakiś oprych wpadnie do środka i zacznie strzelać. Odkryjemy materiały wybuchowe w ołtarzu. Albo ojciec Bin nagle i niespodziewanie okaże się starym wrogiem i spróbuje cię zamordować, zamiast przeprowadzić ceremonię. Tak będzie. Ja się po prostu próbuję na to przygotować.
– Mówisz poważnie, prawda? – spytał z uśmiechem Wax. – Naprawdę zamierzasz zaprosić jednego z moich wrogów, żeby móc zaplanować zamęt.
– Uporządkowałam ich pod względem stopnia zagrożenia i łatwości dotarcia – powiedziała Steris, przeglądając papiery.
– Chwileczkę.
Wax podniósł się i podszedł do Steris. Nachylił się nad nią i ponad jej ramieniem obejrzał notatki. Na każdej kartce znajdowała się szczegółowa biografia.
– Małpa Manton... Dashirowie... Na rdzę! Nieznajomy Rick. Zupełnie o nim zapomniałem. Skąd to wszystko wzięłaś?
– Twoje wyczyny są powszechnie znane – zauważyła. – I wzbudzają coraz większe zainteresowanie w społeczeństwie.
– Jak wiele czasu ci to zajęło? – spytał, przerzucając kolejne kartki.
– Chciałam być skrupulatna. Takie notatki pomagają mi myśleć. Poza tym chciałam wiedzieć, czemu poświęciłeś życie.
Właściwie to było urocze. W dość dziwaczny, typowy dla Steris sposób.
– Zaproś Douglasa Venture – stwierdził. – To w pewnym sensie mój przyjaciel, ale ma problemy z alkoholem. Możesz liczyć, że wywoła zamieszanie na przyjęciu.
– Doskonale. A pozostałe trzydzieści siedem miejsc w twojej części?
– Zaproś brygadzistów szwaczek i kowali z fabryk należących do mojego rodu – zaproponował. – I konstabli-generałów z różnych oktantów. To będzie miły gest.
– Dobrze.
– Gdybyś chciała, żebym jeszcze jakoś ci pomógł przy planowaniu ślubu...
– Nie, oficjalna prośba o poprowadzenie ceremonii, którą wysłałeś do ojca Bina, była jedynym, czego wymagał od ciebie protokół. Poza tym poradzę sobie, przynajmniej mam się czym zająć. Choć przyznam, że pewnego dnia chciałabym się dowiedzieć, co kryje się w tej książeczce, którą tak często studiujesz.
– Ja...
Frontowe drzwi rezydencji otworzyły się gwałtownie, a na schodach rozległy się głośne kroki. Po chwili do gabinetu wpadł Wayne. Tuż za nim stanął z przepraszającą miną kamerdyner Darriance.
Wayne był żylasty i średniego wzrostu, miał okrągłą, gładko ogoloną twarz i jak zawsze nosił stare rzeczy z Dziczy – choć Steris przy co najmniej trzech różnych okazjach kupiła mu nowe ubrania.
– Wayne, mógłbyś zacząć używać dzwonka – powiedział Wax.
– Nie chcę ostrzegać kamerdynera – odparł Wayne.
– I o to właśnie chodzi.
– Wścibskie małe kanalie – powiedział Wayne, zamykając drzwi przed nosem Darriance’a. – Nie można im ufać. Posłuchaj, Wax. Musimy ruszać. Strzelec w końcu zrobił ruch!
Nareszcie! – pomyślał Wax.
– Wezmę tylko płaszcz.
Wayne posłał spojrzenie Steris.
– Hej, Szalona – powiedział, skinąwszy do niej głową.
– Cześć, Idioto – odparła z podobnym kiwnięciem.
Wax zapiął pas z kaburą na eleganckim miejskim garniturze, w komplecie z kamizelką i fularem, a na wierzch zarzucił mgielny płaszcz.
– Chodźmy – powiedział, sprawdzając amunicję.
Wayne otworzył drzwi i zbiegł po schodach. Wax zatrzymał się przy sofie Steris.
– Ja...
– Mężczyzna musi mieć swoje zainteresowania – stwierdziła, unosząc kolejną kartkę. – Akceptuję twoje, lordzie Waxilliumie... ale bądź tak miły i postaraj się uniknąć postrzelenia w twarz, gdyż dziś wieczorem pozujemy do ślubnego portretu.
– Będę o tym pamiętał.
– I miej oko na moją siostrę.
– To niebezpieczny pościg – sprzeciwił się Wax, śpiesząc w stronę drzwi. – Wątpię, by Marasi brała w nim udział.
– Jeśli tak uważasz, to zaczynam wątpić w twój profesjonalizm. To niebezpieczny pościg, więc ona znajdzie sposób, by wziąć w nim udział.
Wax zawahał się przy drzwiach. Znów popatrzył na nią, a ona podniosła wzrok. Ich spojrzenia się spotkały. Miał wrażenie, że temu rozstaniu powinno towarzyszyć coś jeszcze. Jakieś pożegnanie. Czułość.
Steris chyba również to wyczuwała, ale żadne z nich się nie odezwało.
Wax odchylił głowę do tyłu, pociągnął łyk whiskey z płatkami metalu, po czym przebiegł przez balkon i przeskoczył nad balustradą. Spowolnił upadek, Odpychając się od srebrnej mozaiki na ­marmurowej podłodze holu, jego buty z hukiem uderzyły o kamień. Darriance otworzył frontowe drzwi, a Wax wybiegł na zewnątrz, by dołączyć do Wayne’a w powozie...
Znieruchomiał na schodach.
– Niech to piekło pochłonie, co to ma być?
– Pojazd silnikowy! – zawołał Wayne z tylnego siedzenia.
Wax jęknął, zbiegł po schodach i zbliżył się do machiny. Za mechanizmem kierującym siedziała Marasi w modnej lawendowej sukni zdobionej koronką. Wydawała się o wiele młodsza od swojej przyrodniej siostry Steris, choć dzieliło je zaledwie pięć lat różnicy.
Formalnie była teraz konstablem. Doradcą konstabla-generała tego oktantu. Nigdy nie wyjaśniła mu, dlaczego zrezygnowała z kariery adwokata, by zostać jednym z konstabli, ale przynajmniej nie chodziła na patrole, lecz pełniła obowiązki analityka i asystentki. W tej funkcji nie powinno jej grozić niebezpieczeństwo.
A jednak oto była. Jej oczy błyszczały przejęciem, gdy odwróciła się do niego.
– Zamierzasz w końcu wsiąść?
– Co ty tu robisz? – spytał Wax, otwierając z niechęcią drzwi.
– Prowadzę. Wolałbyś, żeby Wayne to robił?
– Wolałbym mieć powóz z dobrym zaprzęgiem.
Wax usiadł na jednym z miejsc.
– Przestań być taki staromodny. – Marasi poruszyła stopą i piekielna machina ruszyła z szarpnięciem do przodu. – Strzelec obrabował Pierwszy Bank, jak przewidywałeś.
Wax trzymał się mocno. Przewidywał, że Strzelec napadnie na bank przed trzema dniami. Kiedy do tego nie doszło, uznał, że mężczyzna uciekł do Dziczy.
– Kapitan Reddi sądzi, że Strzelec ucieknie do swojej kryjówki w Siódmym Oktancie – dodała Marasi, omijając powóz konny.
– Reddi się myli – stwierdził Wax. – Jedź do Uciekinierów.
Nie protestowała. Pojazd silnikowy łomotał i podskakiwał, aż dotarli do świeżo położonego bruku, o wiele gładszego, i wehikuł przyśpieszył. Był to jeden z najnowszych modeli, którymi zachwycały się gazety, wyposażonym w gumowe koła i silnik benzynowy.
Całe miasto się przeobrażało na ich przyjęcie. Tyle wysiłku tylko po to, by ludzie mogli jeździć tymi ustrojstwami, pomyślał Wax. Konie nie potrzebowały tak gładkich dróg – choć kiedy Marasi z dużą prędkością przejechała zakręt, musiał przyznać, że automobil bardzo łatwo skręcał.
I tak była to koszmarna i bezduszna machina zniszczenia.
– Nie powinno cię tu być – stwierdził Wax, kiedy Marasi znów skręciła.
Kobieta patrzyła przed siebie. Z tyłu Wayne wychylał się przez jedno z okien, przyciskał kapelusz do głowy i uśmiechał się szeroko.
– Zdobyłaś wykształcenie prawnicze – dodał. – Powinnaś występować na sali sądowej, a nie gonić mordercę.
– W przeszłości umiałam o siebie zadbać. Wtedy nie narzekałeś.
– Za każdym razem wydawało mi się, że to wyjątkowa sytuacja. A jednak znów tu jesteś.
Marasi zrobiła coś z dźwignią po prawej i zmieniła biegi. Wax nigdy nie zrozumiał do końca, o co w tym właściwie chodzi. Gwałtownie ominęła kilka koni, jeden z jeźdźców zaczął coś krzyczeć. Ruch sprawił, że Wax uderzył o bok pojazdu i stęknął.
– Co się z tobą dzieje? – spytała ostro Marasi. – Narzekasz na pojazd, na moją obecność, na to, że rankiem herbata jest zbyt gorąca. Można by sądzić, że podjąłeś jakąś koszmarną życiową decyzję, której teraz w głębi duszy żałujesz. Ciekawe, jaką.
Wax dostrzegł w lusterku, że Wayne unosi brwi.
– Ona może mieć rację, stary.
– Nie pomagasz.
– Nie taki był mój zamiar – odparł Wayne. – Całe szczęście wiem, o jakiej koszmarnej życiowej decyzji ona mówi. Naprawdę powinieneś kupić tamten kapelusz, który oglądaliśmy w ostatnim tygodniu. On by ci przyniósł szczęście. Mam piąty zmysł do takich spraw.
– Piąty? – spytała Marasi.
– Tak, zupełnie nie mam węchu...
– Tutaj.
Wax pochylił się i wyjrzał przez przednią szybę. Z bocznej uliczki wyfrunęła jakaś postać, wylądowała na chodniku i ruszyła naprzód szeroką ulicą.
– Miałeś rację – powiedziała Marasi. – Skąd wiedziałeś?
– Strzelec lubi być widziany – odparł Wax, wyciągając Obrońcę z kabury. – Uważa się za dżentelmena-włamywacza. Jeśli możesz, postaraj się jechać spokojnie.
Wax nie dosłyszał odpowiedzi Marasi, gdyż otworzył drzwi i wyskoczył na zewnątrz. Strzelił w dół i Odepchnął się od kuli, kierując się do przodu. Odpychanie od przejeżdżającego powozu zakołysało pojazdem, a Waxa pchnęło w bok, więc kiedy zaczął spadać, wylądował na drewnianym dachu automobilu Marasi.
Jedną ręką chwycił za przednią krawędź dachu, a rewolwer uniósł na wysokość głowy. Wiatr szarpał jego mgielnym płaszczem. Przed nim Strzelec wykorzystywał Odpychanie Stali, żeby podskakiwać nad ulicą. Wax czuł w brzuchu uspokajające ciepło spalanego metalu.
Zeskoczył z pojazdu i wzniósł się nad drogę. Strzelec zawsze dokonywał napadów w środku dnia i zawsze uciekał wzdłuż najbardziej ruchliwych dróg w okolicy. Lubił swoją wątpliwą sławę. Pewnie uważał się za niepokonanego. Bycie Allomantą czasem tak działało na ludzi.
Wax zaczął przeskakiwać nad kolejnymi pojazdami silnikowymi i powozami, mijając wznoszące się po obu stronach kamienice. Pęd wiatru, wysokość i perspektywa oczyszczały jego umysł i uspokajały równie skutecznie, jak dotyk Uspokajacza. Jego troski zniknęły i przez chwilę liczyła się jedynie pogoń.
Strzelec był odziany w czerwień, a na twarzy miał starą maskę ulicznego artysty – czarną z białymi kłami, jak demon Głębi z dawnych opowieści. I miał powiązania z Kręgiem, przynajmniej według notesu, który Wax ukradł wujowi. Po tak wielu miesiącach przydatność notesu zaczynała się wyczerpywać, ale wciąż pozostało w nim kilka perełek do wykorzystania.
Strzelec Odpychał się w stronę dzielnicy przemysłowej. Wax podążył za nim, skacząc od automobilu do automobilu. Zadziwiające, jak bezpiecznie się czuł, wznosząc się w popołudniowe niebo, w przeciwieństwie do uwięzienia w jednym z tych koszmarnych zmotoryzowanych pudełek.
Strzelec zakręcił się w powietrzu i wyrzucił garść czegoś. Wax Odepchnął się od latarni i szarpnął w bok, po czym zepchnął monety Strzelca z drogi przypadkowego automobilu jadącego dołem. Pojazd i tak gwałtownie skręcił, kierując się w stronę kanału, gdy kierowca stracił nad nim panowanie.
Na rdzę i Zniszczenie, pomyślał z irytacją Wax i Odepchnął się z powrotem w stronę automobilu. Sięgnął do metalmyśli, dwudziestokrotnie zwiększając swój ciężar, i spadł na maskę pojazdu.
Mocno.
Uderzenie wbiło przód automobilu w ziemię, przyciskając go do kamieni, spowalniając i zatrzymując, zanim zdążył wpaść do kanału. Zauważył jeszcze oszołomione twarze ludzi w środku, po czym uwolnił metalmyśl i Odepchnął za Strzelcem. Prawie go zgubił, ale na szczęście czerwony strój rzucał się w oczy. Wax zauważył mężczyznę, gdy ten wzniósł się nad niskim budynkiem, a później Odepchnął wysoko wzdłuż ściany jednego z niższych drapaczy chmur w mieście. Wax podążył za nim, patrząc, jak mężczyzna Odpycha się przez okno na najwyższym piętrze, dwunastej czy czternastej kondygnacji od ziemi.
Wax wzniósł się w niebo tak szybko, że mijane okna zaczęły się rozmywać. Wokół niego rozciągało się miasto Elendel, niezliczone chmury dymu wznosiły się nad elektrowniami, fabrykami i domami. Dotarł do najwyższego piętra i wylądował lekko na kamiennym gzymsie pod oknem sąsiadującym z tym, przez które wszedł Strzelec. Rzucił monetę w stronę tamtego okna.
Kawałek metalu odbił się od szyby. Natychmiast rozległy się strzały. Jednocześnie Wax zwiększył swój ciężar i roztrzaskał szybę w swoim oknie, po prostu opierając się o nie. Wpadł do środka, poślizgnął się na szkle i uniósł Obrońcę w stronę gipsowej ściany dzielącej go od Strzelca.
Otoczyły go przezroczyste niebieskie linie, wskazujące w tysiąc różnych stron, łączące go z każdym kawałkiem metalu w okolicy. Gwoździe, spajające elementy biurka za jego plecami, przy którym kulił się przerażony mężczyzna w garniturze. Metalowe przewody w ścianach prowadzące do elektrycznych lamp. Co najważniejsze, kilka linii znikających w ścianie sąsiedniego pomieszczenia. Były słabe, gdyż przeszkody osłabiały jego Allomantyczny zmysł.
Jedna z tych linii zadrżała, gdy ktoś po drugiej stronie odwrócił się i uniósł broń. Wax przekręcił cylinder Obrońcy.
Pocisk mgłobójca.
Wystrzelił, a później Odepchnął, rozjarzając swój metal i popychając pocisk do przodu z największą możliwą siłą. Kula przebiła ścianę, jakby była z papieru.
Metal w sąsiednim pomieszczeniu opadł na podłogę. Wax rzucił się na ścianę, znów zwiększając swój ciężar, aż popękał gips. Kolejne uderzenie ramieniem i zmiażdżył go całkowicie, przebijając się na drugą stronę. Uniósł broń i rozejrzał się w poszukiwaniu celu.
Zobaczył jedynie kałużę krwi wsiąkającą w dywan i porzucony pistolet maszynowy. To pomieszczenie było biurem, na ziemi leżało kilkoro przerażonych mężczyzn i kobiet. Jedna z urzędniczek uniosła palec, wskazując na drzwi. Wax skinął jej głową i kucnął przy ścianie obok wejścia, po czym ostrożnie zajrzał do środka.
W jego stronę ruszyła z bolesnym jękiem metalowa szafa na dokumenty. Wax zszedł jej z drogi, po czym wyskoczył i wycelował.
Rewolwer natychmiast odskoczył do tyłu. Wax chwycił go obiema rękami, ale drugie Pchnięcie wyrwało mu drugi pistolet z kabury. Jego stopy zaczęły przesuwać się po ziemi. Wax warknął przez zaciśnięte zęby, ale w końcu wypuścił Obrońcę. Rewolwer przeleciał przez cały korytarz i zatrzymał się przy resztkach szafy na dokumenty, która wbiła się w ścianę. Będzie musiał po niego wrócić, kiedy to wszystko się skończy.
Strzelec stał na drugim końcu korytarza, otoczony miękkim blas­kiem elektrycznych świateł. Krwawił z rany na ramieniu, a jego twarz wciąż kryła się pod czarno-białą maską.
– W tym mieście są tysiące kryminalistów o wiele gorszych ode mnie – zza maski dobiegł stłumiony głos – a jednak ty polujesz na mnie, stróżu prawa. Dlaczego? Jestem bohaterem zwykłych ludzi.
– Przestałeś być bohaterem przed kilkoma tygodniami. – Wax ruszył do przodu z szelestem mgielnego płaszcza. – Kiedy zabiłeś dziecko.
– To nie była moja wina.
– Pociągnąłeś za spust, Strzelcu. Może i nie celowałeś do tej dziewczynki, ale pociągnąłeś za spust.
Złodziej cofnął się o krok. Torba, którą trzymał na ramieniu, została przedziurawiona – kulą Waxa albo jakimś odłamkiem. Wysypywały się z niej banknoty.
Strzelec spiorunował go wzrokiem, choć jego oczy były ledwie widoczne w elektrycznym świetle. Trzymając się za ramię, uskoczył w bok i wpadł do kolejnego pomieszczenia. Wax Odepchnął się od szafy na dokumenty i popędził korytarzem. Zatrzymał się gwałtownie przy drzwiach, za którymi zniknął Strzelec, po czym Odepchnął się od lampy za plecami. Wbił ją w ścianę, a sam wpadł do środka.
Otwarte okno. Wax chwycił z biurka garść piór, po czym sam wyskoczył przez okno na wysokości jedenastego piętra. W powietrzu unosiły się, opadające za Strzelcem, banknoty. Wax zwiększył ciężar, próbując przyśpieszyć spadanie, ale nie miał się od czego Odepchnąć, a większy ciężar niewiele pomagał na opór powietrza. Strzelec i tak uderzył w ziemię przed nim, po czym Odepchnął się od monety, którą wcześniej wykorzystał, żeby spowolnić upadek.
Wax Odepchnął od siebie dwa pióra – z metalowymi stalówkami – które wbiły się w ziemię i spowolniły jego upadek wystarczająco, by nie zrobił sobie krzywdy.
Strzelec oddalał się, przeskakując nad ulicznymi latarniami. Nie miał na ciele żadnego metalu, który Wax mógłby wyczuć, ale poruszał się o wiele wolniej niż wcześniej i pozostawiał za sobą ślady krwi.
Wax podążał za nim. Strzelec bez wątpienia kierował się w stronę Uciekinierów, slumsu, w którym ludzie wciąż go chronili. Nie obchodziło ich, że podczas rabunków coraz częściej uciekał się do przemocy – cieszyli się, że okradał tych, którzy na to zasługiwali.
Nie mogę pozwolić, by dotarł do bezpiecznego miejsca, pomyślał Wax, Odpychając się do góry nad latarnią, a później do przodu, by zwiększyć prędkość. Zbliżał się do ofiary, która co jakiś czas gorączkowo oglądała się za siebie. Wax uniósł jedno z piór, zastanawiając się, jak wielkim ryzykiem byłaby próba trafienia nim Strzelca w nogę. Nie chciał zadać śmiertelnego ciosu. Ten człowiek coś wiedział.
Slumsy były tuż przed nimi.
Kolejny skok, pomyślał Wax, ściskając pióro. Przechodnie na chodnikach patrzyli w górę, obserwując Allomantyczny pościg. Nie mógł ryzykować, że trafi jednego z nich. Musiał...
Jedna z tych twarzy wyglądała znajomo.
Wax stracił panowanie nad Odpychaniem. Oszołomiony tym, co zobaczył, z trudem uchronił się przed połamaniem kości, kiedy uderzył w ziemię i przetoczył się po bruku. Znieruchomiał, a pasma mgielnego płaszcza zwinęły się wokół jego ciała.
Podniósł się na kolana.
Nie. NIEMOŻLIWE. Nie.
Przedostał się na drugą stronę ulicy, ignorując zdenerwowanego czarnego wierzchowca i jego przeklinającego jeźdźca. Ta twarz. Ta twarz.
Kiedy po raz ostatni widział tę twarz, celował w jej czoło. Krwawy Garbarz.
Człowiek, który zabił Lessie.
– Był tu mężczyzna! – krzyknął Wax, przepychając się przez tłum. – Długie palce, rzadkie włosy. Twarz prawie jak czaszka. Widzieliście go? Czy ktoś go widział?
Ludzie gapili się na niego, jakby zwariował. Może tak właśnie było. Wax uniósł dłoń do głowy.
– Lordzie Waxilliumie?
Obrócił się. Marasi zatrzymała w pobliżu automobil i właśnie wysiadała z niego z Wayne’em. Udało jej się śledzić go w czasie pościgu? Nie... nie, wcześniej powiedział jej, dokąd jego zdaniem kierował się Strzelec.
– Wax, stary? – zagadnął go Wayne. – Wszystko w porządku? Co on zrobił? Zrzucił cię z powietrza?
– Coś w tym rodzaju – mruknął Wax i rozejrzał się po raz ostatni.
Na rdzę, pomyślał. Nerwy zżerają mi umysł.
– Udało mu się uciec – powiedziała Marasi z wyraźnym niezadowoleniem i zaplotła ręce na piersi.
– Jeszcze nie – sprzeciwił się Wax. – Krwawi i gubi pieniądze. Zostawi ślad. Chodźcie.



Dodano: 2016-04-13 11:07:47
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Lee, Fonda - "Dziedzictwo jadeitu"


 Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia"

 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS