NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Le Guin, Ursula K. - "Lawinia" (wyd. 2023)

Miela, Agnieszka - "Krew Wilka"

Ukazały się

Kingfisher, T. - "Cierń"


 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

 Pilipiuk, Andrzej - "Czasy, które nadejdą"

 Szmidt, Robert J. - "Szczury Wrocławia. Dzielnica"

 Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"

Linki

Szmidt, Robert J. - "Łatwo być Bogiem"
Wydawnictwo: Rebis
Cykl: Pola dawno zapomnianych bitew
Kolekcja: Horyzonty zdarzeń
Data wydania: Sierpień 2014
ISBN: 978-83-7818-559-8
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Format: 132x202
Liczba stron: 416
Tom cyklu: 1



Szmidt, Robert J. - "Łatwo być Bogiem" #3

TRZY

System New Rouen, Sektor Victor,
27.06.2354

Wyszli z nadprzestrzeni w dużej odległości od gwiazdy oznaczonej na mapach Federacji symbolem V3a13, kilkanaście stopni poza płaszczyzną ekliptyki tutejszego układu planetarnego, na skraju wyliczonego pola bezpieczeństwa. Nomada, wciąż zwalniając, leciał ku Delcie - czwartej planecie systemu - z dala od ewentualnych wrakowisk. Współczesne systemy koordynacji danych pozwalały na obliczanie skoków z dokładnością do miliarda mil na rok świetlny, mogli się więc zbliżyć do każdego systemu bez potrzeby korzystania ze stałych punktów tranzytowych i związanego z tym ryzyka natrafienia na pozostałości dawnych bitew albo wciąż aktywne pułapki zastawiane przez obrońców.
Trzeciego dnia po przybyciu na miejsce Morrisey pojawił się na górnym pokładzie i zasiadł w sfatygowanym fotelu dowódcy. Annataly i Iarrey wciąż zbierali i segregowali dane z sond dalekiego zwiadu, które wystrzelono dwie doby wcześniej w kierunku wszystkich dołków Lagrange'a w systemie. Bourne i Nike czekali na rozwój wydarzeń przy zapasowych konsolach, sprawdzając od czasu do czasu wybrane odczyty. Kapelana i pozostałych kadetów na razie nie wybudzono. Systemy Nomady wykorzystały czas potrzebny na wyhamowanie po wyjściu z nadprzestrzeni, aby starannie przebadać docelowy system. Teraz należało jedynie zinterpretować dane i przystąpić do działania.
- Kiedy będziemy mieli pełen obraz sytuacji? - zapytał Morrisey, ledwie zapiął pasy.
- Za plus minus pięć minut standardowych - odparł Iarrey. Kapitan pokiwał głową i włożył do ust oliwkową bryłkę czegoś, co najwyraźniej służyło do żucia.
- Czekam, panie pierwszy - powiedział, splunąwszy soczyście na kratownicę pod głównym ekranem.
- Przecież nie minęła nawet minuta - żachnął się Iarrey. - Zależy, jak na to patrzeć - stwierdził enigmatycznie kapitan, aktywując panoramicon.
Obłe ściany mostka zmieniły zabarwienie i w kilka sekund stały się przezroczyste. W czasie lotu nad planetą wrażenie dezorientacji występuje u paru procent doświadczonych astronautów, w pustce nie ma takiego problemu. Tutaj nic nie zakłóca błędnika, zwłaszcza gdy widok sprzętów w sterowni pozwala ustalić hipotetyczny pion.
Centrum układu planetarnego z pojedynczą gwiazdą klasy G2V znajdowało się przed dziobem okrętu. Komputer wyświetlił na ekranach opalizujące zielenią orbity wszystkich planet i ich satelitów, zaznaczył też na czerwono trasy większości ciał niebieskich przemierzających tę część układu w odwiecznej podróży przez wszechświat. Trochę tego śmiecia było, ale nie aż tyle, żeby musieli się przejmować.
- Skupisko właściwe znajduje się na orbicie czwartej planety - zameldował chwilę później Iarrey. - Większość wrakowiska, jakieś dziewięćdziesiąt siedem procent przewidywanej masy, pozostaje w strefie równowagi. Mam jednak trochę odczytów na zewnątrz dołka. Złom z pogranicza zaczyna się już wydostawać z pułapki grawitacyjnej. Jeszcze parę lat i...
- Nie filozofuj, Iarrey - przerwał mu dowódca. - Co z polami minowymi?
- Sondy poszły czterdzieści siedem godzin temu, zlokalizowaliśmy szesnaście z dwudziestu zapór, o jakich mówiły przejęte raporty kolonistów. Pozostałe cztery mogą już nie istnieć...
- Jeszcze się nie zdarzyło, żeby całe pole minowe zniknęło albo zostało zdetonowane - mruknął Morrisey, zaciskając metalowe palce protezy. - Nie ruszę dupy z fotela, dopóki nie będę znał położenia wszystkich przeszkód.
Iarrey zbył tę uwagę wzruszeniem ramion i jakby nigdy nic nadal sprawdzał napływające dane.
- Co robimy z namierzonymi polami? - zapytał po chwili. - A co możemy z nimi zrobić? - mruknął poirytowany Morrisey. - Pozbądź się tego gówna.
W próżni dźwięk się nie rozchodzi, za to widoki są piękne - tak jeden z wykładowców akademii zachwalał uroki nawigacji systemowej. Teraz jego słowa nabrały dodatkowej głębi. Miriady towarzyszących sondom nanoszperaczy wbiły się w pola min nuklearnych, które sto trzydzieści lat wcześniej miały bronić dostępu do punktu tranzytowego na domniemanych wektorach podejścia. Atramentowa czerń pustki kosmicznej rozbłysła nagle milionem barw. Nie przypominało to ogni sztucznych, ale było na swój sposób urzekające. Dziesiątki zlewających się eksplozji, gasnąca powoli plazma, halo o barwach znacznie żywszych niż kolory tęczy. Gdyby wtedy, przed ponad wiekiem, istniała dzisiejsza technologia, zespół uderzeniowy numer jeden przeszedłby przez pola minowe jak promień lasera przez papier. Admirał Tahomey mógł jednak liczyć wyłącznie na szczęście i dlatego teraz aż sto osiemdziesiąt najrozmaitszej wielkości wraków krążyło po orbicie planety, której prawdziwej nazwy nikt już nie pamiętał.
- Mamy namiary na resztki czterech pól, w które wszedł ze
spół uderzeniowy numer jeden - zameldowała Annataly, która również zajmowała się obróbką danych. - W zasadzie nie istnieją. Szczątki zniszczonych okrętów aktywowały większość min pozostałych po przejściu zespołu, a te, które nie zostały zdetonowane wtedy, pewnie i tak już nie wybuchną.
- Nigdy nie ma takiej pewności, skarbie - mruknął Morrisey. - Co z odczytami mówiącymi o aktywnych minach wewnątrz wrakowiska?
- Jest ich nie więcej niż dziesięć - odparła Annataly.
- Daj podgląd!
- Tak jest. - Na panoramiconie pojawiły się kolejne obrazy ilustrujące położenie hipotetycznych niewypałów.
- Panie Bourne?...
To wystarczyło, by porucznik uraczył wszystkich krótkim wykładem o sposobach neutralizacji min. Roiło się w tej gadce od terminów technicznych i wzorów matematycznych, ale sens był prosty i można go było zawrzeć w kilku słowach: nie da się użyć kolapsarów do zdalnego ściągnięcia całego śmiecia bez ryzyka przypadkowej eksplozji i rozrzucenia szczątków poza strefę.
- Kiedy będziemy mieli na miejscu holosondy? - zapytał Morrisey.
- Pierwsza fala jest już na orbicie i właśnie dociera do dołka Lagrange'a - odpowiedział jak zwykle spokojnie Iarrey.
Mikrosondy sieci holowizualnej pozwalały na sporządzenie trójwymiarowej mapy badanego sektora i niezwykle dokładną ocenę sytuacji.
- Rzućmy okiem... - Kapitan przełączył panoramicon na widok transmitowany przez zsynchronizowane kamery sond.
W mgnieniu oka znaleźli się w samym środku wrakowiska. Zniszczone okręty dryfowały na przestrzeni setek tysięcy mil sześciennych wokół punktu Lagrange'a, tworząc niesamowity, ale niezwykle stabilny wir metalowych konstrukcji. Z większości jednostek, zwłaszcza tych mniejszych, zostały tylko strzępy - procesy destrukcji zainicjowane przez laserowe salwy wroga dokończyła sama natura. Niekończące się kolizje z innymi wrakami zamieniły dumne niegdyś okręty w kupę poskręcanych szczątków. W milczeniu oglądali kolejne, niewiele różniące się od siebie ujęcia; czasem dało się uchwycić rozprute i wybebeszone kadłuby korwet i niszczycieli, ale wszystkie były zbyt zniszczone, by warto było do nich zaglądać.
- Witam w piekle pana Lagrange'a - rzucił z sarkazmem rozparty wygodnie Morrisey. - Tu, gdzie skarby przeszłości czekają na odkrywców, a śmierć na frajerów.
Rejestratory sond przekazywały do sterowni dalsze, niemal identyczne ujęcia pola bitwy, która zakończyła się sto trzydzieści lat wcześniej. Iarrey lokalizował miny i przygotowywał się do zdalnego zdetonowania tych, w których pobliżu nie było nic godnego zainteresowania.
Przeglądali wrakowisko systematycznie, lecz dopiero po kwadransie zobaczyli coś wartego uwagi. Pękaty kadłub antycznego pancernika wynurzył się majestatycznie ze stożka cienia planety. Morrisey, który właśnie podawał kody aktywacyjne dla szperaczy mających zneutralizować namierzone w tym sektorze miny, natychmiast kazał przenieść to ujęcie na panoramicon i usunąć okna mniej istotnych przekazów. Najbliższe sondy znajdowały się zaledwie kilkanaście mil od dobrze zachowanego dziobu pancernika, dlatego Nike nie miał problemu ze zidentyfikowaniem wciąż czytelnego numeru. Dostrzegł nawet część nazwy, która dla wielu ludzi wciąż jeszcze była symbolem zwycięskiej walki o zjednoczenie. Olbrzymi okręt wydawał się nietknięty. Tak potężnego pancerza nie mogły pokonać nawet uderzenia kilkutonowych fragmentów innych wraków, a większych odłamków w tej części dołka Lagrange'a - prócz admiralskiego okrętu flagowego - na razie nie widzieli. Obracający się wolno wzdłuż własnej osi pancernik wypełnił wkrótce cały ekran. Zdawało się, że płynie tuż nad sterownią Nomady, choć w rzeczywistości oba statki dzieliło więcej niż miliard mil.
Rozparty w fotelu Morrisey uśmiechnął się władczo. - Panie Stachursky, co my tu mamy? - zapytał.
- FSS Odyn, numer burtowy FSBS 061, flagowy okręt admirała Tahomeya - wyrecytował z pamięci Nike. - Milion sto sześćdziesiąt tysięcy ton masy, długość kadłuba właściwego osiemset dziesięć metrów, średnica w najgrubszym miejscu siedemdziesiąt dwa metry, uzbrojenie...
- Wystarczy - przerwał mu nadal uśmiechnięty Morrisey. - Oto nasze Eldorado! Pokąsany, ale nie schrupany do kości... - Sztuczna ręka kapitana wskazała na lewą dolną część ekranu.
Spojrzeli tam i zobaczyli pociemniałe, poszarpane krawędzie pierwszej z ogromnych dziur w poszyciu, która ciągnęła się od śródokręcia aż po przewężenie sekcji maszynowej.



Dodano: 2014-08-28 13:25:11
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS