NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

LaValle, Victor - "Samotne kobiety"

Heinlein, Robert A. - "Luna to surowa pani" (Artefakty)

Ukazały się

Iglesias, Gabino - "Diabeł zabierze was do domu"


 Richau, Amy & Crouse, Megan - "Star Wars. Wielka Republika. Encyklopedia postaci"

 King, Stephen - "Billy Summers"

 Larson, B.V. - "Świat Lodu"

 Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)

 Kade, Kel - "Los pokonanych"

 Scott, Cavan - "Wielka Republika. Nawałnica"

 Masterton, Graham - "Drapieżcy" (2024)

Linki

Reynolds, Alastair - "Północ galaktyki"
Wydawnictwo: Mag
Cykl: Przestrzeń objawienia
Tytuł oryginału: Galactic North
Tłumaczenie: Grażyna Grygiel, Piotr Staniewski
Data wydania: Marzec 2014
Wydanie: I
Oprawa: miękka
Format: 135x200
Liczba stron: 408
Cena: 35,00
Rok wydania oryginału: 2006
Wydawca oryginału: Orion



Reynolds, Alastair - "Północ galaktyki"

Jeśli ten zbiór jest pożegnaniem z twórczością Alastaira Reynoldsa w Polsce, to jest to pożegnanie w znakomitym stylu. Wielu rzeczy, na szczęście, zdarza mi się jeszcze nie rozumieć. Jeśli chodzi o fantastykę (w ogólności), nigdy nie rozumiałem fenomenu „Firefly” i właśnie tego, że Alastaira Reynoldsa w Polsce nikt nie chce czytać. Uściślając: czytają go tak nieliczni, że wydawnictwu MAG nie opłaca się tego pisarza w Polsce wydawać. Może powinno to dziwić, a może nie. W kwestie gustu nie ma co wchodzić, a do czytania Reynoldsa nie jestem w stanie nikogo zachęcić. W związku z tym i pisanie tej recenzji wydaje mi się sztuką dla sztuki. Niestety.

O twórczości Alastaira Reynoldsa mogę napisać krótko, że to fantastyczna rozrywka najwyższej próby. Idealnie pośrodku. Nie schlebiająca masowym gustom, ale nie popadająca w formę snobistyczną. Daleka od przaśnego fantastycznego cekiniarstwa, dajmy na to, Michaela Cobleya. Gdzieś pomiędzy Gregem Eganem a Peterem F. Hamiltonem.

W Polsce, poza luźnymi opowiadaniami rozrzuconymi w antologiach, czytelnicy mieli okazję poznać tylko kilka powieści Reynoldsa: "Przestrzeń objawienia", "Migotliwa wstęga. Pościg", "Migotliwa wstęga. Odwet", "Arka odkupienia. Zdrada", "Arka odkupienia. Wyścig", "Otchłań rozgrzeszenia". Do tego luźniej związany z nimi "Prefekt" i zbiorek "Diamentowe psy. Turkusowe dni". W zasadzie tylko „Przestrzeń...”, „Arkę...” i „Otchłań...” należy czytać jako jedną całość. Pozostałe pozycje można czytać w dowolnej kolejności. Nie inaczej jest ze zbiorem "Północ galaktyki" – nieznajomość powieści nie przeszkadza i nie wybija z rytmu. Co najwyżej nie rozumie się nawiązań, ale to i tak teksty dobre same w sobie.

Niniejszy zbiór zawiera osiem utworów. Wszystkie osadzone są w uniwersum wykreowanym przez „Przestrzeń Objawienia”. Opowiadania ułożone są chronologicznie w stosunku do fabuły tych trzech powieści. Ale, co powtarzam, czytelnik niewiele straci nie znając ich. A ci, którzy znają, zyskają uzupełniającą wiedzę odnośnie niektórych wydarzeń z tamtych powieści. I tak w „Wielkim Murze Marsa” pojawi się Neil Clavain jeszcze z czasów tuż przed przystąpieniem do Hybrydowców (ludzkiej frakcji, która przy pomocy technologii osiągnie Transoświecenie – jedność umysłową). Tekst opowiada o spotkaniu z przywódczynią tego odłamu, Galianą i konsekwencjach. Podobnie jest w opowiadaniu „Wśród lodów”, w którym Clavain będzie rozwiązywał zagadkę śmierci na stacji badawczej. „Szpieg na Europie” powiązany jest z opowiadaniem „Zwierzyniec Grafenwaldera” i obydwa teksty uzupełniają się tworząc trochę podszytą grozą opowieść o zemście (nawiązując także do minipowieści „Diamentowe psy”).

Najlepszym opowiadaniem w zbiorze jest „Pogoda”. Pierwszy raz czytałem to opowiadanie kilka lat temu i urzekło mnie tym, że jest to nietypowa dla Reynoldsa opowieść miłosna. Nietypowa, bo trudno w jego twórczości znaleźć bardziej liryczne elementy od tych, którymi posługuje się w „Pogodzie”. Tytuł oryginalny to „Weather” i brzmiał mi lepiej właśnie w oryginale. To słowo w obcym brzmieniu lepiej oddaje obcość tytułowej bohaterki, ale w polskim przekładzie niczego więcej nie gubi, poza tą obcością. Oczywiście nie jest to typowa liryka. Ale ma w sobie tęsknotę i smutek, które świetnie „wybrzmiewają” w kosmicznej, mrocznej pustce. Z kolei „Sen dylatacyjny” to opowiadanie najkrótsze, o „nadzorcy” zamrożonych ciał śpiących na statku kosmicznym mknącym przez mrok kosmosu w długiej podróży będącej ucieczką przed Parchową Zarazą (cóż to jest, wiedzą czytelnicy ww. powieści). Świetne, przewrotne i nieco perwersyjne w finale jest opowiadanie „Nightingale” opisujące misję grupy najemników tropiących zbrodniarza wojennego (chodzi o wojnę ze Skraju Nieba, której przyczyny znają czytelnicy „Migotliwej Wstęgi”). I wreszcie ostatnie, tytułowe. To historia trwającej tysiąclecia pogoni, która jest w pewien sposób uwarunkowana genetycznie. Dla czytelników powieści dodatkowy smaczek – opowiadanie to rozgrywa się na marginesach fabuł wspomnianych trzech powieści, ale w finale stanowi pewien epilog do wydarzeń, które zakończyły „Otchłań Rozgrzeszenia”.

Wielką zaletą zarówno powieści Reynoldsa, jak i zbioru „Północ Galaktyki” jest to, że stanowią one odrębne całości, ale razem tworzą, niczym puzzle, obraz doskonale przemyślanego uniwersum. Autor pisze o tym w prologu, ale czytelnik znający jego twórczość stwierdzi to sam. Każda z opowieści stanowi odrębną całość, niemal niezależną od innych. Ale w połączeniu składają się one na kompletną, spójną i fascynującą opowieść. W powieściach, które w Polsce się nie ukazały autor już nie tworzy uniwersum tak rozbudowanego. Wyjątkiem będzie zapewne trylogia „Poseidon's Children” (ukazały się dotychczas jej dwie części - „Blue Remembered Earth” i „On The Steel Breeze”), ale i te powieści, objętościowo chociażby (ale i fabularnie także), prezentują wszechświat w nieco mniejszej (i innej) skali niż w dotychczasowej twórczości Reynoldsa znanej w Polsce.

Nigdy nie można mówić „nigdy”, a zatem mam nadzieję, że jeszcze kiedyś twórczość Alastaira Reynoldsa powróci na nasz rynek w polskim przekładzie. Może znajdzie się jakieś wydawnictwo, które podejmie się daremnej (a może nie) próby wydania kolejnych powieści tego autora. Albo chociaż „Century Rain” i „House Of Suns”. O trylogii „Poseidon's Children” nawet nie marzę. W pierwszej wersji tej recenzji poświęciłem sporo miejsca na hejt skierowany pod adresem polskich czytelników fantastyki, ale ostatecznie darowałem go sobie. Niczego nim nie zmienię. A i twórczość Alastaira Reynoldsa broni się sama, jeśli ktoś zada sobie dość trudu, aby ją poznać. Tak właśnie, trudu. To nie są lekkie, łatwe i przyjemne lektury. Autor ani w opowiadaniach, ani w powieściach nie idzie na łatwiznę i czarowanie tanim gadżeciarstwem. Zatem napiszę tylko, abyście nie czytali „Północy Galaktyki”. Nie ma sensu. Po co się męczyć. Lepiej przeczytać w tym czasie jakąś tanią space operę, pulpową fantastykę. A Reynolds niech dołączy do innych niedocenionych i zapomnianych już w Polsce mistrzów tego „podgatunku” fantastyki nazywanego niefortunnie space operą: Iaina M. Banksa, czy Waltera Jona Williamsa.



Autor: Roman Ochocki
Dodano: 2014-04-10 22:47:12
Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

niepco - 09:13 11-04-2014
Nic dodać, nic ująć. Trafiłeś pan w sedno, panie Ochocki! Jedna uwaga: nadzieja umiera ostatnia...

Haribo - 11:57 11-04-2014
Romulus nie zawodzi. Fajna recenzja od prawdziwego fana dobrej sf. Ze współczesnej sf w klimatach kosmicznych tylko "Ślepowidzenie" jest lepsze od Reynoldsa. A reszta to bida z nędzą. No chyba, że ten Mcauley coś zmieni. Czekamy na recenzję!

MaestroMat - 21:30 11-04-2014
Dobra recenzja dobrej książki dobrego pisarza.

Polaris74 - 11:07 12-04-2014
Zgadzam się w pełni z wysoką oceną twórczości Reynoldsa. Bez dwóch zdań gość pisze znakomite powieści fantastycznonaukowe (opowiadania zresztą również). Natomiast zupełnie nie rozumiem owej nutki elitaryzmu i protekcjonalnego patrzenia z góry na czytelników gustujących dajmy na to w Hamiltonie, lub Weberze. No i bez przesady z domniemanym "trudem" czytania Reynoldsa. Ostatecznie jest to komercyjne pisarstwo s-f a nie doktorat z fizyki kwantowej.

Shadowmage - 13:44 12-04-2014
Po części może wynikać to z faktu, że większość czytelników przysłowiowego Webera odbija się jednak od Reynoldsa (sprzedaż to pewnie różnica rzędu wielkości). Ba, sądząc z nieregularnego wydawania Hamiltona i tenże stanowi zbyt duże wyzwanie. Tłumaczyć to można dwojako: albo Weber lepiej pisze, albo Reynolds pisze za trudno. Z punktu widzenia fana tego drugiego brana pod uwagę może być tylko jedna opcja :)

romulus - 14:01 12-04-2014
Weber pisze przede wszystkim słabo. A co do elitaryzmu - tak, nie będę się wstydził tego :) Choć sam posiadam w swoich zbiorach twórczość Petera F. Hamiltona i bardzo ją cenię. Natomiast przy Webberze wysiadam przede wszystkim psychicznie :) Nie jestem w stanie czytać i szukać przyjemności w tym męczącym infantylnym stylu. To są powieści dla uczniów podstawówek i gimnazjów. Nikogo nie obrażając. Nie mój target po prostu: zbyt proste, toporne, kiepskim stylem pisane. Fabuły Hamiltona również pełne są słabości (głównie w trylogii Świt Nocy), ale jest on pisarzem o kilka poziomów lepszym od Webbera i można mu wybaczyć nieudane pomysły. Jeśli już piszemy o Webberze - to Ian Douglas jest od niego znacznie lepszy (jeśli szukać pisarza z tego samego poziomu czy piszącego powieści o takim samym ciężarze gatunkowym). Wspominałem o mankamentach jego powieści, ale w gruncie rzeczy można je pominąć. Jesli się szuka niewyszukanej, ale świetnie podanej rozrywki - Douglas jest jak znalazł. I potrafi (przynajmniej mnie) zaskoczyć dobrze dopracowanymi pomysłami i tym, że potrafi zaskoczyć nawet w powieści będącej 4 tomem cyklu i powtarzając przy tym wcześniejsze schematy.

mr.maras - 14:19 12-04-2014
Jestem wiernym fanem Reynoldsa od pierwszej strony "Przestrzeni objawienia". Nie pojmuję dlaczego polscy czytelnicy nie docenili jego twórczości i niestety nie świadczy to najlepiej o gustach czytelniczych fanów science-fiction w Polsce.

sujag - 15:12 12-04-2014
Z przyjemnością dołączam do grona wielbicieli Reynoldsa ( swoją drogą Pan Miszkurka mógłby powiedzieć, czy jest to finansowa wtopa czy też nie ). Skoro po nastu latach doczekałem się Skoków, to może i z Reynoldsem będzie podobnie i pozostałe jego pozycje zostaną w Polsce wydane. Podobnie jak recenzent, równie wysoko cenię sobie Iaina M. Banksa i Waltera Jona Williamsa i byłbym wręcz zachwycony gdyby cykl Kultura znalazł wydawcę-kontynuatora.
Romulus - wszystkie minusy, które przypisałeś Weberowi ( moim zdaniem sporo w tym przesady, bo chociażby w kwestii pomysłów taktycznych i strategicznych Weber jest znakomity ) ja znajduję u Hamiltona, który dla mnie jest rozmemłanym marudą.

Shadowmage - 15:27 12-04-2014
AM chyba kilka razy mówił, że to raczej nieopłacalny biznes. Zresztą fakty mówią same za siebie - jakby Reynolds zarabiał, to by go wydawali.
A Weber (przynajmniej w pierwszym tomie) rozgrywa wszystkie bitwy jak Forester - w dwóch wymiarach. Zresztą to popularny błąd (ale i pewnie bitwę w przestrzeni a nie na płaszczyźnie znacznie trudniej opisać w klarowny sposób).

sujag - 16:54 12-04-2014
Naśladowanie mistrzostwa Forestera odbieram tylko jako wielki plus, dwuwymiarowość bitew kosmicznych aż taki mi u Webera nie doskwierała ( chyba bardziej n-wymiarowy :) jest Campbell ale i on idzie na duże skróty - dla mnie pomysł floty, która walczy jak banda kretynów uznając, że jedynym możliwym sposobem prowadzenie wojny jest frontalny atak, jest dyskwalifikujący ), bardziej mnie mierziły niekończące się dywagacje polityczno obyczajowe.
Co by nie mówić, o Reynoldsie warto wspominać przy każdej okazji, może ilość czytająco - kupujących się zwiększy :) ?

rybieudka - 22:25 15-04-2014
Ja swoją recenzję "Północy Galaktyki" popełniłem dziś, więc z czystym sumieniem mogłem wreszcie przeczytać tekst Romka:) Btw. czy Wasze egzemplarze też są wydrukowane jakby po taniości? Bo mam wrażenie, ze MAG trochę tu przyoszczędził na jakości. Rozmazane litery, czerń okładki jakaś taka szarawa itp. Szkoda, bo same opowiadania są pierwsza klasa. Moje osobiste szczęście w nieszczęściu, że parę "Reynoldsów" mam jeszcze zaległych. ale nadrabiać będę prawdopodobnie asap.

romulus - 18:49 16-04-2014
Czyli tak jak wszystkie powieści Reynoldsa w Polsce :)

Falcon64 - 17:47 25-04-2014
Do kilku szanownych forumowiczów, którzy prześcigają się w porównaniach do twórczości Webera (niemal zawsze niepochlebnych): odnoszę wrażenie, że gdyby Reynolds był wydawany przez Rebis, a Weber przez Mag-a, z łatwością byście przewartościowali swoje "obiektywne" opinie.

lmn - 19:26 25-04-2014
Wojna fanbojów wydawnictw - to ci dopiero!

nosiwoda - 20:09 25-04-2014
Falcon64 pisze:Do kilku szanownych forumowiczów, którzy prześcigają się w porównaniach do twórczości Webera (niemal zawsze niepochlebnych): odnoszę wrażenie, że gdyby Reynolds był wydawany przez Rebis, a Weber przez Mag-a, z łatwością byście przewartościowali swoje "obiektywne" opinie.

Śmiem wątpić. Rebis wydaje też fajne serie, nikt tu nie potępia tego wydawnictwa w czambuł. A MAGowi zdarzają się wtopy czy świadome wydawanie kasowej szmiry. Więc luzik.

Falcon64 - 11:40 26-04-2014
Nie sugeruję wojny wydawnictw, jednak dość zgodny chórek uznający Webera za grafomana (może zbyt dosadnego słowa tu użyłem, ale w tym kierunku zmierzają komentarze) i stawiający o wiele wyżej Reynoldsa (w tym konkretnym przypadku, bo wątki antyweberowskie pojawiają się też na innych stronach) wygląda przynajmniej na dawanie wyrazu uprzedzeniom. Natomiast moje wtrącenie nt. wydawnictw wynika z obserwacji relacji/dysproporcji ocen negatywnych do pozytywnych, które IMO odbiegają od prób obiektywizowania. Inaczej mówiąc, autorzy ze stajni Mag-a łatwiej uzyskują wysokie oceny niż autorzy ze stajni Rebisu; autorzy o zbliżonym poziomie pisarstwa są sobie przeciwstawiani. Dla zilustrowania zacytuję romulusa: "Natomiast przy Webberze wysiadam przede wszystkim psychicznie :) Nie jestem w stanie czytać i szukać przyjemności w tym męczącym infantylnym stylu. To są powieści dla uczniów podstawówek i gimnazjów. Nikogo nie obrażając. Nie mój target po prostu: zbyt proste, toporne, kiepskim stylem pisane. Fabuły Hamiltona również pełne są słabości (głównie w trylogii Świt Nocy), ale jest on pisarzem o kilka poziomów lepszym od Webbera i można mu wybaczyć nieudane pomysły."
Nie mam nic do Hamiltona (stawiam go zresztą wyżej od Reynoldsa), ale "kilka poziomów" oddaje skalę uprzedzeń...

toto - 12:39 26-04-2014
Weber zapadł mi w pamięci po tej wymianie zdań. Do fanów Reynoldsa nie należę, ale w jego książkach nie spotkałem się z czymś równie zbędnym (i infantylnym i pokracznym). I teraz wierzę, że Stephenson w Reamde mógł postać Szkieletora wzorować na żyjących autorach.

Shadowmage - 12:52 26-04-2014
Weber to taki autor-wytrych - najbardziej popularny z szerszego grona twórców militarnych space oper, ze wszystkimi plusami i minusami tej literatury. Mnie osobiście zmęczył pierwszym tomem HH (więcej jego fantasy przeczytałem :shock:, a wcześniej w sumie nawet podobały mi się "Marsze" napisane razem z Ringo) - akurat wtedy czytałem również Hamiltona (z Zyska) i Reynoldsa (z Maga - ale jeszcze przed "modą" na to wydawnictwo). Wolałem ich, chociaż teraz też już raczej zeszli z orbity moich zainteresowań. W każdym razie dla każdego coś miłego. Są gorsi pisarze niż Weber :P

romulus - 20:00 29-04-2014
Falcon64 pisze:Nie sugeruję wojny wydawnictw, jednak dość zgodny chórek uznający Webera za grafomana (może zbyt dosadnego słowa tu użyłem, ale w tym kierunku zmierzają komentarze) i stawiający o wiele wyżej Reynoldsa (w tym konkretnym przypadku, bo wątki antyweberowskie pojawiają się też na innych stronach) wygląda przynajmniej na dawanie wyrazu uprzedzeniom. Natomiast moje wtrącenie nt. wydawnictw wynika z obserwacji relacji/dysproporcji ocen negatywnych do pozytywnych, które IMO odbiegają od prób obiektywizowania. Inaczej mówiąc, autorzy ze stajni Mag-a łatwiej uzyskują wysokie oceny niż autorzy ze stajni Rebisu; autorzy o zbliżonym poziomie pisarstwa są sobie przeciwstawiani. Dla zilustrowania zacytuję romulusa: "Natomiast przy Webberze wysiadam przede wszystkim psychicznie :) Nie jestem w stanie czytać i szukać przyjemności w tym męczącym infantylnym stylu. To są powieści dla uczniów podstawówek i gimnazjów. Nikogo nie obrażając. Nie mój target po prostu: zbyt proste, toporne, kiepskim stylem pisane. Fabuły Hamiltona również pełne są słabości (głównie w trylogii Świt Nocy), ale jest on pisarzem o kilka poziomów lepszym od Webbera i można mu wybaczyć nieudane pomysły."
Nie mam nic do Hamiltona (stawiam go zresztą wyżej od Reynoldsa), ale "kilka poziomów" oddaje skalę uprzedzeń...

A czytałeś co pisałem o Cobleyu? Szczególnie o 2 tomie, bo w pierwszym chciałem mu dać szansę - zresztą, przy większości pisarzy tak robię.

Marka wydawnictwa nie ma dla mnie znaczenia. I jeśli rzeczywiście cenię wyżej powieści autorów z wydawnictwa MAG, to wynika raczej z moich fantastycznych upodobań. Hamiltona lubiłem zanim pojawił się w wydawnictwie MAG - jego opasłą jak stodoła trylogię "Świt Nocy" pochłaniałem namiętnie i to, że wydał ją Zysk (z ogromnymi poślizgami) nie miało wpływu na moją ocenę. Zresztą, tak mi się podobała, że nie chce mi się punktować jej wad :) A MAG, gwoli sprawiedliwości, z ostatnim tomem Void Trilogy "ambitnie" goni Zysk :) Rozumiem, że to z powodu tego, że tandeciarze pokroju Webbera (sorry, nie mogę się oprzeć, ale ten autor to dla mnie taka sama syfiasta kaszana jak rzygawiczna fantasy Goodkinda), sprzedają się lepiej.

Ale jeśli rozwieje to wątpliwości, to napiszę, że MAG wydał "Drooda" Simmonsa i "Trupią otuchę" tegoż a powieści te uważam za męczącą słabiznę. To, że nie pisałem z nich recenzji wynikało z tego, że Katedra ich nie zamówiła, "Drooda" męczyłem jak nieświeżą, czerstwą bułę, a "Trupia otucha" tak mnie zniechęciła swoją nudną opasłością, że na trzeźwo nie dałbym rady napisać recenzji. A dałbym radę po dwóch butelkach wina, gdybym wówczas był w stanie unieść dłoń i dotknąć nią klawiatury :) Wolałbym przeczytać z 10 paranormali lub jakichś powieści dla young adults :)

To sobie pohejtowałem. I niech mi ktoś powie, że hejt frajdy nie sprawia, to mu się roześmieję w twarz :D Już bez hejtu, z sympatią :D

Falcon64 - 17:28 17-05-2014
Książka IMO powinna być napisana takim językiem, by dało się ją czytać, a przy tym wskazane jest, by miała choć trochę sensu :). Mnie np. Hamilton potrafi pochłonąć (albo ja jego, jak kto woli), natomiast Reynolds jest chaotyczny, często męczący i nie mniej często nielogiczny, co powinno dziwić - mając na uwadze jego ścisłe, astronomiczno-astrofizyzne, wykształcenie. Wypowiadam się tylko na podstawie jednego tomu ("Przestrzeń objawienia"), który wymęczył mnie do tego stopnia, że dałem sobie o pewnego czasu spokój z jego pisarstwem (spokój ten trwa póki co do dziś, ale obiecałem dć mu drugą szansę). Porównując pisarstwo Reynoldsa do Webera, stwierdzam, że tego drugiego czyta się o wiele przyjemniej, i nawet jeśli jego teksty nie należą do szczególnie ambitnych (wskażcie mi bardziej ambitne dzieła Reynoldsa), to są one (IMO) bardziej wciągające i zawierają mniej absurdów.
Są gusta i guściki, Romulus może cenić wyżej Reynoldsa, a ja Webera. Jednak szukanie na siłę i wykorzystywanie wszystkich okazji by dowalić Weberowi i zniechęcić do niego czytelników nasuwa skojarzenia z jakowąś krucjatą :).

lmn - 18:54 17-05-2014
Falcon64 pisze:natomiast Reynolds jest (...) często nielogiczny
Rzucisz przykładem albo dwoma?

Falcon64 - 01:34 18-05-2014
Książkę czytałem kilka lat temu i przykładów raczej sobie nie przypomnę. Pamiętam natomiast wrażenie, jakie sprawiała na mnie podczas lektury. Były tam chyba jakieś poważne błędy w konstrukcji fizycznej świata, bo zdziwiła mnie wówczas informacja o tym, że autor jest astrofizykiem. Ogólnie rzecz biorąc, niedorzeczności było tam więcej niż w przeciętnej space-operze. W rezultacie odrzuciło mnie to od Reynoldsa na dość długo... Po okresie kwarantanny może dam mu drugą szansą z kolejnymi tytułami... W końcu niektórzy pisarze dorośleją i z upływem czasu zaliczają mniej wpadek.

romulus - 16:21 22-05-2014
Ale błagam, dostrzegasz niedorzeczności u Reynoldsa, a nie dostrzegasz ich u mistrza niedorzeczności i czarno-białego :) kosmosu i jego "bohaterów", czyli Webbera? Aczkolwiek, to może masz rację. Jeśli rzeczywiście Reynoldsowi zdarzają się błędy, o których wspominasz (a których ja w swoim fanbojstwie nie dostrzegam) - to pewnie łatwiej je wyłapać. Niż miec pretensje do Webbera, którego cykl o Honor Harrington to jedna wielka niedorzeczność.

Q__ - 05:10 20-07-2014
Ja może tez ad meritum, po tych tu wojnach ;). Nie jestem wielkim entuzjastą Reynoldsa, ale z pisarzy SF żyjących (i aktywnych) niewątpliwie zalicza się do ścisłej czołówki. Jego zniknięcie z rodzimego rynku poruszyło mnie więc bardziej niż same jego powieści wcześniej ;).
Ot, kolejny przypadek zadziałania Prawa Kopernika, grożący docelowo manifestacją działania Prawa Sturgeona.

Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS