Patronat
Sanderson, Brandon - "Śmiała" (twarda)
Weeks, Brent - "Cień doskonały" (wyd. 2024)
Ukazały się
Dresler-Janik, Elwira - "Topielica z mokradeł"
Musiałowicz, Anna - "Wyrzuciła ją rzeka"
Corey, James S.A. - "Łaska bogów"
Thorpe, Gav - "Corax"
Abnett, Dan & Lee, Mike - "Władca Zniszczenia"
Piekara, Jacek - "Ja, inkwizytor. Miasto Słowa Bożego"
Wyndham, John - "Kukułcze jaja z Midwich"
Kańtoch, Anna - "Czarne" (wyd. 2024)
Linki
|
|
|
Wydawnictwo: Solaris Cykl: antologia - "Kroki w nieznane"Data wydania: Grudzień 2013 Wydanie: I Redaktor: Mirek Obarski ISBN: 978-83-7590-160-3 Oprawa: twarda Liczba stron: 586 Cena: 59,99 zł
|
„Kroki w nieznane”, rocznik 2013, to – po raz kolejny – bardzo udany wybór ciekawych opowiadań, na który miłośnicy fantastyki nie powinni żałować pieniędzy. Choć nie wszystkie teksty marudny recenzent uznaje za tzw. strzały w dziesiątkę, to bez wątpienia kilka „słabszych” tekstów dodaje zbiorowi odpowiedniej czytelniczej „goryczki”, pozwalającej lepiej cieszyć się opowiadaniami ze wszech miar zasługującymi na uwagę.
Teksty w antologii podzieliłem po lekturze na trzy mało odkrywcze kategorie: bardzo dobre, dobre i słabe. Zacznijmy od słabych. Z tym że od razu muszę przypomnieć i zastrzec – cały ten podział to tylko i wyłącznie kwestia gustu recenzenta. Czasami wyjątkowo wrednego i nieracjonalnego. Otóż za słabe z samej definicji uznaję teksty autorów rosyjskich, czy – ogólnie – pochodzących zza naszej wschodniej granicy. Choć nawet mimo tego uprzedzenia myślę, że nie będę osamotniony w stwierdzeniu, iż opowiadanie Kira Bułyczowa, „Zeznania Oli N.” jest i tak najsłabsze w zbiorze. A fakt, że opowiadanie Julii Zonis może być lepsze, nie przenosi go od razu do kategorii dobre. Rzeczywiście, czyta się je z większą przyjemnością niż opowiadanie Bułyczowa, ale nie ma ono ciekawej fabuły. Po prostu. Z kolei „Puste przestrzenie” Grega Kurzawy zaliczam do słabych, ponieważ nie spodobało mi się „wykończenie”, rozwiązanie akcji. Nie jestem pisarzem, nie zamierzam nim być, więc moja opinia jest opinią tylko i wyłącznie marudzącego czytelnika. Spodziewałem się po tej opowieści, która rozgrywa się tak naprawdę między dwoma bohaterami, większej dawki napięcia i emocji. Zatem na końcu albo nie zrozumiałem autora, albo tam po prostu nie ma czego rozumieć. Przyjąwszy drugą wersję – mamy do czynienia po prostu z fabułą, z której nic nie wynika. O Jonathanie Lethemie i jego „Szczęśliwym człowieku” wspomnę za chwilę.
Kolejną grupę tekstów stanowią te dobre. Są to „Martwi” Michaela Swanwicka, „Lotny” Marca Laidlawa, „Broń promieniowa – love story” Jamesa Alana Gardnera, „Jagannath” Karin Tidbeck, „Wielkie marzenie” Johna Kessela, „Założyciel” Orsona Scotta Carda.
Kilka tekstów w tej antologii łączy wspólny temat, a mianowicie – i w uproszczeniu – zombie. Ale od razu trzeba zastrzec, że autorzy podeszli do tego tematu bardzo kreatywnie. Nie mamy tu zatem nic z szablonu typu – snuje się charczący obdartus z gnijącym ciałem. Wrócę na moment do „Szczęśliwego człowieka” Jonathana Lethema. Tu również pojawia się motyw zombie, ale zaliczyłem tekst do kategorii słabych. Trochę warunkowo. Ponieważ bardzo podobał mi się pomysł na zombie, jaki autor przedstawił. Ciekawe było jego rozwinięcie i „koncepcja” czasowości tego stanu. Nie jest jakaś oryginalna (niedawno był emitowany miniserial brytyjski pt. „Returned” – polecam, bo choć nie ma się czym zachwycać, pomysł jest psychologicznie dobrze rozegrany), ale miała spory potencjał na głębsze rozwinięcie. I tu znowu może popadam w niepotrzebną manierę zarzucania autorowi fantastycznego opowiadania, że nie jest Henrym Jamesem. Ale szkoda było potencjału, który poszedł w stronę takiego, moim zdaniem, taniego chwytu związanego z traumą. Albo psychologizujemy na poważnie, albo sobie darujmy takie chwyty. Może przesadzam, ale mnie finał tego opowiadana zirytował i ze złości, a nie z wyrachowania, zaliczyłem tekst do kategorii: słabe. Z kolei Michael Swanwick przedstawił w „Martwych” pomysł na zombie bliższy bardziej science fiction i nie skupiał się na psychologizowaniu. Trochę szkoda, że tekst był krótki, bo pomysł domagał się dłuższej formy. W związku z tym mam poczucie niedosytu.
W drugiej kategorii zwrócić uwagę należy na opowiadanie „Jagannath” Karin Tidbeck. Jest ono przykładem na to, jak bardzo zrobiłem się „głodny” fantastyki europejskiej, a konkretnie nordyckiej. Szkoda, wielka szkoda, że nie ma u nas tłumaczy i (chyba) zapotrzebowania na taką fantastykę nie-anglosaską i nie-rosyjską. Choć, sądząc po opowiadaniu Karin Tidbeck, zapotrzebowanie może by się znalazło, gdyby wpierw znaleźli się tłumacze. Tekst nie jest długi, nie jest nawet jakoś szczególnie obfitujący w fabułę. Ale ma w sobie „to coś”. Mimo że fabularnie niewiele się działo, to po jego lekturze miałem wrażenie obcowania z autorką, która zasługuje na wyróżnienie i docenienie. Zresztą, już została doceniona, o czym czytelnik może przekonać się w nocie M. Obarskiego o autorce. Z kolei „Broń promieniowa – love story” to historia tytułowej broni opowiedziana z humorem poprzez pryzmat losów bohatera (czy bohaterów), którzy się z nią stykają. Lekka, bezpretensjonalna, przyjemna opowiastka, które nie udaje czegoś, czym nie jest. Co do „Lotnego” Marca Laidlawa, to nie wiem co myśleć o tym opowiadaniu. Podobnie, jak „Szczęśliwego człowieka” zaliczyłem do słabych warunkowo, tak „Lotnego” zaliczam do dobrych też na próbę. Może przy następnej lekturze zmienię zdanie, ponieważ tekst jest dosyć ponury, niepokojący, ale pozostawiający z uczuciem niedosytu, z tajemnicą. Ale nie jestem pewien, czy to naprawdę tajemnica, czy autor po prostu nie wiedział, jak opowiadanie zakończyć. Łatwiejsze w ocenie były opowiadania Carda i Kessela. Orson Scott Card napisał coś w rodzaju fan fiction – akcja opowiadania dzieje się w Fundacyjnym uniwersum (lepiej tego nazwać się nie da) Isaaca Asimova i ma bliski związek z Fundacją i Harim Seldonem. Myślę, że nikt nie będzie rozczarowany. W przypadku Kessela i jego „Wielkiego marzenia” – zadowoleni powinni być miłośnicy czarnego kryminału, bo jednym z bohaterów tego tekstu jest Raymond Chandler. Wprawdzie fan fiction to nie jest, ale sporo w nim innych nawiązań do twórczości klasyka – począwszy od tytułu opowiadania nawiązującego do „The Big Sleep”.
I na koniec zostało to, co w "Krokach w nieznane 2013" najlepsze. Czyli opowiadanie K. J. Parkera „Mapy zostawmy innym”, „Nowa dusza cesarza” Brandona Sandersona i „Sierżant Chip” Bradleya Dentona. Dwa pierwsze teksty to stricte fantasy. K.J. Parker wydaną w Polsce powieścią udowodnił, że jest pisarzem zasługującym na uwagę i uznanie. W zasadzie „Mapy zostawmy innym” chyba można traktować jak mini-powieść. Fabuła jest rozbudowana i bardzo wciągająca, a koncentrująca się na poszukiwaniu na pół-mitycznej krainy. Ktoś już tam był – przywiózł stamtąd fortunę. Jednak nie zdradził położenia, ani nie zostawił mapy na wypadek śmierci. Brak mapy okazał się problemem przez długie lata. Aż w końcu... Opowiadanie podszyte jest ironią, ale ciepłą, sympatyczną i pozostaje historią kompletną. Mimo pewnej liniowości fabuły (co nie jest przecież wadą) wplecione są w nią wątki poboczne, jak np. rywalizacja dwóch naukowców, historia wzlotu i upadku kompanii handlowej (było to już w „Nożu”). Zatem czytając opowiadanie ma się wrażenie obcowania z powieścią, bogatą i nasyconą wątkami. Moim zdaniem – jest to przykład mistrzostwa, jeśli chodzi o kunszt tworzenia takich opowieści. Podobne wrażenia miałem w związku z „Nową duszą cesarza” Brandona Sandersona. Autor ten po raz kolejny (po „Siewcy Wojny” i znakomitym zakończeniu za Roberta Jordana cyklu „Koło Czasu”) udowodnił mi, że jest zdolnym, dojrzałym twórcą. Główna bohaterka, która jest Fałszerką stojącą w obliczu największego wyzwania w jej zawodowym życiu, nie jest postacią skomplikowaną, ale budzi sympatię. Choć to opowiadanie jest nieco słabsze od utworu K.J. Parker (ponieważ nie ma takiego rozmachu), to stawiam je na równi z nim, gdyż jest opowieścią kompletną i bogatą, mimo ściślejszego niż u K.J. Parker skupienia się na jednym wątku. „Sierżant Chip” Bradleya Dentona jest historią wojny opowiedzianej z perspektywy psa bojowego. Choć to zwierzę „ulepszone” i trenowane do zabijania, nie jest pozbawione uczuć, co autorowi, w sposób momentami poruszający, udało się przekonująco przedstawić. Stwierdzenie, że zwierzę w tym opowiadaniu staje się bardziej ludzkie niż człowiek, wydaje się trafione. Perspektywa psa (nawet żołnierza-zabójcy) pozwala dostrzec człowieka, który jest w swoim okrucieństwie bardziej przerażający niż „ulepszony” pies bojowy.
Zapewne wielu czytelników nie podzieli moich zachwytów i krytyki odnośnie opowiadań z tej antologii. Ale myślę, że w kilku punktach nasze oceny się pokryją. Z pewnością zaś nie będzie wątpliwości, iż „Kroki w nieznane 2013” to bardzo udana antologia, która wciąż nie obniża lotów. Za co należą się podziękowania nie tyle autorom opowiadań, co redaktorowi, który dokonał ich wyboru. I wydawcy, że w serię wierzy.
Autor: Roman Ochocki
Dodano: 2013-12-13 22:26:24
Sortuj: od najstarszego | od najnowszego
lmn - 09:07 14-12-2013
Co do Karin Tidbeck i rzekomego braku tłumaczy - jak się zrobił boom na skandynawski kryminał, to i tłumacze się znaleźli, nie tylko języka szwedzkiego zresztą. Większym problemem może być nieznajomość języka u redaktorów sprowadzających do nas zagraniczną fantastykę. Angielski - wiadomo, nie ma problemu. Rosyjski - tu w zasadzie jesteśmy "skazani" (podkreślam cudzysłów) na gust Pawła Laudańskiego. No i na tym chyba koniec. W jaki sposób taki malakh czy Obarski mają prześwietlać rynek skandynawski?
malakh - 11:14 14-12-2013
Sporo się tłumaczy. Zbiór Tideback mam, czytałem większość tekstów, ale nic nie wybrałem. Akurat "Jagganath" było ciekawe, ale długo się wahalem, bo fabularnie nie pasowało mi olanie wytłumaczenia fabuły.
Shadowmage - 11:57 14-12-2013
Ano, pisałem o tym ostatnio na innym forum. Problemem jest najpierw usłyszenie o jakimś tekście, a później jeszcze przeczytanie go przez redaktora, by ten mógł zdecydować, czy taki tekst chce. Poza tym, co wskazał lmn, to zostają tłumaczenia na angielski - trochę ich jest, ale też już poddane selekcji nie tylko uzależnionej od jakości.
Tom Walenciak - 15:09 14-12-2013
Akurat z Tidbeck jest o tyle ciekawie, że pisze w dwóch językach - szwedzkim i angielskim, więc co do tłumaczenia problemu niet. O ile znajdzie się wydawca, chętnie przełożę cały zbiór, jako że proza Karin po bliższym poznaniu po prostu zachwyciła mnie swoją mroczną baśniowością.
romulus - 18:53 16-12-2013
Byłoby znakomicie. Nawet mogę się dorzucić do jakiejś zbiórki publicznej na ten cel
Obserwator - 00:44 17-12-2013
Po rosyjsku czytam. Inne języki rzeczywiście sa bardziej wymagające. MO
Tom Walenciak - 21:50 17-12-2013
Rom - w porządku. Skończę prace dla Solaris (a będzie co poczytać, samo dobre) i będę dłubał w Karin. Może uda się nawet namówić ją na dodanie do antologii opowiadań z czasopism i stron internetowych?
|
|
|
Artykuły
Plaża skamielin
Zimny odczyt
Wywiad z Anthonym Ryanem
Pasje mojej miłości
Ekshumacja aniołka
Recenzje
McDonald, Ian - "Hopelandia"
antologia - "PoznAI przyszłość"
Chambers, Becky - dylogia "Mnich i robot"
Pohl, Frederik - "Gateway. Za błękitnym horyzontem zdarzeń"
Esslemont, Ian Cameron - "Powrót Karmazynowej Gwardii"
Sanderson, Brandon - "Słoneczny mąż"
Swan, Richard - "Sprawiedliwość królów"
Iglesias, Gabino - "Diabeł zabierze was do domu"
Fragmenty
Hendel, Paulina - "Cmentarz zagubionych dusz"
McCammon, Robert - "Bagno"
Wyndham, John - "Kukułcze jaja z Midwich"
Musiałowicz, Anna - "Wyrzuciła ją rzeka"
James, Marlon - "Wiedźma Księżyca, Król Pająk"
McCammon, Robert - "Łabędzi śpiew"
Vaughn, S.K. - "Astronautka"
Howey, Hugh - "Pył"
|