„Gra o tron” to pierwsza część „Pieśni Lodu i Ognia” wielkiego, epickiego cyklu fantasy, w którym autor przedstawił świat wielkich (i mniejszych ;-) ) rodów rycerskich, ich współpracowników, służących, ich intryg, zależności i wojen. Opowieść rozpoczyna prolog, którego akcja toczy się za Murem, wielką budowlą oddzielającą krainę Westeros od ziem będących siedliskiem różnych dziwnych ludów, odmiennych praw i niesamowitych mocy... Później zaś poznajemy stopniowo głównych bohaterów poprzez epizody skupione na ich losach.
No cóż. Książka jest po prostu świetna! Wspaniale nakreślone postacie i interesujące, wciągające intrygi. Od samego początku przyciągają czytelnika losy rodu Starków, króla i innych możnych tego świata, a także dzieje postaci, które są początkowo na uboczu, w cieniu, lecz później, stopniowo, zyskują na wpływach i znaczeniu... Tytułowa „gra o tron” wzbudza niesamowite emocje, wywołuje rozmaite intrygi, stanowi znakomitą sposobność by wykazać się zdolnościami politycznymi, dyplomatycznymi, a wszystko to w cieniu zbliżającego się zagrożenia z Północy...
Powieść trzyma w napięciu, często zaskakuje, powodując również, że zżywamy się z bohaterami. Przyłapałem się nawet na tym, że zacięcie kibicowałem niektórym postaciom podczas ich przygód!
Bardzo spodobał mi się wykreowany przez Martina świat, mamy tu kilka oryginalnych elementów (np. nadzorowany i broniony przez specjalną, neutralną formację zwana Nocną Strażą Mur), a także wyraźne różnice pomiędzy plemionami i królestwami (mam tu na myśli np. poddanych Renegata w opozycji do Dorthaków). Myślę, że jest to powieść z gatunku tych, do których się wraca. Kolejną zaletą jest zwykła, ale jakże duża, przyjemność płynąca z czytania. Naprawdę opłaca się wydać na nią pieniądze (polecam zakup na stałe, nie samo wypożyczenie książki od kumpla czy z biblioteki), bo „Gra o tron” jest ich po prostu warta! Za najlepszą rekomendację niech posłuży fakt, że jeszcze nie skończywszy I tomu, zamówiłem następny – „Starcie królów”!
Co do minusów to... no kilka jest. Po pierwsze troszkę niekonsekwencji w tłumaczeniu nazw i imion. Przykładem jest tutaj Brynden Blackfish, który w pewnym momencie zostaje nazwany Blackfishem Czarną Rybą. Inne nazwy są równie oryginalne a zostały spolszczone (np. Koniec Burzy, Góra, Która Jeździ czy Deszczowy Las) i brzmią bardzo dobrze. Tłumacz powinien pójść tym tropem. Poza tym troszkę raziło mnie to ciągłe „ser” w odniesieniu do rycerzy (choć teraz już wiem, że to martinowski pomysł ;-) ). Autor troszkę za mocno skupia się na rycerskich zależnościach, koneksjach i zwyczajach, ale można się przyzwyczaić. Gdy dodać do tego kilka literówek, mamy skromny i w sumie niezbyt dokuczliwy zestaw uchybień.
Reasumując: kto jeszcze nie czytał "Pieśni Lodu i Ognia" Martina, której "Gra o tron" jest pierwszym tomem, może ze spokojnym sumieniem sięgnąć po tę książkę, a kolejne części będzie nabywał i poznawał samoistnie! ;-)
Ocena: 9/10
Autor:
Galvar
Dodano: 2006-03-22 14:58:11