Martin, George R.R. - "Starcie królów" (okładka filmowa)
Wydawnictwo: Zysk i S-ka Cykl: Pieśń Lodu i Ognia Tytuł oryginału: A Clash of Kings Tłumaczenie: Michał Jakuszewski Data wydania: Marzec 2012 Wydanie: II ISBN: 978-83-7506-995-2 Oprawa: twarda Format: 140 x 205 mm Liczba stron: 1022 Cena: 59,00 zł Rok wydania oryginału: 1997 Tom cyklu: 2
Gra o tron subiektywnym okiem (s02e09)
W omówieniu ósmego odcinka drugiego sezonu „Gry o tron” stwierdziłem, że albo twórcy serialu postanowili skoncentrować się na mocnych dwóch ostatnich odsłonach, albo całość będzie trzeba rozpatrywać jednak w kategoriach klapy. Po obejrzeniu dziewiątego odcinka wychodzi na to, że pierwsza hipoteza była słuszna i zakończenie sezonu będzie z solidnym wykopem.
Scenariusz do odcinka noszącego miano „Czarny Nurt” napisał, George R.R. Martin. Nie wiem, czy to efekt sugestii i magii nazwiska, czy też faktycznego stanu rzeczy, ale w tym epizodzie widać znaczącą zmianę podejścia do narracji. Cały odcinek zdaje się być zamkniętą całością, wykorzystując jedynie nawiązania do wcześniejszych wydarzeń: wrażenie to potęguje skoncentrowanie się wyłącznie na jednym wątku, czyli wydarzeniach w Królewskiej Przystani podczas oblężenia przez armię Stannisa.
Odcinek rozpoczyna się od powolnego wprowadzenia, ekspozycji (tutaj na uwagę zasługuje konfrontacja – chociaż tylko słowna – między Bronnem a Ogarem; pojedynek tych dwóch bohaterów z pewnością byłby wart obejrzenia), zawiązania poszczególnych wątków i rozmieszczenia postaci: Davos płynie Czarnym Nurtem wraz z flotą Stannisa, Tyrion wraz z Joffreyem stoją na murach miasta przygotowując się do oblężenia, a Cersei i Sansa razem z innymi damami dworu zamykają się w wieży w oczekiwaniu na koniec bitwy, jakikolwiek by on nie był. Te trzy główne wątki przewijają się przez cały odcinek, stanowiąc przerywniki między scenami batalistycznymi.
Jedno można powiedzieć: jest epicko i z patosem; być może nawet bardziej niż w książce. Nie zawsze się to sprawdza – na przykład natchniona przemowa Tyriona do żołnierzy zdruzgotanych ucieczką króla wypada nieco sztucznie. Niemniej nagromadzenie walk i „Deszcze Castamere” podczas napisów końcowych robią spore wrażenie. Oczywiście nie wszystko jest idealnie: czy to z powodu ograniczeń czasowych, czy finansowych. Dlatego też nieco rozczarowany byłem zniszczeniem floty Stannisa przez alchemiczny ogień – tutaj nieco dramatyzmu zabrakło. Podobnie zresztą jak w finale odcinka, gdy odsiecz ratuje miasto w ostatniej chwili. Nie mam pretensji o pomijanie detali i pewne nieścisłości w porównaniu do „Starcia królów”; raczej o brak rozmachu w kilku momentach.
Z ważniejszych scen w odcinku – rzecz jasna oprócz samej bitwy – jest pokazanie załamania się Ogara. Przebiega to nieco inaczej niż w książce, ale efekt pozostaje ten sam. Niemniej mam wrażenie, że z racji znaczącego ograniczenia pokazanej w serialu treści, wątek ten – w tym ostatnia rozmowa z Sansą – nie ma tak dużego znaczenia. Szczerze powiedziawszy to nawet nie pamiętam, czy Ogar opowiadał o swojej awersji do ognia.
Najdziwniej kreowaną postacią jest Cersei. W „Pieśni Lodu i Ognia” jest ona budowana konsekwentnie, ale w serialu co odcinek mamy inny obraz: raz jest to wrażliwa matka i osoba pokrzywdzona przez okoliczności, w innym zawistna i bezwzględna suka, a jeszcze kiedy indziej widać błysk szaleństwa – jak na przykład w tym odcinku. Na jej tle Sansa – której wiele w tym sezonie nie było – wreszcie zyskuje odrobinę w oczach widza. Nie jest to znacząca przemiana, ale dobrze prognozuje na przyszłość.
Na koniec jeszcze o Tyrionie i Joffreyu. Rysy charakterologiczne tych postaci są oddane jak w książce, a sceny z ich udziałem w tym odcinku – chociaż w dużej mierze inne niż w książce – również są nakręcone w tym duchu. Co prawda okaleczenie najniższego z Lannisterów wygląda jak zacięcie się przy goleniu, co raczej nie zaowocuje blizną znaną z książek Martina, ale zrozumiałym jest, że scenarzyści postanowili oszczędzić Peterowi Dinklage’owi konieczności mocnej charakteryzacji przez każdą sceną w następnych sezonach.
Najważniejszy – chociaż w serialu nie tak bardzo wyeksponowany – wątek został więc zakończony (chociaż może jeszcze jakaś scena w Królewskiej Przystani się pojawi). W ostatnim odcinku spodziewać należy się więc mocnych akcentów i cliffhangerów w pozostałych wątkach. Czy spełnią oczekiwania i zaostrzą apetyt na następny sezon? Oby, chociaż – mimo udanej „dziewiątki” – mam pewne obawy.