NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

Ukazały się

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"


 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

 Ferek, Michał - "Pakt milczenia"

 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

Linki

Herbert, Brian & Anderson, Kevin J. - "Ród Atrydów" (Rebis)
Wydawnictwo: Rebis
Cykl: Preludia Diuny
Tytuł oryginału: House Atreides
Tłumaczenie: Marek Michowski
Data wydania: Styczeń 2012
Wydanie: II
ISBN: 978-83-7510-662-6
Oprawa: twarda
Format: 150 x 225 mm
Liczba stron: 672
Cena: 59,90 zł
Rok wydania oryginału: 1999
Tom cyklu: 1



Herbert, Brian & Anderson, Kevin J. - "Ród Atrydów"

Prapoczątki rozgrywki o melanż


„Kroniki Diuny” Franka Herberta i wykreowany w nich świat wciąż inspirują autorów i elektryzują czytelników na całym świecie. Jednakże ostatnia ich część – „Kapitularz Diuną” ukazała się przed moim urodzeniem i jakoś tak się złożyło, że jak dotąd nigdy po opowieści Herberta nie sięgnąłem. Dlatego kiedy w zapowiedziach wydawniczych pojawił się „Ród Atrydów” Briana Herberta i Kevina J. Andersona, otwierający nowy cykl „Preludium do Diuny”, pomyślałem, że to doskonała okazja, by niejako „chronologicznie” poznać złożoną historię Imperium oraz niezwykłej pustynnej planety zwanej Arrakis/Diuną.

„Ród Atrydów” na przeszło sześciuset stronach opowiada o burzliwych dziejach Imperium w okresie dojrzałego już panowania Padyszacha Imperatora Znanego Wszechświata Elrooda IX. Autorzy nie ograniczyli się do wątku tytułowego rodu Atrydów, który staje się dominującym dopiero pod sam koniec książki. Przeciwnie, postarali się, by ich preludium w sposób wyczerpujący przedstawiało ewolucję największych potęg Imperium, jak i ciąg wydarzeń kształtujących uniwersum Diuny. Jednocześnie po książce rozsiane są fragmenty, które zapowiadając przyszłe wydarzenia, potrafią zafrapować czytelnika i wespół z interesującą fabułą sprawić, by z niecierpliwością wyczekiwał kolejnej części trylogii. O czym w takim razie opowiada „Ród Atrydów”? Powieść przedstawia postać młodego Leto Atrydy, który uczy się na Kaladanie, jak być dobrym księciem. Los kładzie na jego barkach coraz większe brzemię odpowiedzialności, a od jego decyzji zależeć będzie przyszłość całego rodu Atrydów i ich sojuszników. Tajemnicze Bene Gesserit rozwijają swój najważniejszy plan eugeniczny, do którego realizacji będą musiały pozyskać nieświadome niczego wysokie rody. Szaddam, następca imperatorskiego tronu, knuje wraz ze swym mentatem1) liczne plany przejęcia władzy i naprawienia wszystkich „błędów” popełnionych przez jego ojca. Harkonnenowie marzą o zniszczeniu znienawidzonych Atrydów i robią wszystko, by dbać o własne interesy i pomnażać zyski z wydobycia melanżu. Jednocześnie ta występująca tylko na Arrakis przyprawa o niezwykłych właściwościach rozbudza wyobraźnię wielu wpływowych postaci. Działania jednych muszą spotkać się z reakcją drugich, gdyż szansa dla jednego z rodów Landsraadu (imperialnego parlamentu) oznacza na ogół zagrożenie dla pozostałych.

Powieść bez wątpienia obfituje w różne, na ogół przeplatające się co rozdział wątki, wśród których każdy czytelnik powinien znaleźć coś dla siebie. Najwięcej miejsca autorzy poświęcili intrygom i politycznym grom toczonym zarówno w skali Imperium, jak i pojedynczych planet, czy wewnątrz samych rodów. Nie zabrakło jednak chwil trzymających w napięciu oraz dość niespodziewanych zwrotów akcji. Wspomniane wątki polityczne i bohaterowie powieści, reprezentujący cały wachlarz ludzkich charakterów, stanowią o sile książki Herberta i Andersona. Złożoność sił politycznych Imperium, ścierających się i współpracujących ze sobą w różnych konfiguracjach, posiadających swoje własne, skrywane cele czyni świat powieści niezwykle bogatym i wiarygodnym. Z kolei wśród postaci większość dysponuje indywidualnymi, charakterystycznymi cechami, które oddane zostały z dbałością o ukazanie ich osobowości. Na pierwszy rzut oka można przewidzieć, do czego dana osoba byłaby zdolna i jakimi pobudkami się kieruje.

Wobec tych zalet inne kwestie, jak styl pisarski czy kreacja świata, nie robią takiego wrażenia. Nic nie można im zarzucić, ale po prostu nie wysuwają się na pierwszy plan. Z pewnymi wyjątkami, jak niektóre pomysły na technologie czy elementy kultury Fremenów (zamieszkujących pustynie przyprawowej planety), które nawet dziś wydają się nowatorskie. Na myśl przychodzą mi chociażby neuroostrza i technologia odzyskiwania wody z ciał ludzi – zarówno żywych, jak i zmarłych.

Posłowie zdradza dalekosiężne plany dwójki pisarzy, chcących napisać kiedyś, zarysowaną przez Franka Herberta w licznych notatkach, siódmą część „Kronik Diuny”. Recenzowana trylogia ma w zamierzeniu nie tylko wprowadzić czytelników w wydarzenia znane z oryginalnych części, ale też subtelnie zaznaczyć wydarzenia i siły, jakie być może przyjdzie nam spotkać we wspomnianym zakończeniu „Kronik...”.

Podsumowując, „Ród Atrydów” to interesująca pozycja nie tylko dla nowych czytelników książek ze świata Diuny, ale też dociekliwych literackich weteranów. Fabuła powieści obfituje w emocjonujące intrygi polityczne i towarzyszącą ich wykonaniu akcję, a charakterystyczni bohaterowie nie pozostawiają obojętnym wobec ich losów. Poszczególne wątki zostały świetnie zaplanowane i porzucone w odpowiednich momentach, by powrócić do nich w następnych tomach. Nie sposób na zakończenie nie wspomnieć również o fantastycznej oprawie książki. Obwoluta, ilustracje Siudmaka (szkoda, że bez tytułów), cytaty z fikcyjnych dzieł i kronik świata Diuny – wszystko to wyraźnie podnosi przyjemność obcowania z książką.


1) Człowiekiem dysponującym umysłem zdolnym do koncentracji i analizy w stopniu zbliżonym do możliwości komputera.




Autor: Krzysztof Kozłowski


Dodano: 2012-03-23 20:00:00
Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

corso - 00:20 24-03-2012
ta recenzja, przy deklarowanej przez autora nieznajomości "Diuny" zasadniczej, to chyba jakiś żart..

Kruk Siwy - 10:12 24-03-2012
I to dość ponury. "Ród Atrydów" to toporny językowo i fabularnie gniot - w porównaniu oczywiście do oryginalnej "Diuny". Można to przeczytać ale w zasadzie po co?

Swoją drogą uzasadnienie DLACZEGO autor recenzji nie przeczytał "Diuny Herberta" jest kapitalne. Wynika z niego, że nie przeczytał praktycznie nic. Albowiem większość rzeczy pomnikowych napisano nie czekając aż nasz tuz recenzji się urodzi...

nosiwoda - 08:24 26-03-2012
corso pisze:ta recenzja, przy deklarowanej przez autora nieznajomości "Diuny" zasadniczej, to chyba jakiś żart..
Whoa. No, niestety, faktycznie. Najpierw trzeba poznać legendę, zanim pozna się to, co na podstawie legendy zostało utworzone x lat później. Co prawda rośnie nam też pokolenie, które Gwiezdne Wojny zaczyna od "Mrocznego Widma"...

Lord Turkey - 11:28 26-03-2012
Panowie, powyższy tekst to recenzja "Rodu Atrydów", a nie oryginalnych "Kronik Diuny". Znam już Wasze zdanie, ale moje jest inne - i uważam, że "chronologiczne" poznawanie fabuły może być równie dobrą drogą, jak kierowanie się kolejnością powstania. Nieznajomość "Kronik..." nie uniemożliwia mi recenzowania "Rodu...", zwłaszcza że jest wcześniejszy fabularnie. Oczywiście nie mogę pokusić się o porównania i wzbogacić tym oceny, ale dlatego też szczerze przyznałem, że oryginalnej Diuny za dobrze nie znam. I nie mogę odnieść się do oceny Kruka Siwego. Choć myślę, że dla fanów prozy Herberta nawet toporny gniot podejmujący temat serii może być pozycją wartą poznania.

Co do uzasadnienia - to nie było uzasadnienie, lecz zaledwie - może niepotrzebne - osobiste wtrącenie. Bardziej znaczące jest dalsze "tak się złożyło" ;) Nie wyciągałbym stąd daleko idących wniosków. Nieco "pomnikowych rzeczy" udało mi się przeczytać, Panie Kruku, a Twoja ironia była chyba zbędna.

nosiwoda - 11:37 26-03-2012
Pogrobowców nie byłoby, gdyby nie "Diuna". Moim zdaniem jednak zachodzi tu relacja oryginał-kopia, co sprawia, że omawiając kopię jako nowe i ciekawe uznaje się kwestie, które są jedynie powtórzeniem tego, co było w oryginale. I potem czytając oryginał rzeczy te można uznać za oczywiste, banalne czy stereotypowe. A to nie służy sprawiedliwemu przyznaniu propsów temu playa, któremu się należą.

Kruk Siwy - 11:38 26-03-2012
Moja ironia była bardzo łagodna a argumenty powyższe u recenzenta mam za absurdalne.
Czytelnik może wszystko, recenzent powinien choćby próbować być profesjonalistą.
W najgorszym przypadku trzeba było się nie chwalić brakiem znajomości dzieła Herberta seniora. Ot, co.

Działalność Herberta juniora i przydanego mu murzyna mam za żerowanie na zwłokach, co mnie wkurza dodatkowo, oczywiscie nie na recenzenta.

nosiwoda - 11:42 26-03-2012
Kruk Siwy pisze:Działalność Herberta juniora i przydanego mu murzyna mam za żerowanie na zwłokach, co mnie wkurza dodatkowo, oczywiscie nie na recenzenta.
Też tak uważam, czemu dałem wyraz nawet w tytule recenzji. Chociaż te pre/post/sidequele da się czytać, to jednak porównania nie można uniknąć.

Lord Turkey - 13:47 26-03-2012
Ok, wszystko rozumiem. Wystarczy jednak pamiętać, że oryginał był pierwszy i myślę, że nie zostanie on obarczony łatką wtórności czy banalności. Uznałem też, że przeczytanie recenzowanej pozycji bez lektury Diuny nie przyczyni się przesadnie do pomniejszenia profesjonalizmu, ale to już kwestia indywidualnej oceny.
Dzięki za wszystkie komentarze.

Shadowmage - 14:28 26-03-2012
Kruk Siwy pisze:W najgorszym przypadku trzeba było się nie chwalić brakiem znajomości dzieła Herberta seniora. Ot, co.
O właśnie :)
Ogólnie jednak przynajmniej pierwszą "Diunę" wypadałoby znać, zeby przynajmniej można było porównać tytułowego protagonistę.

Inna sprawa, że dzieła te czytają chyba wyłącznie wielcy fani cyklu (ja go, chociaż lubię, to dałem sobie spokój po pierwszym preludium w wydaniu rebisowym) i osoby, które go nie znają :P

nosiwoda - 15:35 26-03-2012
Ja kupuję wszystko, jak leci, bo to tak ładnie na półce wygląda...

Shadowmage - 15:54 26-03-2012
Czy ja mówiłem coś o kupowaniu? Też kupuję (z opóźnieniem), ale czytanie to zupełnie insza inność :D

historyk - 11:07 27-03-2012
Shadowmage pisze:Ogólnie jednak przynajmniej pierwszą "Diunę" wypadałoby znać, zeby przynajmniej można było porównać tytułowego protagonistę.

Widzę, że już nawet do Katedry, dotąd wolnej od tego dziwacznego zaśmiecania, dotarła moda na pisanie "protagonista" zamiast bohater. Wydaje Ci się Shadow, że tak jest mądrzej czy co?

A do meritum, dla mnie jest interesujące jak te "nowe" Diuny odbiera osoba nie znająca oryginalnych tekstów Herberta.

Shadowmage - 11:11 27-03-2012
historyk pisze:Widzę, że już nawet do Katedry, dotąd wolnej od tego dziwacznego zaśmiecania, dotarła moda na pisanie "protagonista" zamiast bohater. Wydaje Ci się Shadow, że tak jest mądrzej czy co?
No ba, yntelygenta zgrywam :) Zresztą od czasu do czasu w recenzjach od lat używam, bo ile można w jednym tekście zamiennie postać/bohater używać? Czasem widać i do zwykłej wypowiedzi się przymnie. Zresztą - słowo jak słowo, jeśli istnieje, to czemu nie używać?

Ł - 18:35 27-03-2012
Protagonista nie jest synonimem bohatera czy postaci. Nie zawsze też, choć często, jest głównym bohaterem. Dlatego głupia jest zarówno moda na wciskanie tego terminu gdziekolwiek, i głupia jest moda na nieużywanie go z założenia. Trzeba go używać zgodnie z jego znaczeniem. Już, już, zdejmuję maskę Kapitana Obviousa, ale czasem trzeba.

nosiwoda - 09:33 28-03-2012
Ł pisze:Już, już, zdejmuję maskę Kapitana Obviousa
Ojej, patrzę na Twojego awatarka i żałuję, że zdjąłeś.

historyk - 20:19 28-03-2012
Ł pisze:Protagonista nie jest synonimem bohatera czy postaci.

Otóż masz i nie masz rację :) Jeszcze niedawno "protagonista" oznaczał głównego aktora w sztuce lub człowieka w czymś się wyróżniającego. Niestety (piszę "niestety", bo odrzuca mnie ta praktyka), od pewnego czasu, za sprawą właśnie internetowych reckarzy, przyjęła się w polszczyźnie kalka z angielskiego, gdzie może występować protagonista w znaczeniu "główny bohater utworu". I drugie niestety - kalka ta jakby została oficjalnie przyklepana w Wielkim słowniku poprawnej polszczyzny PWN. Cóż, podobno pisanie "rękami" zamiast "rękoma" też jest poprawne... Dla mnie jednak będzie to zawsze zaśmiecanie języka i wstawianie pseudo mądrych słówek, by dodać sobie powagi (na wzór nowomowy urzędniczej).

Ł - 21:01 28-03-2012
(nie)używanie pewnych terminów to tez kwestia zwykłych upodobań. Sam np jestem mocno uprzedzony do terminu "sztafaż". Ostatnio mam wrażenie że wśród recenzentów trwa sztafażowa sztafeta - jeden używa tego terminu, podaje drugiemu, a ten podaje trzeciemu i już całe internety chórem SZTAFAŻ SZTAFAŻ SZTAFAŻ. A może to tylko moje małe paranoidolo.

Co do powyższego tekstu to mając za sobą parę książek Herberta juniora Andersena to w sumie nie dziwie się recenzji. Najmniej kompromitująco a nawet zjadliwie wychodzi im krążenie w bliskich okolicach oryginalnej Diuny, bo duża ilość powtórzeń z właściwego cyklu rzeczywiście nie wymaga koniecznie czytania w kolejności chronologicznej.

Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS