NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Miela, Agnieszka - "Krew Wilka"

Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"

Ukazały się

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"


 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

 Ferek, Michał - "Pakt milczenia"

 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

Linki


Literackie zgadywanki 10/2011

Poniżej znajdziecie subiektywne oczekiwania redaktorów Katedry wobec wybranych zapowiedzi wydawniczych na ten miesiąc. Nazwa dość dobrze oddaje charakter prezentowanych krótkich opinii, będących swego rodzaju przewidywaniami, zabawą w typowanie czy zaklinaniem rzeczywistości. Należy podkreślić, że prezentowane tytuły nie pretendują do rangi jakiegokolwiek zestawienia, w szczególności nie są to „jedyne warte uwagi” pozycje, mające ukazać się na rynku.

Polecamy Wam również lekturę weryfikacji naszych zgadywanek. Warto się przekonać jak prawdziwe były szumne zapowiedzi wydawców i jak wiele udało się uchwycić w przewidywaniach naszych redaktorów.




Aby odnieść sukces, trzeba mieć dobry pomysł, umiejętności i trafić na właściwy moment. Postać Michaela J. Sullivana, jako autora, idealnie pasuje do tego schematu. Pisał „od zawsze”, dużo czytał i doskonalił pisarski warsztat, a jednak jego pierwsze powieści zostały odrzucone. Zniechęcony, zarzucił pisanie na dziesięć lat. Szukając odpowiedniej lektury dla córki, która uparcie odmawiała czytania, natrafił na Harry’ego Pottera i w tej książce ponownie odnalazł to samo magiczne uczucie, które towarzyszyło mu w dzieciństwie przy lekturze książek Tolkiena. I spróbował raz jeszcze. Napisał sześciotomowy cykl The Riyria Revelations, który otwiera „Królewska krew. Wieża elfów” – polscy czytelnicy otrzymują dwie pierwsze powieści serii w jednym woluminie. Co istotne, całość historii została zaplanowana i ukończona przed publikacją pierwszego tomu w 2008 roku.
Sullivan lubi klasyczne schematy, uważa, że one nigdy się nie starzeją, a cała sztuka polega na sposobie ich wykorzystania, przedstawienia w nowatorski sposób. Przyznam szczerze, że bardzo ciekawa jestem, jak prezentuje się ta – sądząc z noty wydawcy – łotrzykowska fantasy w magicznym quasi średniowiecznym świecie. I czy będzie to bardziej Leiber, czy Lynch? A może po prostu: Sullivan? Autor przyznaje się do fascynacji tolkienowskim sposobem tworzenia fabuły, od Steinbecka „pożyczył” sposób opisywania tła i tworzenie nastroju opowieści, upodobanie zwięzłości zawdzięcza Hemingwayowi, sztukę wplatania w narrację opisów miejsc akcji – Kingowi, charakterystyki postaci – Ayn Rand, chęć dostarczenia rozrywki – Joanne Rowling, a brak nadmiaru wyjaśnień wynikający z zaufania do domyślności czytelnika – Khaledowi Hosseiniemu. Brzmi obiecująco, prawda? No cóż, już niedługo będziemy mieli okazję zweryfikować, czy Michaelowi J. Sullivanowi ta sztuka się udała.

Beata Kajtanowska



Marcin Ciszewski, „www.ru2012.pl"

Kiedy półtora roku temu ukazał się „Major” Marcina Ciszewskiego wielu czytelników było przekonanych, że historia Pierwszego Samodzielnego Batalionu Rozpoznawczego definitywnie dobiegła końca. No bo co można było jeszcze wymyśleć? Bohaterowie powrócili do „naszych” czasów, a wszystkie wątki poboczne zostały dopowiedziane. Tymczasem kilka dni temu w sieci pojawiła się informacja o kontynuacji cyklu – „www.ru2012.pl”.
Będę szczery, nie spodziewam się po tej książce fajerwerków. No może niezupełnie – Ciszewski wojenne zmagania umie opisywać całkiem dobrze, zatem na pewno nie obędzie się bez licznych wybuchów. Do tego pewnie dojdzie niezbyt skomplikowana intryga i naszkicowani grubą kreską bohaterzy. A jednak na „www.ru2012.pl” warto czekać. Powód jest jeden – Ciszewski umie pisać w zajmujący sposób, a jego książki wręcz „się połyka”. W trakcie lektury nie przeszkadzają uproszczenia fabuły czy sztampowe postacie – tutaj najważniejsza jest frajda płynąca z faktu rozgromienia Niemców pod Mokrą czy wygrania Powstania Warszawskiego. Jak będzie tym razem?
Jeśli wierzyć opisowi, akcja powieści będzie się rozgrywać współcześnie, ale równocześnie nie zabraknie motywu wędrówki w czasie – z tym, że teraz możemy spodziewać się gości z przeszłości. Nie zabraknie także wątku walki z najnowszym zagrożeniem cywilizacji – terroryzmem. W jaki sposób zostaną połączone oba tematy pozostaje póki co tajemnicą.
I tylko jedna rzecz mnie gryzie – czy użycie w tytule słowa/skrótu „ru” oznacza, że tym razem wrogiem numer jeden naszych bohaterów będą Rosjanie?

Adam "Tigana" Szymonowicz



James Dashner, „Więzień labiryntu"

Nota wydawnicza książki Dashnera koncentruje się na tajemnicy, tym co nieznane, groźne, jednocześnie ledwie zarysowując fabułę w sposób, który pozwala popuścić wodze wyobraźni i samemu dopowiedzieć sobie fantastyczny świat i przygodę, jakie z pewnością znajdziemy na kartach powieści. Mechanizm prosty, bo choć książka może okazać się wtórna i źle napisana, wyobraźnia potencjalnego czytelnika pracuje na pełnych obrotach, a pozostawione jej pole do popisu nie jest ani za duże, ani za małe. Jest w sam raz.
Mamy młodego bohatera, który stracił pamięć, grupkę równie zagubionych dzieciaków i niebezpieczną, zupełnie oderwaną od codzienności, niemalże abstrakcyjną rzeczywistość. Napisałem „niemalże”, ponieważ zamknięta kamiennymi murami przestrzeń zwana Strefą, na której uwięzieni zostają bohaterowie i z której każdego ranka mogą wyruszyć w głąb otwierającego się labiryntu, nie jest krainą wywodzącą się z baśni czy marzeń sennych. Młody protagonista nie trafia do niej przez króliczą norę ani szafę. Przyjeżdża windą, a gdy drzwi się rozsuwają dostrzega jedynie podobnych sobie chłopców, którzy znaleźli się w sytuacji bardziej przypominającej film „Cube” niż opowieści Carrolla czy Lewisa. Z okładkowego opisu dowiadujemy się, że za murami czyhają istoty, będące skrzyżowaniem maszyn i bestii, nazywane Strażnikami, zaś wyprawa w głąb Labiryntu może okazać się bardzo niebezpieczna.
Książka skierowana jest do młodszych czytelników, co wyraźnie widać po lekturze fragmentu. Jeśli można z tego trafnie sądzić o całości, język powieści dostosowany jest do wieku bohaterów i zarazem docelowych czytelników, bogato opisuje emocje i wrażenia, sprawnie łącząc akcję z przeżyciami wewnętrznymi. Tym samym starsi czytelnicy mogą nie być usatysfakcjonowani lekturą i raczej sami po książkę nie sięgną, ale czytając ją swoim pociechom lub rodzeństwu, powinni równie dobrze bawić się odkrywaniem tajemnicy.
Po książce spodziewam się interesującej, niepokojącej historii, będącej swego rodzaju współczesną bajką, której bohaterowie mówiący slangiem i starający się rozwikłać zagadkę sytuacji, w jakiej się znaleźli, przypadną do gustu młodym czytelnikom. Zwłaszcza, że według zapowiedzi powstaje już ekranizacja trylogii Dashnera, za którą odpowiedzialna będzie reżyserka cyklu „Zmierzch”. Interesująca jest także duża ilość recenzji i wysoka ocena książki na portalu Amazon.com, co mogłoby wskazywać na bardziej zróżnicowane wiekowo grono czytelników, niż mogłoby się wydawać. Książka zapowiadana jest jako dystopia, zatem prawdopodobnie będziemy mieć do czynienia z wizją przyszłych losów człowieka, przeważnie niezbyt szczęśliwych. Jeżeli okaże się tak w rzeczywistości – być może każdy, niezależnie od wieku znajdzie w niej coś dla siebie.

Krzysztof Kozłowski




Gdy rozmawiałem z Jeffem VanderMeerem podczas jego wizyty w Polsce, spytałem się go o ciekawych, nowych autorów na rynku amerykańskim. Wymienił ich wielu, z czego przeważająca większość nazwisk nic mi nie mówiła; co zresztą dziwne nie jest, skoro byli to głównie debiutanci. Założyłem też, że sporo wody w Wiśle upłynie zanim ukażą się u nas przekłady tych autorów. Ze zdziwieniem więc odkryłem, że Papierowy Księżyc wydaje w październiku „Sto tysięcy królestw” N.K. Jemisin – jednej z autorek chwalonych przez VanderMeera (chociaż, z tego co pamiętam, wymieniał ją bardziej w kontekście opowiadań). Zresztą książka zebrała również nominacje do Hugo i Nebuli, więc doceniona została szerzej.
Przede wszystkim zastanawia mnie, co jest w tej powieści tak wyjątkowego. Czytając zarys fabularny z blurba i anglojęzycznych stron można dojść do wniosku, że jest to kolejne standardowe fantasy o walce o tron. Co prawda można domniemywać, że spore znaczenie mają spiski i intrygi, co podnosi wartość w moich oczach; klasyczne, questowe fabuły coraz częściej mnie nudzą. W każdym razie, jeśli to nie fabuła stanowi element wyróżniający, to co może nim być?
Przypuszczać należy, że będzie to jeden z trzech elementów: kreacja postaci, styl lub wyobraźnia i plastyczny obraz świata przedstawionego. Najlepiej byłoby oczywiście, gdyby wszystkie te elementy były na wysokim poziomie, co w połączeniu z interesującą (tak zakładam na potrzeby zgadywanki) fabułą czyniłoby ze „Stu tysięcy królestw” naprawdę dobrą powieść. Świat nie jest jednakże tak piękny (chociaż nie miałbym nic przeciwko, gdyby był), więc przypuszczam, iż między poszczególnymi elementami pojawi się jakaś dysproporcja. Osobiście stawiam na wyobraźnię i styl, a kreacja postaci będzie według mnie niewyszukana, ale poprawna.

Tymoteusz "Shadowmage" Wronka





Nie ukrywam – z „Nadzieją czerwoną jak śnieg” Andrzeja W. Sawickiego wiążę spore nadzieje. Głównym powodem jest moje zauroczenie historią XIX wieku: epoką romantyzmu i rewolucji, ale także rozumu i pracy. Jednym z najtragiczniejszych okresów w dziejach naszego narodu, ale także czasu bohaterskich zrywów powstańczych. Okresem barwnym, ale też bardzo skomplikowanym, niekiedy trudnym w opisie. Czy Sawicki podoła temu zadaniu? Czy wskrzesi ducha epoki? Mając w pamięci jego dwa ostatnie opowiadania („Kolce w kwiatach”, „Jak wiatr na stepie”) jestem przekonany, że tak.
„Nadzieja czerwona jak śnieg” to jednak, z założenia, nie stricte powieść historyczna, ale próba sięgnięcia do konwencji steampunku. Wspomniane wyżej opowiadania mówią wszakże nie o „naszej” wersji historii, ale alternatywnej. Niewytłumaczone do końca „mutatio” powoduje, że ludzie nabywają mocy wykraczających daleko poza granice ludzkiego pojmowania. Daje to autorowi duże możliwości twórcze. Liczę, że podobnie jak w „Zadrze” Piskorskiego i tutaj uda się pokazać wpływ zjawiska na społeczeństwo, na jego funkcjonowanie i dostosowanie do nowych realiów.
Trzeba jednak pamiętać, iż niekoniecznie te elementy, które sprawdziły się w krótszej formie, harmonijnie zagrają również i w powieści; tutaj dużo łatwiej można popełnić błąd. Źle rozłożone akcenty: historyczny i fantastyczny mogą spowodować, że dostaniemy mało strawną hybrydę gatunkową. Z kolei „przemożna moc mutatio” może stać się pretekstem do pojedynków rodem z komiksów Marvela. Obaw jest zatem wiele.
Jednak patrząc na przepiękną okładkę pędzla Wojciecha Ostrycharza mam nadzieję, że będzie dobrze.

Adam "Tigana" Szymonowicz





W zgadywance przypuszczałem, że w powieści Charlesa Yu „Jak przeżyć w fantastycznonaukowym wszechświecie” znaczącą rolę będzie odgrywał humor, co będzie odróżniać książkę od zamieszczonego w Nowej Fantastyce opowiadania „Standardowy zestaw świadomości”. Tymczasem okładka i blurb wprowadzały w błąd: faktycznie w powieści humor się pojawia i nieraz przyjdzie się czytelnikowi uśmiechnąć, ale lektura rodzi znacznie więcej gorzkich, niewesołych emocji. To one wysuwają się na pierwszy plan, a pozostałe elementy (humorystyczne, fantastycznonaukowe, etc.) są spychane na dalszy plan. W tym świetle całe założenie zgadywanki okazało się błędne. Nawet przywoływany „depresyjny system operacyjny” zupełnie nie przypomina Adamsowskiego Marvina.
Można co prawda dopatrzyć się różnorakich inspiracji wcześniejszymi powieściami fantastycznymi, ale nie stanowią one sedna książki. Yu opracował ciekawą, dosyć spójną oraz oryginalną wizję podróżowania w czasie (dyskusyjne, czy jest ona „naukowa”). Dzięki temu udało mu się uniknąć wielu pułapek czyhających na pisarzy tworzących fabuły oparte na podróżach w czasie – i to nie za sprawą popadania w absurd, jak to sugerowałem dwa miesiące temu.
Więcej o wrażeniach z książki w recenzji.

Tymoteusz "Shadowmage" Wronka



Redaktor prowadzący: Krzysztof Kozłowski


Autor: Katedra


Dodano: 2011-10-06 06:44:39
Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

AJ - 11:43 06-10-2011
Sullivan to całkiem fajne czytadło fantasy. Tylko okładka wieje straszną tandetą. Z ostatnich dzieł z tej serii Rankin o wiele lepszy. No i dziwi też zmiana tytułu pierwszego tomu, ale to nie pierwszy taki zabieg na naszym podwórku.

Wobec Jemisin mam bardzo mieszane uczucia. Nie jest to zły... fantasy romance. Ale za to fantasy romance pełną gębą. Łącznie z nieco tandetnymi opisami namiętności, ale potencjał niewątpliwie posiada.

Shadowmage - 11:57 06-10-2011
Heh, czyli w zgadywance nie trafiłem, bo romansu to nie obstawiałem :P

A Rankin imo słaby jest, męczę się z nim strasznie.

AJ - 12:57 06-10-2011
Odnośnie Rankina, chodziło mi wyłącznie o okładkę. Książki nie czytałem i, szczerze, zupełnie mnie do niej nie ciągnie.

malakh - 15:49 06-10-2011
Okładka Sullivana wzięta z wydania Orbitowego - autorem jest Larry Rostant, którego ilustracje zdobią sporą część fantastycznych bestsellerów. Postanowiłem więc dać mu szansę. Tej z pierwszgo wydania, autorstwa Michaela, nie brałem pod uwagę. Fajna, ale absolutnie nie sprzedażowa.

A tytuł taki, bo głowiliśmy się, jak przełożyć "The Crown Conspiracy". "Spisek przeciw koronie" brzmiał nam strasznie drętwo, a wszelkie konotacje z tronem odrzucaliśmy, żeby nie było, że podłaczamy się pod Martina. Stąd "Królewska krew".

"Wieża elfów" natomiast zastąpiła "Aveparthę", bo słowa-dziwadła nie sprawdzają się wśród polskich czytelników.

Shadowmage - 16:39 06-10-2011
"Koronny spisek" byłby dwuznaczny i chyba niezły :P

Spriggana - 16:49 06-10-2011
malakh pisze:A tytuł taki, bo głowiliśmy się, jak przełożyć "The Crown Conspiracy". "Spisek przeciw koronie" brzmiał nam strasznie drętwo, a wszelkie konotacje z tronem odrzucaliśmy, żeby nie było, że podłaczamy się pod Martina. Stąd "Królewska krew".

"Wieża elfów" natomiast zastąpiła "Aveparthę", bo słowa-dziwadła nie sprawdzają się wśród polskich czytelników.


Tyle starania, a efekt taki, że tytuły „zalatują” Sapkowskim… ;-)

AJ - 18:52 06-10-2011
@Shadowmage: Z ust mi to wyjąłeś.

Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS