NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Swan, Richard - "Tyrania Wiary"

Lee, Fonda - "Okruchy jadeitu. Szlifierz z Janloonu"

Ukazały się

Kingfisher, T. - "Cierń"


 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

 Pilipiuk, Andrzej - "Czasy, które nadejdą"

 Szmidt, Robert J. - "Szczury Wrocławia. Dzielnica"

 Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"

Linki

Singh, Nalini - "Pocałunek archanioła"
Wydawnictwo: Dwójka bez sternika
Cykl: Singh, Nalini - "Łowca Gildii"
Tytuł oryginału: Archangel's Kiss
Data wydania: Styczeń 2011
Wydanie: I
ISBN: 978-83-62432-03-5
Oprawa: miękka
Liczba stron: 352
Cena: 33,90 zł
Rok wydania oryginału: 2010
Wydawca oryginału: Berkley
Tom cyklu: 2



Singh, Nalini - "Pocałunek archanioła" #2

Rozdział 2

Jego pupilkę. Jego słabość.
– To jej słowa czy twoje?
– A jakie to ma znaczenie? – Wzruszył ramionami. – To prawda.
Rzuciła nożem ze śmiertelną celnością. Rafael złapał go w powietrzu – za ostrze.
Na jego złocistej skórze ukazała się szkarłatna plama.
– O ile mnie pamięć nie myli, poprzednim razem to ty się zraniłaś – stwierdził spokojnie i upuścił nóż na nieskazitelnie biały dywan, po czym zacisnął rękę w pięść. Krew zakrzepła w ciągu sekundy.
– Nie zraniłam się. Zmusiłeś mnie, bym zacisnęła rękę na ostrzu. – Jej serce wciąż biło mocniej, gdy podziwiała jego nieludzką zwinność. A jednak poszła z tym mężczyzną do łóżka. Pożądała go nawet w tej chwili.
– Hmm. – Rafael wstał i podszedł do łóżka.
Choć wcześniej twierdził, że nie zamierza jej skrzywdzić, w tym momencie wcale nie była tego pewna. Zacisnęła dłonie na kołdrze, gdy siadał obok, układając skrzydło na jej nogach. Było ciepłe i zadziwiająco ciężkie. Powoli zaczynała rozumieć, że anielskie skrzydła nie służyły do ozdoby – składały się z mięśni i ścięgien rozpiętych na kościach, i jak każde mięśnie, wymagały rozgrzewki przed użyciem. Kiedyś musiała jedynie uważać, by się nie potknąć, gdy była przemęczona. Teraz będzie musiała uważać, by nie spaść na ziemię.
Ale nie to przerażało ją teraz najbardziej.
Teraz widziała tylko błękit.
Zanim poznała Rafaela, błękit nigdy nie był dla niej synonimem pokusy. Symbolem grzechu. Kolorem bólu.
Pochylił się i odgarnął włosy z jej szyi – jego palce potrafiły przynosić tak wyrafinowaną rozkosz, że miała ochotę jęczeć z bólu – a potem wycisnął pocałunek w miejscu, gdzie wyczuwał puls. Elen poczuła, że drży, i wplątała palce w jego włosy. Znów ją pocałował, sprawiając, że w jej brzuchu rozlało się leniwie ciepło, ogarniające potem całe ciało.
Coś zamigotało w jej polu widzenia i zdała sobie sprawę, że archanioł obsypuje ją anielskim pyłem – niezwykle cenną rozkoszną substancją, za którą śmiertelnicy płacili olbrzymie pieniądze. Jednak Rafael wydzielał specjalną odmianę pyłu, tylko dla niej. Smakując jego drobinki, myślała już tylko o seksie, zapominając o złości, a nawet o bólu skrzydeł.
– Tak – szepnął Rafael. – Przypuszczam, że będziesz mnie intrygować przez całą wieczność.
Taka uwaga mogłaby zburzyć cały nastrój, ale tym razem było inaczej – być może sprawiła to zmysłowa obietnica w głosie archanioła. Elena próbowała przyciągnąć go do siebie, ale on tylko zacisnął szczęki.
– Nie, Eleno. To cię złamie.
Brutalna szczerość. Prawda.
– Przeczytaj to – polecił, upuszczając kopertę na łóżko, po czym wstał. Jego majestatyczne białe skrzydła lśniące złotem rozpostarły się, sypiąc wokół upajającym pyłem.
– Przestań – powiedziała Elena bez tchu, czując w ustach jego gorący smak. – Kiedy ja się tego nauczę?
– Taka umiejętność przychodzi z wiekiem, ale nie każdy anioł może ją posiąść. – Rafael złożył skrzydła na plecach. – Dowiesz się za jakieś czterysta lat.
– Czterysta lat? – Spojrzała na niego, zaskoczona. – Czterysta?
– Teraz jesteś nieśmiertelna.
– Jak bardzo? – Pytanie wcale nie było takie głupie. Zdążyła się już przekonać, że nawet archaniołowie umierają.
– Nieśmiertelność wymaga czasu, a ty jesteś ledwie uformowana. Nawet silny wampir mógłby cię teraz zabić – Rafael przekrzywił głowę i spojrzał na niebo przez szybę z weneckiego lustra. Dzięki niemu Elena mogła przyglądać się Azylowi, zachowując całkowitą prywatność.
– Wygląda na to, że w Azylu jest obecnie straszny tłok – stwierdził i podszedł do drzwi balkonowych. – Musimy iść na ten bal, Eleno. Każda inna decyzja byłaby oznaką słabości – dodał, po czym zamknął drzwi i wzbił się prosto w górę.
Elena aż westchnęła, widząc ten mimowolny pokaz siły. Teraz, gdy poczuła na własnej skórze ciężar skrzydeł, zrozumiała, jak wiele wysiłku wymagają te pionowe loty Rafaela. Jej serce wciąż biło mocno – przyczyną tego był zarówno pocałunek, jak i jego podniebne popisy. W końcu przypomniała sobie o kopercie.
Włoski na jej ramionach podniosły się, gdy musnęła palcami gruby biały papier.
Było to dziwne uczucie, tak jakby koperta pozostawała lodowato zimna, niezależnie od temperatury otoczenia. Ktoś mógłby to nazwać „śmiertelnym chłodem”.
Poczuła, że ma gęsią skórkę.
Odsuwając od siebie złe przeczucia, odwróciła kopertę. Pieczęć była złamana, ale po złożeniu wciąż było widać, że przedstawia anioła. To zrozumiałe, pomyślała, nie mogąc oderwać od niej wzroku. Marszcząc brwi, uniosła ją wyżej.
– O, Jezu – szepnęła, gdy odkryła tajemnicę pieczęci. Była to iluzja optyczna.
Obraz przypominał klęczącego anioła z opuszczoną głową, jednak gdy spojrzała na pieczęć pod innym kątem, anioł spoglądał wprost na nią, ale jego oczodoły były puste, a kości zbielałe.
Nie należy już do naszego świata.
Słowa Rafaela nabrały teraz nowego znaczenia.
Wzdrygając się, otworzyła kopertę i wyjęła ze środka kartę. Wykonano ją z miękkiego kremowego papieru, przypominającego kosztowne karty, jakich jej ojciec używał w prywatnej korespondencji. Pismo było ozdobne, wykonane złotym tuszem. Potarła je palcem – sama nie wiedziała po co, w końcu nie potrafiła przecież rozpoznać dotykiem prawdziwego złota. Jednak nie zdziwiłaby się, gdyby go tu użyto – Lijuan była stara, bardzo stara. A tak wiekowa i potężna istota była w stanie zgromadzić wielkie bogactwa.
To zabawne, pomyślała. Zawsze postrzegała Rafaela jako istotę potężną, ale nigdy wiekową. Była w nim jakaś zadziwiająca żywotność, która temu zaprzeczała. Jakiś rys... człowieczeństwa? Nie. Rafael nie był człowiekiem, nawet nie był do niego podobny. Ale nie przypominał także Lijuan.
Znów spojrzała na kartę.

Zapraszam Cię do Zakazanego Miasta. Przybądź i pozwól nam powitać twoją wybrankę, pozwól nam ujrzeć piękno więzi między istotą śmiertelną a nieśmiertelną. Już od wielu tysiącleci nic mnie tak nie zaciekawiło.
Zhou Lijuan

Elena nie miała ochoty zaspokajać ciekawości Lijuan. Nie chciała zbliżać się do nikogo z Rady, z wyjątkiem Rafaela. Miała pewność, że archanioł nie zamierza jej zabić, ale co do reszty...
– Cholera.
Moją pupilkę. Moją słabość.
Słowa archanioła doprowadzały ją do białej gorączki, niemniej jednak była to prawda. Jeśli Archanioł Nowego Jorku naprawdę ją pokochał, to równie dobrze mogła wymalować sobie na plecach tarczę strzelniczą.
Znów miała przed oczami widok jego zakrwawionej twarzy, podartych skrzydeł – widok archanioła, który wybrał śmierć zamiast wiecznego życia. Była to jedyna rzecz, która pomagała jej utrzymać się na powierzchni w momencie, gdy wszystko wokół podlegało nieustannym zmianom.
– Nie jedyna – mruknęła, sięgając po telefon. Azyl wyglądał tak, jakby wybudowano go w dawnych, rycerskich wiekach, jednak został wyposażony we wszelkie nowoczesne udogodnienia. Nie było w tym nic dziwnego – aniołowie nie przetrwaliby tylu wieków, gdyby uporczywie trzymali się przeszłości. Wieża Archanioła w Nowym Jorku była doskonałym tego przykładem.
Czekając na połączenie, nie odrywała wzroku od drzwi balkonowych, wypatrując majestatycznej sylwetki władcy Wieży, mężczyzny, którego ośmieliła się nazywać swoim kochankiem.
Po drugiej stronie ktoś odebrał.
– Cześć, Ellie – wymamrotał zaspany głos.
– Kurczę, obudziłam cię? – Elena zdała sobie sprawę, że zapomniała o różnicy czasu między Nowym Jorkiem a... miejscem, w którym teraz przebywała.
– Nie ma problemu, po prostu wcześniej poszliśmy spać. Poczekaj. – Usłyszała jakiś szelest, stuk zamykanych drzwi, po czym Sara znów przycisnęła słuchawkę do ucha. – Nigdy nie widziałam, żeby Deacon zasnął tak szybko; chyba wymamrotał jeszcze coś w stylu: „Pozdrów Ellie”. Pewnie Zoe wymęczyła go dziś bardziej niż zwykle.
Elena uśmiechnęła się na samą myśl, że bezwzględny, budzący postrach mąż Sary mógł zostać wykończony przez małą dziewczynkę.
– Obudziłam ją?
– Nie, ona też jest zmęczona – wyszeptała Sara. – Przed chwilą zajrzałam. Idę do salonu.
Elena z łatwością przywołała w myślach obraz tego pokoju: od eleganckich kanap w ciepłym kolorze karmelu, aż po duże czarnobiałe zdjęcie roześmianej Zoe w wannie pełnej piany. Dom Sary był dla niej prawie jak drugi dom.
– Nie wiesz, co z moim mieszkaniem? Nie zapytała o to, gdy przed dwoma dniami przyjaciółka złożyła wizytę w Azylu – była zbyt zszokowana wspomnieniem swojej niedoszłej śmierci i przebudzenia ze skrzydłami u ramion.
– Przykro mi – odparła Sara. – Po tym... co się stało, Dymitr zabronił wszystkim tam wchodzić. Byłam bardziej zainteresowana odnalezieniem ciebie, więc nie nalegałam.
Ostatnim razem, gdy Elena widziała swoje mieszkanie, w ścianie widniała ogromna dziura, a wszystko wokół zalane było krwią i wodą deszczową.
– To nie twoja wina – powiedziała, próbując stłumić ukłucie żalu na myśl o zniszczeniu jej przytulnego schronienia. – Pewnie sama miałaś pełne ręce roboty.
Podczas bitwy archaniołów Nowy Jork pogrążył się w kompletnych ciemnościach.
Kolejne słupy energetyczne przepalały się w miarę, jak Rafael i Uram ciągnęli z nich potrzebną moc. Sieć elektroenergetyczna nie była jedyną ofiarą katastrofalnej bitwy nieśmiertelnych. W głowie Eleny pozostały obrazy walących się budynków, zmiażdżonych samochodów i przynajmniej jednego helikoptera.
– Było bardzo źle – przyznała Sara – ale większość napraw została już zakończona. Ludzie Rafaela dopilnowali wszystkiego. Aniołowie wykonywali nawet prace budowlane – przyznasz, że tego nie widuje się codziennie.
– I pewnie nie potrzebowali dźwigów.
– Właśnie. Nie miałam pojęcia, jak bardzo są silni, dopóki nie zobaczyłam, jak podnoszą te bloki. – Sara na chwilę przerwała, a cisza, pełna niewypowiedzianych spraw, spowodowała, że wzruszenie chwyciło Elenę za gardło. – Jutro przejdę się koło twojego mieszkania – dodała w końcu przyjaciółka, cały czas kontrolując swój głos. – Powiem ci wszystko, co i jak. Elena przełknęła ślinę; pragnęła, by Sara znalazła się tuż obok, aby mogła ją objąć i uściskać.
– Dzięki. Powiem Dymitrowi, żeby uprzedził swoich sługusów.
Przez chwilę zastanawiała się, czy jej pamiątki, rzeczy, które zebrała podczas swoich podróży, ocalały z katastrofy.
– Ha! Jestem w stanie rozłożyć jego sługusów na łopatki z jedną ręką przywiązaną za plecami. – Rozległ się urywany śmiech. – Mój Boże, Ellie, czuję taką ulgę za każdym razem, gdy słyszę twój głos.
– Będziesz go teraz słyszeć znacznie dłużej – jestem nieśmiertelna – zażartowała Elena, mimo że sama nie do końca to ogarniała. Łowcy zwykle umierali młodo.
A już na pewno nie żyli wiecznie.
– Aha. Będziesz mogła opiekować się moją córką i jej dziećmi, kiedy mnie zabraknie.
– Nie mów tak! – zaprotestowała. Nie potrafiła wyobrazić sobie przyszłości bez Sary, Ransoma, Deacona...
– Głuptas z ciebie. To wspaniała rzecz – to dar.
– Nie jestem pewna – zauważyła Elena, po czym opowiedziała przyjaciółce, co myśli na temat swojej wartości jako zakładnika. – Myślisz, że popadam w paranoję?
– Nie – odparła Sara, przybierając ton twardej i bezwzględnej dyrektorki Gildii.
– Dlatego zapakowałam pistolecik Viveka do paczki z bronią, którą ci dziś wysłałam.
Elena poczuła, że zaciska dłoń w pięść.
Poprzednim razem, gdy użyła tej broni, Rafael niemal wykrwawił się u niej na dywanie, a Dymitr omal nie poderżnął jej gardła. Ale żadne z tych wspomnień nie umniejszało jej wartości, na pewno nie teraz, kiedy – wyjrzała za okno – żyła w otoczeniu nieśmiertelnych, w miejscu, w którym szeptano o rzeczach, o których nie powinien wiedzieć żaden człowiek.
– Dzięki. To miłe, nawet jeśli to ty mnie w to wpakowałaś.
– Tak, ale poza tym dałam ci nieźle zarobić.
Elena zamrugała, nie wiedząc, co powiedzieć.
– Zapomniałaś, co? – zaśmiała się Sara.
– Wiesz, byłam trochę zajęta – leżałam w śpiączce – wykrztusiła Elena. – Rafael mi zapłacił?
– Co do centa.
Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, co to oznacza.
– O, kurczę! – Zaliczka wynosiła więcej, niż miała nadzieję zarobić przez całe życie. A przecież była to tylko jedna czwarta kwoty.
– Chyba określenie „nieźle zarobić” nie jest tu szczególnie adekwatne.
– Aha. Ale czy w końcu wykonałaś zadanie, do którego cię wynajął? Domyślam się, że miało to coś wspólnego z Uramem? Elena przygryzła wargę. Rafael ostrzegał ją wcześniej, by nie ujawniała żadnych informacji dotyczących sadystycznego archanioła i jego ofiar – każdy śmiertelnik, któremu by o tym powiedziała, musiałby zginąć. Żadnych wyjątków.
Być może teraz wytyczne uległy zmianie, ale i tak nie chciała narażać życia swojej najlepszej przyjaciółki.
– Nie mogę ci powiedzieć.
– Możesz mi powierzyć wszystkie inne sekrety, a tego jednego nie? – Po głosie poznała, że Sara nie jest zła, raczej zaintrygowana. – Ciekawe.
– Nie drąż tego tematu – poprosiła, a jej żołądek skręcił się gwałtownie, gdy przypomniała sobie legowisko Urama. Pokój w zrujnowanym budynku, smród gnijącego mięsa, błysk zalanych krwią kości, oślizgłe gałki oczne wyrwane z twarzy konającego wampira... Wyprostowała plecy, czując w gardle piekącą żółć, i spróbowała przekazać przyjaciółce głosem, jak bardzo się martwi:
– Nic dobrego z tego nie wyniknie.
– Nie mam zamiaru popełniać samobój... Och, Zoe się obudziła. – W każdej sylabie pobrzmiewała matczyna miłość. – No proszę, Deacon też. Tatuś Zoe budzi się przy najlżejszym płaczu, prawda, kochanie? Elena odetchnęła głęboko, pozwalając, by czuły głos Sary przegnał makabryczne wspomnienia.
– Wiesz, że robicie się słodcy aż do obrzydzenia?
– Moja córka ma już półtora roku, Ellie – szepnęła Sara. – Szkoda, że nie możesz jej zobaczyć.
– Zobaczę – obiecała. – Nauczę się korzystać z tych skrzydeł, nawet jeśli mnie to zabije.
Mówiąc to, spojrzała na zaproszenie Lijuan i poczuła, że śmierć zaciska wokół jej szyi swoją kościstą rękę.



Dodano: 2011-01-01 12:31:59
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS