NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"

Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"

Ukazały się

Ferek, Michał - "Pakt milczenia"


 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Kukiełka, Jarosław - "Kroczący wśród cieni"

 Gray, Claudia - "Leia. Księżniczka Alderaana"

Linki

Singh, Nalini - "Pocałunek archanioła"
Wydawnictwo: Dwójka bez sternika
Cykl: Singh, Nalini - "Łowca Gildii"
Tytuł oryginału: Archangel's Kiss
Data wydania: Styczeń 2011
Wydanie: I
ISBN: 978-83-62432-03-5
Oprawa: miękka
Liczba stron: 352
Cena: 33,90 zł
Rok wydania oryginału: 2010
Wydawca oryginału: Berkley
Tom cyklu: 2



Singh, Nalini - "Pocałunek archanioła" #1

Początek

Kap.
Kap.
Kap. Chodź tu, mały łowco. Spróbuj.
Krew w powietrzu, na ścianach, pod stopami.
– Ari? Ari ucięła sobie drzemkę.
Słysząc ten upiorny chichot, miała ochotę natychmiast stąd wybiec. Uciekać.
UCIEKAĆ!
– Mmm, ale chyba jednak wolę Belle..
– Potwór uniósł palec umazany na czerwono i przycisnął jej do ust.
Krew spłynęła jej na język.
Krew jej siostry.
Dopiero wtedy krzyknęła.

Rozdział 1

Elena chwyciła się poręczy balkonu i spojrzała na głęboką rozpadlinę, która otwierała się u jej stóp. Skały wyglądały niczym ostre zęby, gotowe gryźć, rozdzierać i szarpać. Zacisnęła dłonie, kiedy lodowaty podmuch wiatru uderzył z nową siłą, jakby chciał ją zepchnąć wprost w rozwarte szczęki przepaści.
– Rok temu nawet nie wiedziałam o istnieniu Azylu – mruknęła. – A dzisiaj sama tu mieszkam.
Miasto ze szkła i marmuru ciągnęło się daleko we wszystkich kierunkach, odcinając się ostro od skąpanego w jaskrawym świetle słońca krajobrazu.
Ciemnozielone liście drzew tworzyły kępki zieleni po obu stronach rozpadliny, która przecinała miasto ostrą kreską, a ośnieżone szczyty znaczyły linię horyzontu. Nie było tu żadnych dróg, żadnych wieżowców, nic nie zakłócało wspaniałego widoku.
A jednak mimo tego piękna było w tym miejscu coś niepokojącego, tak jakby mrok czaił się tuż pod złoconą powierzchnią. Elena wzięła głęboki oddech, czując w płucach ostrą świeżość górskiego wiatru, i spojrzała w górę... w stronę aniołów. Nigdy jeszcze nie widziała ich tak wielu. Ich skrzydła wypełniały niebo nad miastem, które zdawało się wyrastać z granitowej skały.
Rozanieleni – ludzie dotknięci przypadłością polegającą na tym, iż wpadali w trans na sam widok anielskich skrzydeł – prawdopodobnie płakaliby ze szczęścia, gdyby znaleźli się w takim miejscu. Jednak Elena widziała już kiedyś archanioła, który śmiał się, wydzierając oczy wampirowi, potem udawał, że je zjada, aż w końcu rozdeptał je na miazgę. Z drżeniem pomyślała, że to miejsce wcale nie przypomina nieba.
Za jej plecami rozległ się szelest skrzydeł, a potem silne dłonie zacisnęły się na jej biodrach.
– Jesteś zmęczona. Wejdź do środka.
Nawet nie drgnęła, choć dotyk mężczyzny – silny, niebezpieczny i prawdziwie męski – sprawił, że omal nie zadrżała z rozkoszy.
– Wydaje ci się, że możesz mi teraz rozkazywać? Archanioł Nowego Jorku był tak niebezpieczną istotą, że bała się go nawet teraz, gdy uniósł jej włosy nad karkiem i mus­nął ustami skórę.
– Oczywiście. Jesteś moja.
Ani śladu żartobliwości, jedynie czysta zaborczość.
– Chyba jeszcze nie do końca zrozumiałeś, na czym polega ta cała miłość.
Rok temu archanioł napoił ją ambrozją, zmieniając w istotę nieśmiertelną, i dał jej skrzydła – prawdziwe skrzydła! – a wszystko to za sprawą miłości do niej, zwykłej łowczyni, istoty śmiertelnej... która nie była już śmiertelna.
– Możliwe. Mimo to czas, żebyś wróciła do łóżka.
A potem znalazła się w jego ramionach, choć nie pamiętała, by puściła poręcz balkonu – ale musiała to zrobić, ponieważ czuła, jak krew napływa do jej dłoni. Rafael przeniósł ją przez przesuwane drzwi do wspaniałego szklanego pokoju na samej górze jego twierdzy z marmuru i kwarcu, tak majestatycznej i niewzruszonej, jak otaczające ją góry.
Elena poczuła przypływ wściekłości.
– Przestań zaglądać w moje myśli!
„Dlaczego?”
– Już tyle razy ci mówiłam, że nie jestem twoją marionetką! – Zacisnęła zęby, gdy archanioł kładł ją na miękkiej pościeli, i zaraz usiadła na łóżku.
– W każdym prawdziwym związku kochanka – dobry Boże, sama nie mogła uwierzyć, że dała się uwieść archaniołowi! – powinna być twoją partnerką, nie zabawką, którą można do woli manipulować. Kobaltowe spojrzenie, które potrafiło zmieniać ludzi w niewolników, włosy czarne niczym noc, okalające idealnie piękną twarz... i wyraźne okrucieństwo.
– Pamiętaj, że obudziłaś się zaledwie trzy dni temu po roku spędzonym w śpiączce
– przypomniał mężczyzna. – A ja żyję już od ponad tysiąca lat. Nie jesteśmy sobie bardziej równi niż wtedy, gdy jeszcze byłaś śmiertelna.
Elena poczuła wściekłość. Miała ochotę postrzelić archanioła, tak jak już to kiedyś zrobiła. Jeszcze teraz miała przed oczami widok szkarłatnej fontanny krwi, zniszczone skrzydło, szeroko otwarte oczy Rafaela... Nie, nie mogłaby tego powtórzyć, ale wciąż miała ochotę go skrzywdzić.
– A zatem kim ja jestem?
– Jesteś moja.
Nieokiełznana zaborczość w głosie mężczyzny i mroczna namiętność na jego twarzy sprawiły, że po jej kręgosłupie przebiegły dreszcze. Związała się z archaniołem, który uważał, że obowiązujące reguły nagle uległy fundamentalnej zmianie.
– To prawda. Moje serce należy do ciebie.
W jego oczach dojrzała błysk satysfakcji.
– Ale nic poza tym. – Spojrzała mu prosto w twarz. – Może i jestem młodym aniołem, ale także łowcą. I jestem tak dobra, że zdecydowałeś się mnie zatrudnić.
Namiętność ustąpiła miejsca irytacji.
– Jesteś aniołem.
– I mam magiczne anielskie pieniądze?
– Pieniądze nie mają znaczenia.
– Może dla ciebie – jesteś bogatszy od samego króla Midasa. Ale ja nie zamierzam być twoją utrzymanką.
– Utrzymanką? – Dostrzegła cień rozbawienia.
– Sara powiedziała, że mogę wrócić do pracy, kiedy tylko zechcę.
– Twoja lojalność wobec aniołów winna przeważać nad lojalnością wobec Gildii Łowców.
– Pomyślmy. Michaela czy Sara – mruknęła Elena. – Królowa zołza czy moja najlepsza przyjaciółka, czyją stronę wolę trzymać?
– Teraz to i tak bez znaczenia, prawda? – Rafael uniósł brew.
Elena domyśliła się, że coś przed nią ukrywa.
– Dlaczego?
– Nie możesz zrealizować swojego planu, dopóki nie nauczysz się latać.
Nie mogła temu zaprzeczyć. Spiorunowała archanioła wzrokiem i opadła na poduszki. Jej skrzydła rozpostarte na posłaniu miały kolor nocnego nieba, przechodzący w indygo i ciemny błękit, który stopniowo stawał się coraz jaśniejszy, a końce piór lśniły białym złotem. Próbowała się dąsać, ale trwało to nie więcej niż dwie sekundy. Nie potrafiła się obrażać. Nawet Jeffrey Deveraux, który pogardzał swą „wyrodną” córką, nie mógłby jej tego zarzucić.
– A zatem naucz mnie. Jestem gotowa.
Tęsknota za lataniem była tak silna, że aż ściskała ją w gardle.
Wyraz twarz Rafaela nie zmienił się ani odrobinę.
– Bez pomocy nie zdołasz teraz nawet wyjść na balkon. Jesteś słabsza niż młode pisklęta.
Elena widywała czasem na niebie mniejsze skrzydła i drobniejsze ciałka. Było ich niewiele, ale rzucały się w oczy.
– Wasz Azyl – zastanowiła się głośno – to specjalne miejsce do wychowywania młodych?
– Azyl zapewnia nam wszystko, czego potrzebujemy – odparł Rafael. Wskazał na drzwi spojrzeniem barwy najczystszego grzechu – Idzie Dymitr.
Elena westchnęła bezgłośnie, czując, jak kuszący zapach wampira spowija ją niczym kosztowne futro. Niestety, po przemianie w anioła nie zyskała odporności na sztuczki wampirów. Ale jednocześnie nie straciła swych dawnych umiejętności.
I właśnie to czyniło ją urodzonym łowcą.
– To prawda. Może kiedyś będziemy mieli z ciebie prawdziwy pożytek.
Elena nie była pewna, czy Rafael miał świadomość, jak arogancko zabrzmiały jego słowa. Przypuszczała, że nie. Od setek lat pozostawał niezwyciężony, arogancja prawdopodobnie była już częścią jego natury. Jednak można było go skrzywdzić.
Rok temu, gdy Anioł Krwi próbował zniszczyć miasto, i wokół rozpętało się piekło, Rafael wolał raczej umrzeć wraz z Eleną, niż pozostawić ją, śmiertelnie ranną, w zrujnowanym budynku, wysoko nad Manhattanem.
Jej wspomnienia były chaotyczne i niejasne, jednak pamiętała widok postrzępionych skrzydeł, zakrwawioną twarz, ręce trzymające ją w uścisku, gdy oboje spadali w mrok, prosto na twardy bruk ulicy. Poczuła, że serce ściska jej się boleśnie.
– Powiedz mi coś, Rafaelu.
Archanioł kierował się już w stronę drzwi.
– Co chcesz wiedzieć, łowco?
– Jak mam o tobie mówić? Mój mąż? Partner? Chłopak? Zatrzymał się z dłonią na klamce i zmierzył ją nieodgadnionym spojrzeniem.
– Możesz nazywać mnie swoim panem.
Elena wpatrywała się w zamknięte drzwi, zastanawiając się, czy archanioł znów próbuje z nią pogrywać. Nie znała go dostatecznie dobrze, by prawidłowo odczytywać wszystkie jego nastroje. To nadciągająca śmierć popchnęła ich ku sobie, ich związek, który zrodził się w bólu i strachu, w innej sytuacji prawdopodobnie formowałby się latami.
Rafael wspominał jej o legendzie, według której tylko prawdziwa miłość mogła spowodować, że ciało archanioła zaczynało produkować ambrozję – substancję pozwalającą zmienić człowieka w anioła. A może jej metamorfoza nie miała nic wspólnego z uczuciami i była jedynie efektem rzadkiej biologicznej symbiozy? W końcu wampiry też były stworzone przez aniołów. I biologiczna zgodność odgrywała w tym procesie ważną rolę.
– Cholera. – Potarła serce nasadą dłoni, próbując pozbyć się nagłego bólu.
Intrygujesz mnie.
Właśnie to powiedział jej Rafael na samym początku. A zatem być może był w tym wszystkim jakiś element fascynacji.
– Bądź sama ze sobą szczera – szepnęła, muskając palcem jedno ze swych wspaniałych skrzydeł. – To ty uległaś fascynacji.
Ale bynajmniej nie oznaczało to, że pozwoli się uwięzić.
– Mój pan, akurat – mruknęła i zapatrzyła się na rozpościerające się za oknem niebo. Poczuła, że jej postanowienie staje się twarde jak stal – miała już dość czekania. Jej mięśnie nie osłabły w śpiączce, jednak przeszły całkowitą przemianę. Nie potrzebowała rehabilitacji, ale musiała szybko zacząć ćwiczyć.
Zwłaszcza skrzydła.
– Teraz albo nigdy. – Wstała, wzięła głęboki oddech... i rozprostowała skrzydła.
– Chryste, jak to boli! – Zacisnęła zęby, czując, że łzy ciekną jej z oczu, ale nadal rozciągała swoje nowe, wcześniej nieznane mięśnie. Złożyła skrzydła, po czym znowu je rozprostowała. Zanim zdążyła zrobić to trzy razy, łzy popłynęły aż do jej ust, a skórę pokryła warstewka potu, lśniąca w świetle słońca wpadającego do pokoju przez szybę.
I wtedy Rafael wrócił. Elena spodziewała się wybuchu, ale on tylko usiadł obok łóżka, nie spuszczając z niej wzroku. Patrzyła uważnie, jak zakłada nogę na nogę i zaczyna postukiwać o but ciężką białą kopertą ze złoconym brzegiem.
Wytrzymała jego spojrzenie i rozciągnęła mięśnie jeszcze dwukrotnie. Jej kręgosłup był jak z galarety, a mięśnie brzucha napięte aż do bólu.
– Co jest... – przerwała na oddech – w tej kopercie? Skrzydła Eleny złożyły się z trzaskiem i poczuła, że siedzi oparta o wezgłowie łóżka. Dopiero wtedy zrozumiała, że to sprawka Rafaela. Dotknęło ją to do żywego. Patrzyła, jak archanioł wstaje i rzuca jej ręcznik, a potem znów siada na krześle. Nie miała zamiaru na to pozwalać.
Jednak mimo wzbierającej złości wytarła twarz i nie powiedziała ani słowa.
Rafael miał rację – jako młody anioł nie była mu równa, a do tego w śpiączce bardzo opadła z sił. Jednak zamierzała teraz popracować nad użyciem mentalnej tarczy, którą opanowała, zanim jeszcze została aniołem. Biorąc pod uwagę zmiany, jakie zaszły w jej organizmie, być może teraz będzie w stanie utrzymać ją dłużej.
Z trudem rozluźniła napięte mięśnie barków, wzięła ze stolika nóż i zaczęła polerować ostrze skrajem ręcznika.
– Zadowolony? – spytała.
– Nie. – Zacisnął wargi. – Posłuchaj, Eleno. Nie skrzywdzę cię, ale nie możesz zachowywać się tak, jakbyś poddawała w wątpliwość moją władzę.
– Co takiego? Jak w takim razie wyglądają związki archaniołów? – spytała, szczerze zaciekawiona.
Rafael milczał przez chwilę.
– Odkąd Michaela i Uram się rozstali, znam tylko jeden stabilny związek.
– A bogini zołz jest archaniołem, więc byli sobie równi.
Mężczyzna ledwie dostrzegalnie skinął głową; był to raczej grymas niż gest.
Zdawał się tak niewyobrażalnie piękny, że trudno było się skupić w jego obecności, mimo iż Elena doskonale wiedziała, że bezwzględność jest częścią jego istoty. Bezwzględność, która w łóżku zmieniała się w nieludzkie opanowanie, wydzierające kobietom z ust spazmatyczny krzyk pożądania.
– Kim jest ta druga para? – spytała, tłumiąc krótki spazm namiętności. Rafael obejmował ją każdej nocy, odkąd wybudziła się ze śpiączki. Jego ramiona były silne, a czasem wzruszająco czułe. Jednak dzisiaj jej ciało pragnęło mroczniejszych pieszczot.
– Eliasz i Hanna – odparł, a jego oczy zamigotały, przybierając barwę, jaką Elena widziała kiedyś w pracowni malarza. Błękit pruski. Tak się nazywał ten kolor. Bogaty, egzotyczny i zadziwiająco ziemski. Nie wierzyła, że aniołowie potrafią tacy być, dopóki nie została kochanką Archanioła Nowego Jorku.
– Niedługo wyzdrowiejesz, Eleno. A wtedy pokażę ci, jak tańczą aniołowie.
Poczuła, że od żaru drzemiącego w tych słowach zaschło jej w ustach.
– Eliasz i Hanna? – spytała. Jej głos był ochrypły, zapraszający.
Rafael ciągle patrzył jej w oczy, a jego usta były jednocześnie zmysłowe i bezlitosne.
– Żyją ze sobą już od stuleci. Wprawdzie Hanna z czasem zyskała znaczną moc, lecz powiadają, że woli służyć Eliaszowi jako jego podpora.
Elena przez chwilę zastanawiała się nad tym archaicznym określeniem.
– Jako wiatr w skrzydła?
– Jeśli tak wolisz. – Twarz Rafaela wyostrzyła się nagle, jakby składała się z samych krawędzi i kątów – Nie umrzesz.
Nie wiedziała, czy zabrzmiało to jak oskarżenie, czy jak rozkaz.
– Nie, nie umrę. – Wypowiadając te słowa, uświadomiła sobie, że będzie potrzebowała całej swojej siły woli, by zachować niezależność w obliczu niezwykłej mocy Rafaela.
Znów zaczął postukiwać kopertą.
– Aha, poczynając od dzisiaj, masz bardzo niewiele czasu. Musisz być na nogach i w powietrzu już za dwa miesiące.
– Czemu? – spytała, czując, że krew buzuje w jej żyłach z podniecenia niczym szampan.
Błękit pruski pociemniał, aż zmienił się w czarny lód.
– Lijuan wydaje bal na twoją cześć.
– Zhou Lijuan? Najstarsza z archaniołów? – Podniecenie natychmiast się ulotniło.
– Ona jest... trochę inna.
– Tak. – W głosie Rafaela słychać było jakiś mroczny ton. – Nie należy już do naszego świata.
Elena poczuła, że skóra jej cierpnie.
– Dlaczego miałaby wydawać dla mnie bal? Przecież nawet mnie nie zna.
– Wprost przeciwnie, Eleno. Cała Rada Dziesięciu wie, kim jesteś – w końcu to my cię zatrudniliśmy.
Na samą myśl o tym, że najpotężniejsza na świecie organizacja postanowiła się nią zainteresować, oblał ją zimny pot. W dodatku Rafael był jednym z nich.
Wiedziała, do czego jest zdolny, jak wielką mocą dysponuje i jak łatwo byłoby mu przejść na stronę prawdziwego zła.
– Teraz jest was tylko dziewięcioro. Uram nie żyje. Chyba że znaleźliście jego następcę, gdy byłam w śpiączce?
– Nie. Ludzka rachuba czasu ma dla nas niewielkie znaczenie – odparł ze spokojną obojętnością nieśmiertelnego. – A co do Lijuan, to po prostu chce zobaczyć moją pupilkę. Poznać moją słabość.




Dodano: 2011-01-01 12:31:59
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS