NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Weeks, Brent - "Nocny anioł. Nemezis"

Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

Ukazały się

King, Stephen - "Billy Summers"


 Larson, B.V. - "Świat Lodu"

 Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)

 Kade, Kel - "Los pokonanych"

 Scott, Cavan - "Wielka Republika. Nawałnica"

 Masterton, Graham - "Drapieżcy" (2024)

 He, Joan - "Uderz w struny"

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Gryffindor)

Linki

Singh, Nalini - "Krew Aniołów"
Wydawnictwo: Dwójka bez sternika
Cykl: Singh, Nalini - "Łowca Gildii"
Tytuł oryginału: Angel's Blood
Data wydania: Październik 2010
Wydanie: I
ISBN: 978836243004
Liczba stron: 352
Cena: 29,90 zł
Rok wydania oryginału: 2009
Wydawca oryginału: Berkley
Tom cyklu: 1



Singh, Nalini - "Krew Aniołów" #4

Rozdział 4

Elena siedziała w Central Parku, patrząc na kaczki pływające po stawie. Przychodziła tu zwykle, gdy musiała nad czymś pomyśleć, jednak dziś nie była w stanie się skupić. Teraz zastanawiała się w kółko nad tym, czy kaczki mają sny.
Przypuszczała, że raczej nie. O czym właściwie mogłaby śnić taka kaczka? O świeżym chlebie i miłym locie do... a gdzie kaczki odlatują na zimę? Lot... Nagle do głowy napłynęły jej obrazy – piękne, przyprószone złotem skrzydła, władcze spojrzenie, błysk anielskiego pyłu. Potarła oczy, próbując odegnać to wspomnienie. Bezskutecznie. Czuła się, jakby Rafael zahipnotyzował ją, podsuwając jej wizje dokładnie tych rzeczy, o których nie miała ochoty myśleć. Niewątpliwie byłby do tego zdolny, łowczyni podejrzewała jednak, że nie miał na to dość czasu. Zabawiła na Wieży niecałą minutę, licząc od chwili, w której ostrzegł ją, by go nie zawiodła. Co dziwne – pozwolił jej odejść bez przeszkód.
Kaczki zaczęły bić się między sobą, kwacząc przeraźliwie. Ech! – żeby nawet kaczki nie potrafiły się zachować spokojnie? Jak tu myśleć przy takim hałasie? Łowczyni westchnęła i odchyliła się na oparcie parkowej ławeczki, spoglądając w bezchmurne, błękitne niebo. Przypominało jej oczy Rafaela.
Parsknęła w duchu.
Jego kolor tak samo przypominał przenikliwy błękit oczu archanioła jak równo oszlifowana cyrkonia przypominała prawdziwy diament. Blada imitacja. Mimo wszystko, wyglądało ładnie. Pomyślała, że jeśli będzie się w nie wpatrywać dość długo, może zdoła zapomnieć o tych niepokojących wizjach. Na przykład teraz. Wyraźnie widziała, jak błękit zamienia się w biel i złoto.
Marszcząc brwi, próbowała uwolnić się od tego złudzenia.
Kątem oka dostrzegła nitki złotego puchu. Jej serce szamotało się niczym przerażony królik.
– Śledziłeś mnie?
– Miałem wrażenie, że chcesz pomyśleć w samotności.
– Możesz zwinąć to skrzydło? – spytała grzecznie. – Zasłania mi widok.
Skrzydło zwinęło się z cichym szelestem, który już do końca życia miał się jej kojarzyć z ruchem jego skrzydeł.
– Nie spojrzysz na mnie, Eleno?
– Nie – odparła, nie opuszczając wzroku. – Gdy na ciebie patrzę, wszystko staje się skomplikowane.
W odpowiedzi usłyszała w głowie niski, gardłowy śmiech.
– Unikanie mojego wzroku nic ci nie da.
– Tak właśnie myślałam – odparła, czując, że gniew pali jej wnętrzności niczym żarzący się węgiel. – Czy właśnie tak uwodzisz swoje ofiary? Zmuszasz kobiety, by padały ci do stóp?
Cisza. Potem dźwięk rozwijanych i składanych gwałtownie skrzydeł.
– Marnujecie życie.
Zaryzykowała krótkie spojrzenie. Rafael stał na brzegu stawu, zwrócony twarzą do niej, a jego błękitne oczy były teraz ciemne jak nocne niebo.
– Hej, przecież i tak umrę – stwierdziła nonszalancko. Ta świadomość dodała jej odwagi. –Sam tak powiedziałeś – możesz mi wleźć do głowy, kiedy tylko zechcesz. To pewnie zresztą nie ostatnia z twoich sztuczek.
Archanioł majestatycznie skinął głową. Opromieniony blaskiem słońca wyglądał oszałamiająco. Jak mroczny bóg. Elena wiedziała, że sama wpadła na to porównanie. To, co zdawało jej się w Rafaelu najbardziej odpychające, było również najbardziej atrakcyjne.
Władza.
Nie mogła nawet marzyć o pokonaniu tej istoty. Pewna część jej duszy doceniała ten rodzaj siły, choć pozostała część kipiała w tym czasie z wściekłości.
– Jeżeli ty potrafisz tyle różnych rzeczy, to do czego zdolny jest ten drugi? – odwróciła się, by nie patrzeć na zbyt uwodzicielski wyraz jego twarzy. Spojrzała na kaczki. – Gdy tylko się zbliżę, przerobi mnie na mielonkę.
– Otrzymasz ochronę.
– Pracuję sama.
– Nie tym razem. – W jego głosie zabrzmiała czysta stal. – Uram lubi zadawać ból. Markiz de Sade był jego uczniem.
Elena nie miała zamiaru okazać, jak bardzo ją to przeraziło.
– Ach.!A zatem kręci go perwersyjny seks.
– Można to tak ująć – zgodził się Rafael. Jakimś cudem zdołał ująć w tym zdaniu, krew, ból i strach torturowanych. Elena poczuła, że zalewa ją fala emocji, podchodzi do gardła, nie pozwala oddychać...
– Przestań! – wykrzyknęła, patrząc mu prosto w oczy.
– Wybacz – lekko skrzywił wargi. – Jesteś bardziej wrażliwa niż się spodziewałem.
Łowczyni nie uwierzyła w ani jedno słowo.
– Opowiedz mi o tym archaniele – poleciła. Nie wiedziała na jego temat praktycznie nic, oprócz tego, że rządził paroma krajami w Europie Wschodniej.
– To twoja ofiara – odparł Rafael. Wyraz jego twarzy stał się nieprzenikniony, oczy były niemal czarne. Wyglądał teraz jak grecki posąg, odległy i nieruchomy. – To wszystko, co musisz wiedzieć.
– Nie mogę tak pracować! – wykrzyknęła, po czym wstała, zachowując odpowiedni dystans. – Osiągam dobre wyniki właśnie dzięki temu, że potrafię wczuć się w położenie ofiary, przewidzieć, dokąd się uda, co zrobi i z kim się skontaktuje.
– Polegaj na swoim darze.
– Nawet gdybym potrafiła wyczuć archaniołów, to i tak nie mam żadnych magicznych zdolności – zauważyła sfrustrowana. – Potrzebuję jakiegoś punktu zaczepienia. Muszę przeanalizować jego osobowość, sposób zachowania.
Odległość między nimi znów skurczyła się niebezpiecznie.
– Nie sposób przewidzieć jego zachowania. Jeszcze nie teraz. Musimy zaczekać.
– Na co?
– Na krew.
Na dźwięk tego słowa poczuła, że lodowaty strach rozlewa jej się po wnętrznościach. – Co on zrobił?
Rafael uniósł rękę i wyciągniętym palcem musnął jej policzek. Elena drgnęła gwałtownie. Nie z bólu, wręcz przeciwnie. Poczuła dreszcz, jakby jego dotyk sięgał wprost do jej najgłębszej, najbardziej kobiecej części. Jeden dotyk wystarczył, by stała się zadziwiająco wilgotna. Jednak nie zamierzała się poddawać.
– Co on takiego zrobił? – powtórzyła.
Palec jego dłoni zsunął się na linię szczęki, po czym przez chwilę gładził jej szyję, dając jej niewyobrażalną i zupełnie niechcianą rozkosz.
– Nie musisz tego wiedzieć. W niczym ci to nie pomoże.
Z wysiłkiem uniosła rękę i odepchnęła jego dłoń, wiedząc, że opiera się tylko dzięki temu, że archanioł postanowił jej na to zezwolić.
– I jak? Skończyłeś już swoje erotyczne gierki? – zapytała prosto z mostu.
Jego uśmiech był tym razem wyraźniejszy, a czarne oczy przybrały odcień kobaltu. Był żywy. Elektryzujący.
– Nawet nie dotknąłem, twego umysłu, łowco Gildii.
O, cholera.

* * *

Próbował ją okłamać. Elena westchnęła z ulgą i padła na sofę. Nie była przecież tak głupia, by polecieć na archanioła. Pozostawała zatem opcja numer dwa: Rafael bawił się jej umysłem, a próba zaprzeczenia była po prostu kolejnym element gry.
Jakiś irytujący głos w głębi umysłu podpowiadał jednak, że nie pasuje to do wizerunku Rafaela, jaki dotąd znała. Wtedy na dachu nie próbował ukryć, że manipulował jej umysłem. Kłamstwo było poniżej jego godności.
– Bzdura! – zaprzeczyła sama sobie.
Tak naprawdę niewiele o nim wiedziała. Archanioł z pewnością manipulował ludźmi już od wielu lat – od stuleci. I miał w tym dużą wprawę. Był ekspertem.
A ona była teraz zdana na jego łaskę.
Chyba że zmienił zdanie, odkąd wróciła z parku.
Z nadzieją włączyła laptopa stojącego na stoliku przy łóżku i zalogowała się na swoje konto w Gildii. W historii rachunku znalazła niepokojąco wysoką zaliczkę.
– Za dużo zer – mruknęła. Wzięła głęboki oddech i policzyła jeszcze raz. – Wciąż za dużo.
Tak dużo, że hojna zapłata pana Ebose'ego wyglądała przy tym jak reszta z zakupów. Mokrymi od potu rękami skierowała kursor w dół. Płatność została dokonana przez „Wieżę Archanioła: Manhattan”. To było od początku jasne, jednak widok tych słów wypisanych czarno na białym przeszył ją niczym prąd elektryczny. Umowa została zawarta. Teraz już oficjalnie pracowała dla Rafaela. I tylko dla niego.
Jej status w Gildii został zmieniony z „Aktywna” na „Zakontraktowana na czas nieokreślony”.
Zamknęła laptopa, po czym w zamyśleniu zaczęła przyglądać się strzelistej budowli za oknem. Nie mogła uwierzyć, że zaledwie dziś rano stała na jej szczycie, a do tego odważyła się sprzeciwić archaniołowi, ale najbardziej nie mogła uwierzyć w to, czego przyszło jej dokonać. Poczuła, że w żołądku kłębi jej się rój owadów, powodując mdłości, panikę i... dziwne podniecenie. Takie zadania przechodziły później do legendy. Oczywiście, aby osiągnąć status legendy, przede wszystkim należało umrzeć.
Dzwonek telefonu wspaniałomyślnie przerwał te rozmyślania.
– Czego?
– Ja też się cieszę, że cię słyszę. – W słuchawce rozległ się radosny głos Sary.
Elena nie dała się oszukać. Jej przyjaciółka nie została awansowana na stanowisko dyrektora Gildii z powodu swego pogodnego usposobienia. Ta kobieta miała stalowe nerwy i determinację godną bullteriera.
– Nie mogę ci nic powiedzieć – odparła bez owijania w bawełnę. – Więc nawet nie pytaj.
– Nie daj się prosić, Ellie. Wiesz, że potrafię dochować tajemnicy.
– Nie. Jeśli cokolwiek powiem, będzie musiał cię zabić.
Rafael podkreślił to bardzo wyraźnie, nim pozwolił jej odejść z Central Parku.
Zabiję każdego, komu o tym wspomnisz. Mężczyznę, kobietę czy dziecko. Bez żadnych wyjątków.
– Nie wygłupiaj się – parsknęła Sara. – Ja przecież...
– Wiedział, że o to spytasz – odparła ponuro łowczyni, przypominając sobie słowa archanioła, wygłoszone zwodniczo lekkim tonem. Jego głos brzmiał jak syk ostrza wysuwanego z aksamitnej pochwy.
– Och.
– Obiecał, że jeśli powiem choć słowo, zabije ciebie i Deacona, ale na tym się nie skończy. Potem zrobi to samo z Zoe.
Okrzyk furii, który rozległ się w słuchawce, stanowił kwintesencję matczynej miłości.
– Co za gnojek!
– Pełna zgoda.
Przez dłuższą chwilę Sara zdawała się zbyt oburzona, by wydobyć głos.
– Jeśli posunął się do takich pogróżek, to musi być coś ważnego.
– Widziałaś zaliczkę?
– Jeszcze się pytasz? Myślałam, że ktoś z księgowości się pomylił i przelał na twoje konto całą sumę, zamiast procentowego wynagrodzenia – gwizdnęła z podziwu. – Dziecino, to poważna forsa!
– Wcale jej nie chcę! – wykrzyknęła bezradnie. Język aż jej się wyrywał, by opowiedzieć komukolwiek o tym beznadziejnym zadaniu. Najchętniej Sarze, albo nawet temu idiocie Ransomowi. – Widzisz? Już na samym wstępie chce mnie odciąć od moich najlepszych przyjaciół! – Elena poczuła, że dłoń sama zaciska jej się w pięść.
zczegóły. Wielkie rzeczy. Sama się wszystkiego domyślę. Mam zresztą pewne podejrzenia.
Elena poczuła przypływ nadziei.
– Tak?
– Wampir zabójca? – spytała przyjaciółka. – Wiem, że nie możesz odpowiedzieć. Ale o co innego mogłoby mu chodzić?
Elenie opadły ręce.
– Pamiętasz tego renegata?
– Było ich paru – odparła lekkim tonem, mimo że po plecach przeszedł jej ostrzegawczy dreszcz.
– Jakieś dwadzieścia lat temu. Uczyliśmy się o tym w Gildii.
Osiemnaście, nie dwadzieścia, pomyślała Elena.
– Slater Patalis – odparła. To imię pozostawiało w ustach smak koszmaru, o którym nie chciała opowiadać nikomu, nawet najlepszej przyjaciółce. – Ilu zabił? – spytała, mając nadzieję, że Sara nie zdoła niczego wyczuć.
– Według oficjalnych danych, pięćdziesiąt dwie osoby w ciągu jednego miesiąca – odparła ponuro.
– Nieoficjalnie, prawdopodobnie było ich więcej. – Coś zaskrzypiało i Elena niemal ujrzała oczami wyobraźni, jak Sara odchyla się na oparcie wielkiego skórzanego fotela, który kochała niczym drugie dziecko. – Odkąd zostałam dyrektorem, mam dostęp do różnych tajnych dokumentów.
– Chcesz się podzielić tą wiedzą? – spytała Elena, starając się ignorować echa przeszłości, której już nic nie mogło zmienić.
– Hmmm, czemu nie. W końcu jesteś moim zastępcą w każdym sensie tego słowa, poza oficjalnym.
– Ech – Elena pokazała język. – Praca za biurkiem to nie dla mnie.
– Szybko się przyzwyczaisz – Sara zaśmiała się pobłażliwie. – W każdym razie oficjalna wersja głosi, że Slater był niezrównoważony psychicznie, jeszcze zanim został Przemieniony i jakoś zdołał to ukryć. Podobno cierpiał na kilka zaburzeń osobowości.
Aż do tej chwili, Elenie zdawało się, że zna każdy makabryczny szczegół dotyczący życia i zbrodni najsłynniejszego współczesnego wampira zabójcy.
– Tak, podawali informacje o molestowaniu w dzieciństwie i znęcaniu się nad zwierzętami – dodała. – Klasyczny profil seryjnego zabójcy.
– Zbyt klasyczny – zauważyła Sara. – To stek bzdur. Gildia napisała go pod naciskiem Rady.
Przez ułamek sekundy Elena nabrała strasznych podejrzeń, że Slater Patalis wcale nie zginął – że Rada zachowała go przy życiu z sobie tylko wiadomych powodów. Jednak chwilę później, napłynęły wspomnienia. Nie tylko widziała film dokumentalny z autopsji – wślizgnęła się nawet do magazynu i ukradła fiolkę jego krwi.
Wampir, szeptała krew, wampir. A gdy odkorkowała fiolkę, płyn zamruczał do niej hipnotycznym głosem Slatera:
Chodź tu, mały łowco. Spróbuj.
Ugryzła się z całej siły w wargę, by zwalczyć to wspomnienie. Przynajmniej do czasu, gdy zaśnie.
– Powiesz, jak było naprawdę?
– Slater, jako kandydat, był całkiem normalny – odparła Sara. – Aniołowie są wprost fanatyczni w prześwietlaniu wybranych kandydatów. Został sprawdzony, prześwietlony, zbadany, prawie że wypatroszony. Zrobiono mu wszystkie możliwe testy. Był czysty jak łza i zdrowy, zarówno na ciele, jak i na umyśle.
– Te pogłoski... – szepnęła Elena. – Zawsze sądziliśmy, że to miejskie legendy, ale jeżeli to prawda...
– … to znaczy, że istnieje jeden bardzo poważny efekt uboczny Przemiany. Istnieje bardzo niewielkie prawdopodobieństwo, że mózg kandydata zmutuje w sposób nieprzewidywalny. A owoc takiej Przemiany.... jest nie do końca ludzki.
Określanie wampirów jako “ludzkich” było wprawdzie niezręczne językowo, ale Elena wiedziała, co Sara ma na myśli. Wampiry były częścią ludzkości. Jak wielokrotnie udowodniono, mogły się łączyć w pary z ludźmi, a nawet rozmnażać. Spłodzenie potomka było w takich warunkach bardzo trudne, lecz jak najbardziej możliwe. Dzieci z mieszanych związków czasem cierpiały na anemię i inne dolegliwości, poza tym jednak były normalne. Większość definicji używanych w biologii głosiła: jeśli dwa osobniki mogą spłodzić ze sobą potomstwo, prawdopodobnie należą do tego samego gatunku.
Ta zasada nie stosowała się jednak do Rafaela i jego pobratymców. Aniołowie mieli wprawdzie całe rzesze wielbicieli – głównie wampirów, choć zdarzali się tam również wyjątkowo atrakcyjni ludzie. Jednak nie licząc rozpusty, Elena nigdy nie słyszała o potomstwie pochodzącym ze związku anioła z człowiekiem lub nawet z wampirem. Może aniołowie po prostu nie płodzili potomstwa? Może uważali wampiry za swoje dzieci.
Krew zamiast mleka, nieśmiertelność zamiast miłości.
Okrutna parodia rodzicielstwa. Jednak – co ona sama mogła wiedzieć o dzieciństwie?
– Posłuchaj – zwróciła się do Sary – potrzebny mi pełen dostęp do plików i baz Gildii.
– Nikt poza dyrektorem nie ma pełnego dostępu. – W głosie Sary zabrzmiała słynna stal Hazizów. – Obiecaj mi, że zastanowisz się nad objęciem stanowiska mojej asystentki, a wtedy dam ci to, o co prosisz.
– Musiałabym skłamać – zaprotestowała Elena – Oszalałabym za biurkiem.
– Kiedyś też tak myślałam, a teraz patrz. Jestem szczęśliwa jak norka.
– Co właściwie norki mają z tym wspólnego? – mruknęła Elena.
– Pojęcia nie mam. Powiedz chociaż, że się nad tym zastanowisz.
– Jest między nami pewna istotna różnica, pani dyrektor – zauważyła Elena. – Wybierz raczej kogoś, kto ma już rodzinę. Nie zawracaj sobie mną głowy.
Westchnienie.
– To że jesteś singielką nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką i uważam cię za siostrę pod każdym względem, nie licząc biologicznego.
Elena poczuła, że łzy napływają jej do oczu.
– Ja ciebie też.
Gdy rodzina Eleny ją wydziedziczyła, to właśnie Sara pomogła jej się pozbierać. Ich wieź była praktycznie nierozerwalna.
– Sama wiesz, że nie zostałam stworzona do bezpiecznej pracy. Jestem tropicielem. Łowcą. Samotnikiem.
– Dlaczego ja w ogóle próbuję cię namawiać? – spytała z westchnieniem Sara. – Daję ci te uprawnienia. Już wpisałam.
Właśnie to było najlepsze w organizacji Gildii – żadnej uciążliwej biurokracji. Łowcy sami wybierali sobie przełożonego, a następnie zostawiali mu podejmowanie najważniejszych decyzji. Żadnych zebrań, żadnego cackania.
– Uhm.
W słuchawce rozległ się odgłos szybkiego uderzania w klawiaturę.
– Tylko pamiętaj – mam wrażenie, że dostęp do pewnych plików jest dyskretnie monitorowany.
– Przez kogo? – spytała Elena, ale poczuła, że już zna odpowiedź. – Na jakiej podstawie?
– Na tej samej, która pozwala im wynajmować moich ludzi bez słowa wyjaśnienia – wykrzyknęła ze złością Sara. – Nie po to zostałam dyrektorem, by niepotrzebnie narażać moich łowców. Rafael przekona się, że...
– Nie rób tego! – wykrzyknęła Elena. – Proszę cię, nie zbliżaj się do niego. Chce, żebym wykonała dla niego zadanie – tylko dlatego jeszcze żyję. W przeciwnym wypadku musiałabyś identyfikować dzisiaj moje zwłoki w kostnicy miejskiej.
– Na miłość boską, Ellie. Złożyłam przysięgę, by chronić swoich łowców. I nie zamierzam jej złamać, tylko dlatego że Rafael to wredny skur...
– Więc zrób to dla Zoe – przerwała Elena. – Chcesz, żeby wychowywała się bez matki?
– Ty suko! – Głos Sary przypominał głuchy warkot. – Gdyby nie to, że tak bardzo cię kocham, przyjechałabym tam zaraz nakopać ci do tyłka. Pieprzony szantaż emocjonalny.
– Obiecaj mi, Saro – nalegała Elena, zaciskając w dłoni słuchawkę, aż zabolały palce. – To polowanie będzie najtrudniejszym zadaniem w moim życiu. Nie chcę się w dodatku martwić o ciebie. Przyrzeknij.
W słuchawce zaległa długa cisza.
– Przyrzekam, że nie zbliżę się do Rafaela... chyba że znajdziesz się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Tylko tyle mogę obiecać.
– Wystarczy – zgodziła się Elena. Teraz musiała tylko dopilnować, by przyjaciółka nigdy nie dowiedziała się, że sama zgoda na ten interes oznacza niemal pewną śmierć. Jeden nierozważny krok i po herbacie. Coś zapiszczało w słuchawce.
– Mam drugie połączenie – oznajmiła Sara. – To pewnie Ash.
Ostatnie wieści głosiły, że Ashwini, zwana także Ash lub Ashblade, jest w Bayou, zajęta polowaniem na czarującego wampira z południa Stanów, którego zainteresowania obejmowały wkurzanie aniołów i zabawę w berka z łowcami.
– Wciąż jest w Luizjanie?
– Nie. Nasz południowiec postanowił pozwiedzać Europę – Sara prychnęła nieelegancko. – Wiesz – myślę, że któregoś dnia przebierze się miarka, a wtedy znajdą go gdzieś na środku rynku, nagiego, przebitego kołkiem, wysmarowanego miodem, z tabliczką „Ugryź się” na szyi.
– Poproszę bilet w pierwszym rzędzie – stwierdził Elena. Ze śmiechem odłożyła słuchawkę, potarła twarz rękami i stwierdziła, że czas zabrać się do pracy. Od tego zadania nie było ucieczki – równie dobrze mogła popróbować ocalić własną skórę.
Wyciągnęła koszulę zza paska, zmieniła eleganckie spodnie na dżinsy, związała włosy w koński ogon, po czym znów otworzyła laptopa. Nie podobała jej się myśl, że Rada może śledzić jej poczynania – nawet jeśli oficjalnie była jej pracodawcą – dlatego uruchomiła przeglądarkę internetową i użyła popularnej wyszukiwarki, zamiast logować się do bazy danych Gildii.
Wpisała pierwsze zapytanie „Uram”.


Dodano: 2011-01-01 12:31:59
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS