NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Weeks, Brent - "Poza cieniem" (wyd. 2024)

Grimwood, Ken - "Powtórka" (wyd. 2024)

Ukazały się

King, Stephen - "Billy Summers"


 Larson, B.V. - "Świat Lodu"

 Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)

 Kade, Kel - "Los pokonanych"

 Scott, Cavan - "Wielka Republika. Nawałnica"

 Masterton, Graham - "Drapieżcy" (2024)

 He, Joan - "Uderz w struny"

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Gryffindor)

Linki

Singh, Nalini - "Krew Aniołów"
Wydawnictwo: Dwójka bez sternika
Cykl: Singh, Nalini - "Łowca Gildii"
Tytuł oryginału: Angel's Blood
Data wydania: Październik 2010
Wydanie: I
ISBN: 978836243004
Liczba stron: 352
Cena: 29,90 zł
Rok wydania oryginału: 2009
Wydawca oryginału: Berkley
Tom cyklu: 1



Singh, Nalini - "Krew Aniołów" #1

Rozdział 1

Za każdym razem, gdy przedstawiała się jako łowca wampirów, rozmówcy gwałtownie chwytali powietrze, po czym zadawali obowiązkowe pytanie:
– Jak ty to robisz? Wbijasz osinowe kołki w ich plugawe serca?
Nie zawsze używali tych samych słów, jednak sens był zbliżony. Czasem miała ochotę dostać w swoje ręce tego przeklętego piętnastowiecznego barda, który wymyślił tak bzdurną legendę. Oczywiście, wampiry prawdopodobnie dopadły go pierwsze, gdy już wydostały się z ówczesnego odpowiednika ambulatorium.
Elena nie przebijała wampirów osinowymi kołkami. Tropiła je, pakowała do worków i wysyłała z powrotem do ich panów – do aniołów. Czasem nazywano ją łowczynią nagród, jednak na jej legitymacji wystawionej przez Gildię widniał tytuł: „licencjonowany łowca wampirów oraz niektórych innych stworzeń”. Była zawodowcem, ze wszystkimi tego konsekwencjami, łącznie z dodatkiem za pracę w niebezpiecznych warunkach. Pensja łowcy była bardzo wysoka – miało to stanowić pewną rekompensatę za podwyższone ryzyko śmierci wskutek rozerwania tętnicy szyjnej.
Tym razem doszła jednak do wniosku, że należy jej się podwyżka – zwłaszcza, że mięśnie lewej łydki wyraźnie zaprotestowały przeciwko niewygodnej pozycji. Już od dwóch godzin siedziała skulona w bocznej uliczce w głębi Bronksu. Elena była bardzo wysoka, miała niezwykle jasne, niemal białe włosy i oczy srebrnego koloru. Jej przyjaciel Ransom twierdził, że równie dobrze mogłaby nosić migający neon na szyi. Żadne barwniki nie utrzymywały się na jej włosach dłużej niż dwie minuty - miała zatem sporą kolekcję nakryć głowy.
Teraz miała ochotę naciągnąć czapkę jeszcze głębiej, ale podejrzewała, że to jedynie spotęguje unoszące się w okolicy zapachy. Zaczęła rozważać kupno zatyczek do nosa, gdy coś zaszeleściło za jej plecami.
Odwróciła się gwałtownie i stanęła twarzą w twarz z bezpańskim kotem, którego oczy zalśniły w mroku. Upewniła się, że to tylko zwierzę, po czym znów skupiła się na obserwacji okolicy. W duchu zastanawiała się, czy jej oczy świecą równie upiornie. Na szczęście, jej babcia pochodziła z Maroka i Elena odziedziczyła po niej złocisty kolor skóry – inaczej naprawdę przypominałaby ducha.
– Gdzie ty, u diabła, jesteś? – mruknęła, pocierając łydkę. Wampir kluczył od dłuższego czasu, głównie za sprawą własnej głupoty. Nie miał żadnego planu, co sprawiało, że trudno było przewidzieć jego ruchy.
Ransom spytał ją kiedyś, czy nie odczuwa wyrzutów sumienia tropiąc bezbronne wampiry, a potem odsyła tych żałosnych durniów do niewoli. Oczywiście, nie odczuwała nic podobnego. Każdy wampir dobrowolnie zgadzał się wstąpić w stuletnią niewolę już w chwili, gdy wysyłał petycję do anioła, prosząc o Przemienienie. Gdyby zostali ludźmi, pewnie spoczęliby spokojnie w grobach, a wtedy nie wiązałaby ich podpisana krwią umowa. Aniołowie wprawdzie wykorzystywali ten układ do granic możliwości, ale prawo jest prawem.
Bingo!
Dostrzegła błysk światła na ulicy i ujrzała swoją ofiarę.
Wampir szedł chodnikiem, przygryzał cygaro i nawijał przez telefon, chwaląc się komuś, że jest teraz panem samego siebie i żaden anioł nie będzie mu rozkazywał. Nawet z przeciwnej strony ulicy wyczuwała zapach jego potu. Nie miał jeszcze dość mocy, by pozbyć się nadmiaru tłuszczu, a wydawało mu się, że może oszukać anioła?
Idiota.
Wyprostowała się, zerwała z głowy czapkę i schowała do tylnej kieszeni. Włosy opadły jej na plecy jasną chmurą. Dzisiaj nie stanowiło to żadnego ryzyka. Miejscowi wprawdzie ją znali, ale ten wampir miał wyraźny australijski akcent. Niedawno przyleciał z Sydney, a jego pan zażyczył sobie, by powrócił tam jak najszybciej.
– Masz ognia?
Mężczyzna podskoczył i upuścił telefon. Elena miała ochotę przewrócić oczami. Wampir nie był nawet w pełni uformowany – kły, które obnażył w zaskoczeniu, były małe i kruche jak mleczne ząbki. Nic dziwnego, że jego pan się wściekł. Dureń musiał mu zwiać zaledwie po roku służby.
– Wybacz – uśmiechnęła się podczas gdy on sięgał po telefon, mierząc ją wzrokiem. Wiedziała, co sobie myśli. Samotna blondynka w skórzanych spodniach i obcisłej bluzce, żadnej widocznej broni.
Był młody i niedoświadczony, więc na jej widok odprężył się wyraźnie.
– Pewnie, słonko – odparł, sięgając do kieszeni.
Elena pochyliła się do przodu. Jedną ręką sięgnęła za plecy pod bluzkę.
– No,no,no… Pan Ebose jest tobą bardzo rozczarowany.
Wyciągnęła naszyjnik i zanim dotarło do niego, co powiedziała, szybko zapięła go na szyi wampira. Oczy mężczyzny zaszły czerwienią, ale zamiast krzyknąć, zamarł w miejscu. Naszyjnik łowcy paraliżował ruchy. Strach wypełzł mu na twarz niczym żywe stworzenie.
Może byłoby jej trochę żal nieszczęsnego stwora, gdyby nie wiedziała, że podczas ucieczki rozszarpał gardła czterem ludziom. Aniołowie starali się chronić swe sługi, ale nawet ich cierpliwość miała granice. Pan Ebose nakazał jej użyć wszystkich dostępnych środków.
Teraz pozwoliła, by wampir zobaczył, jak bardzo ma ochotę go skrzywdzić. Resztka krwi odpłynęła mu z twarzy.
– Chodź ze mną – oznajmiła z uśmiechem.
Niczym posłuszny psiak podreptał za nią. Te naszyjniki były naprawdę genialne. Jej przyjaciółka Sara lubiła strzelać do swych ofiar z kuszy – groty strzał zawierały ten sam chip sterujący, który umieszczono w naszyjnikach. Gdy tylko dotknęły skóry, chip generował pole elektromagnetyczne, które chwilowo przerywało procesy neurofizjologiczne wampira, sprawiając, że stawał się niezwykle podatny na sugestie. Elena nie potrafiła wyjaśnić, jak dokładnie działa urządzenie, ale znała wady i zalety tego rozwiązania.
Korzystając z naszyjników, musiała się zbliżyć nieco bardziej do swoich ofiar, jednak odpadało wtedy ryzyko trafienia przypadkowego przechodnia, co raz przytrafiło się Sarze. Ugoda sądowa kosztowała ją półroczną pensję, jednak najbardziej zdenerwował ją fakt, że chybiła celu. Uśmiechając się lekko, Elena podeszła do samochodu i otworzyła drzwi pasażera.
– Wsiadaj.
Młody wampir z wysiłkiem wcisnął się do środka. Łowczyni upewniła się, że zapiął pasy, po czym wybrała numer ochrony pana Ebose'ego.
– Mam go.
Głos po drugiej stronie słuchawki kazał jej zostawić przesyłkę na terenie prywatnego pasa lotniczego.
Miejsce nie było dla niej zaskoczeniem. Zakończyła połączenie, po czym ruszyła w milczeniu. Rozmowa nie miała sensu – wampir utracił zdolność mowy w chwili, gdy go ubezwłasnowolniła. Był to jeden z efektów ubocznych. Przed rozpoczęciem masowej produkcji urządzeń zaopatrzonych w chipy polowanie na wampiry było idealnym zawodem dla samobójców, ponieważ nawet najmłodsze wampiry miały dość siły, by roznieść łowcę na strzępy.
Na teren wpuszczono ją po okazaniu legitymacji. Zespół, który miał eskortować wampira z powrotem do Sydney czekał w gotowości, obok smukłego prywatnego odrzutowca. Elena podprowadziła do nich więźnia, ale załoga pokazała jej gestem, by weszła z nim do środka. Musiała umieścić go na pokładzie osobiście, ponieważ nie wolno im było wchodzić w kontakt z zatrzymanym na ziemi. Najwyraźniej pan Ebose miał dobrych prawników – nie chciał ryzykować pozwu ze strony Komitetu Obrony Praw Wampirów.
Z drugiej strony, komitet nie zdołał jeszcze nigdy wygrać sprawy o okrutne traktowanie. Za każdym razem, gdy aniołowie dostarczyli kilka zdjęć ludzi z rozszarpanymi gardłami, sędzia był gotów nie tylko uniewinnić łowcę, ale nawet przyznać mu medal.
Elena wprowadziła wampira na schody i podeszła do dużej skrzyni umieszczonej w części dla pasażerów.
Mężczyzna wszedł posłusznie za nią. Strach wylewał się z niego każdym porem skóry, koszulkę miał zupełnie przesiąkniętą potem.
– Przykro mi, kolego. Zabiłeś trzy kobiety i jednego staruszka. Nie mam dla ciebie ani krzty współczucia. – Jednym ruchem zatrzasnęła wieko, po czym zamknęła na nim kłódkę. Wampir miał pozostać w naszyjniku aż do Sydney, gdzie – zgodnie z umową dotyczącą wszystkich urządzeń chipowych – sprzęt zostanie przekazany Gildii.
– Wasza kolej, chłopcy.
Szef ochrony zmierzył ją wzrokiem.
– Żadnych obrażeń. Zadziwiające. – Podał jej kopertę. – Przelew został dokonany na konto Gildii, zgodnie z umową.
Spojrzała na wydruk potwierdzenia i aż uniosła brwi.
– Pan Ebose jest niezwykle hojny.
– Doliczył bonus za szybkie i bezstratne doprowadzenie zbiega. Pan Ebose wiąże z nim pewne plany. Jerry był jego najbliższym pracownikiem.
Elena drgnęła lekko. Problem z nieśmiertelnością polegał na tym, że takiej istocie można było zrobić bardzo wiele, nim w końcu umarła. Kiedyś widziała wampira, któremu amputowano wszystkie kończyny... bez znieczulenia. Zanim Gildia uratowała go z rąk grupy ekstremistów, zdążył kompletnie oszaleć z bólu. Widziała jednak film, z którego wynikało, że mężczyzna przez cały czas zachowywał przytomność. Przypuszczała, że aniołowie nie pokazywali go petentom, którzy walili do nich drzwiami i oknami, błagając o Przemienienie. A może pokazywali?
Aniołowie poddawali Przemianie około tysiąca osób rocznie, a z informacji Eleny wynikało, że było to kilkaset tysięcy razy mniej niż wynosiła lista chętnych. Nie miała pojęcia dlaczego. Jej zdaniem, cena nieśmiertelności była zbyt wysoka. Uznawała, że lepiej jest żyć wolnym i umrzeć w swoim czasie, niż leżeć w drewnianym pudle, czekając, aż pan zadecyduje o twoim losie.
Poczuła kwaśny niesmak w ustach i wepchnęła kopertę do kieszeni spodni.
– Proszę podziękować panu Ebose'emu za hojne wynagrodzenie.
Ochroniarz skłonił się lekko, a wtedy zauważyła na jego ogolonej czaszce fragment tatuażu, który – jak się domyśliła – przedstawiał kruka. Mężczyzna był zbyt wysoki, by mogła się przyjrzeć wzorowi, ale pozostali również nosili identyczny znak.
– Widzę, że nie ma pani żadnych zobowiązań – zauważył, zerkając ostentacyjnie na jej srebrne kolczyki w kształcie kół. Złote oznaczałyby osobę zamężną, bursztynowe – osobę w związku. Elena nie przypuszczała jednak, by chciał się z nią umówić na randkę. Członkowie Skrzydlatego Bractwa byli zobowiązani do zachowania celibatu podczas pracy. Karą za nieposłuszeństwo było obcięcie części ciała – nigdy nie dowiedziała się której.
– Tak, nie mam również żadnych zobowiązań zawodowych – dodała. Zawsze starała się doprowadzić zadanie do końca przed podjęciem następnego. – Czy pan Ebose chce, bym wytropiła kolejnego renegata?
– Nie. Jednak jego przyjaciel jest zainteresowany skorzystaniem z pani usług. – Ochroniarz podał jej drugą kopertę. Ta była zaklejona. – Spotkanie wyznaczono na jutro na godzinę ósmą rano. Proszę stawić się punktualnie. Sprawa została już zlecona Gildii, a depozyt wpłacony.
Jeśli Gildia klepnęła sprawę, oznaczało to, że polowanie było legalne.
– Jasne. Gdzie mam się stawić?
– Na Manhattanie.
Elena poczuła, że krew ścina jej się lodem. Tylko jeden anioł mógł podać tak lakoniczne namiary. Nawet aniołowie mieli swoją hierarchię ważności, a ona doskonale wiedziała, kto znajduje się na szczycie. Jednak za chwilę strach minął. Pan Ebose miał wprawdzie duże wpływy, jednak było mało prawdopodobne, by osobiście znał archanioła, jednego z Rady Dziesięciu, która decydowała o tym, kto zostanie Przemieniony.
– Czy będzie z tym jakiś problem?
Elena gwałtownie poderwała głowę.
– Nie, oczywiście, że nie – demonstracyjnie spojrzała na zegarek. – Muszę już iść. Proszę przekazać swojemu pracodawcy wyrazy szacunku. – Skinęła głową, po czym opuściła wnętrze luksusowego odrzutowca wypełnione teraz smrodem przerażonego wampira.
Nie miała pojęcia, dlaczego tylu idiotom udaje się dostąpić Przemiany. Może na wstępie wydają się w porządku i dopiero po dłuższym spożywaniu krwi zmieniają się w kompletnych dupków. Kto wie, co takie świństwo robi człowiekowi z mózgiem. Jednak nie wyjaśniało to zagadki jej ostatniego wampira – gość miał przecież nie więcej niż dwa lata.
Wzruszyła ramionami i wsiadła za kierownicę. Miała ochotę natychmiast rozedrzeć kopertę zębami, ale postanowiła zaczekać, aż znajdzie się w swoim przytulnym gniazdku na dolnym Manhattanie. Biorąc pod uwagę, ile czasu łowcy spędzali w pogoni za swoimi ofiarami, większość z nich przerabiała mieszkania na prawdziwe oazy luksusu.
Po wejściu zrzuciła buty i skierowała się wprost do przestronnej łazienki. Zwykle pozwalała sobie na długą kąpiel, po czym starannie nakładała kremy i balsamy. Ransom uważał, że jej przesadna dbałość o urodę jest niezwykle zabawna. Ostatnim razem, gdy postanowił o tym wspomnieć, Elena zauważyła, że jego długie czarne włosy wydają się podejrzanie lśniące.
Jednak dzisiaj nie miała do tego cierpliwości. Ściągnęła ubrania i szybko wyszorowała się gąbką, zmywając z siebie zapach wystraszonego wampira. Po wyjściu z łazienki włożyła flanelową piżamę, wyszczotkowała włosy i zaparzyła sobie kawę, a następnie przeszła z kubkiem na kanapę i wreszcie dała upust swojej ciekawości, rozrywając kopertę w ułamku sekundy.
Papier był gruby, znak wodny bardzo ozdobny... a imię nadawcy wypisane u dołu sprawiło, że miała ochotę spakować walizki i uciec jak najdalej. Do najmniejszej, najdalszej dziury na krańcu świata.
Nie wierząc własnym oczom, przeczytała liścik po raz drugi. Treść pozostała bez zmian.

Byłbym zobowiązany, gdybyś zechciała zjeść ze mną śniadanie jutro o godzinie ósmej rano.
Rafael

Nie podano adresu, ale adres nie był potrzebny. Elena musiała tylko unieść wzrok znad kartki, by przez olbrzymie okna ujrzeć jasno oświetloną Wieżę Archanioła. Właśnie dlatego zapłaciła za to mieszkanie tak astronomiczną kwotę. Jednak nie żałowała tej decyzji. Obserwowanie aniołów startujących do lotów z najwyższych balkonów wieży stanowiło jej najstaranniej skrywaną grzeszną przyjemność.
W nocy mieli postać miękkich, cienistych sylwetek. Jednak w ciągu dnia ich skrzydła lśniły w blasku słońca, a ruchy były pełne gracji. Przez cały dzień aniołowie odlatywali lub powracali do wieży, ale czasami po prostu siedzieli na balkonach z nogami przewieszonymi przez krawędź. Domyślała się, że byli to najmłodsi z aniołów, choć w ich przypadku „młodość” była pojęciem względnym.
Mimo że większość z nich przewyższała ją wiekiem przynajmniej o kilka dekad, ten widok zawsze wywoływał uśmiech na jej twarzy. Był to jedyny moment, gdy aniołowie zachowywali się nieomal ludzko. Zwykle byli chłodni, wyniośli i tak bardzo różni od zwykłych ludzi, że nie sposób było ich zrozumieć.
A jutro sama miała wkroczyć do wnętrza tej wieży ze szkła i świateł. Jednak nie będzie tam rozmawiać z żadnym z tych młodych – być może życzliwych – aniołów. O nie… jutro miała zasiąść przed obliczem samego archanioła.
Elena pochyliła się i zwymiotowała gwałtownie.


Dodano: 2011-01-01 12:31:59
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS