Październikowy „SFFiH” to numer ze znaczącą przewagą płci pięknej, na sześć utworów literackich cztery wyszły spod kobiecej ręki, a dodatkowo zostajemy uraczeni wywiadem z Olgą Gromyko. Nie należy też zapominać o tajemniczej Trojce – kto zgadnie jacy/jakie autorzy/autorki kryją się pod tym pseudonimem?
Na początek jednak męski rodzynek w postaci Jakuba Małeckiego. I od razu problem. Zastanawiałem się, jaki cel przyświecał pisarzowi, klasyczne „co autor chciał przez to powiedzieć”. Zaszokować czytelników pisząc o związku dwóch gejów? Zniesmaczyć seksem oralnym z Szatanem? Nie przeczę, „Michał” zaczyna się intrygująco. Omyłkowo otrzymane e-maile, w których autorzy spowiadają się ze swych niecnych uczynków, robią atmosferę i zaostrzają apetyt na więcej. Niestety, im dalej w tekst, tym gorzej. Nieoczekiwanie fabuła staje się pretekstem do opisu mniej lub bardziej realnych zdarzeń, a zakończenie nonsensowne. Chyba że zgodzimy się z autorem, iż na pokonanie wszelakiego zła wystarczy odrobina wody święconej.
Kolejne dwa opowiadania, „Taniec po drugiej stronie” Trojki oraz „Aria Verdiego” Agnieszki Chodkowskiej-Gyurics, łączy tematyka – wyprawa w odległe zakątki kosmosu. Tyle łączy, reszta dzieli.
W pierwszym wypadku twórcy postawili na fabułę składającą się w dużej mierze z rozbudowanych dialogów oraz przemyśleń głównych bohaterów. Leniwe tempo przyśpiesza dopiero pod koniec, ale i tak na fajerwerki nie ma co liczyć. Widać tutaj za to rozmach – pojawiają się nazwy przeróżnych frakcji, fragmenty historii. Podejrzewam, że „Taniec po drugiej stronie” to dopiero pierwsza wizyta w uniwersum; moim zdaniem mało efektowna, ale wielbiciele twardszej odmiany s-f powinni być zadowoleni.
„Aria Verdiego” to z kolei dobra zabawa – opis akcji dywersyjnej na tyłach wroga czyta się bardzo dobrze, a dodatkowo bawi. Do tego dochodzą liczne nawiązania do klasyki gatunku i zaskakujące zakończenie. Reasumując: jeden z jaśniejszych punktów numeru.
Tego samego nie da się powiedzieć o „Meritherionie” Alicji Pawłowskiej. Tym razem mamy do czynienia z gatunkową hybrydą fantasy i science fiction. Niby wszystko jest w porządku: arcykapłanka przekomarzająca się z własnym bogiem, Obcy, odległe rubieże wszechświata. Podstawowy minus to fabuła, która w połowie utworu traci na spójności i staje się niezrozumiała. Czy przedstawione wydarzenia miały w ogóle miejsce? A może były tylko i wyłącznie wizją nieprzytomnej kobiety? Po prostu nie wiem – być może bardziej wnikliwi czytelnicy będą w stanie odpowiedzieć na to pytanie.
Duże lepsze wrażenie zrobił na mnie „Dozorca” Ewy Skuty. Owszem, sam pomysł nie jest zbyt oryginalny: para zakochanych nastolatków i tajemniczy stróż ich szkoły. Pomimo tego autorce udało się napisać dobre i nastrojowe opowiadanie. Chociaż można domyśleć się przebiegu zdarzeń, a nawet zakończenia, w trakcie lektury czuje się narastające napięcie i uczucie niepokoju. Bohaterzy nie są nam obojętni, a ich przeżycia interesują. Polecam.
Na zakończenie części literackiej „Mak, konwalia, dziki bez” Agnieszki Woś – miły drobiażdżek o płatnych zabójcach w klimatach niecałkiem serio. Ot, takie opowiadanko za jeden uśmiech.
Nie porywa wywiad z Olgą Gromyko; jest lepiej niż w wypadku rozmowy z Peterem V. Brettem, ale i tak nadal przeważają pytania banały: jak zostałaś pisarką, jak wygląda twój dzień twórczy. Może troszkę więcej oryginalności?
W dziale felietonów równoważy się tematyka historyczna i internetowa. Z jednej strony barykady Andrzej Pilipiuk (rozważania o dawnej Sztuce i dzisiejszym chłamie) z Dariuszem Domagalskim (o zapomnianym zwycięstwie i polskiej historiografii), z drugiej Romuald Pawlak (Facebook i Nasza Klasa a nasze dane) wtóruje Jarosławowi Grzędowiczowi (o autorskich blogach). Tematyka jak widać zróżnicowana, za to poziom podobny, dobry. I tylko jedna rzecz mnie trapi – czy w końcu doczekam się „Jeremiady” bez narzekań, takiej na „trzy razy tak”?
Tutaj znajdziecie pełny spis zawartości numeru.