NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

LaValle, Victor - "Samotne kobiety"

Crouch, Blake - "Upgrade. Wyższy poziom"

Ukazały się

Kingfisher, T. - "Cierń"


 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

 Pilipiuk, Andrzej - "Czasy, które nadejdą"

 Szmidt, Robert J. - "Szczury Wrocławia. Dzielnica"

 Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"

Linki

Kołodziejczak, Tomasz - "Czarny Horyzont"
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Cykl: Kołodziejczak, Tomasz - "Ostatnia Rzeczpospolita"
Data wydania: Sierpień 2010
ISBN: 978-83-7574-274-9
Format: 125 x 195 mm
Liczba stron: 280
Cena: 31.90 zł
seria: Bestsellery polskiej fantastyki



Wywiad z Tomaszem Kołodziejczakiem

Aleja Komiksu: Ostatnio czytelników komiksów zelektryzowały informacje o zapaści rynku komiksowego w Polsce. Jak ta sytuacja wygląda z punktu widzenia największego wydawcy? Czy faktycznie jest się czym martwić?

Tomasz Kołodziejczak, Egmont: Rynek w Polsce w roku 2010 zmniejszył się w stosunku do 2009 – zmniejszyła się liczba tytułów i spadły ich sprzedaże. Przyczyn jest wiele, z których moim zdaniem najważniejszymi są:
- kryzys ekonomiczny i wynikający z niego generalny spadek konsumpcji
- ograniczenie dostępności komiksów na półkach najważniejszej dla komiksu sieci handlowej, jaką jest empik
- wzrost cen komiksów i za duża, w stosunku do popytu, podaż tytułów
- brak bestsellerów i wyczerpywanie się zasobów najważniejszych/najpopularniejszych serii/autorów/cykli (tak polskich, jak i zagranicznych)
Te przyczyny nakładają się na siebie i wzmacniają – zmniejszenia nakładów wymusza podnoszenie cen, brak kanałów sprzedaży ogranicza ofertę itp. itd.

Jednym z powodów nie najlepszej kondycji rynku komiksowego ma być wycofywanie z dystrybucji komiksów przez Empik. Teraz pojawiła się także informacja, że Empik łączy z Merlin.pl. Jaki to może mieć wpływ na sprzedaż?

Nie potrafię ocenić długoterminowych konsekwencji połączenia tych 2 firm – mogą się one okazać dla rynku korzystne. Zwracam uwagę, że Empik nie ograniczałby oferty komiksowej, gdyby sprzedawał te produkty w satysfakcjonującym dla niego tempie i ilości.

Od stycznia przyszłego roku VAT na książki ma wzrosnąć do 8% (lub ew. 5%). Jak to odbije się na cenach? Czy polski czytelnik, narzekający ciągle na wysokie ceny, zniesie taką podwyżkę?

Nie wiem. Wiem natomiast na pewno, że większość wydawców nie zdoła wziąć tych podwyżek na siebie. Tak więc spodziewam się raczej, że ceny wzrosną. Podatki rosną także w innych dziedzinach, a to bez wątpienia wpłynie na wzrost cen innych towarów i dodatkowo wydrenuje kieszenie klientów. Zapewne także, jak to bywa w takich przypadkach, wielu producentów podniesie ceny bardziej, niż to wynika z samej podwyżki VAT. VAT jest więc dodatkowym czynnikiem, który negatywnie wpłynie na sprzedaż komiksów (i innych książek). Na dodatek nasz socjalistyczny rząd, jak się zdaje, ma zamiar wprowadzić go od 1.01.2011, czyli tuż po najgorętszym, świątecznym okresie sprzedaży (zamiast na przykład od 1.04), kiedy na rynek trafia ogromna masa towarowa. To oznacza bałagan w hurtowniach, zamieszanie, przyśpieszone zwroty towaru, metkowanie itp. itd. Ogromne, dodatkowe koszty.

Co jest obecnie największym problemem wydawcy komiksów: dystrybucja, wąskie grono czytelników, koszty produkcji, czy może wysokie ceny produktu końcowego?

Ogólnie, uważam, że podstawowa barierą rozwoju ryku komiksu w Polsce jest zbyt małe grono czytelników. I nie chodzi tu o klientów na ten, czy inny komiks. Chodzi o bazę czytelniczą w całej populacji. Potwierdzają to liczby. Nasz bestseller Thorgal – obecny i promowany w empiku, mający ogromne wsparcie medialne – w ciągu pierwszego roku (nowy tom) sprzedaje się w nakładzie ok. 20 000 egzemplarzy. To ogromny wynik, jak na rynek komiksu. Ale tylko przyzwoity jak na rynek książki, ot dobry, mocny tytuł, ale nie bestseller.
Inny przykład: "Fantasy Komiks" od kilku miesięcy okupuje na Merlinie pierwsze pozycji na liście hitów sprzedażowych w kategorii „komiks”. Jednocześnie jest rejestrowany w kategorii „fantastyka” i tam ledwie na parę dni wczołgał się do drugiej dziesiątki. A więc, będąc hitem komiksowym, przegrywa w kilkudziesięcioma pozycjami z kategorii „fantastyka” (oczywiście, dostępność w kioskach ma tu wpływ).
Pochodną małego kręgu odbiorców jest nieobecność komiksów w punktach sprzedaży (zwykłe księgarnie, empiki, o marketach nawet nie wspominając), a to znowu ogranicza sprzedaż. Koło się zamyka.
Osobną kwestią jest to, o czym niedawno mówiłem w wywiadzie dla Esensji – komiks, także na świecie, jest stosunkowo drogim medium rozrywkowym. Za 20 USD kupujemy w Stanach trejd do przeczytania w godzinę (albo i mniej) i powieść do czytania przez trzy wieczory. Za 12 euro Francuz dostaje może pół godziny lektury BD. W Polsce ceny okładkowe komiksów są mniej więcej równe cenom zachodnim w wartościach bezwzględnych (co – zważywszy na niskie nakłady – jest naprawdę woltyżerskim osiągnięciem wydawców). Ale, oczywiście, to oznacza, że relatywnie (bo mamy niższe dochody) – są wyższe. Jak wielu innych produktów na rynku, zresztą, bo po prostu jesteśmy biedniejsi niż mieszkańcy tzw. Zachodu.

Czy któraś z inicjatyw wydawniczych Egmontu jest obecnie zagrożona?

Ograniczyliśmy ofertę, zmniejszyliśmy liczbę tytułów wprowadzanych co miesiąc na rynek, rozrzedzamy nasze kolekcje. Czekamy, co wydarzy się jesienią. Nic więcej nie mogę na razie powiedzieć.

fk5_wCzy Fantasy Komiks, czyli stosunkowo tani magazyn z dużą ilością komiksów, może być remedium na czytelnictwo i sprzedaż komiksów?

Nie da się prowadzić biznesu wydawniczego, sprzedając po 1000 sztuk z tytułu (chyba że hobbystycznie). W szczególności wydawca duży, korporacyjny, jakim jest Egmont nie może tak działać. „Star Wars komiks” (SW), „Komiksowe Hity” (KH) i „Fantasy Komiks” (FK) to nasza próba poszukania czytelnika bardziej masowego, z różnych pokoleń, spoza kręgu komiksowych „hardjuzerów”. Stąd dystrybucja w kioskach, reklama w mediach fantastycznych, powiązanie ze znanymi filmami i grami. W przypadku SW udało się. Mamy niskonakładowe – jak na rynek prasowy – ale stabilne dwa pisma, kupowane zarówno przez 10-latków jak i przez ich ojców. KH – jeszcze nie wiemy. FK – brakuje nam klientów, ale niedużo. Dajemy pismu jeszcze czas. Jeśli utrzyma się na rynku, to zajmie stałe miejsce na półkach wybranych kiosków. Wtedy według tego modelu możemy kreować kolejne tytuły. Wszystko rozstrzygnie się jesienią.
Dodam jeszcze, że jak na rynek prasy – to nie są tanie magazyny. 5,99 złotych bez plastikowego dodatku, czy 20 złotych za FK, to wysokie ceny jak na kiosk.

Dlaczego komiksy stricte dla dzieci jak "Kaczor Donald" sprzedają się w nieporównywalnie większych nakładach niż komiksy dla dorosłego czytelnika? Dlaczego tak trudno utrzymać komiksowego czytelnika?

Bo dziecko nie kupuje „Kaczora Donalda” czy „Power Rangers” jako gazety komiksowej. To dla niego gazeta dziecięca z zabawką, a komiksy, to tylko jedna z jej części. Ale mamy tytuły takie jak „Gigant” – 20 000 sprzedanych egzemplarzy co miesiąc. Czysty komiks. Świetny, dowcipny, przygodowy, rzecz jasna dla dzieci (choć podczytywany przez nastolatków, studentów i tatusiów). Właśnie np. FK jest też trochę dla tych dzisiejszych 15-latków, którzy wcześniej czytali „Giganty”. Zobaczymy…

Przez dłuższy czas Egmont nie był zainteresowany wydawaniem komiksów Leo i zwłaszcza „Star Wars”. Teraz są one ponownie w jego ofercie. Co było przyczyną zmiany tej polityki?

To bardzo proste. Brand SW pojawił się na powrót w kinach, jako serial telewizyjny dla dzieci, czy jako zabawki i zaczął budować swoją popularność w nowym pokoleniu. W momencie, gdy uznaliśmy, że zbudował dostatecznie – uruchomiliśmy produkcję. To samo było swego czasu z dziecięcym Spidermanem.
Leo – był idealnym kandydatem dla naszej linii tańszych albumów w kolekcji science fiction. To świetny komiks, po prostu. Dodam jeszcze, że jego sprzedaż jest niższa niż zakładaliśmy i cały projekt tańszych kolekcji także ostatnio ograniczamy.

Czy fani superbohaterskich komiksów rodem z USA tak jak fani Leo też doczekają się swoich zeszytówek (albo trejdów)?

Nie z Egmontu. Ale każdy, kto uważa, że da się na takich komiksach zarobić dużo pieniędzy, może – a wręcz powinien – założyć własną firmę i zacząć je publikować, albo zaproponować swoje usługi jakiemuś istniejącemu wydawcy.

Krótka historia, którą zaprezentowałeś w „Czarnym Horyzoncie” na pewno nie zaspokoi czytelniczych apetytów. Niedosyt, który sam odczuwam, po lekturze związany jest na pewno z dużymi oczekiwaniami, szczególnie, że tak długo musieliśmy czekać na nową powieść. Masz już pomysły na nowe historie? A może jest szansa na bardziej złożoną, wielowątkową opowieść ze świata „Pięknej i grafa”?

Mam nadzieję, że twój niedosyt jest spowodowany małą objętością książki, a nie jej niską jakością :). „Czarny horyzont” to rzeczywiście krótka powieść. Zasadniczo jednowątkowa. Dzisiejszy czytelnik przyzwyczajony jest do wielotomowych cykli, cegieł po kilkaset stron. Ja wolę czytać chudsze książki. Może to kwestia braku czasu, może wieku (ech, te małe literki!), może naczytania się już fabułek o młodzieńcach dojrzewających do zostania władcami imperiów. Na półkach w domu mam setki książek, które chciałbym jeszcze w życiu przeczytać. Zrobiłem sobie listę dziesiątków filmów do obejrzenia. Miejsc na świecie do odwiedzenia. Planszówek, w które chcę pograć. Nie mam czasu na grube książki.
Zresztą, w fantastyce zawsze bardziej ciekawiło mnie raczej zaglądanie do wielu różnych światów, niźli długie pobyty w którymś z nich. A ponieważ takie książki lubię czytać, takie też i piszę.
Na te sprawy nakłada się… życie. Pisanie wciąż jest dla mnie zajęciem „po godzinach”. „Czarny Horyzont” pierwotnie miał być trzytomową, kilkuwątkową sagą. Ale zorientowałem się, że – pracując w weekendy - najzwyczajniej nie dam rady zrobić takiej dużej książki. Dlatego wybrałem inna strategię – krótszych tekstów, prezentujących różne aspekty wymyślonego świata. Niemal równolegle z powieścią w miesięczniku „Science Fiction” ukazało się opowiadanie „Nie ma mocy na docenta”, w planach mam kolejne. Przez wszystkie te teksty przeplatają się pytania i sprawy podstawowe dla losów powieściowego świata i bohaterów: kim/czym są barlogi i elfy; dlaczego tak naprawdę tu przybyły, co się dzieje z innymi Planami rzeczywistości; jaki jest ostateczny los siostry Kajetana; czym jest magia w tym świecie; no i oczywiście, co przydarzy się bohaterom. Na te, i inne pytania chcę powoli odpowiadać w kolejnych tekstach.
Dodam jeszcze, że w przyszłym roku powinien ukazać się zbiór opowiadań ze świata „Czarnego horyzontu” (w tym jeszcze czytelnikom nieznanych).

W pewnym stopniu Kajetan z opowiadań, a Kajetan z powieści to różne postacie. W tym drugim przypadku główny bohater otrzymał niemałe wsparcie, wydaje się być o wiele bardziej potężnym bohaterem niż wcześniej. Skąd ta zmiana w kreacji postaci?

Te teksty dzieją się w różnych latach. Poniżej mój roboczy "tajmlajn". W powieści Kajetan jest już doświadczonym, „wpakowanym” bohaterem. Zmieniają się także pewne aspekty świata, technologii, wiedzy, granic państw.

2035 - KLUCZ PRZEJŚCIA
2049 - PIĘKNA I GRAF
2052 - NIE MA MOCY NA DOCENTA
2055 - CZARNY HORYZONT

Na to nakłada się jeszcze jedna kwestia, związana z warsztatem i samym procesem tworzenia. W miarę pisania kolejnych tekstów ja sam coraz więcej wiem o moim świecie. Do głowy przychodzą mi nowe, fajne pomysły, które muszę wprowadzić do powieściowej rzeczywistości. Czasem są one sprzeczne z tymi ze starszych opowiadań. Czasem fabuła i bohaterzy idą w inną stronę niż zakładałem pierwotnie. W miarę upływ lat zmieniają się też moje zainteresowania, pojawiają nowe tematy, o których chcę pisać. To naturalne. Dlatego starsze teksty, na potrzeby zbiorku, będą musiały być zgrane z „kanonem”, którym w tej chwili jest powieść.

W „Czarnym Horyzoncie” nie zabrakło nawiązań do najnowszej historii Polski, chciałem jednak zapytać się o sytuacje geopolityczną świata, która wydaje mi się, że koresponduje trochę z koncepcją Polski jako mesjasza narodów. Odwróciłeś też często wykorzystywany motyw silnej, imperialnej Polski. Teraz jej siła pochodzi częściowo z zewnątrz ale też ważna jest wiara, religia. Skąd pomysł na tego typu zmiany w świecie przedstawionym?

To jest temat na dłuższą opowieść. Generalnie – taki świat wydał mi się intrygujący. Umożliwia opowiadanie ciekawych historii, zabawę fantastycznymi gadżetami, wymyślanie nowych scenograficznych patentów, a jednocześnie grę z realną historią, kulturą, obyczajowością. Typ magii, jaki opisuję w powieści, mógłby funkcjonować – i byłby, mam nadzieję, nadal oceniony jako oryginalny – w fikcyjnej rzeczywistości dowolnego Neverlandu fantasy. Nałożony na lokalne, polskie realia dostaje dodatkowego bajeru, ale też znaczeń, kulturowego podłoża, mitologicznych odniesień. Daje nowe możliwości samej zabawy konwencją, ale także jej wykorzystania do literackiej rozmowy o sprawach trudniejszych. Kiedy mówię „mitologiczne odniesienia” mam na myśli odwołania do różnego rodzaju mitologii. Tradycyjnych (tarcza pól ochronnych to grecka „egida”), literackich (złe stwory zostały po prostu przez ludzi ochrzczone „balrogami”, z Tolkiena), narodowych (magiczna rola historycznych symboli).
A czemu Polska, a nie Bułgaria czy Francja? No, bo na Polsce znam się znacznie lepiej… Mówiąc nieco poważniej - sama ontologia przedstawionego świata zakłada, że magia działa i konstytuuje się w nim przez artefakty, symbole, słowa ważne dla historii/kultury/religii. Stąd sięgnięcie również do naszych narodowych legend.

Niebawem do księgarń trafi wznowienie „Dominium Solarnego”, zmieniałeś coś w książkach, wprowadziłeś jakieś drobne poprawki? Czy może książki pozostają bez zmian?

Dwie powieści – „Kolory sztandarów” i „Schwytany w światła” - ukazują się praktycznie bez zmian, jeśli nie liczyć drobnych poprawek redakcyjno-korektorskich. Jako trzecia książka wyjdzie zbiór opowiadań ze świata DS, zawierający wszystkie teksty z tego uniwersum. Część z nich była pisana przed powieściami, więc nie wszystkie nazwy własne i fakty z tła tego wszechświata występowały w nich w wersji spójnej z późniejszą powieścią. Na potrzeby zbiorku wszystko to oczywiście ujednoliciłem.

Na blogu Fabryki Słów jakiś czas temu można było przeczytać, że masz pomysł na powrót do "Dominimum Solarnego". Mógłbyś coś więcej zdradzić?

Chciałbym, aby do tego zbiorku dołączyło nowe opowiadanie. Jednak na razie nie mam nic konkretnego, a pracuję teraz nad kilkoma innymi projektami.

Komiks, powieści i opowiadania - co lepiej ci się pisze, a co daje większą satysfakcję po skończeniu?

Czasem lubię jedno, czasem drugie. Żyjąc w ciągłym niedoczasie, łatwiej mi pisać komiksy – ich wykończeniem zajmuje się wszak ktoś inny. Z drugiej strony to właśnie praca tego „kogoś innego” będzie przede wszystkim oceniana, ona zdecyduje o sukcesie. Powieść jest moja i tylko moja – sława, pieniądze i hurysy, ale też zgniłe pomidory i złośliwe recenzje.

Jaka jest różnica między pisaniem prozy a scenariusza komiksowego?

Różnic jest wiele. Podstawowa, to fakt, że jako autor prozy w pełni kontrolujesz – na ile oczywiście pozwalają ci umiejętności – finalne dzieło. Kiedy piszesz scenariusz, wiele zależy od rysownika. Na ile cię zrozumiał, na ile podziela twoją wizję historyjki, na ile zdoła zrealizować twoje scenariuszowe założenia (bo mu upchałeś za dużo wydarzeń na stronie, na przykład). To zresztą zawsze był dla mnie bardzo fajny moment – gdy grafik pokazywał mi gotowe plansze do scenariusza. No a ponieważ zawsze pisałem dla moich przyjaciół i świetnych artystów (Przemek Truściński, Krzysztof Kopeć), to co mi pokazywali, było czasem zaskakujące ale zawsze fajne.
Ale podstawowa różnica tkwi po prostu w odmienności tych mediów. W prozie używasz słów i zdań do opisania miejsc, ludzi, wydarzeń – w fantastyce często całkowicie wymyślonych. Te obiekty tak naprawdę nie istnieją, za pomocą języka szuflujesz do mózgów czytelników ich potencjalne kształty, kolory, ruchy. Słowa, metafory i określenia mają wyrezonować w umyśle odbiorcy konkretną wizję, nastrój, reakcję. Proces kształtowania się opisywanego obiektu następuje w czasie czytania.
W komiksie to wszystko jest narysowane. Potwór ma określoną gębę, kolor, liczbę nóg. Widać go. Przerażające stwory z prozy Lovecrafta w adaptacjach komiksowych często wyglądają po prostu groteskowo. Z drugiej strony komiks ma inne atuty. To obraz. Działa na wzrok, najważniejszy ze zmysłów. Nie jest linearny jak literatura. Jednocześnie widzę postać, tło za nią, cień na murze, tekst w dymku. Sąsiedni i następny kadr. Perspektywę przestrzeni i czasu. To inny niż literatura język, inna komunikacja.

Dlaczego tak mało pisarzy tworzy także scenariusze komiksowe - Neil Gaiman jest chlubnym wyjątkiem? Z drugiej strony scenarzyści komiksowi nie tworzą na ogół fabuł. Może te dwie aktywności twórcze nie idą w parze?

Wcześniej próbowałem to powiedzieć – to są dwa różne media. Po prostu są twórcy, którzy władają tylko jednym z nich, a znacznie mniej rozumie artystyczny język obu. Czasami jest to też kwestia funkcjonowania w różnych środowiskach, budowania swojej pozycji na jednym z rynków. King może napisać scenariusz komiksu, ale zarobi więcej kasy jak napisze kolejną powieść.

Panuje opinia, że Egmont wydaje mało polskich komiksów – czy coś się zmieni w tym zakresie?

To słuszna opinia. Wydajemy ich mało. Nie sądzę, żeby miało to się zmienić w najbliższym czasie.

Może powinieneś sam zacząć pisać więcej scenariuszy komiksowych? Rysownicy chyba by się znaleźli?

Eeee, wiesz jak to jest z tymi polskimi wydawcami. Małe nakłady, mało płacą, marudzą, że rynek słaby… Tak na serio, to oczywiście mam kilka projektów komiksowych w komputerze. Nie realizuję ich, bo przede wszystkim chciałem skończyć powieść. Poza tym – żeby ten komiks, ujrzał światło dzienne, jakiś grafik musi mu poświęcić pół roku życia. A ponieważ polscy wydawcy komiksowi marnie płacą, nie mam sumienia namawiać nikogo do tej roboty.

Największą sławę przyniosły ci powieści hard SF. Dlaczego, wracając do pisarstwa, zdecydowałeś się wiec na fantasy, a nie SF?

Rozumiem twórców, którzy przez dwadzieścia lat piszą kolejne tomy jednej sagi. To bardzo ekonomiczna strategia dla pisarzy żyjących przede wszystkim z literatury. Jednak ja wolę inaczej. Lubię zaglądać do różnych literackich konwencji, bawić się nimi, rozwijać je. Pisywałem klasyczną hard sf, space operę, opowiadania polityczne i socjologiczne, ale też i typową heroic fantasy czy fantastykę humorystyczną. Prozę, gry, komiksy, wiersze. Bawi mnie płodozmian i różnorodność.
„Czarny horyzont” to miks science fiction, fantasy, z elementami prozy wojennej, historycznej, politycznej (ale i obyczajowej). Taka konwencja wydała mi się interesująca. Zresztą, „Czarny horyzont” w pewnym sensie może być nazwany fantastyką naukową. Magia rządząca tym światem ma pewne reguły, procedury, prawa. Z przyjętych założeń konstrukcyjnych uniwersum wynikają logiczne konsekwencje dla jego funkcjonowania. Wreszcie, sam temat powieści, cel podróży Kajetana, bardziej związany jest z działaniami naukowymi niż czarnoksięskimi (polecam lekturę).

Przeglądając zapowiedzi wydawnictw zajmujących się fantastyką, można zaryzykować tezę o przewadze publikacji fantasy nad SF. Skąd ta popularność tego gatunku?

Znów – to temat na dłuższe rozważania. Przyczyn jest wiele, między innymi i taka, że nowoczesna science fiction, ta od Egana i Dukaja, dotarła w swych badaniach rzeczywistości bardzo daleko, do swoistego horyzontu poznania. Bawi się już nie rakietami, robotami i alienami, tylko samą fizyką, kosmologią, filozofią. To proza wymagająca od twórcy niezwykłej erudycji, wyobraźni, warsztatu, ale i niełatwa do czytania. Oczywiście, ukazuje się sporo przygodowej SF, mało oryginalnej, ale zręcznie napisanej, sam czytam z wielkim ukontentowaniem na przykład cykl Honor Harrington.
Przemiany cywilizacyjne, kulturowe sprawiają, że ludzie mniej się interesują rozwojem nauki, nie rozumieją jej często, świat zaawansowanej elektroniki to dla nich często coś na kształt magii. Włączam guzik – maszyna działa. Dlaczego działa – nie wiem.
Brakuje też stymulatorów wyobraźni dla science fiction – podbój kosmosu został wstrzymany, nie próbujemy polecieć na Marsa, nie budujemy baz na Księżycu. Dawna fantastyka naukowa – nieważne czy amerykańska czy radziecko/demoludowa – niosła często elementy pozytywnie utopijne. Ludzie przyszłości mieli być lepsi, myśleć o rozwoju nauki, być gotowi do ryzykownych lotów w kosmos, budować zjednoczony świat itp. itd. Tymczasem ta przyszłość, ten bardzo science-fictionowy rok 1999, przyszedł do nas i przekonaliśmy się, że zaawansowana nauka nie rozwiązuje ziemskich problemów. Mamy superkomputery w telefonach komórkowych, a ludzie nadal umierają z głodu i wycinają się maczetami.
Natomiast literatura fantasy – opowiada egzotyczne przygody, rysuje wspaniałe pejzaże, umożliwia tworzenie bardzo różnorodnych fabuł, bawi się magią, ezoteryką, grozą. Lepiej chyba wpisuje się w zeitgeist epoki. Zastąpiła też na rynku prozę przygodową, historyczną, podróżniczą, taką jaką masowo czytywaliśmy w dzieciństwie w moim pokoleniu (te wszystkie Maye, Fiedlery, Wernice, Verny itp.). Na to się nakłada marketing - modne filmy, seriale, gry stymulują bardziej klimaty magiczno-horrowe.

„Czarny horyzont” musi konkurować z ogromną ilością tytułów fantasy? Bezpieczniej nie było powrócić z powieścią hard SF?

Pisałem o tym wyżej. To nie był element kalkulacji. Po prostu – taki miałem pomysł i o nim chciałem opowiedzieć czytelnikom.

Przed laty polska fantastyka też się sprzedawała kiepsko. Dziś można mówić nawet o nadurodzaju, trudno też wyobrazić sobie księgarnie bez dużej półki z polską fantastyką. Co było przyczyną tego boomu? Czy możesz sobie wyobrazić podobną sytuację na rynku komiksu? Co musiałoby się stać, żeby do tego doszło?

Na to pytanie lepiej odpowiedzą obecni wydawcy fantastyki. Ja mogę wspominać lata 90-te, gdy sam aktywnie działałem i jako autor, i wydawca, i organizator konwentów. Tak, był wtedy nieurodzaj. Tak, polski rynek na początku lat 90-tych został zawalony przez gigantyczną liczbę tytułów anglosaskich. Ale nawet na tym zawalonym rynku, w kryzysie, niektórzy polscy autorzy sprzedawali po kilka tysięcy egzemplarzy książek, działało zawsze kilka pism drukujących prozę (Fantastyka, Feniks, Voyager, potem Science Fiction, a także inne magazyny). Istniała więc dla młodego pisarza przestrzeń debiutu, drukowania kolejnych tekstów, budowania swojej pozycji. Mieliśmy dużą bazę czytelniczą, te dziesiątki tysięcy ludzi, którzy w PRLu kupowali „Fantastykę” i książki. Mieliśmy mistrza, Stanisława Lema, a potem i sobie, i całej polskiej fantasy pozycję budował Andrzej Sapkowski. Działały kluby miłośników fantastyki.
Potem strumień importu przygasł, pojawiła się moda na polskie tematy i klimaty, powstało kilka popularnych dłuższych cykli. Nowi wydawcy – jak Fabryka Słów – zbudowali atrakcyjną ofertę. Fantastyka, w szczególności fantasy i horror, zaczęła być bardziej masowo czytana przez „poharrypotterowskich” nastolatków. Ale w tej polskiej prozie najpopularniejsi są wciąż ci pisarze, którzy debiutowali właśnie w latach 90-tych, albo i wcześniej, jeszcze w 80-tych – Dukaj, Grzędowicz, Komuda, Kossakowska, Piekara, Pilipiuk, Sapkowski, Ziemkiewicz. Co nie oznacza, że nie pojawiło się później wielu młodszych, świetnych autorów.
Komiks, jako medium, nigdy w Polsce nie miał takiej bazy – wydawców, publicystów, fandomu, życia intelektualnego, mediów, pism, debat merytorycznych (i personalnych) o gatunku, a przede wszystkim (nawet w PRLu) czytelników.
O obecnych problemach rynku i medium komiksu więcej mówiłem w pierwszej części wywiadu.

Dlaczego jednak mimo tak dużej popularności fantastyki nie ma na rynku rodzimych komiksów o takiej tematyce, a na łamy "Nowej Fantastyki" powraca jedynie weteran Funky Koval?

Polski komiks lat 90-tych był zdominowany przez fantastykę, wystarczy przejrzeć wydawane wtedy fanziny i pisma. Wynikało to z tradycji, o których tu już pisałem – w PRLu większość fanów komiksu czytała też literaturę SF; ówcześni plus/minus 20-letni twórcy byli zafascynowani Thorgalem i Funkym; promotorem dojrzalszego komiksu było pismo „Fantastyka” itd. itp.. Potem komiks polski został zdominowany przez, nazwijmy to, „satyryczno-obyczajowy” underground, zapisujący już nie fantastyczne fabuły, tylko świat za oknem młodych twórców (Osiedle, Jeż, Wilq). To nawet logiczne – skoro z komiksu nie da się żyć, to nie rysujemy jakichś tam niesamowitych opowieści, tylko opowiadamy sprawach dla nas ważnych, codziennym życiu, rzeczywistości za oknem, doświadczeniach pokoleniowych. A ci, którzy chcą robić fajne, realistyczne (choćby i fantastyczne) komiksy, muszą pracować na duże rynki – Francję, USA. I robią to, jak Adler czy Kowalski.

Dziękujemy za rozmowę


Autor: Aleja Komiksu, Katedra
Dodano: 2010-09-15 21:37:31
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS