Przeglądając współczesne kryminały można dojść do wniosku, że coraz mniej istotna jest sama fabuła, a o wiele ważniejsze miejsce, w którym została osadzona. No bo jak inaczej tłumaczyć fakt, że akcja co drugiej powieści rozgrywa się albo w czasach historycznych (od starożytności po XX-lecie międzywojenne), albo w najbardziej odległych punktach świata. Gdzie się podziała miejska dżungla? Czemu mroczne uliczki Nowego Jorku zastąpiła zabita dechami mieścina w Minessocie czy wioska na peryferiach wielkiego miasta? O tempora, o mores! Ciekawe tylko ilu autorów, decydujących się na taki zabieg, zdaje sobie sprawę z ogromu pracy, jaki ich czeka? Tutaj nie wystarczy tylko ułożyć ciekawa intrygę, ale przede wszystkim stworzyć przekonywujące, zgodne z autentycznymi, realia. A jak trudne to zadanie udowadnia powieść Lindsey Davies.
„Srebrne świnki” to pierwsza część cyklu kryminałów historycznych osadzonych w czasach rządów cesarza Wespazjana. Ich głównym bohaterem jest Marek Dydiusz Falko, były legionista, teraz prywatny detektyw. Jego spokojną egzystencję przerywa przypadkowe spotkanie z piękną Rzymianką. Teraz, zamieszany w aferę polityczną, musi zrobić wszystko, aby odkryć tajemnicę cesarskiego skarbca, a przede wszystkim ocalić swoje życie.
Z pozoru mamy zatem wszystkie niezbędne elementy, które składają się na idealny kryminał: detektywa, zawiłą zagadką, egzotyczne miejsce. A jednak, kiedy dodamy je do siebie równanie okazuje się błędne. Dlaczego? Przyjrzyjmy się poszczególnym elementom.
Na pewno mocnym punktem jest sam Falko. Tworząc tę postać autorka oparła się na klasycznym schemacie samotnego stróża prawa, który z dystansem obserwuje otaczający go świat. Lubi wypić, pieniądze omijają go szerokim łukiem, non stop popada w kłopoty, z których wyciąga go znajomy dowódca straży. Równocześnie pod maską cynika kryje się drugi Falko – kochliwy, skłonny do poświeceń, wspomagający finansowo rodzinę zmarłego brata. Ot, taki słodki brutal.
W porównaniu z główną postacią inne wypadają nieco blado. Najmocniej zapada w pamięć młoda i niezależna Helena Justyna, błyskotliwy Wespazjan, kilka dobrych wejść zaliczyli bohaterzy dalszego planu: praczka Lelia czy matka głównego bohatera.
Rozczarowuje za to intryga kryminalna. Afera w „Srebrnych świnkach” rozwija się bardzo powoli. Po niezłym początku, fabuła zwalnia na tyle mocno, że w pewnym momencie czytelnik traci zainteresowanie, kto jest winny. Zabrakło też ciekawych zwrotów akcji, a samo rozwiązanie zagadki pozostawia duży niedosyt.
Spory problem mam natomiast z samym Rzymem. Nie sposób autorce zarzucić słabego przygotowania merytorycznego, wręcz przeciwnie. Falko dziarsko przemieszcza się po idealnie odwzorowanym Forum Romanum, zagląda w mroczne uliczki, odwiedza autentyczny pałac cesarski. Nie brakuje również licznych szczegółów z życia antycznej metropolii – opis funkcjonowania pralni, warunków mieszkaniowych. A jednak czegoś brakuje. Rzym u Davis, póki co, nie jest jeszcze równorzędnym bohaterem cyklu, a tylko dekoracją. Brakuje tutaj serca, iskierki, która spowoduje, że metropolia żyje. Tak jak Gotham i Batman, Breslau i Mock, Los Angeles i Bosch.
„Srebrne świnki” to początek cyklu i to, moim zdaniem, usprawiedliwia wszystkie niedociągnięcia. Nie mamy do czynienia z książką nieudaną, po prostu widać, że literacki debiut nieco szwankuje. Zabrakło pewnej płynności, doświadczenia, może warsztatu. Seria o Falko zdążyła się już rozrosnąć do dwudziestu powieści, co dobitnie świadczy, że Davis umie uczyć się na własnych błędach. To także sygnał, iż jej proza przeszła długą drogę, dla której „Srebrne świnki” są jedynie pierwszym etapem, a równocześnie świetnym punktem wyjścia do poznania kolejnych przygód antycznego detektywa.