NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

Ukazały się

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"


 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

 Ferek, Michał - "Pakt milczenia"

 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

Linki

Stephenson, Neal - "Peanatema"
Wydawnictwo: Mag
Tytuł oryginału: Anathem
Tłumaczenie: Wojciech Szypuła
Data wydania: Październik 2009
Wydanie: I
ISBN: 978-83-7480-126-3
Oprawa: twarda
Format: 150 x 230 mm
Liczba stron: 960
Cena: 69,00 zł
Rok wydania oryginału: 2008



Stephenson, Neal - "Peanatema"

Powieść klasycznie oryginalna


„Peanatema” Neala Stephensona była prawdopodobnie jedną z najbardziej oczekiwanych powieści fantastycznych w Polsce ostatnich kilku lat; w internecie szum wokół niej rozpoczął się wraz z premierą oryginału. Prawdopodobnie przyczyny tego były dwojakiego rodzaju. Po pierwsze, w opinii wielu osób, w tym także i mojej, Stephenson jest pisarzem wybitnym, a jego książki dostarczają czytelnikowi przyjemności na wielu poziomach lektury. Po drugie natomiast, wiele czasu minęło od premiery jego poprzedniej fantastycznej książki („Cykl Barokowy”, mimo fantastycznych elementów, jest uważany raczej za monumentalną powieść historyczną), a właśnie ze względu na tego typu twórczość literacką amerykański autor zdobył największe uznanie.

Pierwszy kontakt z „Peanatemą” oszałamia, zmuszając czytelnika od samego początku do koncentracji. Stephenson stosuje wiele neologizmów i zbitek słownych (sam tytuł powieści jest tego przykładem), od razu poddaje pod dysputę różne teorie i idee, a do tego jeszcze nie tłumaczy otaczających postaci realiów. Co prawda podczas lektury można korzystać z przygotowanego słownika i kilku innych pomocy, ale osobiście wielką przyjemność odnajdywałem w samodzielnych próbach odgadywania znaczenia poszczególnych terminów. Gdy już opanuje się podstawowe słownictwo i zorientuje się w podstawowych zasadach świata przedstawionego, pozostaje się skoncentrować na treści książki... a ta sama w sobie jest niezłą łamigłówką.

Akcja „Peanatemy” dzieje się na Arbre, planecie podobnej do Ziemi. Fabuła powieści zaczyna się za murami matemu – rodzaju klasztoru odseparowanego od świata, którego bramy otwierają się raz na jakiś czas i jego mieszkańcy – deklaranci – mają wtedy możliwość interakcji ze światem zewnętrznym, prześledzenie zmian, jakie zaistniały od ostatniego kontaktu. Matemy nie mają charakteru religijnego, chyba że za religię uznać zamiłowanie do nauki, filozofii i dialogów. Są one skarbnicami i ośrodkami wiedzy, która w dużej mierze zanikła lub się wypaczyła w otaczającym je świecie. To właśnie deklaranci, ze swoją ogromną wiedzą i iście fanatycznym zacięciem do rozbierania w rozmowie każdej kwestii na czynniki pierwsze, są głównymi bohaterami powieści; i właśnie ich dialogi są w moim mniemaniu zdecydowanie najlepszą częścią powieści – przede wszystkim pobudzają intelektualnie, ale czasem również rozśmieszają. Są sednem i osią książki, poprzez nie czytelnik dowiaduje się kluczowych informacji, choć czasem również jest zwodzony na manowce.

Nie jest jednak tak, że cała książka koncentruje się wyłącznie na filozoficznych rozważaniach i próbach wyjaśnienia głównej tajemnicy. W „Peanatemie” trafiają się również fragmenty – często dosyć obszerne – w których prym wiedzie akcja, a uczone dysputy stanowią jedynie tło. Nie należy się co prawda spodziewać dzikich eskapad w stylu Jacka Półkuśki, ale i tak sporo się dzieje. Mimo że nadal stoję na stanowisku, iż Stephensonowi o wiele lepiej wychodzą sceny statyczne niż dynamiczne, to muszę przyznać, że fragmenty z większą ilością akcji dawały chwilę na złapanie oddechu i spokojne przetrawienie wcześniej zaserwowanych czytelnikowi idei. Pozostają one jednak jedynie ozdobnikami i przerywnikami dialogów postaci.

Neal Stephenson napisał powieść odmienną od dotychczasowych. „Peanatema” jest powrotem do korzeni science fiction. W formie i treści nawiązuje do fantastyki sprzed Nowej Fali, echem odbijają się w niej powieści z lat pięćdziesiątych i początku sześćdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy to u podstaw utworu leżała idea, a dopiero później wokół niej budowano pozostałe elementy składające się na dzieło literackie. Stąd też powieść Stephensona sprawia wrażenie bardzo klasycznej; nie należy jednak dać się zwieść pozorom, w „Peanatemie” wiele jest elementów charakterystycznych dla prozy Stephensona, które to raczej nie występowały u klasyków sf. Z drugiej strony klasyczność powieści wyraża się też w kreacji postaci i nieco ubogiej warstwie emocjonalnej książki, co jest moim zdaniem jedyną – choć mam wrażenie świadomie popełnioną – wadą tej monumentalnej opowieści.

Klasyczna forma powieści wpasowuje się doskonale w założenia fabuły i prawidła rządzące światem przedstawionym. W „Peanatemie” występują Loryci – zakon twierdzący, że żadna idea nie jest nowa; co najwyżej została zapomniana przez ogół społeczeństwa. Podobnie jest z problematyką poruszaną w powieści – Stephenson mieli, przetwarza i łączy różne koncepty filozoficzne (i naukowe), od starożytności po współczesność. Ubiera je w inne nazwy, niektóre łączy, inne okraja, ale zachowuje ich sedno nienaruszone. Podobnie jest i z Arbre, planetą, na której dzieje się powieść – w wielu aspektach przypomina Ziemię, stosowane są podobne rozwiązania techniczne (choć już może niekoniecznie – społeczne). Chciałoby się powiedzieć nihil novi sub sole... a jednak co chwilę w „Peanatemie” trafia się na coś nowego, świeżego. Powieść nie oszałamia wielością od razu widocznych nowych pomysłów jak choćby „Diamentowy wiek”, ma natomiast dużo ukrytych smaczków, które stają się widoczne dopiero po pewnym czasie. W rezultacie Stephenson odświeża klasyczną formę powieści science fiction, przerabia ją, by nadać jej zupełnie inny wymiar.

Podobieństwa do naszego świata (dodam, że całkowicie uzasadnione z punktu widzenia podstawowych założeń fabularnych) dają Stephensonowi możliwość gry z czytelnikiem. Amerykański pisarz znany jest z nieprzeciętnego poczucia humoru, ukazywania niektórych aspektów naszego życia w nieco przerysowany sposób i łączenia ze sobą pozornie nieprzystających elementów. W „Peanatemie” nie jest to tak wyraźne, jak na przykład w „Zamieci”, ale w najnowszej powieści Stephensona jest sporo przemyconych komentarzy dotyczących rzeczywistości, które na twarzy czytelnika wywołują szeroki uśmiech.

Powyższe kilka akapitów jest zaledwie próbą opisu wrażeń i impresji zebranych podczas lektury „Peanatemy”; o samej książce można by pisać jeszcze długo, doszukując się w niej licznych nawiązań, gry z ideami, rozbierać na czynniki pierwsze idee stojące za wykreowanym światem. Jednakże najwięcej przyjemności sprawia odkrywanie i rozważanie ich samemu, śledząc i analizując dyskusje bohaterów. Stąd też w tym miejscu odsyłam wszystkich do lektury najnowszej książki Neala Stephensona. Warto, bo niewielu autorów potrafi stworzyć tak kompleksowe i spójne wizje. „Peanatema” dostarcza przyjemności natury intelektualnej, fabularnej, językowej i estetycznej (wszak książka wydana jest w przyjemny dla oka sposób). Czego chcieć więcej od książki?


Autor: Tymoteusz "Shadowmage" Wronka


Dodano: 2009-10-30 21:01:55
Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

Lett - 02:42 31-10-2009
Fiuu... Zatem książka koniecznie do kupienia i przeczytania. :)

Gavein - 15:27 31-10-2009
Czyli jednak Lód 2009. Strach się bać :)

Vampdey - 22:14 01-11-2009
Tak tylko nadmienię, że obejrzałem sobie Peanatemę w empiku i wydanie jest nieziemskie, czarna okładka pod obwolutą i matowy złoty nadruk wyglądają wprost potężnie!

toto - 07:26 02-11-2009
Niczym Biblia. Pierwsze skojarzenie, gdy zobaczyłem jak wygląda bez obwoluty.

Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS