NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

McGuire, Seanan - "Pod cukrowym niebem / W nieobecnym śnie"

Martine, Arkady - "Pustkowie zwane pokojem"

Ukazały się

Kingfisher, T. - "Cierń"


 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

 Pilipiuk, Andrzej - "Czasy, które nadejdą"

 Szmidt, Robert J. - "Szczury Wrocławia. Dzielnica"

 Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"

Linki


Literackie zgadywanki 06/2009

Poniżej znajdziecie subiektywne oczekiwania redaktorów Katedry wobec wybranych zapowiedzi wydawniczych na ten miesiąc. Nazwa dość dobrze oddaje charakter prezentowanych krótkich opinii, będących swego rodzaju przewidywaniami, zabawą w typowanie czy zaklinaniem rzeczywistości. Należy podkreślić, że prezentowane tytuły nie pretendują do rangi jakiegokolwiek zestawienia, w szczególności nie są to „jedyne warte uwagi” pozycje, mające ukazać się na rynku.

Polecamy Wam również lekturę weryfikacji naszych zgadywanek. Warto się przekonać jak prawdziwe były szumne zapowiedzi wydawców i jak wiele udało się uchwycić w przewidywaniach naszych redaktorów.



Jack McDevitt, „Poszukiwacz”

Jack McDevitt, nazywany następcą Isaaca Asimova i Arthura C. Clarke’a, należy do grona najpopularniejszych amerykańskich autorów sf, wyróżnianych licznymi nagrodami i cieszących się niesłabnącą sympatią czytelników, którzy kupują w ciemno kolejne książki pióra swoich ulubionych pisarzy. Czy jest to jednak postawa warta naśladowania?
„Poszukiwacz” (nagrodzony Nebulą) należy do cyklu o przygodach znanego handlarza antykami – Alexa Benedicta, który tym razem trafia na istniejącą od tysiąca lat kolonię, gdzie z pewnością będzie miał okazję rozwiązać niejedną zagadkę. Oczywiście pod pretekstem ubicia świetnego interesu.
Wszystko fajnie, znając autora można liczyć na interesującą intrygę, dopracowaną „w ogóle i szczególe”, czerpiącą garściami z fascynacji archeologią i pozwalającą ruszyć głową, by choć przez chwilę poczuć się jak błyskotliwy detektyw, będący na tropie galaktycznej tajemnicy. Ale znajomość autora i jego twórczości implikuje coś jeszcze – lektura pierwszych dwóch tomów serii pozostawia mieszane uczucia i każe zastanowić się nad zakupem kolejnego.
„Smykałka do wojny” i „Polaris”, bo o nich mowa, poza wspomnianymi wyżej zaletami, mają swoje „grzechy”. W dodatku niemałe. Papierowi bohaterowie, pozbawieni choćby cienia życia i nadziei na to, że wzbudzą w czytelniku najmniejsze oznaki empatii; dość uboga kreacja świata; przewidywalność wydarzeń, a nawet zakończenia. Z drugiej strony wady te nie przeszkadzały tak bardzo w tym, by przy książkach po prostu dobrze się bawić i miło spędzić kilka wieczorów. Powieści McDevitta oferują inteligentną rozrywkę, ale niewiele ponadto.
Zachodni recenzenci podkreślają sympatię, jaką autor otacza zwykłych ludzi i zaangażowanie w kreowanie „przyzwoitych bohaterów”, porównując McDevitta do Clifforda D. Simaka. Zwracają również uwagę (podobnie jak czytelnicy Katedry w forumowych dyskusjach) na niezwykłą oldskulowość jego książek. Przedstawiona w nich ludzkość niemalże niczym nie różni się od współcześnie żyjących przedstawicieli naszego gatunku, nie ma zbytniego postępu technologicznego, wszystko jest takie zwyczajne i dobrze znane. Niektórzy w tym właśnie dopatrują się fenomenu popularności McDevitta. Trudno mi się z taką oceną zgodzić.
Podsumowując, jeżeli czytałeś poprzednie części i przypadły ci one do gustu – śmiało możesz sięgnąć po „Poszukiwacza”. Jeżeli kręciłeś nosem już wcześniej – po co masz się męczyć? Wydaje się, że amerykański autor pisze książki w ten sam sposób, zgaduję więc, że najnowsza łączyć będzie wady i zalety poprzednich. Zastanów się więc, które właśnie dla ciebie okażą się przeważające?

Krzysztof Kozłowski




Robert Silverberg, „Roma eterna”

Po „Roma eterna” oczekuję dwóch rzeczy.
Po pierwsze: nastroju. Nieważne czy chodzi o Majipoor, labirynt z pustynnej planety Lemnos, stację Hawksbilla czy świat Holmana; Silverberg zawsze kreował miejsca egzotyczne, tajemnicze, przyciągające atmosferą, klimatem. Z samą tą dekoracją czytelnik chce obcować jak najdłużej. Czy podobnie może być z opowieścią o Rzymie, który nie upadł i imperialny charakter zachował do dziś? Myślę, że na pewno nie mniej fascynująco niż w wypadku fabuł osadzonych na od podstaw wykreowanych planetach! Jak będzie wyglądała cywilizacja rzymska po kolejnych wiekach istnienia, ta od zawsze kojarząca nam się z senatorami w białych togach i wysokimi kolumnami kamiennych budowli? A cywilizacja rzymska mająca kontakt z amerykańskimi imperiami prekolumbijskimi albo Dalekim Wschodem? Za wizję Wiecznego Rzymu, Rzymu który przetrwał, zabierało się wielu pisarzy. Ale… to Silverberg jest mistrzem scenografii.
Drugą rzeczą, jakiej po „Roma eterna” oczekuję, jest pewna refleksja historyczna. Czyli to, co dostarczył polskiemu czytelnikowi na przykład Twardoch ze swoim „Sternbergiem”. Głębsze myśli o mechanizmach historii i ludzkich działań. Na ile wielkie wydarzenia kierujące rozwojem cywilizacji w znanej nam historii powtórzyłyby się w historii Rzymu, który nie upadł? Ile z takich pewnych historycznych „stopni” musi przejść każda cywilizacja? Ilu nie da się obejść? Sporo materiału do takiego rozmyślania daje sam temat upadku Rzymu, dyskusje, czy niemożliwym było go uniknąć, toczą się od dawna i jeszcze długo będą się toczyć.
A może „Roma eterna” mnie czymś zaskoczy, może coś innego mi się w niej spodoba? Mam nadzieję, że tak.

Daniel "Vampdey" Elkader





Twórczość Roberta M. Wegnera jest znana przede z łamów czasopisma „Science Fiction, Fantasy i Horror”, gdzie od kilku lat autor zamieszcza kolejne odsłony cyklu o Imperium Meekhańskim. Trzeba przyznać, że tworząc go pisarz postawił przed sobą ambitne zadanie. Nie koncentruje się na jednym bohaterze, a akcje swych opowiadań rozmieszcza w przeróżnych miejscach wymyślonego świata. Raz jest to nadmorska metropolia Ponki-Laa, innym razem nieprzyjazne góry na północnych krańcach imperium. W rezultacie otrzymujemy mozaikę przeróżnych osobowości, kultur i religii. To z kolei prowadzi do licznych starć i konfliktów pomiędzy ludźmi diametralnie różnie rozumiejącymi takie pojęcia jak honor czy męstwo.
Na szczęście dla czytelników Wegner nie trzyma się uparcie jednej konwencji. Chociaż często występuje u niego motyw muskularnego barbarzyńcy, to nie mamy do czynienia z literaturą stricte rozrywkową. Obok opowiadań, które śmiało można zaliczyć do nurtu heroic fantasy, mamy także do czynienia z tekstami, gdzie uczucia i rozterki wewnętrzne bohaterów są ważniejsze od samej akcji. Nie spodziewajmy się jednak tekstów nadętych czy wydumanych. Wegner umie pisać i stara się nie zanudzić czytelników.
Dodatkowym atutem jego prozy jest umiejętne stosowanie elementów humorystycznych. Wegner potrafi napisać i skrzący się dowcipem dialog, i całe opowiadanie oparte na zabawie z konwencją fantasy.
Właśnie tego, jak się zdaje, należy oczekiwać po „Opowieściach z Meekhańskiego pogranicza. Północ – Południe”.

Adam "Tigana" Szymonowicz




Cassandra Clare, "Miasto Kości"

„Miasto Kości” Cassandry Clare to kolejna na naszym rynku książka fantasy skierowana do nastoletnich czytelników. Po przeczytaniu blurba można odnieść wrażenie, że rzecz została napisana według starego, sprawdzonego wzorca à la „Zmierzch” Stephanie Meyer. Mamy zatem do czynienia z powieścią łączącą elementy fantasy i grozy dodatkowo przyprawioną miłosnym trójkątem. Tylko czy to wystarczy, by książka rozeszła się w wielotysięcznym nakładzie, a jej nastoletni bohaterzy stali się ikonami współczesnej popkultury, jak na przykład Harry Potter? Czas pokaże.
Sporym atutem książki powinien być wykreowany przez autorkę świat. Widać tutaj dobrze znane, sprawdzone rozwiązania (świat magii istniejący obok naszego), a także próby stworzenia własnej mitologii – służyć temu ma rozbudowana historia, magiczne artefakty (Mortal Instruments) i tajne bractwa (Shadowhunters). Do tego spora gromada różnego typu maszkar – wilkołaki, wróżki, demony, półkrwi anioły. Zapowiada się ciekawie.
Mnie jednak najbardziej interesuje, jak bardzo rozbudowana okaże się historia miłosna. Czy tak jak w przypadku powieści Patrici Briggs wykreowany świat stanie się tylko i wyłącznie tłem dla opisów miłosnych rozterek głównych bohaterów, czy może wątek miłosny będzie jedynie kolejnym elementem fabuły? Kwestia o tyle ważna, że to właśnie od części romantycznej mogą zależeć losy tej książki na naszym rynku.

Adam "Tigana" Szymonowicz




Konrad T. Lewandowski, „Perkalowy dybuk”

Sukces Marka Krajewskiego spowodował, że w księgarniach pojawiły się lepsze lub gorsze książki – próby naśladownictwa cyklu o Eberhardzie Mocku. Jedne popadły bardzo szybko w zapomnienie, inne dały początek cyklom powieściowym. „Perkalowy dybuk” Konrada T. Lewandowskiego to właśnie kolejna, czwarta część cyklu i czwarte spotkanie z warszawskim komisarzem Jerzym Drwęckim. Porównanie obu serii, tej o Mocku i tej o Drwęckim, moim zdaniem, wychodzi na korzyść dzieła Marka Krajewskiego. Nie oznacza to jednak, że cykl Lewandowskiego jest pozbawiony atutów.
Książki o Drwęckim nie są klasycznymi czarnymi kryminałami. Bohaterowie Lewandowskiego, nawet przestępcy, sprawiają wrażenie sympatycznych, a popełnione zbrodnie nie wzbudzają u czytelnika odrazy. Nieco słabo wypada opis przedwojennej Warszawy, która nie staje się równoprawnym bohaterem książki, jak ma to miejsce w przypadku Mocka i jego Breslau. Na plus cyklu zaliczyłbym za to fakt, że Lewandowski kurczowo nie trzyma się jednego miasta i wyprawia swoich bohaterów w podróże – czy to do Poznania („Elektryczne perły”), czy do Łodzi. Czytelnikom powinna też przypaść do gustu spora dawka humoru, najczęściej związana z jakimś aspektem życia osobistego głównego bohatera lub z pojawieniem się na scenie dziadka Hiacyntusa i babci Ireny.
Tym co stanowi o jakości cyklu Lewandowskiego jest jednak wprowadzenie do fabuły prawdziwych sław politycznego i kulturalnego życia przedwojennej Polski. Józef Piłsudski, Bolesław Wieniawa-Długoszewski, Witold Gombrowicz, Bronisław Malinowski to tylko część długiej listy osób, z którymi spotkamy się na kartach książek. Co istotne, poza sporadycznymi wypadkami, każda z tych postaci dodaje coś do fabuły, a nie funkcjonuje tylko i wyłącznie w postaci ozdóbki. W wypadku „Perkalowego dybuka” taką znakomitością będzie Julian Tuwim – i choćby z tego powodu warto sięgnąć po książkę Lewandowskiego.

Adam "Tigana" Szymonowicz




Jeff VanderMeer, „Podziemia Veniss”

W wywiadzie dla Katedry Jeff VanderMeer opisał „Podziemia Veniss” jako mit o Orfeuszu w stylistyce godnej obrazów Hieronima Boscha. Już to krótkie stwierdzenie zapowiada niemałe przeżycia estetyczno-fabularne. W tym przypadku wyobraźnia (posiłkująca się zachodnią notą wydawniczą) podpowiada mi jednoznacznie, czego można się spodziewać po książce amerykańskiego pisarza: bohater (lub bohaterowie) schodzi do podziemi miasta, schodzi coraz niżej, przekracza kolejne kręgi piekieł, gdzie jest świadkiem dantejskich scen z udziałem biotechnologicznie modyfikowanych organizmów. Ciekawe, czy autor pozostanie wierny greckiemu pierwowzorowi i zdecyduje się na pozostawienie nieszczęśliwego zakończenia? Przypuszczam, że VanderMeer nie byłby sobą, gdyby w finale nie zdecydował się na jakąś woltę, która mit – i samą treść powieści – postawi w zupełnie innym świetle.
„Miasto szaleńców i świętych” pokazało, że VanderMeer lubi eksperymentować z formą, nie boi się łamać schematów i zamieszczać w swych utworach z pozoru udziwnionych rozwiązań stylistycznych. Oczekuję, że podobnie będzie i w przypadku „Podziemi Veniss”. Szybkie przeszukanie sieci przyniosło informację, że narracja powieści prowadzona jest w trzech różnych osobach. Szczególnie intrygująco zapowiada się narracja w drugiej osobie liczby pojedynczej. Mam nadzieję, że to nie jedyna ciekawostka, jaką przygotował VanderMeer dla czytelników.
Choć „Podziemia Veniss” dzieją się w dalekiej przyszłości, co teoretycznie czyni z tej powieści science fiction, nie spodziewam się typowych rozwiązań dla tej konwencji. Jeśli nawet niektóre elementy okażą się mieć podłoże naukowe, to będzie przykryte magią, rytuałami czy obrządkami religijnymi. Stąd wniosek, że Veniss bliżej będzie do Ambergris czy nawet Nowego Crobuzon niż naszych współczesnych wyobrażeń o tym, w co mogą się przekształcić nasze miasta w przyszłości.
Nie sądzę, żeby VanderMeer powstrzymał się i ograniczył swą nieprzeciętną wyobraźnię. W związku z tym jestem niemal pewien, że książka będzie kipieć od fantastycznych, często bardzo zakręconych wizji i pomysłów. Wspomniane wcześniej założenia fabularne stwarzają ku temu spore możliwości. Być może ambergrisańskie grzyby i kałamarnice okażą się wobec stworzeń zamieszkujących podziemia Veniss niemal normalne? Nie wiem jak wy, ale ja bym sobie tego życzył.

Tymoteusz Wronka





„Samozwaniec” Jacka L. Komudy otwiera nowy cykl „Orły na Kremlu”. Polacy mieli swoje sukcesy w bogatych i burzliwych dziejach kontaktów polsko-rosyjskich. Jednym z naszych bardziej spektakularnych dokonań było zajęcie Moskwy i Kremla na początku XVII wieku. Tak! Zajęliśmy Moskwę i utrzymaliśmy się tam dwa lata. Oczywiście, jeśli spojrzeć na ogół polsko-rosyjskich relacji, nie jest to nic nokautującego, ale zawsze coś. Właśnie te wydarzenia będą treścią najnowszej powieści Komudy. W przypadku znawcy, miłośnika i piewcy czasów Rzeczypospolitej Szlacheckiej wybrany temat nie jest zaskoczeniem.
Znając Jacka L. Komudę i jego twórczość możemy się spodziewać przedstawienia tej historii w sposób bardzo wierny – na tyle, oczywiście, na ile pozwala współczesna wiedza o tym okresie historycznym (oczywiście niewykluczone, że autor wplecie w fabułę również postaci fikcyjne). Na pewno też nie będzie owijania, niekoniecznie chwalebnych, faktów w bawełnę. Czy autorowi uda się jakimiś nieznanymi wydarzeniami z tamtych czasów zaskoczyć znawców tematu, to kolejna ciekawa kwestia.
Być może także Jacek L. Komuda literacko znów wespnie się wyżej. Być może „Samozwaniec” będzie jeszcze lepszy niż jego dotychczasowe książki. To jeden z niewielu polskich pisarzy okołofantastycznych, który pisze od dłuższego czasu dobrze i daje nadzieję na literaturę z trochę wyższej półki.

Mariusz "Galvar" Miros





W moim przypadku konfrontacja czytelniczych oczekiwań z rzeczywistością była nieco rozczarowująca. Zgadywałem bliskość jakiejś fabularnej zwrotnicy, która przesunie opowieść na nowe tory, a tymczasem kolejny tom rozciąga do granic wytrzymałości te same motywy i wątki. Choć w powieściowym świecie minęły długie wieki, nawet galeria postaci do złudzenia przypomina tę znaną z poprzednich tomów.

Przed lekturą „Boga…” sądziłem, że Herbert wpadł w fabularną pułapkę, czyniąc swego bohatera niepokonanym. Jak się okazało – Herbert się w tej pułapce rozgościł w najlepsze, zręcznie eksploatując dylematy i wątpliwości, jakie rodzić może wszechwiedza i wszechmoc. Dzięki temu Kroniki Diuny wciąż czyta się z zainteresowaniem, choć pojawia się z wolna obawa, że bez dorzucenia drew do ognia, nim czytelnik zdoła zakończyć lekturę cyklu – cykl wykończy czytelnika.

Krzysztof Pochmara





W zgadywance dotyczącej książki „Gwiazda Pandory. Inwazja” wysnułem przypuszczenia dosyć ogólnikowe (z przyczyn w tekście zresztą wymienionych), przez co tak naprawdę ciężko było się pomylić – ale i tak częściowo oczekiwania rozminęły się z treścią powieści. Snucie spekulacji odnośnie fabuły jest jednak narażone na liczne błędy.
Hamilton faktycznie podkręcił jeszcze tempo akcji, głównie za sprawą opisów przygotowań i samej inwazji obcych. Dzięki temu końcówkę czyta się w iście ekspresowym tempie. Wbrew moim przypuszczeniom autor nie wprowadził kilku nowych wątków; wyjątkiem jest ukazanie wydarzeń z perspektywy kosmitów. Natomiast amerykańskiemu pisarzowi udało się w zaskakujący sposób przekształcić kilka już wcześniej znanych wątków. Dobrze przypuszczałem, że w „Inwazji” ludzkość nie przejdzie do kontrataku, pomyliłem się natomiast, myśląc, że wątek Ozziego nabierze znaczenia. Grupa podróżująca między ścieżkami pojawiała się na kartach książki z rzadka i fabularnie niewiele posunęła się do przodu. Zamiast tego na pierwszy plan wysforowała się intryga otaczająca Gwiezdnego Podróżnika, a elementy układanki coraz liczniej zaczęły wchodzić na swoje miejsca.
Nie nudziłem się ani przez moment podczas lektury.

Tymoteusz Wronka



Redaktor prowadzący: Krzysztof Kozłowski


Autor: Katedra


Dodano: 2009-06-01 15:46:34
Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

Lord Turkey - 16:30 01-06-2009
Dla dociekliwych: zgadywanka z powieści Komudy pojawia się po raz kolejny, co wynika z przesunięcia daty wydania książki.

Zapraszamy do czytania i komentowania!

Shadowmage - 17:12 01-06-2009
Nie chcę Tiganie za bardzo spojlerować, ale w "Mieście kości" nie ma trójkąta... raczej pięciokąt :D

kurp - 19:39 01-06-2009
Zgadywanka "Roma eterna" niewiarygodnie zaostrza apetyt :D

Lyesmith - 22:44 01-06-2009
Literówka przy książce Lewandowskiego - powinno być Tuwim.

Komudy nigdy za wiele.

Lord Turkey - 23:57 01-06-2009
Poprawione, dzięki.

Tigana - 00:41 02-06-2009
Shadowmage pisze:Nie chcę Tiganie za bardzo spojlerować, ale w "Mieście kości" nie ma trójkąta... raczej pięciokąt :D

To się zapowiada na jakąś orgię - pomysłów rzecz jasne :wink:

ASX76 - 01:06 02-06-2009
Tigana pisze:To się zapowiada na jakąś orgię - pomysłów rzecz jasne :wink:


Nie mogę doczekać się ekranizacji tej orgii... pomysłów rzecz jasna. :P

Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS