NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

Miela, Agnieszka - "Krew Wilka"

Ukazały się

Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (czarna)


 Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (niebieska)

 Kingfisher, T. - "Cierń"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Maas, Sarah J. - "Dom płomienia i cienia"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

Linki

Hamilton, Peter F. - "Dysfunkcja rzeczywistości: Początki"
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Cykl: Świt nocy
Tłumaczenie: Dariusz Kopociński
Data wydania: 2002
ISBN: 83-7150-946-4
Oprawa: broszura
Format: 125x183
Liczba stron: 670
Cena: 35,00 zł
Tom cyklu: 1, część 1



Hamilton, Peter F. - "Dysfunkcja rzeczywistości"

Kosmiczny rozmach


Do pewnego momentu nazwanie jakiejś książki space operą miało dla mnie wyraźnie pejoratywny wydźwięk. Główną zasługę za taki stan rzeczy należy przypisać przede wszystkim „tuzom” science fiction, jak David Weber czy David Drake. Ich książki, zwykle reklamowane jako wspaniałe space opery, skutecznie wyrobiły u mnie reakcję alergiczną na ten podgatunek SF. Wydawało mi się, że nie jest on w stanie obecnie zaoferować nic, czego poszukuję w literaturze. Zmieniłem zdanie dopiero, kiedy kilka lat temu przeczytałem „Dysfunkcję rzeczywistości”1) Petera F. Hamiltona. Okazało się, że space opera może być lekturą na wysokim poziomie, wymykającą się prostym schematom. Niedawno, z okazji wydania w Polsce ostatniego tomu tego cyklu, postanowiłem sobie odświeżyć książki Hamiltona od początku. Okazało się, że upływ czasu nie wpłynął na moją percepcję „Dysfunkcji rzeczywistości”. Nadal jest to lektura, która porywa.
Wielowątkowe i wielotomowe sagi zwykło się kojarzyć z fantasy. Jednak i w science fiction znajdzie się dla nich miejsce. Hamilton „Dysfunkcją rzeczywistości” stworzył fundamenty pod cykl, który swoim rozmachem może przyćmić niejedną monumentalną serię fantasy. Co istotne, jest on nie tylko przemyślany, ale także umiejętnie napisany. Odpowiednio rozłożone napięcie narasta ze strony na stronę. Punkty kulminacyjne spełniają oczekiwania, a końcowy cliffhanger sprawia, że czytelnik nie może doczekać się kolejnych tomów2). Językowo Hamilton jest więcej niż sprawny. Potrafi w bardzo przystępny sposób pisać o skomplikowanych technologiach, z rozmachem kreślić kosmiczne krajobrazy pełne statków kosmicznych. Tworzy wyraziste postaci, znacząco różniące się od siebie. Nie za wszystkimi, nawet tymi pozytywnymi, przyjdzie czytelnikowi przepadać, ale z pewnością nie można ich kreacji odmówić wiarygodności i konsekwencji.
Na dobrą sprawę „Dysfunkcja rzeczywistości” jest zaledwie preludium do reszty cyklu. Wiele wątków zostaje zaledwie zarysowanych3), a praktycznie żadne jeszcze się nie łączą czy przeplatają. Na podstawie tej części „Świtu nocy” ciężko sobie wyobrazić, w jakim kierunku zostanie skierowana fabuła, poza oczywistymi ogólnikami. To jeszcze jeden z powodów, dla których po skończeniu powieści, chce się sięgnąć po następne tomy.
Gdy mam porównać Hamiltona do jakiegoś innego pisarza, nasuwa mi się chyba tylko Alastair Reynolds. Książki obu autorów są pod pewnymi względami podobne. Obaj tworzą space opery z rozmachem, wielowątkowe. Jednakże Hamilton w porównaniu do Reynoldsa mniejsze znaczenie przywiązuje do elementu naukowego; mniej opisów i prób wyjaśnienia zasad działania, a więcej fantastycznych pomysłów. Powiedziałbym nawet, że Hamiltonowi zdarza się ocierać o fantasy. O ile jeszcze biotechniczne statki i habitaty mieszczą się w granicach naukowych, to masowe sprowadzanie potępionych dusz jest pomysłem czysto fantastycznym. Nie jest to jednak wada; wręcz przeciwnie. Taka mieszanina pomysłów i konwencji daje w rezultacie bardzo smakowity koktajl.
Celowo nie napisałem nic o fabule. Moim zdaniem w dużej mierze mijałoby się to z celem. Niech za informację o niej posłużą notki okładkowe. „Dysfunkcja rzeczywistości” jest obowiązkową pozycją dla fanów przygodowego science fiction, w którym być może pierwszy człon nazwy został przyćmiony przez drugi, ale mimo to jest stale obecny.



1) Powieść składa się z dwóch tomów. Noszą one tytuły: „Dysfunkcja rzeczywistości. Początki” i „Dysfunkcja rzeczywistości. Ekspansja”.

2) Teraz, gdy już wszystkie tomy „Świtu nocy” ukazały się na polskim rynku, nie jest to wielka przeszkoda. Jednakże pierwszy raz czytałem „Dysfunkcję rzeczywistości”, kiedy następnych tomów jeszcze u nas nie było. Zresztą właśnie długie odstępy pomiędzy wydawaniem poszczególnych tomów sprawiły, że na blisko cztery lata zawiesiłem czytanie cyklu Hamiltona.

3) Mało tego, znając „Widmo Alchemika”, wiem, że wiele wątków nie zostało w „Dysfunkcji rzeczywistości” uwzględnionych, gdyż po prostu zabrakło dla nich miejsca.



Autor: Tymoteusz "Shadowmage" Wronka


Dodano: 2008-12-18 23:23:35
Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

Mały_czołg - 00:06 19-12-2008
Jak Cię Reynolds spotka powinien dać Ci z liścia za takie porównanie.

Hamilton ma dryg do fajnych settingów zbliżonych cywilizacyjnie do naszego świata, ale postacie trochę zanadto sztancowane mu wychodzą. W "Night's Dawn" jest z tym o tyle gorzej, że postaci jest mnóstwo a książki grube, więc materiału do analizy statystycznej dużo i łatwiej dostrzec w końcu tę miałkość i chów wsobny. Właściwie wszystkie postacie po ciekawym otwarciu grzęzną potem w nudziarstwie. Bo książka jest ewidentnie za gruba. Siłą rzeczy za wiele się w niej powtarza lub wygląda na powtarzane. Skracając cały "Nights Dawn" o połowę Hamilton zdecydowanie podniósłby miodność. Wydaje się zresztą, że sam do tego doszedł - "Pandora's Star/Judas Unchained" wypadają na produkty bardziej do rzeczy.

Analogia z sagą fantasy wydaje się odnośnie ND trafna, ale mówić należy tu bardziej o Jordanie space opery niż Eriksonie.

Nie wiem, czy miałeś zamiar o tym napisać (tekst jednak wygląda, jakby miał dotyczyć całej ND) - ale zamknięcie głównego wątku jest tak piramidalnie bzdurne i bezbarwne, że w moim pojęciu wybija się w historii literatury fantastycznej. Nie pamiętam, abym czytał space operę kończącą się równie fatalnie.

Jest to pewne osiągnięcie, coś tak rozbudowanego i całkiem miejscami pomysłowego zakończyć tak jałowo.

Yans - 09:24 19-12-2008
Generalnie zgadzam się z recką Shadowa, aczkolwiek co do zakończenia, to mam identyczne odczucia jak Mały_czołg. Tak spieprzonego zakończenia dobrej książki, to ja dawno nie widziałem/czytałem !?!

romulus - 10:01 19-12-2008
Zakończenie Nagiego Boga mnie też trochę rozczarowało. Ale trochę, bo podejrzewałem, ze przy takiej skali, będzie chciał autor machnąć coś takiego... To i rozczarowanie było mniejsze. A porównanie z Reynoldsem jest pochlebiające dla Reynoldsa jeśli chodzi o język powieści, bo ten kuleje u niego czasami - czego nie widać u Hamiltona, dla którego posługiwanie się słowem wydaje się tak naturalne, jak dla Włocha operowanie widelcem przy wtrząchaniu spaghetti... :)

Mały_czołg - 13:08 19-12-2008
romulus pisze:(...) A porównanie z Reynoldsem jest pochlebiające dla Reynoldsa jeśli chodzi o język powieści, bo ten kuleje u niego czasami - czego nie widać u Hamiltona, dla którego posługiwanie się słowem wydaje się tak naturalne, (...)

Powiedz, że tylko sobie okrutnie żartujesz udając pisanie czegoś takiego na poważnie...

Shadowmage - 14:19 19-12-2008
Mały_czołg pisze:Jak Cię Reynolds spotka powinien dać Ci z liścia za takie porównanie.
Dla mnie jednak Ci pisarze mają wiele wspólnego. W każdym razie łatwiej mi porównywać ich do siebie, niż do jakichś innych autorów. Wolę Reynoldsa - może czyta się go nieco trudniej ze względu na często i gęsto stosowaną naukową terminologię, ale Hamilton - jak na razie - też ma swoje plusy.

Mały_czołg pisze:Nie wiem, czy miałeś zamiar o tym napisać (tekst jednak wygląda, jakby miał dotyczyć całej ND) - ale zamknięcie głównego wątku jest tak piramidalnie bzdurne i bezbarwne, że w moim pojęciu wybija się w historii literatury fantastycznej. Nie pamiętam, abym czytał space operę kończącą się równie fatalnie.
Pisałem tylko o "Dysfunkcji rzeczywistości", choć owszem, zdarzyło mi się przemycić nieco z późniejszej części. O zakończeniu cyklu się nie wypowiadam, bo nadal go nie skończyłem. Ale jest to w planach na następne miesiące. Także więc opinię w recenzji należy traktować jako zdanie o początku, a nie całości cyklu.

AdamB - 15:18 19-12-2008
Zarówno Hamilton jak i Reynolds to najlepsi, jak dla mnie, pisarze w tym podgatunku SF. Stawianie jednego ponad drugim jest głupie i bezcelowe. Jest tak mało tak dobrych książek, że trzeba przeczytać oba cykle. Ja to już dawno zrobiłem i z niecierpliwością czekam na więcej zarówno jednego jak i drugiego.
Recka super. Z opinią Małego_czołgu się nie zgadzam, właśnie tak obszernych i barwnych sag SF zawsze mi brakowało.

ajsber - 22:20 19-12-2008
Hamilton jest niezły ale nie dorównuje Vernorowi Vinge. Na tym samym poziomie plasuje się Reynolds. Williams ( Walter John) czy Larry Niven tez potrafi nieźle zaskoczyć.I sporo innych ze "starej gwardii".

Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS