W internecie od czasu do czasu można spotkać się z opinią, że Siergiej Łukjanienko należy do grona pisarzy, którym wychodzi co druga książka. Część recenzentów rozpływa się w pochwałach opisując nieszablonowe zawiązania akcji, nowatorskie podejście do gatunku, a równocześnie ciska gromy za rozczarowujące zakończenia. Jaka jest prawda? Cóż, jak często – leży gdzieś pośrodku. Nie da się ukryć, że – przykładowo – na cykl o „Patrolach” składają się dwie bardzo udane powieści i kolejne dwie przeciętne. A co do zakończeń – końcówka „Spektrum” pozostawiła po sobie wielki niedosyt. Z drugiej strony, niejako dla równowagi, mamy znakomite zwieńczenie dylogii „Zimne brzeg”. Niestety, recenzowany „Czystopis” Łukjanience nie wyszedł.
Podstawowy zarzutem, jaki należy postawić tej książce, to źle skonstruowana fabuła. Głównym bohater dylogii Kirył Maksimow postanawia odnaleźć matecznik funkcyjnych, Arkan, i wyzwolić Ziemię spod ich wpływu. Jego przeciwnicy jednak czuwają i rozpoczyna się trwający całą książkę pościg. Historii brakuje jednak napięcia i wątek pogoni, zamiast wciągać, bardzo szybko zaczyna nudzić. Tym bardziej, że Maksimow należy do grona postaci, które nawet gdy są przyparte do muru i, jak się zdaje, nie mają żadnych szans, znajdują cudowne wyjście z opresji.
Nie przypadł mi również do gustu pomysł z przywróceniem do życia jednego z głównych bohaterów, ot takie niczym nie uzasadnione czary mary. Również pomysł, że protagonista, chociaż były funkcyjny, zachował część mocy, uważam za chybiony. O wiele ciekawsza, moim zdaniem, byłaby historia zmagań zwykłego człowieka z przeciwnikiem, który przewyższałby go pod każdym niemal względem. Satysfakcji nie przynosi także rozbity na kilka kulminacyjnych scen finał – w rezultacie zakończenie wydaje się rozmyte.
Podsumowując, fabuła „Czystopisu” nie wnosi do akcji żadnych nowych elementów w stosunku do pierwszego tomu. Można wręcz odnieść wrażenie, że rosyjskiemu pisarzowi nowych pomysłów wystarczyło tylko na pierwszą powieść.
Powyższe narzekania nie oznaczają jednak, że dostaliśmy do rąk kompletnie nieudaną książkę. Ba, powiem więcej – chciałbym, żeby wielu innych autorów popełniało równie „słabe” teksty. Po prostu Łukjanienko przyzwyczaił nas do czegoś innego, lepszego, stojącego na wyższym poziomie. „Czystopis” zawiera wszystko to, za co zdążyliśmy polubić prozę rosyjskiego pisarza – wartką akcję, żywych bohaterów, sporo ciekawych pomysłów, a równocześnie nie wnosi nic, czego już byśmy nie znali z wcześniejszych książek pisarza. Wprawdzie możemy zachwycać się kreacją Opoki rządzonej silną ręka przez kościół katolicki czy muzułmańskim Werozem. Zapada w pamięć „polski” epizod, który jak żaden inny pokazuje, jak wiele łączy nas z Rosjanami. Do tego dochodzi spora liczba odautorskich wtrętów dotyczących wschodniego sposobu patrzenia na świat – chociażby fragment poświęcony Tatarom. Problem polega na tym, iż te części składowe nie stanowią o całości książki – są porozrzucanymi gdzieniegdzie perełkami, które pokazują, jaką książką mógłby być „Czystopis”, gdyby...
Najnowsze dzieło Łukjanienki rozczarowuje. Pytanie, czy dlatego, że mamy do czynienia ze słabszą książką, czy też z powodu zawieszenia zbyt wysoko poprzeczki, tj. na poziomie „Spektrum” lub „Labiryntu złudzeń”. Najlepiej na to pytanie odpowiedzą chyba nowi czytelnicy, którzy dopiero rozpoczynają przygodę z twórczością rosyjskiego pisarza. Być może dla nich dylogia „Brudnopis”/„Czystopis” będzie przepustką, która otworzy nowy rozdział w ich czytelniczym życiu. A pozostałym przyjdzie poczekać na nową, oby lepszą książkę rosyjskiego pisarza.