NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Weeks, Brent - "Nocny anioł. Nemezis"

Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (niebieska)

Ukazały się

Kingfisher, T. - "Cierń"


 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

 Pilipiuk, Andrzej - "Czasy, które nadejdą"

 Szmidt, Robert J. - "Szczury Wrocławia. Dzielnica"

 Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"

Linki

Farmer, Philip José - "Mroczny wzór"
Wydawnictwo: Mag
Cykl: Farmer, Philip José - "Świat Rzeki"
Tytuł oryginału: The Dark Design
Tłumaczenie: Robert Waliś
Data wydania: Sierpień 2008
ISBN: 978-83-7480-096-9
Oprawa: miękka
Format: 125×195mm
Liczba stron: 520
Cena: 35 zł
Rok wydania oryginału: 1977
Tom cyklu: 3



Farmer, Philip José - "Mroczny wzór"

1

Sny nawiedzały Świat Rzeki.
Sen, Pandora nocy, był tu jeszcze bardziej hojny niż na Ziemi. Tam co noc sprawiedliwie rozdzielał swoje dary między ludzi. Tutaj, w bezkresnej dolinie przeciętej niekończącą się Rzeką, szeroko otwierał swą skrzynię ze skarbami, bez umiaru zasypując wszystkich najróżniejszymi podarkami: trwogą i rozkoszą, wspomnieniem i oczekiwaniem, tajemnicą i objawieniem.
Miliardy drżały, szeptały, jęczały, szlochały, śmiały się, wydobywały ku jawie z otchłani snu, po czym ponownie w nią spadały.
Potężne machiny tłukły w ściany, a nocne wizje wydostawały się na powierzchnię. Często nie znikały wraz z nadejściem świtu, niczym widma nielękające się wschodu słońca.
Z jakiegoś powodu sny powtarzały się tu częściej niż na ojczystej planecie. Aktorzy w tym nocnym Teatrze Absurdu z uporem powtarzali przedstawienia, nie potrzebując zgody swych mecenasów. Publiczność pozbawiono prawa do gwizdów lub braw, do rzucania jajkami i kapustą lub wyjścia z teatru, do rozmowy z sąsiadem lub drzemki.
Wśród tej zniewolonej publiczności znajdował się Richard Francis Burton.


2

Szara kłębiąca się mgła tworzyła scenę i horyzont. Burton stał pod sceną niczym ubogi widz w elżbietańskim teatrze, niemogący sobie pozwolić na miejsce siedzące. Powyżej niego trzynaście postaci siedziało w fotelach unoszących się w powietrzu. Jedna była zwrócona twarzą do pozostałych, ustawionych w półokręgu. Był to główny bohater przedstawienia – on sam.
Znajdowała się tam także czternasta postać, lecz stała za kulisami i widział ją tylko Burton, dlatego że stał pod sceną. Wyglądała mrocznie i groźnie i od czasu do czasu głucho chichotała.
Podobna sytuacja już kiedyś zaistniała, raz na jawie i wielokrotnie we śnie, choć któż był w stanie odróżnić jedno od drugiego? Oto on, człowiek, który umarł siedemset siedemdziesiąt siedem razy, na próżno usiłując uciec swym prześladowcom. A przed nim siedziało dwanaście postaci nazywających siebie Etykami.
Połowę grupy stanowili mężczyźni, a połowę kobiety. Poza dwojgiem, wszyscy mieli mocno opaloną lub naturalnie ciemną skórę i czarne bądź ciemnobrunatne włosy. Dwaj mężczyźni i jedna kobieta mieli lekko skośne oczy, co sugerowało eurazjatyckie pochodzenie. Oczywiście zakładając, że pochodzili z Ziemi.
Podczas krótkiego przesłuchania tylko dwóch przedstawicieli dwunastki zostało nazwanych po imieniu – Loga i Thanabur. Imiona te nie kojarzyły się Burtonowi z żadnym ze znanych mu języków, a znał ich co najmniej setkę. Jednakże języki się zmieniają, a ludzie ci mogli pochodzić z pięćdziesiątego drugiego wieku. W końcu jeden z ich agentów zdradził, że pochodzi z tego okresu. Choć z drugiej strony, Spruce’owi grożono torturami i mógł kłamać.
Loga był jednym z dwóch mężczyzn o stosunkowo jasnej karnacji. Jako że siedział, a w pobliżu nie znajdował się żaden obiekt, z którym można by go porównać, równie dobrze mógł być wysokiego, jak niskiego wzrostu. Miał muskularne ciało, a klatkę piersiową porastała mu gęstwina zmierzwionych rudych włosów. Czaszkę także pokrywały mu włosy w podobnym lisim kolorze. Miał nieregularne i silnie zaznaczone rysy: wydatny podbródek z głębokim dołkiem, masywną szczękę, duży zakrzywiony nos, gęste jasnożółte brwi, duże pełne usta oraz ciemnozielone oczy.
Drugi z mężczyzn o jasnej skórze, Thanabur, bez wątpienia pełnił rolę przywódcy. Budową ciała i twarzą tak bardzo przypominał Logę, że mogliby być braćmi. Miał jednak ciemnobrunatne włosy, a jedno z jego oczu co prawda także było zielone, lecz w rzadko spotykanym odcieniu przypominającym kolor liści.
Drugie oko mężczyzny zdumiało Burtona, gdy Thanabur po raz pierwszy odwrócił ku niemu twarz. Zamiast gałki ocznej Anglik ujrzał lśniący klejnot o wielu ściankach, przypominający wielki błękitny diament.
Burton czuł się nieswojo za każdym razem, gdy klejnot był zwrócony w jego stronę. Czemu służył? Co takiego widział, czego nie było w stanie dostrzec zwykłe oko?
Tylko troje Etyków się odzywało: Loga, Thanabur i szczupła blondynka o dużych piersiach i błękitnych oczach. Ze sposobu, w jaki rozmawiała z Logą, Burton wnioskował, że mogła być jego żoną.
Patrząc spod sceny, Burton ponownie zwrócił uwagę na to, że tuż ponad głowami wszystkich postaci, wliczając jego samego, znajdowały się wirujące kule. Kule wciąż zmieniały kolor i wydobywały się z nich zielone, niebieskie, czarne i białe sześciokątne promienie. Co jakiś czas promienie chowały się do wnętrza kul, by po chwili zastąpiły je nowe.
Burton próbował dostrzec jakiś związek między obracającymi się kulami i zmieniającym się układem promieni, a osobowością, wyglądem, tonem głosu, wypowiedziami czy aktualnym stanem emocjonalnym trojga znanych Etyków i siebie samego. Nie zaobserwowano żadnej korelacji.
Kiedy ta scena rozgrywała się po raz pierwszy, na jawie, mężczyzna nie widział swojej aury.
Wypowiadane słowa różniły się od tych, które padły podczas prawdziwego spotkania. Wyglądało to tak, jakby Twórca Snów napisał całą scenę od nowa.
Odezwał się rudowłosy Loga.
– Wysłaliśmy za tobą swoich agentów. Było ich żałośnie mało, zważywszy na to, że nad Rzeką mieszka trzydzieści sześć miliardów sześć milionów dziewięć tysięcy sześciuset trzydziestu siedmiu kandydatów.
– Kandydatów do czego? – spytał Burton na scenie.
Podczas pierwszego przedstawienia nie zadał tego pytania.
– Tego musisz się sam dowiedzieć – odparł Loga, po czym błysnął nieludzko białymi zębami.
– Nie mieliśmy pojęcia, że uciekasz przed nami poprzez samobójstwa. Mijały lata. Musieliśmy się zająć innymi sprawami, więc wycofaliśmy wszystkich agentów ze Sprawy Burtona, jak ją nazwaliśmy. Wszystkich poza kilkoma rozmieszczonymi na obu krańcach Rzeki. Skądś dowiedziałeś się o polarnej wieży. Potem odkryliśmy, w jaki sposób.
Ale nie dowiedzieliście się tego od Tajemniczego Przybysza, pomyślał Burton-widz.
Spróbował przedostać się bliżej aktorów, aby dokładniej się im przyjrzeć. Który z nich obudził go w dziwnym miejscu pełnym unoszących się ciał? Który odwiedził go podczas tamtej burzliwej nocy? Kto zaoferował mu pomoc? Kto był renegatem, którego Burton nazwał Tajemniczym Przybyszem?
Zmagał się z mokrą, zimną mgłą, równie eteryczną i równie silną jak magiczne łańcuchy krępujące potwornego wilka Fenrira do chwili nadejścia Ragnarok, zmierzchu bogów.
Znów usłyszał głos Logi.
– I tak byśmy cię złapali. Każda przestrzeń w bąblu odtwarzającym, czyli miejscu, w którym się niespodziewanie ­przebudziłeś przed zmartwychwstaniem, jest wyposażona w automatyczny licznik. Każdy kandydat o ponadprzeciętnej liczbie zgonów wcześniej czy później zostaje poddany dokładniejszej analizie. Zwykle później, zważywszy na to, jak jest nas niewielu. Nie mieliśmy pojęcia, że to właśnie ty osiągnąłeś oszałamiającą liczbę siedmiuset siedemdziesięciu siedmiu zgonów. Twoja przestrzeń w bąblu była pusta, gdy się jej przyglądaliśmy podczas naszego śledztwa statystycznego. Dwaj technicy, którzy cię widzieli, gdy się obudziłeś przed zmartwychwstaniem, rozpoznali cię na... fotografii. Ustawiliśmy system wskrzeszający w taki sposób, aby twoje ponowne pojawienie się w bąblu odtwarzającym wywołało alarm i umożliwiło nam przetransportowanie cię tutaj.
Ale przecież Burton nie umarł ponownie. W jakiś sposób zdołali go zlokalizować za życia. Choć znów im uciekł, to został złapany. A może nie? Być może uciekając po tamtej nocy został zabity przez piorun. A oni czekali na niego w bąblu odtwarzającym – rozległej komorze, która znajdowała się gdzieś głęboko pod powierzchnią tej planety bądź w wieży nad polarnym morzem.
– Dokładnie przebadaliśmy twoje ciało – rzekł Loga – a także każdą część twojej... psychomorfy. Bądź też aury, jeśli to słowo bardziej ci odpowiada.
Etyk wskazał na błyskającą i wirującą kulę nad głową Burtona siedzącego na scenie.
Po czym zrobił coś dziwnego.
Odwrócił się, spojrzał poprzez mgłę i wskazał palcem na Burtona-widza.
– Nie znaleźliśmy żadnych wskazówek.
Mroczna postać za kulisami zachichotała.
Burton pod sceną zawołał:
– Myślicie, że jest was tylko dwunastka! A naprawdę jest was trzynaścioro! Pechowa liczba!
– Nie liczy się ilość, ale jakość – odparła postać spoza sceny.
– Nie będziesz pamiętał niczego, co się tutaj dzieje, gdy poślemy cię z powrotem do Doliny Rzeki – rzekł Loga.
– Jak możecie sprawić, abym zapomniał? – zapytał Burton siedzący w fotelu.
– Odtworzyliśmy twoje wspomnienia jak taśmę – odpowiedział Thanabur. Mówił w taki sposób, jakby wygłaszał wykład. A może ostrzegał Burtona, bo to on był Tajemniczym Przybyszem?
– Oczywiście, odtworzenie twojej ścieżki pamięci z siedmiu lat, jakie tu spędziłeś, zajęło dużo czasu. Wymagało też ogromnych nakładów energii i wykorzystania wielu materiałów. Jednak komputer, na którym pracował Loga, został ustawiony w taki sposób, aby odtwarzać twoje wspomnienia w przyspieszonym tempie i zatrzymywać się tylko przy tych momentach, w których odwiedzał cię ten parszywy przestępca. Tak więc wiemy, co się wtedy działo, równie dobrze jak ty sam. Widzieliśmy to, co widziałeś, słyszeliśmy to, co słyszałeś, czuliśmy to, czego dotykałeś i co wąchałeś. Nawet doświadczaliśmy twoich emocji. Niestety, byłeś odwiedzany w nocy, a zdrajca działał w skutecznym przebraniu. Nawet jego, lub jej, głos został przefiltrowany przez urządzenie deformujące, które uniemożliwiło komputerowi identyfikację. Mówię „jego lub jej”, gdyż widziałeś jedynie bladą postać bez żadnych charakterystycznych cech, płciowych ani jakichkolwiek innych. Głos wydawał się męski, ale kobieta mogła użyć transmutera, żeby osiągnąć taki efekt. Zapach ciała również został sfałszowany. Analiza komputerowa wykazała, że zmieniono go chemicznie. Mówiąc w skrócie, Richardzie Burtonie, nie wiemy, kto spośród nas jest renegatem ani dlaczego działa przeciwko nam. To niemal niewyobrażalne, by ktoś, kto zna prawdę, chciał nas zdradzić. Jedynym wytłumaczeniem pozostaje to, że ta osoba oszalała, choć to również jest nie do pomyślenia.
Burton pod sceną wiedział, że Thanabur nie wypowiedział tych słów podczas pierwszego, prawdziwego, przedstawienia. Wiedział też, że śni i że czasem sam wkłada nowe słowa w usta Etyka. Przemowa mężczyzny składała się z myśli Burtona, spekulacji i powstałych później fantazji.
Burton siedzący w fotelu podzielił się kilkoma z nich.
– Jeśli potraficie czytać ludziom w myślach i nagrywać ich wspomnienia, to czemu nie zastosujecie tej metody wobec siebie? Z pewnością tego próbowaliście? W ten sposób powinniście byli odkryć, kto spośród was okazał się zdrajcą.
Loga wyglądał na zakłopotanego.
– Oczywiście poddaliśmy się czytaniu myśli, ale...
Uniósł ręce i skierował otwarte dłonie w górę.
– Tak więc osoba, którą nazywasz Tajemniczym Przybyszem, musiała cię okłamywać – odparł Thanabur. – Nie należy do naszego grona, lecz jest agentem. Obecnie wzywamy ich na badanie pamięci. Wymaga to czasu, ale tego mamy pod dostatkiem. Renegat zostanie złapany.
– A co, jeśli żaden z agentów nie jest winny? – spytał Burton siedzący w fotelu.
– Nie bądź śmieszny – odpowiedział Loga. – Wszystkie twoje wspomnienia dotyczące przebudzenia w bąblu odtwarzającym zostaną wymazane. Także wspomnienia o wizytach renegata i o wszystkim, co się wydarzyło od tamtej pory, spotka ten sam los. Jest nam bardzo przykro, że musimy się uciec do tak brutalnego sposobu działania, ale to konieczność. Mamy nadzieję, że kiedyś będziemy ci to w stanie wynagrodzić.
– Ale przecież... pozostanie mi wiele wspomnień dotyczących czasu przed zmartwychwstaniem – odparł Burton. – Zapominacie, że często myślałem o tych wydarzeniach pomiędzy moim przebudzeniem na brzegu Rzeki a spotkaniem z Przybyszem. Poza tym, mówiłem o tym wielu ludziom.
– Tak, tylko czy oni naprawdę ci uwierzyli? – spytał Thanabur. – A jeśli nawet, to co mogą zrobić z tą wiedzą? Nie, nie chcemy usuwać wszystkich twoich wspomnień dotyczących życia w tym świecie. To by ci zadało zbyt wiele bólu. Rozdzieliłoby cię z przyjaciółmi. A także... – tu Thanabur na chwilę zawiesił głos. – ...mogłoby spowolnić twój rozwój.
– Rozwój?
– Nadejdzie czas, kiedy się dowiesz, co to oznacza. Szaleniec, który twierdzi, że ci pomaga, tak naprawdę wykorzystywał cię do swoich celów. Nie powiedział ci, że realizując jego plan, odrzucasz szansę na wieczne życie. Ten zdrajca, ktokolwiek nim jest, to zło wcielone. Zło!
– Spokojnie – wtrącił Loga. – Wszyscy jesteśmy zdenerwowani obrotem spraw, ale nie możemy zapominać, że ten... nieznany jest chory.
– Bycie chorym oznacza w pewnym sensie bycie złym – odparł mężczyzna z klejnotem zamiast oka.
Burton siedzący na krześle odrzucił w tył głowę i głośno się zaśmiał.
– A więc nic nie wiecie, sukinsyny?
Wstał i postąpił kilka kroków po szarej mgle.
– Nie chcecie, żebym się dostał na koniec Rzeki! – krzyknął. – Dlaczego? Dlaczego?!
– Au revoir. Wybacz nam przemoc – odpowiedział Loga.
Jedna z kobiet skierowała w stronę Burtona stojącego na scenie krótki, cienki błękitny cylinder i mężczyzna upadł. Z mgły wyłoniło się dwóch ludzi ubranych tylko w białe kilty. Podnieśli ciało i je zabrali.
Burton ponownie spróbował przedostać się do postaci na scenie. Gdy mu się to nie udało, potrząsnął w ich kierunku pięścią.
– Nigdy mnie nie dostaniecie, potwory! – krzyknął.
Mroczna postać za kulisami złożyła dłonie do oklasków, ale nie rozległ się żaden dźwięk.
Burton oczekiwał, że znajdzie się w miejscu, z którego został zabrany przez Etyków. Zamiast tego obudził się w Theleme, małym państwie, które sam założył.
Jeszcze bardziej niespodziewane było to, że nie pozbawiono go wspomnień. Pamiętał wszystko, nawet przesłuchanie przed dwunastką Etyków.
W jakiś sposób tajemniczy Przybysz zdołał przechytrzyć pozostałych.
Później Anglik zaczął się zastanawiać, czy Etycy go nie okłamali i tak naprawdę wcale nie mieli zamiaru modyfikować mu pamięci. To nie miało sensu, ale przecież nie znał ich intencji.
Kiedyś Burton potrafił równocześnie rozgrywać dwie partie szachów, i to z zawiązanymi oczami. To jednak wymagało jedynie talentu, znajomości zasad oraz dobrego opanowania szachownicy i figur. W obecnej grze nie znał ani reguł, ani siły poszczególnych przeciwników.
Ten mroczny wzór nie zdradzał żadnego zamysłu.


3

Burton ocknął się z jękiem.
Przez chwilę nie wiedział, gdzie się znajduje. Otaczał go mrok, równie gęsty jak ten, który wypełniał jego wnętrze.
Znajome dźwięki go uspokoiły. Statek ocierał się o nabrzeże, a woda uderzała z chlupotem o kadłub. Obok spokojnie spała Alicja. Burton dotknął jej miękkich, ciepłych pleców. Z góry dobiegł go odgłos cichych kroków – to Peter Frigate pełnił nocną wartę. Być może właśnie zamierzał obudzić swojego kapitana. Burton nie miał pojęcia, która może być godzina.
Słyszał też inne znajome odgłosy. Zza drewnianego przepierzenia dobiegało go chrapanie Kazza i jego kobiety, Besst, a z kajuty za jego plecami głos Monata. Obcy mówił w swoim ojczystym języku, ale Burton nie mógł rozróżnić słów.
Zapewne Monat śnił o odległej Athaklu, swojej planecie o „dziwnym, dzikim klimacie”, okrążającej olbrzymią pomarańczową gwiazdę, Aktura.
Przez chwilę leżał nieruchomo, rozmyślając. Oto ja, stujednoletni mężczyzna w ciele dwudziestopięciolatka.
Etycy uleczyli ciała kandydatów, ale nie byli w stanie nic poradzić na choroby duszy. Przeprowadzenie tej kuracji najwyraźniej należało do samych pacjentów.
W snach Burton coraz bardziej cofał się w przeszłość. Ostatnio pojawiła się wizja przesłuchania przez Etyków. Teraz jednak śnił, że ponownie doświadcza sennego marzenia, które nawiedziło go tuż przed przebudzeniem na Sąd Ostateczny. Obserwował samego siebie wewnątrz snu, będąc jednocześnie jego uczestnikiem i widzem.
Burton leżał na trawie, słaby jak niemowlę, a nad nim stał Bóg. Tym razem był pozbawiony długiej czarnej rozwidlonej brody i nie miał na sobie stroju angielskiego dżentelmena z pięćdziesiątego trzeciego roku panowania królowej Wiktorii. Stwórca miał jedynie błękitny ręcznik owinięty wokół bioder. Nie był wysoki, jak w pierwotnym śnie, ale niski i silnie umięśniony. Klatkę piersiową porastała mu gęstwina kręconych rudych włosów.
Za pierwszym razem Burton ujrzał w twarzy Boga swoją własną. Bóg miał wtedy takie same czarne proste włosy, arabskie rysy, ciemne, głęboko osadzone oczy przypominające groty włóczni wylatujące z jaskini, wystające kości policzkowe, pełne usta oraz sterczący podbródek z głębokim dołkiem. Jednakże jego twarz była pozbawiona blizn od somalijskiej włóczni, która przebiła Burtonowi policzek, wybiła zęby, poharatała podniebienie i wyszła drugim policzkiem.
Twarz wyglądała znajomo, ale nie potrafił jej rozpoznać. Z pewnością nie należała do Richarda Francisa Burtona.
Bóg wciąż dzierżył żelazną laskę, którą teraz kłuł Burtona w żebra.
– Spóźniasz się! – zawołał. – Już dawno minął termin spłaty długu!
– Jakiego długu? – spytał mężczyzna leżący na trawie.
Burton-widz nagle zauważył, że wokół niego kłębi się mgła, co jakiś czas tworząc zasłonę między dwiema obserwowanymi postaciami. Za nimi dostrzegł szarą ścianę, rozszerzającą się i kurczącą niczym klatka piersiowa oddychającego zwierzęcia.
– Jesteś winien za ciało – wyjaśnił Bóg, po czym ukłuł laską mężczyznę na trawie. Burton-widz poczuł ból. – Jesteś winien za ciało i duszę, które są jednym i tym samym.
Mężczyzna z trudem podniósł się na nogi.
– Nikt nie będzie bezkarnie dźgał mnie w żebra – wydyszał.


Dodano: 2008-08-22 11:12:32
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS