NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

McDonald, Ian - "Hopelandia"

Ukazały się

Kingfisher, T. - "Cierń"


 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

 Pilipiuk, Andrzej - "Czasy, które nadejdą"

 Szmidt, Robert J. - "Szczury Wrocławia. Dzielnica"

 Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"

Linki

Drake, David - "Po drugiej stronie gwiazd"
Wydawnictwo: ISA
Cykl: Drake, David - "Porucznik Leary"
Tytuł oryginału: The Far Side of The Stars
Data wydania: Luty 2008
ISBN: 978-83-7418-178-5
Oprawa: miękka
Format: 135 x 205 mm
Liczba stron: 448
Cena: 34,90 zł
Tom cyklu: 3



Drake, David - "Po drugiej stronie gwiazd" #2

Rozdział drugi

Ciężko łapiąc powietrze, mistrz ceremonii warknął na trupę aktorów w maskach pośmiertnych sławnych przodków Stacey’a Bergena, zebranych na tyłach kaplicy. Adele rozważyła pomysł sięgnięcia po osobisty terminal danych, by sprawdzić, czy postawny, starszy mężczyzna – wysoki, ale stanowczo z nadwagą – był mistrzem Williamsem we własnej osobie, czy też jego synem. Pragnienie było czysto irracjonalne, toteż je zwalczyła, niemniej jednak oderwałaby umysł od przeszłości i przyszłości, a także od Śmierci. Przynajmniej na chwilę. Adele wydało się, że przeszłość i przyszłość zawsze ku Niej zmierzały.
Uśmiechnęła się. Wiedziała, że inni ludzie mieli odmienny pogląd na życie, choć zawsze podejrzewała, iż nie przeanalizowali sprawy tak dokładnie jak ona.
Mistrz ceremonii ustawił wreszcie aktorów w satysfakcjonujący go sposób. Klauni z pierwszej grupy ruszyli aleją, śpiewając: Stacey przybył z krainy, gdzie rozumieli...
Kobiety miały na sobie karykaturalne imitacje mundurów FRC, a mężczyźni – groteskowe przebrania. Część prostytutek, które – jak Mundy widziała – z powodzeniem uprawiały swój zawód w okolicach Portu Trzy, niewiele ustępowały im wyglądem. FRC utrzymywała w wielu dziedzinach wysokie standardy, lecz Adele doszła do wniosku, że w każdym porcie, po długiej podróży lub podczas burzy, i tak musi dojść do seksualnego odprężenia.
– ...co znaczy cudzołożyć! – śpiewali klauni przy wtórze fletów, na których akompaniowali im kompani.
Odgrywający komandora Bergena aktor kroczył drugi w kolejności, poprzedzając dyskretnie zmotoryzowany katafalk, prowadzony przez personel zakładu. Otaczały go stateczne kobiety w powiewnych szatach i z pochodniami w dłoniach.
Adele bez komentarza przysłuchiwała się sporom Daniela z wdową o wiek aktora, który miał odgrywać rolę jego wuja. W końcu zdecydowali się na młodszego człowieka, który miał wcielić się w Bergena sprzed czterdziestu lat, kiedy to właśnie powrócił z pierwszej ze swych długich wypraw na Latarni. Aktor nosił szary kombinezon roboczy z naszywkami starszego porucznika na kołnierzu; szedł lekko utykając, naśladując skutek upadku na planecie o wysokiej grawitacji, który zakończył się urazami kręgosłupa, co w końcu przykuło Stacey’a do wózka inwalidzkiego.
– Gdzie nawet martwi w łóżku śpią parami... – śpiewali klauni. Zamaskowani „przodkowie” szli za nimi statecznie parami, podczas gdy błaźni podskakiwali i robili miny do widzów, stojących po obu stronach wiodącej do krematorium ulicy. Pogrzeb tych rozmiarów stanowił nie tylko rozrywkę dla biedoty; okazał się wydarzeniem dla całego Xenos.
Bergenowie to stary, lecz niezbyt wysoko postawiony ród. Stacey, który opuścił FRC w randze komandora, był typowym przedstawicielem swej rodziny. Dziś jego rodowód uświetniały postacie wiodących wojskowych i polityków z przeszłości. Skoligacone rody nigdy nie użyczyłyby swych pośmiertnych masek, gdyby nie naciski, które mogły pochodzić jedynie od Cordera Leary’ego.
Adele Mundy nigdy nie poznała ojca Daniela i miała nadzieję nigdy go nie spotkać; oszczędzi jej to decyzji, czy zastrzelić człowieka odpowiedzialnego za śmierć jej rodziców, czy też nie. Niemniej nikt jeszcze nie oskarżył mówcy Leary’ego, że robi coś połowicznie.
– ...a dzieci onanizują się! – śpiewali klauni.
– Mistrzyni Mundy? – wymamrotał jej do ucha jeden z pracowników zakładu. – Proszę za mną. Żyjąca rodzina siedzi obok.
Adele podążyła za niepozornym człowieczkiem przez zebrany na dziedzińcu tłum. Był uprzejmy stosownie do rangi zgromadzonych, ale przeciskał się między nimi ze stanowczością kogoś znacznie roślejszego.
– Pani i mistrzyni Leary pójdziecie za porucznikiem Learym i wdową – oznajmił człowieczek, ustawiając ją obok Deirdre Leary i z powątpiewaniem marszcząc brwi. Starsza siostra Daniela miała na sobie szyty na miarę, czarny kostium z naturalnego materiału. Do beretu przypięła kremowo-różową kokardę w barwach Bergenów.
– Ach, Deirdre – zwróciła się do niej Mundy. – No tak, to oczywiste, że tutaj jesteś.
Deirdre Leary sama zaproponowała jej, żeby były ze sobą po imieniu, lecz uznanie łączących je stosunków za nieformalne byłoby nadużyciem tego słowa. Adele szanowała ją, uważała jednak, że mają ze sobą równie mało wspólnego, co z oddychającą chlorem rasą z Charaxa IV. Odnosiła wrażenie, że Deirdre całkowicie podzielała jej odczucia.
Adele zirytowało, że nie przewidziała obecności siostry Daniela na pogrzebie. Obydwoje dzieci mówcy Leary’ego były wszak najbliższymi krewnymi zmarłego. Adele Mundy zaś nie miała z Danielem nic wspólnego – przynajmniej oficjalnie.
Przez bramę przeszedł ostatni aktor. Przedsiębiorca pogrzebowy powiedział coś Danielowi, poganiając go gestami z większą bezceremonialnością, niż zdaniem Adele winno okazać się człowiekowi, który za to wszystko płacił. Daniel Leary wyszedł na ulicę, podtrzymując wdowę – prowincjuszkę, która gotowała i prowadziła dom emerytowanemu komandorowi, a w obecności Adele nigdy nie wypowiedziała ani słowa.
Przymrużyła oczy. Tak w ogóle, to ile to kosztowało? Jako uczona, gardziła pieniędzmi, lecz podejście Daniela przypominało zachowanie pijanego kosmonauty... którym zresztą dosyć często się stawał. Porucznik Leary był obdarzonym szczęściem dowódcą, lecz nawet kapitański udział w pryzowym nie zaspokajał potrzeb dwudziestotrzyletniego oficera, który okazywał ten sam entuzjazm do życia, co do wydawania rozkazów pod ostrzałem wroga.
Mistrz ceremoniału odwrócił się do Adele i jej towarzyszki. Otwarte do wydania szorstkiego polecenia usta zamknęły się gwałtownie. Ukłonił się nisko Deirdre.
Mundy ruszyła naprzód, dostosowując krok do tempa Daniela i wdowy. Dopiero teraz zaświtało jej, że rachunek – przynajmniej jego część, znając sztywny kark Daniela i niewielką orientację w prawdziwych kosztach – mógł wcale nie pójść do siostrzeńca Bergena. Zerknęła na Deirdre, lecz nic nie powiedziała; zresztą nie było o czym mówić.
W tłumie na ulicy panowała iście karnawałowa atmosfera, przewyższająca nawet tradycyjne, wychwalające życie, sprośności prowadzących kondukt błaznów. Adele słyszała, jak widzowie rozpoznawali członków procesji, w tym ją, informując o tym swoje dzieci i towarzyszy. Nie miała pojęcia, jak to robili, dopóki nie usłyszała domokrążcy, pokrzykującego nieopodal: „Programy! Kupujcie programy! Są w nich wszystkie słynne osoby, żywe i martwe, wraz z notkami biograficznymi”.
Deirdre Leary spojrzała na nią z cierpkim uśmiechem.
– Zdziwiona? – zapytała.
– Raczej zadowolona – odrzekła Adele. – Nie sądzę, żeby cokolwiek bardziej uszczęśliwiło Daniela. Przynajmniej odkąd objął swoje pierwsze dowództwo. Zakładam, że ty to zorganizowałaś?
– Realizowałam instrukcje – powiedziała Deirdre. – Mój przełożony będzie bardzo zadowolony, gdy dowie się, że twoim zdaniem wszystko się udało.
Przełożonym Deirdre był jej ojciec... jej i Daniela.
Przecinająca trzy kwartały aleja prowadząca z Kaplicy Stanislasa do krematorium wiodła przez teren publiczny, który przed skanalizowaniem i puszczeniem pod ziemią Rzeki Rynkowej był obszarem zalewowym. W dzień powszedni ludzie gimnastykowali się tutaj i biegali ścieżkami wokół obu połówek nieruchomości. Labirynt budek w północnej części zapewniał byt sprzedawcom wszelakich specjalności. Co wieczór rozbierano je, oddając pole prostytutkom obu płci. Jako iż Port Trzy znajdował się tuż za płotem, handel w godzinach nocnych również odbywał się dosyć sprawnie.
Tego ranka wszyscy zebrali się, by podziwiać pogrzeb. Uśmiechnęła się cierpko i odwróciła do Deirdre.
– Biorąc pod uwagę ilość szlaków handlowych, jakie komandor Bergen otworzył dla Republiki, jego pogrzeb naprawdę zasługuje na taką oprawę... – zauważyła, przekrzykując tłum. – Ale to nie jego dokonania są tego powodem, prawda?
Rozmówczyni wzruszyła ramionami. Ciemnowłosa i całkiem atrakcyjna w swym eleganckim kostiumie. Gdyby w swój wygląd włożyła tyle samo wysiłku, co większość kobiet, mogłaby stać się olśniewająca. Adele wątpiła jednak, żeby siostrę Daniela to obchodziło. Pieniądze i władza zdobędą dla niej każdego mężczyznę, jakiego by zapragnęła, a istniało duże prawdopodobieństwo, że, tak samo jak jej brata, zupełnie jej nie interesuje, co towarzysz nocy postanowi zrobić rano.
Adele nie miała nic przeciwko temu. Jej w ogóle nie interesował żaden partner.
– Zależy, co masz na myśli, mówiąc: „jego dokonania” – odparła Deirdre, spokojnie wytrzymując wzrok Adele. – Fakt, że był dobrym przyjacielem i nauczycielem syna Cordera Leary’ego, również miał z tym wszystkim coś wspólnego.
– Tak, rozumiem. – Pokiwała szybko głową Mundy.
– Skoro jednak o interesach mowa... – podjęła tamta. – Nie wiesz może, co mój brat zamierza uczynić z odziedziczonymi po komandorze Bergenie udziałami w stoczni? Jak sądzę, pokój z sąsiadami, zawarty przez Republikę, znacznie ograniczy możliwości rozwoju młodego oficera floty.
Adele patrzyła chłodno przed siebie. Pierwszą jej reakcję stanowił pełen zaskoczenia wstrząs; dopiero po chwili zauważyła pewną śmieszność sytuacji i się roześmiała. Przecież rozmawiały o interesach – według oglądu świata Deirdre.
Wszystko można było sprowadzić do interesów, jeśli tylko przyjęło się odpowiedni punkt widzenia. Na jednej szali znalazł się koszt najbardziej wystawnego pogrzebu dekady; Adele nie miała pojęcia – nie potrafiła odgadnąć – co Deirdre Leary położyła po drugiej stronie, lecz z pewnością coś się tam znalazło.
– Nie rozmawiałam z Danielem o planach na przyszłość – rzekła, zastanawiając się, czy tamta uznała jej śmiech za obraźliwy. Nie taki był jej zamiar, przynajmniej nie do końca. – Był bardzo zajęty organizacją pogrzebu. Jednak biorąc pod uwagę to, co mówił mi kiedyś, nie wyobrażam sobie, żeby pragnął zostać cinnabarskim biznesmenem.
Prawdę mówiąc, nie była w stanie wyobrazić sobie swego przyjaciela w roli innej aniżeli oficera FRC. Możliwe, iż zbytnio ulegała świadomości, że przez rok ich znajomości Daniela absorbowały obowiązki wobec floty... lecz mundur wręcz idealnie do niego pasował. Jeżeli można o kimś powiedzieć, że przynależał do Floty Republiki Cinnabaru w czasie wojny i pokoju, to właśnie o poruczniku Danielu Learym.
Uśmiechnęła się krzywo. Być może prawda ta dotyczyła również Adele Mundy, która odnalazła tam rodzinę pełną szacunku dla jej talentów, a zarazem gotową wykorzystać ją równie bezwzględnie, co jej przyjaciela, Daniela.
– Nie można tak po prostu pozostawić stoczni robotnikom, żeby nią zarządzali – oznajmiła Deirdre głosem nieco wyższym niż przed chwilą. Nikt nie lubił, by ucierano mu nosa tylko dlatego, że rozmówca nie widzi wartości w tym, co jest dla niego ważne; zresztą zanim jeszcze podjęła ten temat, Deirdre musiała wiedzieć, że biznes nie interesował Adele, tak samo jak Daniela. – Jeżeli szybko nie pojawi się tam odpowiedni menadżer, cichy wspólnik zażąda sprzedaży Bergena i Wspólników. Rozumiem, że mój brat ma inne priorytety...
Prawdopodobnie nie rozumiała, tak samo jak Daniel nie był w stanie pojąć jej zaaferowania majątkiem i wpływami politycznymi, lecz było uprzejmym z jej strony, że tak powiedziała.
– ...lecz został powiernikiem wdowy po wujku Stacey’u do końca jej życia. To z pewnością ma wpływ na jego decyzje?
Krematorium było niskim betonowym budynkiem, wzorowanym na świątyniach z okresu przed Przerwą: fronton zdobił rząd korynckich kolumn. Przebrany za zmarłego aktor stanął w otoczeniu kobiet z pochodniami obok kwadratowych drzwi z brązu, podczas gdy jego towarzysze ustawili katafalk naprzeciwko wejścia.
Trumna była zamknięta; ostatnie sześć miesięcy wyniszczyło Stacey’a do tego stopnia, że jego siostrzeniec postanowił nie wystawiać go na widok publiczny. Wduszenie przycisku sprawi, że katafalk zniknie w płomieniach za drzwiami.
Klauni ustawili się po obu stronach krematorium, a także za nim, nadal w kostiumach, choć pogrążeni w przyciszonych rozmowach. Odegrali już swoje role, ale garderoby znajdowały się w przyczepach stojących za kaplicą, niedostępnych, dopóki nie rozejdzie się tłum.
Grupa „przodków” zasiadła w trzech rzędach, ustawionych półkolem, rozkładanych krzesełek, zaopatrzonych w stojaki z kartkami, na których zapisano nazwiska osób odgrywanych przez poszczególnych aktorów. Woźny poprowadził Daniela i owdowiałą mistrzynię Bergen do ich miejsc na lewo za aktorami; inny woźny skierował Adele i Deirdre na prawo.
Mundy spojrzała ponad pociemniałymi ze starości maskami pośmiertnymi na Daniela Leary’ego, od którego biła duma i radość życia. Obok i za nią siadali pozostali żałobnicy: admirałowie, ministrowie i znamienici kupcy.
Zerknęła na towarzyszkę.
– Deirdre – powiedziała – twój brat wywiąże się z zobowiązań wobec wdowy w sposób, jaki uzna za najlepszy. Nie mam pojęcia, co to będzie; nie jestem Danielem. Ale...
Poczuła, że zesztywniała bardziej niż zwykle, a w jej głosie pojawiły się ostre nuty.
– ...byłabym bardzo zaskoczona, gdyby przyszło mu do głowy przejęcie udziałów, którymi twój ojciec obdarzył wujka Stacey’a. A gdyby naprawdę to rozważał, byłabym tylko jedną z grona jego licznych przyjaciół, którzy powtarzaliby mu, że to absurd. Czy wyrażam się dostatecznie jasno?
Z głośników umieszczonych na narożnikach krematorium buchnęła instrumentalna wersja marszu pogrzebowego. Trumna ruszyła z turkotem naprzód.
– Absolutnie – odrzekła Deirdre. – Przekażę twoją opinię zwierzchnikowi.
Drzwi z brązu uniosły się w górę, po czym zatrzasnęły za trumną, chwilę później Adele poczuła pulsowanie płonących gazów. Siostra Daniela nachyliła się do jej ucha.
– Cokolwiek to zmieni... Mówca Leary nie szanuje zbyt wielu ludzi. Wierzę, iż byłby bardzo zadowolony, gdyby jego syn należał do tej nielicznej grupy.

* * *

Pomocnicy otworzyli boczne wyjścia, żeby widzowie mogli odejść parkiem, a nie tylko tą samą aleją, którą przyszli tutaj z kaplicy. Daniel zdjął beret i otarł twarz i czoło chusteczką. Ledwo widział przez pot i emocje, jakie szarpały nim przez cały poranek.
– Dobrze poszło, wujku Stacey’u – wymamrotał pod nosem. Na Boga, tak właśnie było! Cały Cinnabar wiwatował na cześć największego odkrywcy, który udał się w swą ostatnią podróż.
Maryam Bergen odeszła, uczepiona ramienia brygadzisty ze stoczni Bergena i Wspólników, starego druha jej męża i – nieprzypadkowo – swego brata. Prosty robotnik nie mógłby, rzecz jasna, wziąć udziału w pogrzebie, lecz brygadzista i większość pracowników stali tuż za ogrodzeniem, skąd mieli znakomity widok.
– Proszę, paniczu – mruknął Hogg, podając swemu panu srebrną buteleczkę. Zdążył już odkręcić korek, chroniący zatyczkę, a zarazem pełniący funkcję kubeczka. Obserwował rozchodzący się tłum z równie zadowoloną miną, co Daniel.
– Co to jest? – zapytał Leary, wyjmując zatyczkę.
– Jest mokre, a panicz tego potrzebuje – odrzekł Hogg. – Proszę to po prostu wypić.
Nie była to wymiana zdań pomiędzy dżentelmenami, lecz Daniel był dżentelmenem z prowincji, a to bardzo odróżniało go od dżentelmena z miasta. Pociągnął łyk czegoś, co mogło być czereśniową brandy o mocy wystarczającej, by napędzać nią silniki.
Odgrywający przodków Stacey’a aktorzy dołączyli do błaznów na tyłach krematorium. Oddali maski pośmiertne lokajom rodów, które je wypożyczyły, i właśnie zdejmowali kostiumy; pomocnicy składali krzesełka.
Wcielający się w Stacey’a aktor rozmawiał z przedsiębiorcą pogrzebowym. Był w równej mierze impresario, co aktorem; to on otrzymał sakiewkę. Zważył ją w dłoni i ukłonił się.
Adele stała samotnie za rzędami krzeseł. Poczuła na sobie wzrok Daniela i skinęła mu głową, po czym odwróciła się i odeszła. Tovera szła tuż za swoją panią; ceremonię musiała oglądać zza ogrodzenia.
Młodzieniec uśmiechnął się z aprobatą. Adele nie chciała się narzucać, nie miała jednak zamiaru odejść bez pożegnania.
– Poruczniku Leary? – przemówił z boku jakiś głos. Daniel obrócił się gwałtownie i stanął twarzą w twarz z szefem aktorskiej trupy. – Nazywam się Shackleford, Enzio Shackleford. Tuszę, iż nasz występ znalazł pana uznanie?
Dziwnie było patrzeć na niego, pozbawionego maski i peruki, lecz wciąż w kostiumie. Żaden kosmonauta nie pozwoliłby sobie na hodowanie potarganych, siwych włosów. W ciasnym, pozbawionym grawitacji statku takie pukle sterczałyby na wszystkie strony.
Daniel przełknął brandy, która znalazła się w jego ustach, gdy tamten go zaskoczył. Część dostała się do niewłaściwej dziurki, wyparskał ją nosem i ustami na rękaw Białego Munduru.
Hogg mruknął coś i wyszarpnął chusteczkę zza mankietu Daniela, by zetrzeć alkohol. Lepiej byłoby opluć kostium aktora...
Shackleford udawał, że jego uwagę przykuwały jakieś nadzwyczaj zajmujące widoki na horyzoncie.
– Najbardziej godny szacunku ród, ośmielam się powiedzieć, poruczniku. A przedstawienia nie powstydziłby się najszacowniejszy admirał lub senator. Organizacja spektaklu była dla mnie najwyższą przyjemnością.
– Proszę o wybaczenie, mistrzu Shackleford – wykrztusił porucznik Leary; mocna brandy paliła żywym ogniem delikatne wnętrze jego nosa. – Tak, tak, występ był znakomity.
– Lubię sądzić, że Enzio Shackleford Company tworzy wartość znacznie przekraczającą tę niewielką nadwyżkę ponad koszt zatrudnienia zwyczajnych aktorów – oznajmił Shackleford z nonszalanckim gestem, mającym podkreślić, iż obaj są prawdziwymi arystokratami. – Proszę pozwolić sobie wręczyć mą wizytówkę, sir.
Uczynił to z teatralnością wskazującą na to, że w chudych czasach parał się sztuczkami karcianymi.
– W każdej chwili może pan potrzebować takich usług – ciągnął. – Jakże dobrze to powiedziano: „Nie znamy dnia ani godziny”. W trudnych chwilach proszę bez wahania wezwać numer jeden w pośmiertnych personifikacjach – Enzio Shackleford Company!
Daniel zmarszczył brwi, usiłując wyobrazić sobie, kto jeszcze z osób, za które czułby się odpowiedzialny, mógłby umrzeć. Może Adele? Nie groziło jej raczej szczególne ryzyko, chyba że katastrofa dosięgłaby całą Księżniczkę Cecile, lecz w tym przypadku byłoby mało prawdopodobne, aby dowódca jednostki mógł potem zająć się pogrzebem.
Wspomnienie Księżniczki Cecile spowiło myśli Daniela szarym całunem; pociągnął z flaszki długi łyk, w dużym stopniu ją opróżniając. Przez cały dzień nie opuszczało go napięcie, że jakieś potknięcie zamieni uroczystość w farsę. Nie czuł smutku; celebracja życia Stacey’a okazała się triumfem. Kruche ciało obróciło się w popiół, lecz imię komandora Stacey’a Bergena znalazło się na ustach całego Xenos.
Wujek Stacey odszedł, a rzeczywistość mąciła euforię. Daniel Leary miał słowo admirała Anstona, że admiralicja powierzy mu dowodzenie jakąś jednostką, a to znaczyło o wiele więcej niż podpisany i opieczętowany patent otrzymany od kogokolwiek innego. Niemniej myśl o Sissie wypatroszonej i zamienionej na wewnątrzsystemowego trampa... była niepokojąca.
Wypatroszona lub zwyczajnie zakupiona przez złomowisko celem odzyskania masztów, elektroniki i silników. Z drugiej strony, nadciągający boom w handlu międzygwiezdnym powinien uczynić każdy sprawny kadłub na tyle cennym, by oszczędzić Sissie tej hańby na kilka najbliższych lat.
Daniel wziął kolejny łyk. Opuścił opróżnioną butelkę i ujrzał nadchodzącego porucznika Mona, przedzierającego się doń przez rzednący tłum.
Ogólnie rzecz biorąc, ucieszył się na widok Mona, który okazał się być znakomitym pierwszym oficerem: kompetentnym, uważnym i śmiałym. Co można właściwie powiedzieć o niemal każdym oficerze FRC. Wielu spośród noszących mundur było głupich jak but, lecz tchórze zdarzali się równie rzadko jak święci. Poza tymi przymiotami Mon okazał się również lojalny wobec Daniela, i to bardziej, niźli można oczekiwać od istoty ludzkiej.
Z drugiej strony, jeżeli porucznik Mon przyszedł skamleć o wykarmienie swojej dużej rodziny, albowiem w czasie gdy Sissie przebywała w stoczni, otrzymywał tylko połowę pensji, to cóż... Okaże współczucie, ale innym razem. Teraz pogrążony był w żalu za samą korwetą.
– Sir! – zawołał Mon, ściskając Danielowi dłoń. – Bogu dzięki, że jest pan na Cinnabarze. Śniły mi się koszmary, że wysłano pana do ambasady na Kostromie albo diabli wiedzą dokąd!
Mundur leżał na Monie kiepsko – znacznie schudł, odkąd nosił go po raz ostatni, czyli co najmniej pięć lat temu. I nie zdążył uaktualnić odznaczeń. Daniel pozwolił sobie na uśmiech satysfakcji: baretki, które oficer zdobył podczas krótkiej służby pod porucznikiem Learym, przydadzą jego tunice znacznie bardziej imponującego wyglądu.
Niezależnie od munduru Mon wyglądał okropnie. Pod koniec uciążliwego lotu na Sexburgę – siedemnaście dni w Matrycy bez chwili przerwy – wszyscy na pokładzie Księżniczki Cecile wyglądali tak, jakby wyciągnięto ich ze ścieku... Lecz nawet wówczas porucznik Mon był w lepszej formie niż teraz.
– Jestem tutaj, zgadza się – rzekł Leary z nutką ostrożności w głosie. – Lecz jak sam widzisz, mam teraz sporo na głowie, Mon. Może później...?
– Sir – zaczął tamten z desperacją wypisaną na twarzy. – Na litość boską, Danielu. Potrzebuję pomocy i nie wiem, do kogo mam się zwrócić!
– Aha. – Daniel pokiwał ze zrozumieniem głową. – Cóż, zawsze znajdzie się kilka florenów dla starego druha.
Sięgnął po portfel, przypinany do paska munduru Drugiej Klasy, który zwykł nosić na planetach. Niestety, Biały Mundur zaopatrzony był w szeroki, ozdobny pas, nie dający możliwości noszenia przy nim pieniędzy ani niczego cennego.
– Hogg? – zapytał, próbując ukryć irytację. – Masz może dziesięć... to jest: dwadzieścia florenów? Oddam ci po powrocie do domu.
– Sir, nie chodzi o pieniądze... – oznajmił Mon. Wyprostował się i rozejrzał dookoła, nagle wracając do roli oficera FRC. – Proszę posłuchać, czy możemy dokądś pójść i porozmawiać? To jest...
Wzruszył ramionami. Daniel skinął głową. Stojąc na otwartej przestrzeni, wśród pomocników sprzątających po pogrzebie, można było co najwyżej podyskutować o pogodzie.
– Dobrze – powiedział. – Kiedy zaglądałem tutaj ostatnio, widziałem jakieś bary na końcu uliczki. Znajdziemy coś i zobaczymy, czy będę mógł ci pomóc.
Podał porucznikowi rękę i ruszyli niemal pustą aleją. Choć tak blisko Portu Trzy nie brakowało barów, nie należały one do miejsc, do których mógłby zajrzeć umundurowany oficer.
Gdyby jednak Daniel ograniczył się do paru kolejek – no, przynajmniej do picia z umiarem – to raczej nie powinna zaistnieć konieczność zmiany Białego Munduru na inny z obawy przed zabrudzeniem, zakrwawieniem lub podarciem w bójce, do której nie wiedzieć jak doszło. A gdyby nawet musiał się przebrać, to cóż, oficer FRC był zawsze gotowy do poświęceń dla towarzyszy.



Dodano: 2008-01-17 15:37:02
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS