NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Weeks, Brent - "Nocny anioł. Nemezis"

Miela, Agnieszka - "Krew Wilka"

Ukazały się

Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)


 Kade, Kel - "Los pokonanych"

 Scott, Cavan - "Wielka Republika. Nawałnica"

 Masterton, Graham - "Drapieżcy" (2024)

 He, Joan - "Uderz w struny"

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Gryffindor)

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Hufflepuff)

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Ravenclaw)

Linki

Downer, Ann - "Smok z Nigdylandii"
Wydawnictwo: ISA
Tytuł oryginału: The Dragon of Never-Was
Data wydania: Styczeń 2008
ISBN: 978-83-7418-164-8
Oprawa: miękka, tłoczona obwoluta
Format: 135 x 205 mm
Liczba stron: 240
Cena: 24,90 zł
Tom cyklu: 2



Downer, Ann - "Smok z Nigdylandii" #4

Rozdział 3
Łuska

Colin Fletcher przestał pedałować i zatrzymał się z wolna przed białym budynkiem. Zsiadł z roweru i oparł go o stojak z prasą. Nad niskimi drzwiami widniała lśniąca tabliczka z informacją, że jest to Muzeum Dziedzictwa Scornsay, a wywieszka w oknie podawała godziny otwarcia i głosiła, że kustoszem jest J.A.M. Grayling, doktor nauk.
Colin przysłonił dłonią oczy i zajrzał przez okno, wodząc wzrokiem po pomieszczeniu. Zobaczył przysadziste szklane gabloty z minerałami i wysokie komody pełne wypchanych ptaków morskich, w kącie zaś galion, czyli ozdobny dziób jakiegoś starego statku. Nigdzie jednak nie dostrzegł śladu Jamiego.
– Wybrał się do Perleya – usłyszał głos za plecami.
Colin odwrócił się i ujrzał panią Minchin, która prowadziła sklepik z prasą tuż obok. Była główną konkurentką pana Perleya i sprzedawała w wiosce różne drobiazgi, gazety i kupony loterii. Nazwisko „Perley” wymawiała z pogardliwym skrzywieniem ust. Nie podobało jej się, że Jamie Grayling chodzi raz w tygodniu do konkurencji na kawę i bułkę z krewetkami, zamiast skorzystać z oferowanego przez nią wyboru świeżych kanapek.
– Dzięki, panno Minchin. Na razie.
Colin złapał rower, obrócił go gwałtownym ruchem i wskoczył na siodełko.
Sklep Perleya znajdował się na drugim końcu wioski, w miejscu gdzie droga skręcała ostro w głąb wyspy i wspinała się na zbocze, oddalając od morza. Kiedy Colin się tam pojawił, jedna z mieszkanek odchodziła właśnie z kuponem loteryjnym i magazynem filmowym, a jakiś członek rady miejskiej wywieszał plakat z informacją o kolejnym zebraniu na temat kryzysu, jaki dotknął rybaków łowiących wokół wyspy.
Pan Perley stał za ladą maleńkiego sklepiku, przygotowując kanapki z krewetkami, szynką i marynatami dla klientów, którzy byli dość odważni, by spożywać lunch z tej samej lodówki, w której trzymano przynętę na ryby. Colin wziął z witryny dwa batony czekoladowe i zbliżył się do lady. Pan Perley odłożył nóż, podszedł do nowej kasy elektronicznej, z której był bardzo dumny, i zarejestrował transakcję. Colin wyjął pieniądze z kieszeni.
– Jest tu gdzieś Jamie? Panna Minchin powiedziała, że poszedł w tę stronę.
– Właśnie się z nim minąłeś, Col – wyjaśnił pan Perley. – Kazał sobie zapakować kanapki i nalać kawy do termosu. Mówił, że wybiera się na Stane Folk, tam gdzie znalazłeś tę łuskę.
Kilku mieszkańców wioski, głównie emerytowanych rybaków, przeglądało właśnie najnowsze filmy na DVD w części sklepu przeznaczonej na małą wypożyczalnię. Słysząc, jak pan Perley wypowiada słowo „łuska”, zachichotali, a Colin się zaczerwienił.
– Słuchaj, Colinie, biedny Jamie uwierzył przez ciebie w tego potwora – rzucił jeden z nich.
– Więc co to jest? – odparował Colin. – Sami mówiliście, że łuska jest za duża, by mogła pochodzić od ryby.
Jeden z mężczyzn wzruszył ramionami.
– Założę się, że to jakiś genetycznie zmodyfikowany łosoś, który nawiał z laboratorium.
Colin nie zamierzał słuchać dalej. Schował batony do kieszeni kurtki i wyszedł ze sklepu, by znów wsiąść na rower i ruszyć w stronę najwyższego punktu wioski – wzgórza Stane Folk.
Od razu dostrzegł Jamiego. Wysoki, chudy kustosz miał płomiennorude włosy, a na sobie jasnożółtą kurtkę przeciwdeszczową i jaskrawoniebieski sweter. Jego sylwetka odcinała się od przytłumionej barwy zbocza niczym jakiś egzotyczny ptak.
Szczyt wzgórza pokryty było kamiennymi słupami wielkości małego dziecka. Z daleka wyglądały jak zgromadzenie krasnali. Jamie stał z ręką na biodrze, w drugiej trzymał kubek od termosu.
– Cześć – rzucił, podchodząc, odrobinę zdyszany Colin.
– Cześć, Col – odpowiedział Jamie z roztargnieniem.
– Znalazł pan coś nowego?
– Nic. – Jamie podrapał się po szczęce, którą pokrywał żałosny zarost uchodzący za brodę. Zerknął w stronę morze, a potem spojrzał w dół zbocza, ku drodze. – Zapomnij na chwilę o pytaniu „co to jest”, i pomyśl, jak to się tu znalazło.
Colin zastanawiał się przez chwilę.
– Wydra?
Jamie potrząsnął głową.
– Nie jest tu dość mokro, poza tym nie ma śladu zwierzęcia.
– A może skua?
Duże, zwane skuami mewy patrolowały nadmorskie klify, ograbiając inne ptaki z żeru i porywając maskonury z ich nor.
– Niewykluczone – odparł Jamie. – Albo ktoś zboczył z drogi i zostawił to przez przypadek. Mogło mu się przyczepić do ubrania, jak rzep. Ale pozostaje najważniejsze pytanie: co to jest?
Jamie wyjął z kieszeni małe pudełko z przezroczystego plastiku. W środku, na wełnianej poduszeczce, leżała łuska. Była większa od znaczka pocztowego, lekko wygięta i blada. W promieniach słońca migotała opalizującym ogniem. Jamie i Colin wpatrywali się w nią długą chwilę, zamyśleni.
– Profesor się odezwał? – spytał w końcu Colin.
Jamie wybuchnął śmiechem.
– Nadałem list dopiero wczoraj. Jeszcze go nie dostał.
– Mógł pan wysłać mu e-mail – oznajmił z wyrzutem Colin. Od kiedy znalazł łuskę, trudno mu było skupić się na lekcjach czy nawet spać. Wciąż o niej myślał i cały czas miał przed oczami hipnotyczny ogień, którym migotała.
– Chodziło mi o to, żeby napisać do niego na papierze ze znakiem muzeum. To robi wrażenie. Pewnie dostaje mnóstwo e-maili. List z zagranicy, nadany drogą lotniczą, budzi znacznie większą ciekawość.
Zerwał się wiatr i omiótł zbocze, gwiżdżąc im w uszach i szarpiąc wściekle za kurtki. Wysoko w górze przepłynęła chmura, która pogrążyła kamienne słupy w cieniu. Przez chwilę wydawały się trochę niesamowite. Colin zadrżał.
– Nie podoba mi się tutaj – wyznał.
– Rozumiem – przytaknął Jamie. – Człowiek wierzy, że legenda może być prawdą.
– Że niby kamienie ożywają w nocy?
Jamie popatrzył na Colina.
– To wersja z podwórka szkolnego. Istnieje o wiele starsza opowieść o Stane Folk. Nie znasz jej?
Colin potrząsnął głową. Jamie spojrzał na niego, jakby się zastanawiał, czy chłopiec jest dostatecznie duży, by wysłuchać tej drugiej historii. Musiał dojść do wniosku, że tak, ponieważ omiótł wzrokiem przysadziste słupy na zboczu, odchrząknął i zaczął mówić:
– Zanim wzniesiono zamek, wyspą rządził wódz klanu, który miał własnego maga. Czarnoksiężnika, jak byś powiedział. Wódz oszukał go, a ten w odwecie zamienił wszystkie dzieci klanu w kamienie.
Chmura przepłynęła, a słońce znów skąpało w swym blasku przysadziste kształty. Teraz, przy ostrym świetle i cieniach zalegających wzgórze, Colin dostrzegał w wygiętych płaszczyznach niewyraźny zarys szyj, ramion i bioder. Wzdrygnął się odruchowo. Wyglądał tak żałośnie, że kustoszowi zrobiło się go żal.
– Rany, chłopcze, to tylko opowieść, prawda? Chodź, Col. Mój rover stoi po drugiej stronie zbocza. Podwiozę cię do domu.
Kiedy odchodzili, obserwował ich jakiś człowiek, ukryty wśród krzewów wrzośca, gdzie przycupnął niewidoczny. Patrzył, jak Grayling i chłopak Fletcherów ładują rower do tylnej części wozu i odjeżdżają. Potem wspiął się na szczyt wzgórza i stanął pośród kamiennych słupów Stane Folk, podczas gdy wiatr szarpał mu włosy, odsłaniając pociągłe, wyraziste rysy.
Niewysoki i żylasty, miał ciemną czuprynę i napięte mięśnie, jakby tłumił energię akrobaty. Nosił dziwne ubranie, niezniszczone, ale trochę staromodne. Pojawił się na wyspie w październiku, właściwie znikąd, i mieszkał, jak się zdawało, na wrzosowisku, gdzie urządził sobie coś w rodzaju obozowiska. Wędrował po okolicy, jakby czegoś szukał, zawsze ze wzrokiem wbitym w ziemię. Obchodził brzegi potoków, przystając czasem, by wyciągnąć kamień z ich dna. Krążył po polach wśród ryczącego bydła, omijał krowie placki i schylał się od czasu do czasu, by przewrócić jakiś odłamek skalny. Siedział godzinami wśród ruin starego opactwa i spacerował między wiekowymi nagrobkami. Wzrokiem nieodmiennie omiatał ziemię, szukając czegoś bezustannie.
Wyspiarze nazywali go Szalonym Johnem.
Teraz krążył po Stane Folk, a jego dłonie głaskały czubki kamiennych słupów niemal z czułością, jakby znał te głazy dawno temu, kiedy były jeszcze dziećmi. Po chwili zatrzymał się przy środkowym kamieniu, wyższym od pozostałych i poznaczonym rytami, których treść już dawno zaciemniły porosty. Szalony John przesuwał palcami po nacięciach, jak niewidomy człowiek odczytujący tekst Braille’a. Jego usta poruszały się bezgłośnie. Rozejrzał się po omiatanym wiatrem zboczu, obracając się z wolna; wzrokiem penetrował krajobraz. Potem odrzucił do tyłu głowę i wydał z siebie krzyk, na wpół wołanie, na wpół warknięcie, uderzając przy tym w kamienny słup pięścią. Rozkrwawił sobie kłykcie, ale zdawało się, że tego nie dostrzega. Wyciągnął z kieszeni postrzępiony kawałek papieru, mapę, jak się okazało, i zaczął po niej przesuwać palcami, tak jak wcześniej po rytach.
Szalony John był głodny. Wiedział, że niebawem będzie musiał się posilić i nakarmić Poszukiwacza. Istota, która wyprowadziła go z niewoli, nie była już małym, białym, ślepym stworzeniem. Rosła coraz szybciej, on zaś się zastanawiał, jak długo jeszcze zdoła sycić jej łaknienie.
Tymczasem pozostawało mu tylko szukać.



Dodano: 2007-12-29 12:00:52
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS