NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Miela, Agnieszka - "Krew Wilka"

Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"

Ukazały się

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"


 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

 Ferek, Michał - "Pakt milczenia"

 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

Linki

antologia - "Bestiarium Fabryki Słów"
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: Grudzień 2007



antologia - "Bestiarium Fabryki Słów" #4

Marcin Mortka - "Zlecenie"

- Grendel!
Spłoszone wrony poderwały się nad czarne, bezlistne konary i odleciały, ciężko bijąc skrzydłami. Koń postąpił krok i prychając, zwiesił nisko łeb.
- Spokojnie – mruknął rycerz i oblizał spierzchnięte wargi. Dłoń, pieszcząca głowicę miecza, drżała lekko. Nagłym ruchem przetarł spotniałe czoło i ryknął raz jeszcze:
- Grendel!
Echo krzyku tłukło się między omszałymi, zielonymi od wilgoci pniami, aż ucichło gdzieś w żółtej, duszącej mgle. Bagniska znów otuliła cisza.
- Grendel, ty parszywa glizdo!
Koń niespodziewanie drgnął i poderwał łeb, a wtedy najbliższe oczko wodne eksplodowało. Na ułamek sekundy świat utonął w bryzgach brunatnej, cuchnącej wody i strzępach grubej rzęsy. Rycerz szarpnął za wodze, próbując uspokoić rozszalałego rumaka, lecz ten wierzgnął z niewyobrażalną siłą i człowiek uświadomił sobie, że stracił oparcie. Dwa uderzenia serca później walnął plecami o ziemię, osobliwym zrządzeniem losu tutaj akurat twardą. I doskonale przewodzącą tętent kopyt uciekającego konia.
- Grendel… - wymamrotał, zamroczony.
- Beowulf… – napłynął szept, syczący i złowieszczy. – Czemu zawdzięczam wizytę?
- Musiałeś wystraszyć mi konia, ty robalu? – jęknął rycerz, usiłując się podnieść. – Grendel, musimy pogadać. Dostałem na ciebie zlecenie.
***
- Jak to, kurwa, zlecenie? – Grendel patrzył w szare niebo, to znów odwracał spojrzenie na rycerza zawzięcie próbującego oczyścić napierśnik z błota. Co rusz drapał się nerwowo pazurzastą łapą po brzuchu, wygrzebując coraz głębszą dziurę w warstwie zaskorupiałego brudu. - Wziąłeś zlecenie na mnie? Po tym wszystkim, przez co razem przeszliśmy?
- A przez co takiego niby przeszliśmy, co? – Beowulf uniósł głowę i spojrzał krzywo na potwora. – Łączyły nas interesy, tylko i wyłącznie interesy, glizdo. Ty udawałeś, że napadłeś na wieś i obżerałeś się cudzymi owcami, a ja czekałem, aż napchasz kałdun i nadchodziłem dumnym krokiem, by odegrać scenkę z ubijaniem parszywego potwora. A wieśniacy podejmowali mnie wieczerzą. Dość skąpą, bo szlag ich trafiał, że sami nie wpadli na to, że przepędzanie potwora to żadna filozofia.
- Ale tu i ówdzie parę złotych monet zarobiłeś, jak się co głupsi wieśniacy trafili – obruszył się potwór i ze złości przygryzł jedną z macek wyrastających z grzbietu. – Nie mówiąc już o dziewczątkach hożych. Te nigdy rozsądkiem nie grzeszyły i zapisy robiły, która pierwsza ci pod blachy wpełźnie…
- Podglądałeś? – Beowulf poderwał się i chwycił za miecz. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że rękojeść oblepia ciemnozielona, cuchnąca maź prosto z głębi Grendelowego bajorka. Wściekłość odeszła mu w jednej chwili.
- Posłuchaj, robalu – zaczął, rozglądając się za czymkolwiek, w co mógłby wytrzeć rękę. W końcu, zrezygnowany, przetarł dłonią własne siedzenie, niewiele od niej czystsze. -Mało mi z tej naszej współpracy przyszło, bo ledwie ją zawiesiliśmy, to już problemy się pojawiły. Oto przyjeżdżam sobie do Danii, niewinny i czysty jak pupcia Lancelota, a już osaczają mnie ludzie konunga Hrotgara i do halli jego wloką. „Słyszelim, Beowulfie, żeście wielkim smokobójcą” gadają mi. „Dobrze się składa, bo potwora mamy do ubicia. Niedużego, ale parszywca co niemiara”. Coś mi zaczęło świtać, tedy wrzeszczę, żem przejazdem, że się śpieszę, że rzuciłem smokobicie, by młodym dać szansę, ale gówno tam. „Zabijecie gada, a nagroda was nie minie” rzecze mi konung i gładzi toporzysko, zadowolony, że mu się frajer trafił. Niech cię szlag, Grendel! – ryknął nagle.
Potwór zamarł, wystraszony nagłym wybuchem Beowulfa. Wijące się macki zastygły nad jego głową na podobieństwo gałęzi trafionej przez piorun wierzby.
- No co? – bąknął nieśmiało. – Ja tylko…
- Pamiętasz, co ci mówiłem, jak się rozstawaliśmy? – Beowulf aż spąsowiał. – Już ci z tej przegniłej łepetyny wyleciało? Mówiłem, że zamykamy interes i pora ci się zaszyć w jakimś bajorze na krańcu świata. Na krańcu świata, Grendel! A Dania to nie kraniec świata!
- Ale… - Potwór z przejęcia złapał się za dolną żuchwę, aż chrupnęło.
- Nie mogłeś zadać sobie trochę trudu i chociaż za Odrę przejść, co? Tam to byś się z tłumu nie wyróżniał, pacanie jeden… Nawet z twoim pyskiem. Choć może z czasem który by zauważył, że cuchniesz ponad miarę. Ale nie, ty musiałeś w Danii się zagrzebać!
- Ale posłuchaj mnie, Beo…
- Nie mów do mnie Beo! A skoroś już do Danii czmychnął, to musiałeś tyle zamieszania robić? – Rycerz uderzył pięściami w uda i opadł bez sił na spróchniałą kłodę, która z głuchym mlaśnięciem zapadła się pod jego ciężarem. – Musiałeś tyle krów im zeżreć? Musiałeś na karawany napadać? Wioski rozwalać? Na dziewice polować? Odbiło ci do reszty od tutejszego szlamu, smrodorobie? Dziewice w Danii?
- Toteż dałem sobie spokój po tygodniu, ale…
- Musiałeś wojów Hrotgara powyżerać?
- Ledwie co którego tam nadgryzłem i… A zresztą, nie twoja sprawa! – Grendel rozzłościł się nie na żarty. Jego ślepia nagle nabiegły krwią, a nozdrza strzeliły zielonkawą cieczą, obryzgując buty i spodnie zrezygnowanego rycerza. - Dasz mi wreszcie dojść do słowa, czy nie, blaszaku przerdzewiały? Po pierwsze, to mi od smrodorobów nie wymyślaj, bo sam tak cuchniesz gorzałą, że oddychać się nie da! Cud, że nie stajesz w płomieniach po zgrzytnięciu zębami. Po drugie, daj mi wytłumaczyć…
- Ja cuchnę gorzałą? – Beowulf dźwignął się wreszcie na nogi i otrzepał z próchna. – Wybacz, glizdo, ale się mylisz. Hrotgar nawet kropelką mnie nie uraczył, na trzeźwego mnie tu wysłał, wbrew zasadom sztuki. Cholerna kutwa! – Aż się zatrząsł ze złości na wspomnienie.
- Podczas gdy coś mi tu wyraźnie jedzie… - Grendel z nieufnością rozejrzał się po wilgotnym, spowitym żółtawą mgłą lesie, ocierając szlam z pyska. – No jedzie mi i tyle… Tam jest! – wrzasnął nagle, usmarkawszy się aż po pas z wrażenia. – Tam jest! Łap go, Beo!
Ciężkie od rosy liście paproci zakołysały się gwałtownie, gdzieś trzasnęła gałąź. Między pniami drzew niewyraźnie zamajaczyła uciekająca postać. Beowulf, niewiele myśląc, rzucił się w pościg.
Bardzo niewiele myśląc.
- Bajoro! – zawołał z przerażeniem Grendel.
***
Grendel pochylił łeb nad postacią nieprzytomnego nieznajomego. Był to krzepki, siwobrody starzec z bujną brodą, odziany w zacne, aczkolwiek powalane błotem szaty. Na środku jego czoła wyrastał wielki guz. Potwór obwąchał go dyskretnie, lecz niemalże natychmiast przeszył go dreszcz obrzydzenia. Macki aż załopotały.
- Fuj – oznajmił, unosząc łeb i spoglądając w stronę Beowulfa. – No po prostu fuj.
Stojący nieopodal rycerz nie odpowiedział i uniósł wzrok ku czarnym konarom drzew, demonstracyjnie ignorując próbę nawiązania konwersacji. Jego gest uszedłby za codzienny w wyższej warstwie każdego społeczeństwa świata, gdyby nie to, że płaszcz rycerza ociekał błotem tak gęstym, że wydawał się zgoła obdarzony własnym życiem.
- Cuchnie zupełnie jak wojowie Hrotgara – stwierdził zamyślony Grendel, wiercąc sobie czubkiem ogona w uchu rozmiarów i kształtu liścia łopianu. – Powinienem był się domyślić. Skubnąłem jednego w kostkę i aż mnie skręciło. Ciekawe, co to za jeden. Na te bagna zapuszczają się jedynie samobójcy lub smokobójcy, co zresztą na to samo wychodzi, ale ani jedni ani drudzy nie uciekają na mój widok. Widziałeś go gdzieś, Beowulf?
- Nie – burknął obrażony rycerz i już chciał założyć ręce, gdy przypomniał sobie o brudnym odzieniu. Usiłując trzymać dłonie możliwie najdalej od ciała, spojrzał niechętnie na nieprzytomnego starca. I pobladł wyraźnie, pomimo smug błota na twarzy.
- To Wulfgar! – wyjąkał. – Doradca konunga, najmędrszy ze wszystkich mężów Danii! Na wszystkich bogów, co on tutaj…
- Śledził cię – wyjaśnił mu spokojnie Grendel. – Chciał się przekonać, czy naprawdę ubijesz bydlaka z bagien. Choć doprawdy nie sposób w to uwierzyć, najwidoczniej coś w tobie wydało mu się podejrzane.
- Podaruj sobie sarkazm.
- A może planował sobie, że pieśń napisze, sławny zostanie? Ludzie będą ją po karczmach wyśpiewywać, potem jasełka urządzą, w końcu pieśń na dwory królewskie trafi…
- Na ścierwo wielkiego Fenrisa. – Rycerz przyklęknął przy ciele nieprzytomnego i zaraz się poderwał, oszołomiony bijącym odeń smrodem gorzały. – Czyli nie dość, że kazał mi łeb potwora przywlec, to jeszcze szpiega w ślad za mną posłał. Dobrze, żeśmy go zatrzymali.
- Dobrze, że walnął łbem w pień drzewa podczas ucieczki – ostudził go Grendel. – Nie ty jeden masz zapędy poetyckie, jak się okazuje. Wróćmy do punktu wyjścia, Beo. Otrzymałeś na mnie zlecenie. Poważne zlecenie, jak widzę. I co teraz?
- Co teraz? – Rycerz zmarszczył brwi, próbując się skupić, co ze względu na brak wprawy nie przyszło mu łatwo. – To znaczy… Wiesz, Grendel, ja jakoś… No wiesz, nazwałem cię glizdą, ale tak w sumie…
- Tak w sumie to jesteś miękki jak sfilcowana kuśka, ale doceniam to – rzekł Grendel i dla dodania wagi swym słowom z przeciągłym mlaśnięciem wessał swe smarki z powrotem do przepastnych nozdrzy. – Sęk w tym, że jeśli mnie nie utłuczesz, to Hrotgar wyśle kolejnego, tym razem być może profesjonalistę. Musimy coś wykombinować.
- Możemy stąd zwiewać, Grendel! – Przymrużone oczy rycerza nagle pojaśniały. – Na koniec świata! Za Odrę!
- Hmmm – mruknął zamyślony potwór i wbił szpon w nozdrze, usiłując coś zeń wydostać. Coś sporego. I już rozwarł pysk, by udzielić odpowiedzi, gdy nagle światem wstrząsnął straszliwy ryk.
Straszliwy.
Przerażone wrony wzbiły się nad konary drzew i rozpierzchły po szarym niebie, ochrypłym krakaniem obwieszczając zagrożenie. Blada kula słońca naraz pociemniała, jakby nadchodząca groza wyssała jej kolory. Kilka ostatnich liści oderwało się od gałęzi i poszybowało w dół, ku zamarłemu w milczeniu bagnisku.
- Mamuśka – szepnął ochryple Grendel.
- Co? – Beowulf puścił rękojeść miecza, uświadomiwszy sobie nagle bezsens tego gestu.
- Mamuśka obudziła się z drzemki. – Grendel, osmarkany na powrót, zwrócił łeb ku człowiekowi. – To tyle, Beo. Lepiej stąd spadaj, póki jeszcze masz czas. Jedź sobie na koniec świata sam, ja… Ja mam… Khm, ja szlaban mam.
- Szlaban?
- A co ty sobie wyobrażasz, Beo? – Grendel parsknął z wściekłością. Jego żółte, skośne ślepia pociemniały nagle od gniewu. – Że ja to sobie wszystko sam wymyśliłem? Szukanie dziewic, napadanie na karawany, żarcie wojów konunga, tak? Otóż niestety, muszę cię rozczarować. Próbowałem ci to wytłumaczyć jeszcze przed pojawieniem się tego tutaj Wulfgara, ale bez przerwy mi przerywałeś. Ja naprawdę chciałem się zaszyć na tym topielisku i spokojnie doczekać emerytury, może jakąś Grendelicę nawet przyhołubić, sam nie wiem. W każdym razie, już po tygodniu zwaliła się stara. Z początku myślałem, że cicho będzie siedzieć, gotować, sprzątać, smarki obcierać, jak to matka, ale gdzie tam! „Twardym trza być, Grendel!” powiada mi od progu. „Inaczej gówno w tym życiu zdziałasz! Już ja cię wychowam, syneczku! Już ja cię wyprowadzę na prostą! Prawdziwym smokiem zostaniesz, a nie jakimś tam bagnistym pierdołą!” No i masz, kurwa mać. Dziewice, karawany, smokobójcy, chwili spokoju nie ma. Bez przerwy mi coś nowego wymyśla, a co do bagna wrócę, to znowu o tym hartowaniu słyszę...



Dodano: 2007-12-01 18:35:07
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS