NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

Moorcock, Michael - "Elryk z Melniboné"

Ukazały się

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"


 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

 Ferek, Michał - "Pakt milczenia"

 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

Linki

Allyn, John - "Opowieść o 47 Roninach"
Wydawnictwo: RedHorse
Data wydania: Styczeń 2008
ISBN: 978-83-60504-51-2
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Liczba stron: 288
Cena: 24,99



Allyn, John - "Opowieść o 47 Roninach"

Wstęp

Na początku XVIII stulecia Japonia była krajem targanym sprzecznościami i pełnym zamętu. Na pełnym przekupnych urzędników dworze szoguna w Edo często odbywały się wystawne uroczystości, a w dzielnicach rozkoszy starego Kioto bawiono się hucznie, zupełnie nie przejmując się biedą reszty społeczeństwa. Rozkwitały sztuki: właśnie wtedy narodził się popularny teatr. Bogaci kupcy zdobywali coraz większe wpływy, a to oznaczało koniec przywilejów dla zawodowych wojowników – samurajów. Ci, mając handel i prowadzenie interesów w głębokiej pogardzie, odczuwali to szczególnie boleśnie.
Wśród tych wszystkich oszałamiających, burzących dawny porządek zmian, zdarzały się akty gwałtu i przemocy. Najczęściej przybierały formę „ryżowych buntów” chłopstwa, które szogun, militarny władca Japonii, obciążał wysokimi podatkami. To, że równie często nie buntowali się samuraje, należało przypisać doskonałemu systemowi ich szkolenia i bardzo wysokiej dyscyplinie wewnętrznej wojowników.
A jednak, nawet samuraje niekiedy nie wytrzymywali poniżenia czy niesprawiedliwości. Szczególnie wtedy, gdy impulsywny i zapalczywy młody lenny pan popadał w konflikt z zepsutymi i zniewieściałymi dworakami.
Historia, którą zamierzamy opowiedzieć, zdarzyła się w 1701 roku w Edo. Powodowany gniewem i desperacją pan Asano z Ako, rzucił się z mieczem na skorumpowanego dworaka, uruchamiając łańcuch wydarzeń, które zaowocowały jednym z najbardziej krwawych aktów zemsty w całej historii feudalnej Japonii. Wydarzenia te wstrząsnęły krajem i wpędziły szoguna w moralny i prawny impas. Kiedy ta historia dobiegła końca, Japonia zyskała nowych bohaterów – czterdziestu siedmiu roninów, albo byłych samurajów z Ako.
Historyczne fakty dotyczące ich czynu są niepodważalne, ale szczegóły wszystkich poczynań zaginęły już w mgłach dziejów. W opowieściach, pieśniach, dramatach i filmach powstało wiele mocno różniących się od siebie wersji.
Powieść niniejsza jest próbą przedstawienia czytelnikom z Zachodu tego, co mogło się wydarzyć w tych barwnych czasach. Japonia odgrodzona była od reszty świata, a stare tradycje i zwyczaje wciąż jeszcze miały nad ludźmi władzę.

John Allyn


Źle się dzieje w Edo

13 marca 1701 roku

Słońce, kończąc swoją drogę nad Pacyfikiem, zaczęło już opadać ku zachodowi, oblewając czerwienią wody otaczające Wyspy Japońskie. Wysoki mężczyzna o stanowczo zaciśniętych wargach, jadący na zaniedbanym ogierze ścieżką nieopodal Morza Wewnętrznego, osłonił dłonią oczy przed tym blaskiem.
Nazywał się Oishi i był dowódcą oddziału przybocznych samurajów pana Asano, dziedzicznego władcy tego górskiego księstewka. Wracał do zamku Ako, kończąc całodzienną przejażdżkę konną wraz z małą córeczką pana Asano. Dziewczynka jechała obok niego na kucyku o zmierzwionej grzywie.
Tworzyli osobliwą parę. Oishi, który niedawno ukończył czterdzieści lat, był mężczyzną przystojnym, o wysoko sklepionym czole, zdecydowanie zarysowanej szczęce, roztaczającym wokół atmosferę spokojnej, ale władczej pewności siebie. Jego włosy, spięte w kunsztowny węzeł, fałdzista suknia hakama i dwa zatknięte za pas miecze świadczyły o tym, że należy do wojowników i jest samurajem. Dziecko, odziane w kimono oraz obi, było drobne, żwawe i barwne niczym motyl. A jednak, mimo różnic, oboje czuli się dobrze i swobodnie w swoim towarzystwie. Dziewczynka nie musiała przestrzegać surowych zasad dyscypliny, jakimi krępowali ją rodzice; Oishi w obecności dziecka, szczególnie obcego, mógł na chwilę zapomnieć o sztywności i nawet pozwalał sobie na żarty.
O tej porze, gdy umęczone konie człapały ku domowi, trwająca pomiędzy samurajem a dziewczynką rozmowa wygasła. Oishi był przygnębiony i zaskoczony tym, co zobaczył w pobliskim miasteczku, a dziewczynka uszanowała jego milczenie.
Przez całe życie Oishiemu towarzyszyły buddyjskie edykty przeciwstawiające się gwałtom i okrucieństwom, w praktyce jednak łagodził je zdrowy rozsądek. Czasami ktoś musiał kogoś zabić w obronie własnej albo – w przypadku, gdy zabijał zwierzę – żeby zdobyć pożywienie. Oishi zawsze potępiał okrucieństwo turniejów, na których zabijano psy włóczniami albo strzałami z łuków. Nie miał nic przeciwko temu, żeby tego rodzaju rozrywki zostały zakazane, ale nowe, ogłoszone w imieniu szoguna Prawa Ochrony Życia, posuwały się znacznie dalej. Obecnie zwierzęta były o wiele bardziej uprzywilejowane niż ludzie i ten nowy sposób myślenia, wywracający do góry nogami odwieczny porządek rzeczy, wpędził gospodarkę kraju w kompletny chaos.
Oishi zobaczył dziś w miasteczku wieśniaków, kiedyś nieźle prosperujących, dziś błagających o jakąkolwiek pracę. Nie mogli walczyć ze szkodnikami niszczącymi ich zbiory. Lisy, borsuki, ptactwo i owady hulały po polach, podczas gdy ci, co je obsiali, musieli stać i bezsilnie patrzeć na swoje pożerane plony.
Oishi wiedział, że na tyłach niektórych cieszących się dobrą sławą sklepów z żywnością sprzedaje się drób, ale wiedział też, że w sumie rzadko kto łamał prawo. Administracyjna machina rządu szoguna była wyjątkowo skuteczna w wyłapywaniu przestępców. Kary za zabicie zwierzęcia były wyjątkowo surowe. „Przestępca”, który zabił zwierzę, zwykle sam tracił życie.
Byli też inni, którzy popadli w równie ciężkie położenie, jak wieśniacy. Zakazano takich zajęć jak myślistwo, rybactwo czy garbarstwo i ci, którzy żyli z tych profesji także zbiegli do miast, szukając sposobów na utrzymanie rodziny. Ku swej konsternacji odkrywali, że ciężko jest znaleźć pracę, a ceny żywności – dostarczanej przez wieśniaków w bardzo niewielkich ilościach – podskoczyły do poziomu ponad możliwościami biedaków. Jedyne, co potaniało, to usługi młodych dziewcząt. Wieśniacy sprzedawali do domów uciech swoje córki, aby wraz z rodzinami jakoś przetrwać złe czasy.
Oishi jak zawsze, gdy jechał przez miasto z córeczką pana Asano, omijał tak zwane dzielnice rozkoszy. Teraz domy publiczne rozrosły się tak bardzo, że dotarły do głównej ulicy i nie było sposobu, żeby je ominąć. Oishi stwierdził, że jedynym określeniem na tę sytuację może być słowo „haniebna” i postanowił o wszystkim opowiedzieć panu po powrocie.
Jego własna warstwa społeczna nie ucierpiała w wyniku tych przemian – samuraje byli opłacani z funduszy powstających w wyniku sprzedaży ryżu z pól ich pana. Z drugiej jednak strony, edykty szoguna wpływały i na ich życie, choć w inny sposób.
Nie uprawiano już łucznictwa i nie organizowano zawodów w strzelaniu z łuku, ponieważ brakowało gęsich lotek na opierzenie strzał. Nie wyprawiano się już na łowy z sokołami, ponieważ te powypuszczano na wolność i nawet na dworze szoguna zrezygnowano z usług sokolnika. Jeździectwo stało się zapomnianą sztuką, ponieważ nie wolno już było, pod karą wygnania, podkuwać koni albo przycinać ich grzyw. Najgorszym jednak był upadek moralności, który niczym zaraza rozlewał się z dworu szoguna po całym kraju. Tak przynajmniej uważał Oishi.
Jako syn samuraja, Oishi spędził dzieciństwo na studiowaniu etyki Konfucjusza, co było częścią niezbędnego szkolenia wojownika, dla którego wierność i lojalność są równie ważne, jak sprawność i dzielność na polu walki. Z tego też powodu ze zdumieniem przyjmował wiadomości o tym, że tańce i sztuki teatralne, jakim z zapałem oddawano się w stolicy szoguna Tsunayoshi – Edo, wywierały niszczący wpływ na morale zakwaterowanych tam samurajów. Docierały doń nawet plotki, że samurajów widywano w teatrach Kabuki w Kioto, które w równej mierze było miastem rozkoszy, co świątyń. Temu jednak Oishi już nie dawał wiary.
Podobne rzeczy zdarzały się od pewnego czasu, ale aż do dzisiejszej wizyty w miasteczku, Oishi nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo pogorszyła się sytuacja. Właśnie zaczął układać w głowie raport dla pana Asano, kiedy myśl o ojcu dziewczynki przypomniała mu o towarzyszce. Dziewczynka, jakby odgadując zmianę toru myśli, uśmiechnęła się do niego, ale jej twarzyczka zaraz przybrała poważniejszy wyraz.
– Wujku? – zapytała. – Dlaczego wszystkie gospodarstwa wieśniaków wyglądają na tak zaniedbane? Nie ma nikogo, kto by je uprawiał? Nie sądzisz, że powinieneś zameldować mojemu ojcu, iż wieśniacy nie przykładają się do swoich zajęć?
Oishi roześmiał się tak serdecznie, że dziewczynka natychmiast upewniła się, iż sprawy nie mogą stać, aż tak źle, jak mogłoby się jej wydawać.
– Nie powinniśmy chyba zrzucać winy na wieśniaków, dopóki nie spojrzymy na wszystko ich okiem, prawda? – odparł.
– Ale jak mogą się wytłumaczyć z takiego zaniedbania pól? – nie rezygnowała.
– Panienko, to nie dlatego, że się lenią. Chodzi o to, że wedle Praw o Ochronie Życia nie wolno im zabijać zwierząt.
– Ale dlaczego nie wolno zabijać zwierząt, nawet tych, które czynią szkody?
– Bo Szogun orzekł, że niedobrze jest zabijać zwierzęta. My zaś jesteśmy lojalnymi poddanymi naszego lennego pana a twojego ojca i nie chcielibyśmy go zhańbić, okazując nieposłuszeństwo jego panu – Szogunowi.
– Ale dlaczego on wydał takie surowe prawo?
Oishi westchnął. Choć prawo było uciążliwe, potrafił zrozumieć powody, jakimi kierował się Tsunayoshi, kiedy podpisywał edykty.
– Ponieważ bardziej niż czegokolwiek innego na świecie pragnie dziecka. Słodkiej, małej istotki takiej jak ty. Jak wiesz, stracił już jedno – chłopczyka, który umarł w wieku lat czterech. Osobisty kapłan powiedział mu, że aby spłodzić jeszcze jedno, musi odpokutować jakiś grzech popełniony przezeń w poprzednim życiu. Tym grzechem było prawdopodobnie bezmyślne pozbawienie życia jakiejś istoty. Wiesz już, że nie zabijamy psów na turniejach – to dlatego, że nasz szogun urodził się w Roku Psa i zabicie tego zwierzęcia jest obecnie karane śmiercią.
– Nawet takiego, który się na ciebie rzuci?
Oishi przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.
W takim przypadku wszystko może się skończyć dobrze, ale lepiej byłoby mieć świadków na to, że pies ugryzł cię pierwszy.
Uśmiechnął się i dziewczynka skwitowała jego odpowiedź podobnym uśmiechem. Nie była jednak pewna, czy jej opiekun w istocie nie żartuje. Postanowiła, że o wszystko wypyta ojca, kiedy ten wróci z Edo.
Z okrzykiem radości kopnęła piętami boki swojego kucyka i rzuciła go w galop.
– Ścigajmy się do domu! – krzyknęła, wyprzedziwszy już towarzysza o dziesięć długości konia. Jej długie włosy rozwiewał wiatr.
Oishi wydał dziki okrzyk atakującego wojownika i pognał za nią. Utrzymywał stałą odległość i oboje przemknęli krętą drogą na szczyt wzgórza. Daleko w dole pośrodku rozległej równiny, zobaczyli zamek ulokowany strategicznie tak, by najeźdźcy nie mogli nawet zamarzyć o niezauważonym podejściu. Warownia, dzięki otaczającym ją wysokim kamiennym murom i białym, krytym dachówkami wieżom, przedstawiała imponujący widok. Teraz jednak, żadne z nich nie zatrzymało się, żeby podziwiać rozciągającą się w dole panoramę.
Gdy gnali po zboczu wzgórza ku bramie, zachodzące słońce rzucało za nimi długie cienie. Przez głowę Oishiego przemknęła myśl, że gdy to samo słońce wstanie jutro rano, będzie to początek ostatniego dnia wizyty pana Asano w Edo. Samuraj miał nadzieję, że w stolicy szoguna, gdzie wymagania etykiety były tak niezwykłe i surowe, wszystko pójdzie dobrze. Pan Asano nie słynął z cierpliwości i im rzadziej musiał brać udział w rozmaitych uroczystościach, tym lepiej. Tak czy owak, wkrótce dowie się o wszystkim. Gdy dziewczynka wpadła już w czeluść bramy, a on sam zwolnił, żeby odebrać honory od wartowników przez głowę ponownie przemknęła mu ta sama myśl: jutro będzie ostatni dzień.


Dodano: 2007-11-27 19:31:17
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS