NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Le Guin, Ursula K. - "Lawinia" (wyd. 2023)

Gong, Chloe - "Nieśmiertelne pragnienia" (zielona)

Ukazały się

Kingfisher, T. - "Cierń"


 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

 Pilipiuk, Andrzej - "Czasy, które nadejdą"

 Szmidt, Robert J. - "Szczury Wrocławia. Dzielnica"

 Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"

Linki

Guzek, Maciej - "Królikarnia"
Wydawnictwo: Runa
Data wydania: Wrzesień 2007
ISBN: 978-83-89595-35-5
Oprawa: miękka
Format: 125×195 mm
Liczba stron: 544
Cena: 34,50 zł
Ilustracja na okładce: Jakub Jabłoński



Wywiad z Maciejem Guzkiem

„Nie mogę się uwolnić od pomysłu, zanim nie zacznę pisać”



Katedra: Fantastyka i Maciej Guzek. Dlaczego i od czego się zaczęło?

Maciej Guzek: Chyba od okładki Conana Cymeryjczyka – miałem wtedy jakieś 10 lat, i taki gość – wielki, z mieczem i długimi włosami bardzo mi imponował, a czytając „Erę Hyboryjską” po prostu odleciałem. Potem był Tolkien, po którego czekałem w bardzo długiej kolejce w księgarni, w wydaniu CIA Books, które mam do dziś (zapewne gdyby nie starsza siostra, w ogóle bym wtedy tego nie kupił). Przez pewien czas zresztą „Władcy Pierścieni” „nie chwytałem”, dopiero jak miałem ze 14 lat, magia LOTRa zadziałała – i tak do dziś mnie trzyma. W międzyczasie przydarzył się jeszcze Verne i Thorgal. A może zaczęło się jeszcze wcześniej – pierwszym cyklem powieściowym, który przeczytałem była saga o tym doktorze, który gadał ze zwierzętami – Dolittle, tak on się nazywał, nie? (To chyba można zaliczyć do fantastyki?)

A dlaczego się zaczęło? Lubiłem czytać – i tyle (nie tylko fantastykę). A kiedy dowiedziałem się, że jest w Polsce ktoś, kto żyje z pisania (Sapkowski), pomyślałem – o, to jest to, tak mógłbym zarabiać. Tak, wiem, byłem naiwny ;-)


K: Zadebiutowałeś, o ile się nie mylę, w 2001 roku, ale dopiero trzy lata później za sprawą „Królikarni” stało się o Tobie głośno. Jaki masz stosunek do swych pierwszych utworów?

MG: Nie mylisz się – zadebiutowałem w 2001 opowiadaniem „Brzask”, potem było jeszcze kilka innych tekstów, wszystko – klasyczne fantasy. Średnie językowo – to chyba najpoważniejszy zarzut, a w warstwie pomysłów – cokolwiek epigońskie. Niestety, pisanie fantasy mocno nawiązującego do Tolkiena czy Sapkowskiego jest obarczone błędem na samym starcie – ta ziemia została już spalona, trzeba poszukać innej (co zrozumiałem dość późno). Ale nie, nie wypieram się tych utworów, myślę, że gdyby nad nimi przysiąść, poprawić frazę, wyciąć co nieco – byłyby całkiem przyzwoite.

Nie jest też powiedziane, że fantasy porzuciłem – ale teraz będzie to już zupełnie inne fantasy, obiecuję.

K: A dziś piszesz fantastykę, bo…?

MG: Bo do głowy przychodzą pomysły, które mi samemu się podobają. Jacek Dukaj w wywiadach używał kiedyś zwrotu: „pomysł łapie za gardło” – u mnie jest podobnie, nie mogę się uwolnić od pomysłu, zanim nie zacznę pisać. Potem, tak gdzieś w połowie utworu – ten entuzjazm opada, dalej ciągnę już tylko siłą rozpędu – szkoda byłoby zmarnować tyle włożonej pracy. Aczkolwiek kiedy tekst wydaje się kiepski, trafia na dno szuflady (a w zasadzie – zostaje zapomniany gdzieś na HD).

K: Co się stało z „Innymi Planetami”? Chyba już się nie ukazują, prawda? Odechciało Wam się?

MG: Ukazują się, tylko nie tak często jak kiedyś – czyli raz do roku ;-) Niebawem wyjdzie numer jubileuszowo-wspominkowy. Ale faktycznie chyba nam się trochę odechciało, bo każdy z pisujących dla „IP” znajduje inne, szersze łamy dla siebie. Poza tym czas, czas jest problemem – kiedy zaczynaliśmy, byliśmy studentami, a więc rezerwy czasu wolnego były spore. Teraz jest inaczej. Problemem jest też „Czas Fantastyki” – M. Parowski zasysa teksty, które w innym wypadku poszłyby pewnie w „Innych Planetach” ;-)

Inna rzecz, że, jak mawiał Roland, świat poszedł naprzód – w dobie periodyków internetowych, papierowe „Inne Planety” są nieco oldskulowe. I droga tekstu – od jego napisania do czytelnika – bardzo długa i wyboista.

Zresztą – nie chciałbym się zbyt obszernie wypowiadać w imieniu „Innych Planet” – nie do mnie należą zasługi w rozwijaniu zina. Inne planety to przede wszystkim W. Szyda, K. Głuch, P. Derkacz, M. Witkowiak, P. Ostrowski, M. Protasiuk, I. Michałowska, T. Barczyk i jeszcze kilka innych osób – im należą się brawa za stworzenie zina znanego w całej Polsce; ja tylko od czasu do czasu napisałem dla „IP” jakąś recenzję.

K: Oj, nie tylko. Było też w „IP” co najmniej jedno Twoje opowiadanie, była i inna – niż tylko recenzje – publicystyka…
Ale ja o czym innym chciałem: skąd w Poznaniu tak duże i – z tego co da się z boku zauważyć – prężne, wespół w zespół działające środowisko fantastów? Jak doszło do tego, że się spotkaliście?

MG: Chciałbym udzielić Ci jakiejś przenikliwej i wyjaśniającej wszystko odpowiedzi. Chciałbym powiedzieć, że to nasze cechy osobowościowe zadecydowały, że my w Poznaniu to tacy mądrzy, aktywni, i w ogóle super. Ale tak naprawdę to nie wiem. Spotkało się iluś ludzi z pasją, i tyle – ale jak do tego doszło? Zrządzenie losu, ot co. Przypadek. Bardzo szczęśliwy.

K: Nie kryjesz się ze swoimi muzycznymi inspiracjami. Co na przykład taki Kaczmarski może dać pisarzowi? Co Tobie dał?

MG: O, bardzo dużo. Przede wszystkim wzbudził (wciąż wzbudza) zachwyt nad językiem, ja mogę słuchać tego godzinami i mi się nie znudzi – dla samej urody zdań, sformułowań, porównań. Kaczmarski świetnie posługiwał się polszczyzną – miło słuchać kogoś o takiej językowej wyobraźni, o takiej frazie, o takich skojarzeniach – Panie, Panowie, czapki z głów. Zachwycamy się Sapkowskim – który jest językowo bardzo sprawny, prawda – ale Kaczmarski był na tym polu znakomity, w moim odczuciu lepszy od AS-a. Kiedy Kaczmarski zmarł, bodaj Mikołajewicz z Wyborczej porównał go do Mickiewicza, pisząc, że mieliśmy szczęście spotkać na swej drodze wieszcza, żyć w tej samej epoce, co on. I to jest prawda – Kaczmarski był wieszczem. Był POETĄ. Wiesz, napisałem wielgachne opowiadanie („A wy nie chcecie uciekać stąd”), a Kaczmarski tę samą myśl wyraził w utworze „Szklana góra”, który trwa raptem dwie i pół minuty!

Jest też druga sprawa – emocje. Proza (przynajmniej moja) wyrasta z emocji, z przeżyć, a twórczość Kaczmarskiego ich dostarcza. Kiedyś jeden z kumpli, opisując swoją reakcję na utwór Moonspella stwierdził, że ów utwór, pardon my French, „rozpierdolił mu serce”. To mocne słowa, ale słuchając takich pieśni Kaczmarskiego jak „Autoportret Witkacego”, „Szklana góra”, „Wojna postu z karnawałem”, „Arka Noego” czy „Przeczucie” myślę, że takie słowa pasują znakomicie. I pomysły na teksty sypią się garściami – potem trzeba tylko znaleźć czas na ich realizację.

Na marginesie – są i inni, nie tak znani jak Kaczmarski, ale też wyśmienici bardowie. Na przykład imiennik Kaczmarskiego, Jacek Kowalski – dla mnie obecnie numer jeden pośród „śpiewających poetów” (polecam Go uwadze P.T. Czytelników tego wywiadu). Ale krąg dobrych tekściarzy nie ogranicza się bynajmniej do poezji śpiewanej. Znakomite teksty pisuje Janerka, duże wrażenie robią teksty Lao Che, czasami Armii. To – prócz znakomitej muzyki – po prostu świetne teksty.

K: Postmodernizm to zabawa, czy też sposób na pisanie i może życie? Jak odnosisz się do coraz częstszej krytyki tego nurtu – zarówno w literaturze, jak i pracach naukowych?

MG: Przede wszystkim ustalmy, co rozumiemy pod tym pojęciem – bo bardzo często identyfikowane ono jest z metodą literacką sprowadzającą się (w skrócie) do intertekstualności, podczas gdy postmodernizm to również prąd myślowy, krytyczny sposób myślenia o wszelkich wartościach i ich podważanie. Jeśli więc pytasz o to drugie znacznie – to nie, nie jestem postmodernistą. W zakładzie Pascala wybieram koniunkturalnie.

Jeśli natomiast chodzi o metodę literacką, polegająca na licznych odniesieniach, aluzjach, cytatach, mruganiu do czytelnika (czyli postmodernizm w rozumieniu pierwszym) – cóż, to bywa zabawne i interesujące. Zabieg ten – jak każdy inny – jest dopuszczalny, gdy czemuś służy. Krytykować go nie będę, bo to tak jakby krytykować piłę mechaniczną za to, że ktoś użył jej do dokonania teksańskiej masakry. To tylko instrument, środek wyrazu. Kłopot jednak w tym, że środek ten bywa (również przeze mnie) nadużywany; co chwytam jakiś tekst, to jest on pisany w duchu „postmodernizmu”– aż się czytać odechciewa. Nuda, Panie Shadowmage. Wytłumaczenie tego zjawiska jest zresztą bardzo proste – tę metodę stosował z bardzo dobrym skutkiem Sapkowski, na którym wychowywało się całe pokolenie pisarzy o kilka lat starszych i o kilka lat młodszych ode mnie. Ten wpływ jest (był?) tak silny, że trudno ów bagaż zrzucić – czasami mam wrażenie, że ludzie nie uświadamiają sobie, że można pisać inaczej (mnie samemu dojście do tego z pozoru oczywistego wniosku zajęło zdecydowanie zbyt dużo czasu). Wiesz, czasem chciałbyś przeczytać coś pisanego „na serio”, a tymczasem dostajesz wciąż i wciąż mniej lub bardziej udane żarty, wszystko bierze się w nawias, wszystko staje się cytatem, a nie oryginalną myślą autora. Potraktuj to jako zwierzenia skruszonego postmodernisty – ale mam nadzieję, że przynajmniej w kilku tekstach „Królikarni” udało mi się porzucić ów żartobliwy garb – były pisane na serio.

K: Wyjaśnisz, co rozumiesz pod pojęciem „deofantasy”, którym, jak można wyczytać w sieci, określasz (lub określałeś) swoją twórczość?

MG: Hmm, tego chyba nie wymyśliłem ja, stawiałbym na któregoś z kumpli z Drugiej Ery. Ale do rzeczy – chodziło o fantasy inspirowane religią katolicką. Tyle.

K: Takie jak „W imię nieważnych spraw”, które ukazało się w „IP” z lipca 1999 [swoją drogą: wprawka przed debiutem? ;-)]? Chciałbyś jeszcze z tym rodzajem fantasy się zmierzyć?

MG: Jeśli pytasz się, czy napiszę tekst podobny do „W imię nieważnych spraw” to mam nadzieję, że nie napisze, bo to opowiadanie (poza tytułem) nie zasługuje na pochwały. Ale fantastyka – albo szerzej – literatura, podejmująca tematy religijne i egzystencjalne z pewnością się nie zużyła, a mnie takie rzeczy interesują. Na pewno jeszcze się z tą tematyką zmierzę (a właściwie już się zmierzyłem – w tekście „Adwent”, który ukaże się w „Księdze strachu”). Ale literaturę dotykająca problemów wiary trudno jest pisać – albo wychodzi ci literatura konfesyjna, pisana na klęczkach; albo jakiś antykościelny wrzask.

K: Twórczość jakich pisarzy miała na Ciebie największy wpływ? I czy jest autor – źródło inspiracji, do którego wolałbyś się nie przyznawać?

MG: Będę mało oryginalny – najpierw Tolkien (there is one Lord of the Rings), dalej – Sapkowski. Uwielbiam Dickensa, ale to akurat chyba z moich tekstów „nie wychodzi”. Wychodzi za to Remarque – w opowiadaniu pisanym do „Księgi smoków”. Z tych, których czytałem ostatnio, największe wrażenie zrobił Rylski (język! chciałbym tak pisać), Robert K. Massie („Dreadnought” to najlepszy reportaż historyczny, jaki w życiu czytałem; no może poza „Mikołajem i Alexandrą” tego samego autora), dalej Ian R. MacLeod ze swoimi „Wiekami światła” (genialne), no i Gaiman, który zadziwiająco wiele wie o życiu.

Żadnych inspiracji się nie wstydzę. Można się wstydzić plagiatu – ale żadnego nie popełniłem (przynajmniej nie świadomie).

K: Jakim typem pisarza jesteś: regularnym czy uzależnionym od weny?

MG: Przede wszystkim jestem uzależniony od Internetu ;-) A regularnie nie piszę z bardziej prozaicznych powodów niż brak weny – brakuje mi po prostu czasu. Piszę skokami, bywa, że w jeden weekend powstaje duży kawał tekstu, a potem tekst leży przez trzy tygodnie, i nic się z opowiadaniem nie dzieje. A potem siadam i kończę. Najlepiej pisze mi się pod termin – wiem, że muszę coś oddać na czas i wtedy nie ma przebacz.

K: W opowiadaniu „Zmiana”, które napisałeś do antologii „Księga smoków”, pokazujesz ludzi i świat w dość ciemnych barwach. Czy to z powodu obranego tematu, z powodu „wielkiej wojny wszystkich”, jaka toczy się w świecie „Zmiany”, czy może też to w jakimś sensie Twój pogląd na człowieka jako takiego i świat, w którym żyjemy?

MG: Nie ma mojego poglądu na „człowieka” rozumianego w sposób abstrakcyjny, jako rodzaj ludzki – są tylko moje poglądy na konkretnych ludzi i tutaj – uwaga: truizm – bywają i dobrzy, i źli. Jeśli miałbym konstruować jakąś ogólną zasadę, to jednak bardziej skłaniam się ku temu, że ludzie są po jasnej, nie po ciemnej stronie mocy. Wiesz – nienawidzi się grzechu, kocha grzesznika.

A świat „Zmiany” pokazany jest w ciemnych barwach dlatego, że taki był pomysł na tekst – wydaję mi się, że taka temperatura emocji podczas wojny jest prawdopodobna. Spójrz, co się działo u nas podczas zwykłej kampanii wyborczej – a przecież w czasie konfliktu zbrojnego (w dodatku o podłożu rasowym) poziom negatywnych emocji musi iść jeszcze wyżej, o kilka rzędów wielkości. Opisanie wesołych wojaków, którzy ochoczo prują do wroga z kaemów, w przerwach między jedną balangą a drugą, nie wydawało się zbyt wiarygodne. I – poza wszystkim – nie pasowało do poetyki tekstu. Wreszcie „Zmiana” ma swój pierwowzór – „Na zachodzie bez zmian”, a cokolwiek by o tej książce nie powiedzieć, nie można określić jej jako wesołej. Chcąc nawiązać do klimatu, jaki stworzył Remarque, mój tekst musiał być odpowiednio ponury. Mam nadzieję, że był ;-)

K: Owszem, wyszedł Ci właśnie taki :-)
Z kolei w „Królikarni”, choć opisujesz Polskę jako światowe mocarstwo, to nie opowiadasz kolejnego snu o narodowej potędze. Kraj toczą te same choroby, a na pierwszy plan wysuwasz drobne historie z życia ludzi. Krytykujesz obecne realia i starasz się uwidocznić rzeczy naprawdę ważne.

MG: Krytyka obecnych realiów to nie był cel „Królikarni”– to nie jest jakaś literatura „programowa”. Staram się nie pisać z tezą, to tekstowi szkodzi. Owszem, wymknie mi się czasem jakaś drobna złośliwość pod adresem tych czy innych rządzących Polską, zdarzy mi się kąśliwa uwaga o nawierzchniach polskich dróg – ale nie robię tego, żeby „wymierzyć sprawiedliwość światu”. Wiesz, nie należę do „Polaków narzekających” i tak naprawdę to w Polsce mi się podoba (w ostatnich tygodniach nawet nieco bardziej). Nie staram się na siłę wyszukiwać problemów – jeśli się one pojawiają, to dlatego, że chciałbym, by teksty (zwłaszcza te, które jakoś tam zahaczają o współczesność) nie były „papierowe”, ale prawdziwe. Komiksy sprawdzają się dobrze, gdy są komiksami, ich przeniesienie na płaszczyznę literacką nie działa. A życie ma po prostu i swoją ciemną stronę, na którą nader często przechodzimy (uch, ale jestem odkrywczy, nie?)

A czy poruszam problemy naprawdę ważne? Boże mój, chciałbym, ale to nie do mnie pytanie, trzeba by spytać P.T. Czytelników, czy sprawy, jakie poruszam, uważają za ważne. Ja mogę powiedzieć, że się starałem, ale dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane.

K: Czytając Twoje opowiadania ma się nieodparte wrażenie, że poruszana tematyka dotyczy Cię osobiście. Wplatasz w teksty elementy autobiograficzne?

MG: To nie do końca tak. Wplatam w moje teksty to, co uda mi się podpatrzyć (np. obyczaje ze świata korporacji, biznesu, sposób życia ludzi z klasy średniej), ale to nie jest prosta autobiografia. Na przykład – główny bohater „A wy nie chcecie uciekać stąd” to człowiek zgnębiony przez pracę w międzynarodowej firmie – podczas gdy ja osobiście nie mam nic przeciwko międzynarodowym korporacjom, ba, uważam je za fascynujące zjawisko – dużo bardziej fascynujące i ciekawe niż świat dresów i palantów opisany w bestsellerze Masłowskiej sprzed lat kilku. Sądzę, że „mam papiery” na pisanie o tym środowisku, znam je stosunkowo nieźle – tym bardziej cieszę się, że odniosłeś wrażenie wiarygodności.

Oczywiście wiele emocji jest prawdziwych, niektóre epizody też niedaleko padły od jabłoni, niemniej podkreślę – to nie autobiografia.

K: Po „Królikarni” jakie plany? Kontynuacja zbiorku czy może bierzesz się za jakiś nowy projekt? Pojawiają się plotki, że masz zamiar rozwinąć „Zmianę” do dłuższej formy...

MG: Planów jest sporo. Istotnie, nad światem „Zmiany” chciałbym się chwilę zatrzymać i go przepracować – niemniej nie będzie to rozbudowa opowiadania, ale powieść osadzona w tym samym świecie. Mam też kilka pomysłów na urban fantasy i jeden projekt, który nie bardzo wiem jak określić – powiedziałbym, że fantasy, ale dość, hmm, nietypowe. New Weird?
Poza tym chciałbym popróbować szczęścia w literaturze niefantastycznej – utarł się pogląd, że fantasta nie pisuje prozy głównego nurtu i na odwrót (Lewandowski swoimi kryminałami przełamuje ten stereotyp – i dobrze, Ziemkiewicz też zapuścił się w rejony głównonurtowe, teraz Wit Szostak wydaje „Oberki”, które, o ile wiem, nie są fantastyką). Ja sądzę, że napisać mainstream to żadna zbrodnia – mam kilka pomysłów, reszta jest kwestią czasu.

K: Czym się zajmujesz oprócz pisania?

MG: Jestem prawnikiem, doradcą podatkowym dość mocno zajętym zawodowo. I to jest też jakaś wskazówka co do tego, kiedy opisane wyżej plany literackie będę mógł zrealizować ;-)

K: A jak to jest – ukazała się książka, stoi sobie na księgarnianych półkach w całej Polsce, a na niej Twoje imię i nazwisko – uważasz, że to dla Ciebie ważny moment? Coś się zmieniło?

MG: Debiut książkowy to dla autora zawsze ważne wydarzenie, swego rodzaju certyfikat – wiesz, kiedy uda Ci się wydać książkę w „normalnym” wydawnictwie, a nie własnym sumptem, to znak, że to co piszesz jednak jest coś warte – ktoś (oprócz Ciebie samego) w Ciebie uwierzył, zaryzykował, przesiał przez sito. A potem łapie Cię w wir show-biznes: recenzenci zaczynają kojarzyć Twoje nazwisko, ludzie chodzą w koszulkach z okładką Twojej książki, portale proszą o wywiady ;-)

A tak poza tym, zawsze chciałem zobaczyć swoją książkę na wystawce w Empiku, obok Krajewskiego, Rylskiego czy Sapkowskiego aż wreszcie wchodzę i proszę, stoi.
Jest super!

K: Dziękujemy za rozmowę.



Wywiad przeprowadzili Mateusz „Achmed” Wodyk i Tymoteusz „Shadowmage” Wronka.



Autor: Achmed & Shadowmage


Dodano: 2007-11-11 11:46:13
Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

GeedieZ - 23:19 15-11-2007
Kończę właśnie "Królikarnię" i przykro mi to stwierdzić, ale w ogóle nie czuję klimatu tej książki. Po prostu nie podchodzi mi tematyka z magią w świecie rzeczywistym. Zestawienie dresiarzy z mistycyzmem mi po prostu kompletnie nie pasuje.

Shadowmage - 09:27 16-11-2007
Nie zawiodłem się na Tobie :D

GeedieZ - 11:27 20-11-2007
No tak, widziałem na b-netce ;)

Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS