NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

McGuire, Seanan - "Pod cukrowym niebem / W nieobecnym śnie"

Crouch, Blake - "Upgrade. Wyższy poziom"

Ukazały się

Kingfisher, T. - "Cierń"


 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

 Pilipiuk, Andrzej - "Czasy, które nadejdą"

 Szmidt, Robert J. - "Szczury Wrocławia. Dzielnica"

 Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"

Linki


Czarowniki - rozdział II

OPOWIEŚCI ZE ŚWIATA CZAROWNIKÓW

Rozdział II: Reklamacja
O tym, jak bycie namolnym klientem zbliża nas do płazów,
czyli Pierwszy wpada na zjazd, Drugi wpada w szał, a Grubcio wpada w panikę.
Po dwóch miesiącach od otwarcia nowoczesnego wieżowca Spółdzielni Usługowej, zrzeszona w niej niewielka Spółdzielnia Czarownicza „1001 Życzeń” już mnożyła zyski. Zapotrzebowanie na drobne usługi w zakresie czynienia cudów wzrastało w tempie zatrważającym, a to tylko z dwóch przyczyn: leniwi mieszkańcy New Warsaw City zawsze liczyli na cud, choćby i za słoną opłatą; po drugie - prawie dwa wieki przesądów zaowocowały potężnym zapotrzebowaniem na czarowników, a tych naprawdę dobrych nie było w całym regionie zbyt wielu. Oczywiście swoje robiły także sława przewodniczącego zboru, jakim niewątpliwie była Spółdzielnia Czarownicza oraz solidność wykonywanych usług. Dzięki temu już w pierwszym miesiącu działalności czarownicy mogli sobie pozwolić na dodatkowe sprzęty w swoim skromnym biurze, mieszczącym się na trzynastym piętrze supernowoczesnego wieżowca. Były to: antyczna maszyna do pisania „Torpedo”, którą Drugi kupił na lokalnej giełdzie staroci oraz wielka jak hipopotam kasa pancerna, którą Trzeci znalazł na złomowisku. Oba sprzęty po podrasowaniu, naoliwieniu i odmalowaniu istotnych i widocznych części korpusu, nadawały się jeszcze do użytku. Mistrz zawsze z rozrzewnieniem patrzył na maszynę do pisania, bo przypominała mu czasy, gdy najzwyczajniej w świecie pisywał do lokalnych gazet o spotkaniach towarzyskich, o nowinkach technicznych, o problemach zwykłych, śmiertelnych mieszkańców… a potem nadeszła wojna. Gdy tak siedział i rozmyślał o dawnych czasach, do pokoju wszedł Drugi trzymając nowy numer ogólnoregionalnej gazety.
- Czołem szefuńciu. – palnął od progu. – Spójrz, zainteresuje cię?
- Masz na myśli psychosomatyczny amplifier plastycznego sensowania paralelnego? – mistrz spojrzał na artykuł z niedowierzaniem. – Myślę, że tak. Po prostu rewelacja! No, w każdym bądź razie interesujące! A co to w ogóle jest?
- Nie tu! – usłużny palec powędrował do odpowiedniej szpalty. – Zjazd!
- Second, jesteś genialny! – Pierwszy aż zapiał z zachwytu.
- Czyżbym słyszał kogucika? – do biura wtoczył się Grubcio trzymając całą paczkę wyśmienitych pączków od Clicklego. Zniewalający zapach rozlał się po całej agencji, a kto wie; może i po całym piętrze. Niestety, nikt nie mógł tego potwierdzić, bo mało kto miał odwagę zapuścić się na to piętro. Uściślając – trzynaste piętro.
- Cześć, miło, że przyniosłeś podwieczorek.
- To moje drugie śniadanie! – Trzeci przemienił się na chwilę w mroczną bryłę chodzącego oburzenia. – Dobra, kto puścił taki śliczny falsecik?
Mistrz podniósł nieśmiało rękę do góry.
- Ja… - odpowiedział cichutko.
- Aha, „Zjazd nekromantów”! – chodzące oburzenie zerknęło przez ramię pryncypała w gazetę i czytało dalej. – Organizator: Zakon Światła, w programie wykłady, gość specjalny doktor Szymon Iks… Na świętego Flaurosa! Największy nekromanta naszych czasów!
- Róbcie, co chcecie. – rozmarzył się Pierwszy. – Po prostu muszę tam być!
Trzeci siadł okrakiem na rozkładanym krześle. Delikatna kompozycja deszczułek i śrubek jęknęła przerażona obciążeniem.
- Chwileczkę… nie napisali najważniejszego.
Wybitnie gruby mag zakasał rękawy, delikatnie pogładził spoczywającą na biurku szklaną kulę, wymamrotał kilka starosumeryjskich formułek, po czym kula rozjarzyła się przyjemnym, błękitnawym blaskiem. Grubcio pocierał kulę coraz delikatniej, w kuli, jak w kalejdoskopie zmieniały się obrazy. W końcu pojawił się kruczoczarnowłosy gość o ziemistej cerze.

„Serdecznie zapraszamy wszystkich zainteresowanych na doroczny zjazd nekromantów, który…”

- Przewinę, bo patrząc na licznik, to gość ma tyradę na dwanaście minut. – Trzeci pogłaskał kulę i obraz zdecydowanie przyśpieszył. Czarnowłosy jegomość kłapał dziobem z szybkością karabinu maszynowego, bo po chwili zwolnić.

„… koszt uczestnictwa wynosi dwanaście krugerandów. Drinki osobno płacone, rozliczane na koniec imprezy.”

- No i fajnie. – mlasnął mistrz. – Nie piję, to cały koszt to jedyne dwanaście krugerandów.
- Hmmm… - Drugi się lekko zasępił. – To całkiem sporo. Chyba się, szefuńciu drogi, nie przestawiłeś jeszcze na nasz system walutowy… Tak, czy siak: musisz zrobić rachunek kasy, by wiedzieć, czy nas stać.
- Stać. – odparł Pierwszy wyraźnie zadowolony. – Faktura za odszczurzanie Sądu Najwyższego właśnie została zapłacona.
- Nie przypominaj mi nawet! – Grubcio spąsowiał na twarzy.
- Hej, jak tam panie piszczałkowy? – Second już rechotał na wspomnienie Grubcia wyprowadzającego całe stadko sympatycznych gryzoni z miasta.
- Skąd miałem wiedzieć, że ta legenda to bzdura?
- No nie! – mag załamał ręce. – Legenda wcale nie jest bzdurą, tylko ta twoja fujara nie była zaczarowana!
- Poza tym, trzeba mieć słuch i być odrobinę muzykalnym! – dodał drugi z czarowników. – A ty nie byłeś ani w melodii, ani w tonacji!
- Ale byłem skuteczny!
- Taaaak. – przeciągle przytaknął mistrz. - Oprócz szczurów wyniosły się z budynku Sądu także pluskwy, pająki i kocie pchły. Po prostu swoją radosną twórczością zafundowałeś tym biednym stworzeniom masowy exodus. Nie wiedziałem, że pająki maja aż tak wyczulony słuch…
- Mniejsza z tym! – uciął Drugi. – Ważne, że kasa wpłynęła.
- Coś mi się wydaje, że brak szczurów w sądzie potraktowali jako cud, he, he!
- A jakże! – cmoknął zadowolony Grubcio. – Gdyby tak jeszcze utylizować prawników…! Niejeden mafioso okazałby dozgonną wdzięczność!
- Dozgonną? – powtórzył Pierwszy. – A do czyjego zgonu? I pytanie: czy rychłego? Z tymi typami nie ma żartów!
Drugi stanął z zadartym do góry nosem.
- I widzicie: wszystko rozbija się o kasę!
Trzeci zrobił trochę zdziwioną minę, po czym wyciągnął z paczki pączka, polizał i dodał filozoficznie:
- Jasne! Ale pieniądze, to nie wszystko! Po pączusiu?
- Poproszę… - Second nieśmiało wyciągnął rękę.
- Dobra dzieciaki. – definitywnie uciął mistrz. – Ja jadę na zjazd, wy prowadźcie biznes. Czy mógłbyś wysłać moje zgłoszenie?
- Się robi. – Trzeci wstał i podszedł do szklanej kuli. – Tylko obliżę paluchy.
Chyba nie trzeba pisać, co Grubcio zrobił, zanim przysiadł do szklanej kuli? Zgadza się; a potem wytarł palce, tak dla pewności, w swój służbowy, czarowniczy płaszcz. Po chwili jednak szklana kula rozbłysnęła ferią barw, poszarzała, zmętniała i zgasła.
- Zrobione. – mruknął otyły czarownik podkładając sobie łokcie pod brodę.
- Rezerwacja w hotelu?
- Żartujesz? – oburzenie Trzeciego było nader uzasadnione. – Masz mnie za niewydarzonego akolitę?
- Pardon, jeśli uraziłem Waszą Obszerność. – Pierwszy powstał i ukłonił się nisko.
- Daruję łaskawie, choć trudno mnie obrazić. – mruknął Jego Obszerność i gestem odegnał tuzin wyimaginowanych poddanych. – Przeoczyłeś jednak pewien drobiazg. Zjazd zaczyna się za dziesięć minut, a ty nie spakowałeś nawet walizki.
- Racja. A teraz patrzcie i uczcie się, jak się czaruje!
Pierwszy podszedł do archaicznego aparatu telefonicznego i wybrał numer.
- Halo? Hotel „Chiromancjum”? Proszę nie odkładać słuchawki, trwa transmisja…. – mistrz uśmiechnął się do towarzyszy, po czym nagle zmienił się w niewielką, żółtą błyskawicę, która wpadła do telefonicznej słuchawki, ta zaś po chwili pacnęłą z głuchym łoskotem o podłogę, tuż obok biurka.
„Halo, halo!” – rozległo się ze słuchawki.
Grubcio podniósł obity przedmiot i przyłożył do ucha.
- Tak, szefie. Uhm! Masz rację, ale na drugi raz trzeba będzie obłożyć słuchawkę gąbką… No jasne… baw się dobrze!
- I co? – ciekawość Drugiego była ogromna.
- Pierwszy pozdrawia. Wyśle nam pocztówkę.. Czujesz? Pocztówkę!
Wtem na korytarzu rozległo się ciche „ping”, a to oznaczało, że na trzynastym piętrze zatrzymała się winda. Było to tak rzadkie zjawisko, że na obydwu czarownikach wywarło nie mniejsze wrażenie, niż niesamowita podróż Pierwszego po drutach telefonicznych na obsłudze hotelu. Po chwili tajemnicze „ping” z korytarza znalazło potwierdzenie w nieśmiałym pukaniu do drzwi „Spółdzielni”.
- Proszę. – odruchowo palnął Grubcio.
Do siedziby zboru wtargnął gość w kapeluszu, ciemnych okularach i z długą brodą. Bez słowa zamknął drzwi uprzednio sprawdzając korytarz, czy aby na pewno nikt się na nim nie czai. Podszedł do biurka, podsunął sobie krzesło i usiadł zakładając nogę na nogę.
- Zdejmie pan najpierw kapelusz, okulary czy brodę? - zapytał Drugi.
Gość zmieszał się odrobinę.
- Przebranie nie pomogło? – warknął odklejając sztuczny zarost.
- Niekoniecznie. – odparł mag. – Na plecach ma pan metkę „Holowizja państwowa, dział kostiumów i rekwizytów”.
- Cholera jasna! – zaklął szpetnie gość. – I pomyśleć, że paradowałem w tym po całym mieście!
- Są większe grzechy, niż ten.
- Ma pan coś konkretnego na myśli? – syknął tajemniczy przybysz.
- Nic konkretnego… - uśmiech Drugiego był podejrzany, lecz jego wzrok błądził gdzieś daleko. Trzeci szybko podążył za spojrzeniem, by odnaleźć u kresu tej niezwykłej wędrówki spoczywający na parapecie szmatławiec „Tania Sensacja” z krzyczącymi na czerwono wielkimi literami na okładce, układającymi się w napis „Holowizyjny gwałciciel”.
- Rozumiem, że pan w sprawie cudu?
- Jakby pan zgadł! – spod ciemnych okularów ukazała się twarz bardzo znanego prezentera holowizyjnego.
- Proszę przedstawić problem. – Drugi podwinął swój służbowy, czarowniczy płaszcz i usiadł na krześle naprzeciwko.
- Hmmmm… jakby tu zacząć…
- Od początku. – zaproponował Trzeci. – Czego nam pan nie powie, dowiemy się z gazety.
Bożyszcze tłumów spojrzało na gazetę, skrzywiło się i zaczęło opowieść.
- Uganiała się za mną panienka. – mlasnął. – Normalna rzecz, nazywamy takie „materacykami”, bo taką zaszczytną funkcję spełniają. No i poleżałem na tym materacyku, a teraz on mnie oskarża o gwałt. Jeżeli udowodni, że zrobiłem jej to konkretne „kuku”, to koniec z holowizją!
- I z pieniążkami… - dodał Drugi.
- Pieniądze to nie wszystko! – dorzucił Trzeci.
- Pieniądze nie grają roli! – przelicytował czarowników holowizyjny gwiazdor. Miał czym; największe zlecenie czarowników opiewało dotąd na jedną setną dziennej gaży gwiazdora.
- Oczekuje pan jakiegoś cudu?
- Świetny pomysł! – mruknął prezenter. – Gdyby tak się okazało, że jest dziewicą, to byłby cud!
Grubcio podszedł do stołu i stanął nad klientem z miną rewolwerowca rodem z dzikiego zachodu. Jego mina była tak poważna, jakby stał nad stołem w samo południe, a w kieszeni miał garść dynamitu.
- Czyli sugeruje pan … - nie dokończył.
- … regenerację błony dziewiczej. – dokończył gwiazdor zadowolony z szybkiego przedstawienia problemu.
Drugi wstał, podszedł do kasy pancernej, otworzył ją i wyciągnął archaiczną maszynę do pisania. Ciężkie żelastwo z hukiem zaległo na stole.
- Musimy spisać umowę. – wyjaśnił mag.
- Standardowa procedura. – dodał jego kolega.
- Czyńcie swoją powinność. – westchnął prezenter.
Czarownik zaczął klepać w niemiłosiernie trzaskające klawisze, zanim jednak umowa powstała, niesamowicie gruby osobnik w czarnoksięskim płaszczu począł się gramolić na parapet.
- Czy ty chociaż wiesz, jak ona wygląda? – spytał Drugi nie odrywając wzroku od tworzonego pisma.
- Widziałem przed chwilą w szklanej kuli. – padło z parapetu. – Zresztą w gazecie jest jej zdjęcie topless.
- A w domu?
- Dziękuję, wszyscy zdrowi.
Zadrukowana kartka z umową zgrabnie opuściła archaiczne urządzenie.
- Gotowe. – strony umowy zostały rozdzielone. – Tym razem radzę ci wyrównać już na poziomie szóstego pietra, bo jak nie, to znowu będę musiał wzywać straż rzeczną do wyłowienia zmokniętego ptaszyska… Szanowny pan raczy tu podpisać.
Gość pochylił się nad drukiem, przeczytał i złożył dwa podpisy: na oryginale i na kopii.
Po chwili Grubcio zniknął z parapetu za bezpieczną ramą okna. Gwiazdor aż wstał z wrażenia, lecz jego mina zrzedła jeszcze bardziej, gdy na poziomie okna ukazał się wielki, czarny kruk o dość obszernych kształtach.
- Mam to już opanowane! – zaskrzeczało upiorne ptaszysko. – Podziwiaj mistrzunia w akcji!
Z tym radosnym krakaniem, wywinął w powietrzu niezgrabną pętlę i zniknął w chmurach.
- Proszę wybaczyć mojemu znakomitemu koledze. – wyjaśnił Drugi i usadził klienta z powrotem na krześle. – W szkole nie znosił latania, co chyba zrozumiałe.
- Oczywiście. – gwiazdor odsłonił nieskazitelnie biały uśmiech siląc się na uprzejmość.
Drugi wręczył gościowi egzemplarz umowy oraz dziwnie wyglądającą, bogato zdobioną, palisandrową deszczułkę z paskiem czerwonej wstążki.
- Oto pański egzemplarz umowy oraz indykator, który powie panu, czy obiekt zachowuje czystość.
- Czyli, czy jest dziewicą? – poruszył się prezenter.
- Dokładnie tak. – kontynuował mag. – Gdy czerwona wstążka zmieni kolor na zielony, wtedy nasza panna zyska wianuszek. Na wszelki wypadek my będziemy mieli drugi, identyczny przyrządzik.
Gość wstał, schował do kieszeni marynarki złożoną uprzednio umowę, po czym wziął do ręki palisandrowy wykrywacz dziewictwa.
- Dobrze. – mruknął zadowolony z owoców wizyty. – Poczekam na wynik tych waszych czarów. Mam nadzieję, że mogę być spokojny?
- „Polegaj na mnie, jak na harcerzu”! – zacytował czarownik i usłużnie otworzył obite dermą drzwi biura. – Życzę miłego dnia, do widzenia.
- Oby już nie! – gwiazdor nałożył szybko ciemne okulary, dokleił sztuczną brodę i naciągnął na czoło kapelusz.
„Cymbał i bufon. Dwa w jednym” - pomyślał Drugi i postanowił nie przypominać klientowi o zwisającej na plecach metce rozmiaru szkolnego dziennika. Gość wyszedł pozostawiając po sobie niezatarte, niezbyt smaczne wrażenie. Po trzech minutach od tego zdarzenia indykator spoczywający na biurku w biurze zmienił kolor na zielony. Po kilkunastu kolejnych minutach okno w pokoju rozchyliło się z hukiem i do środka wpadło coś czarnego, wielkiego i niewątpliwie opierzonego. Potężne ptaszysko nie wyhamowało w porę i ze złożonymi skrzydłami zmiotło z biurka antyczną maszynę do pisania. Po chwili Grubcio usiłował wstać z podłogi rozcierając świeżo nabitego guza.
- Niech to wszyscy święci! – zaklął szpetnie. – Co za cymbał ustawił kasę pancerną na linii mojego lądowania?
- Ty sam.
- Ale ktoś musi być odpowiedzialny za tą moją krzywdę! – jęknął czarownik.
- Mój drogi, nikt nie przewidział, że linia twojego lądowania zajmie całe biuro. – Drugi pochylił się, by podać koledze rękę. - Choć muszę przyznać, że czasami nawet je przekracza.
- Jak tam kolorek?
- Ślicznie zie…. – Second spojrzał na biurko. – Zierwony?
- Zierwony? – Trzeci wybałuszył oczy. – To jakaś nowinka, o której nie wiem? To jaki on w końcu on jest?
Po chwili było wszystko jasne. Indykator zmienił kolor na czerwony.
- Niech to Murmur ściśnie! – złość czarownika miała uzasadnienie. – Amorów jej się zachciało!
- Zlecenie rzecz święta! – przypomniał Drugi.
Grubcio już siedział na parapecie. Westchnął ciężko i równie ciężko odbił się od elewacji.
Po dwudziestu minutach do pomieszczenia po raz drugi wpadł zziajany, czarny kruk. Tym razem na jego kolizyjnej nie było już maszyny, była jednak kasa pancerna.
- Żesz ty…! – jęknął Grubcio wstając z podłogi.
Drugi popatrzył z politowaniem na swojego kompana, następnie pokazał indykator. Ten był zielony jak trawa.
- Miałeś rację: jest pięknie zier…wony. – wybałuszone oczy czarnoksiężnika niemalże wypadły z orbit. – W mordę centaura, zabiję tego gacha!
Po chwili niedomknięte okno znowu trzasnęło o futrynę. Czarny kruk oddalił się ciężko lecąc jak poprzednio i jeszcze poprzednio, ku swemu mrocznemu przeznaczeniu. W piętnaście minut był z powrotem, tym razem przezorność oszczędziła mu guzów – owinął sobie dziób poduszką.
Zipiąc i tocząc pianę z ust Grubcio dopadł do wskaźnika. Zielony! Jednakże z przerażeniem w oczach obaj czarownicy obserwowali, jak piękna i soczysta zieleń ustępuje wściekłej czerwieni. Wścieklejszej, niż przekrwione, równie rozpalone spojrzenie tłustego maga.
- Zabiję! – wysapał Grubcio ciężko przewieszając ogromny brzuch za okno. Po chwili skrzydło załomotało o futrynę po raz kolejny. Dziesięć sekund później po całej okolicy odbił się echem potężny plusk, który był dziełem przeraźliwie tłustego, wielkiego i czarnego jak noc kruka, który lotem koszącym wpadł w leniwy nurt Vistula River. Drugi wychylił się przez okno, by widzieć, jak Trzeci niezdarnie gramoli się z rzeki na stały ląd. Następne, co zauważył, to kolegę wykręcającego przemoczony płaszcz czarnoksiężnika oraz taksówkę zatrzymującą się tuż przy nim. Tym razem czarownik postanowił skorzystać z tradycyjnego środka transportu miejskiego. W trzy minuty później szklana kula rozjarzyła się przyjemnym, błękitnawym blaskiem, a wszystko pod delikatnym dotykiem maga, który – bądź co bądź – wściekły, postanowił zbadać przyczynę tak częstej zmiany koloru w indykatorze dziewictwa. Nim jednak dotarł do wyszukiwarki czaroprzestrzennej, zadzwonił telefon.
- Ten wasz patyk jest spieprzony! – grzmiał prezenter w słuchawce. – Co wy sobie, do cholery, nie wyobrażacie?! Że co to ja jestem? Idiota?!
„Idiota, bufon i matoł. Trzy w jednym.” – pomyślał Drugi.
- Ależ skąd! – zapewnił z krzywym uśmiechem. – To pewnie tylko zwykła usterka techniczna. Nasz pracownik właśnie udał się na miejsce, by osobiście dokonać inspekcji urządzenia nadawczego.
- Informujcie mnie na bieżąco. – warknęła słuchawka z trzaskiem w tle.
- O święty Samaelu! – jęknął czarownik, gdy w szklanej kuli ukazało się ogłoszenie. Ogłoszenie z rzekomo zgwałconą dziewczyną w tle. Chwilę potem trzymał już w ręku niewielkie lusterko z zamykanym wieczkiem i mamrotał coś, jakby po starosumeryjsku. Powierzchnia lusterka zmatowiała ukazując frasobliwą twarz Grubcia.
- Gdzie jesteś, kruku wodny? – żart kompana nie przypadł chyba Trzeciemu do gustu. Jego mina zdradzała mieszaninę zakłopotania, bezradności i odrobinki szaleństwa.
- Czekam pod blokiem tej dziewczyny. – wymruczał Grubcio.
- Plan B?
- Zawsze jest jakiś plan B. – przyznał tłusty czarownik. – Obiecałem sobie, że tego gacha, co ją tak często odwiedza, zamienię w żabę. Oczywiście użyję czaru czasowego, wybrałem opcję dwudziestoczterogodzinną…
- I co?
- Czekam.
- Aha! – Drugi zniżył głos. – Mam dla ciebie złe wieści. Może tych gachów być więcej. To nierejestrowana prostytutka, reklamuje się w sieci hasłem „Co kwadransik nowe dymanko”.
- Wiem. – odparł Trzeci podnosząc w ręku foliowy worek z wodą. W wodzie pływał już z tuzin żab. – Zastanawiam się nad wypuszczeniem tej czeredki do Żabiego Raju na skraju miasta.
- Masz na myśli to bagno?
- Phi, chcieli bagno, będą mieli bagno. – skonstatował filozoficznie czarownik i wpakował sobie w usta pączka.
- A umyłeś ręce po tych żabach? – Drugi patrzył na zakłopotanego przyjaciela. – Mniejsza z tym. Pamiętaj, że czar zmiany w żabę jest średnio drogi. Nie chciałbym się tłumaczyć szefowi, czemu dopłaciliśmy do tego zlecenia.
- Zobaczymy. Do jutra mam czas…
- … i co kwadrans gacha na schodach. Fajnie! – czarownik popatrzył na obudowę lusterka, na której widniał napis „RECYCLED”. – Nie mógłbyś jej zainstalować czegoś odnawialnego?
Grubciu aż podskoczył.
- Rewelacyjny pomysł! – wrzasnął i się rozłączył. Drugi pozostał w biurze absolutnie sam.

Po godzinie okno do biura wyleciało z hukiem. Do pomieszczenia wleciał zziajany, czarny kruk, który szybko przybrał postać Trzeciego.
- No, to teraz na pewno już dopłacimy. – mruknął sennie drzemiący przy szklanej kuli czarownik.
- Na świętego Flaurosa! – tłuścioch otrząsnął się z kawałków rozbitego szkła. – Myślałem, że zostawiłeś mi uchylone…
- Nie po twoim lądowaniu w rzece. Co tak późno?
- Musiałem jeszcze wypuścić na bagnach wszystkie żaby…
Drugi parsknął śmiechem.
- I co to niby miało znaczyć? – spytał po chwili.
- Eeeee… tego… spanikowałem. – tłuścioch przyznał ze wstydem, czego dowodem miały być dodatkowe rumieńce. – Ale tylko troszkę!
- Po podliczeniu kosztów za zmianę ludzi w żaby, kosztu taksówki i rozbitego okna, uczciwie oznajmiam, że musimy dopłacić do zlecenia pół krugeranda.
- Naprawdę? – Trzeci zrobił twarz niewiniątka, choć wiedział, że w przypadku pieniędzy, jego przyjaciel nie zwykł żartować. Przyzwyczajenie z czasów akademickich…
- Zadzwonię do technika po nowe okno. – czarownik chwycił za słuchawkę. - I jak ci poszło?
- Wstawiłem jej coś na kształt zamka błyskawicznego. – uśmiech Grubcia osiągnął stadium „od ucha do ucha”.
- Tylko mi tu nie pęknij z zadowolenia! – upomniał mag spoglądając na indykator, który zmieniał kolory, jak szalony. – Czy ona bierze udział w jakimś maratonie?
- Odrabia straty za tych zmienionych w żaby.
- Mogłeś ich przynajmniej odczarować!
- Bądź miłosierny dla swojego rozumu, o wielki! – Trzeci pacnął kolegę w grzywkę. – W ten sposób wszelki czar tej nocy by prysł, a to by nas jeszcze drożej kosztowało. Posiedzą trochę w prawdziwym bagnie, to im się dziwek odechce.
Drugi załamał ręce i usiadł zrozpaczony na krześle.
- Mam tylko nadzieję, że nie ma tam w okolicy wygłodniałego bociana. Nie wypłacimy się na odszkodowania! Nałapałeś im chociaż tłustych much?
- Co tam muszki! A przy okazji: wszyscy jak jeden byli żonaci! – Grubcio mlasnął głośno, co oznaczało, że w całej sprawie jest jakiś kruczek. – Powiedz mi, który żonaty facet przyzna się dobrowolnie, że poszedł na dziwki?
Wtem zadźwięczał archaiczny telefon na blacie biurka. Second podniósł słuchawkę.
- Tak? … Że kto jest? … Wpisał?... A to kanalia!
Słuchawka powędrowała na swoje miejsce. Czarownik usiadł z wrażenia.
- No mów! Co jest grane?
- Portier z dołu poinformował nas, że przed chwilą u prezesa spółdzielni usługowej był jakiś podejrzany i mocno zamaskowany typ z deszczółką zmieniającą kolory. – wyjaśnił mag.
- I co z tego?
- Portier to były gliniarz. – wyjaśniał dalej Drugi. – Staruszek poszedł za nim i podpatrzył, jak ten typ pisał do księgi skarg i zażaleń uprzejmy donosik na nasze – cytuję – „partactwo, niekompetencję” i coś tam jeszcze!
Grubas poderwał się z miejsca i w pośpiechu zaplatał się w swój czarowniczy płaszcz..
- Zamienię gnoja w kijankę! – ryknął nim runął na podłogę.
- Ej, uważaj! To oryginalne linoleum z marketu; gdzie my teraz takie kupimy? – czarownik wyciągnął rękę i z niemałym trudem pomógł wstać koledze.
- Kanalia!
- A co ja mówiłem kilka wersów temu? – mag wzruszył ramionami. – Pocieszę cię, mój przyjacielu. Zadarł z niewłaściwymi czarownikami!
- Oho, wchodzisz w fazę „nieobliczalnie niebezpieczny”. – zauważył Grubcio z lekką obawą..
Jego kompan właśnie zakładał białe, rytualne szaty.
- Co mnie zdradziło? Nie żebym był ciekawski, ale warto wiedzieć…
- Użyłeś formy „przyjacielu”, a to wróży poważne kłopoty. – Trzeci usiadł na krześle i z ciekawością obserwował wspólnika. – Ostatnio, kiedy tak do mnie powiedziałeś, chwilę potem fruwały w powietrzu flaki i kończyny.
Czarnoksiężnik popatrzył wilkiem spod papierowej korony przyozdobionej krwawymi runami.
- Bo ci idioci oparli się plecami o wirujące ostrze piły do asfaltu!
- No dobra, łykam to. – mag wiedział, że nie warto drążyć tematu. – Mógł jeden, ale cała dwudziestka? Inna sprawa, że się im należało. Policja chyba stwierdziła to samo. Co będziesz pichcić?
Rzeczywiście, gdyby nie specjalne, rytualne szaty, postronny obserwator mógłby przysiąc, że mag bierze się do gotowania. Na blacie, tuż obok szklanej kuli pojawiła się niewielka kuchenka turystyczna na gaz ziemny, wysokozaazotowany, składany ruszt, miedziany kociołek z ornamentem złożonym z liści dębu oraz tuzin niewielkich słoiczków z przeróżną zawartością.
- To będzie specjalność zakładu, drogi przyjacielu! – z uśmiechem oznajmił Drugi i otworzył trzy pierwsze słoiczki. Zaciągnął się aromatem magicznych półproduktów i postanowił intensywnie sprawdzić kieszenie płaszcza. – Masz zapalniczkę?
- Nie palę. – odruchowo palnął Trzeci. – Chcesz oboje otruć? Po twojej ostatniej miksturze na czwartym roku biegałem do kibla przez trzy dni…!
Mag uśmiechnął się kwaśno na wspomnienie niemiłego incydentu z zatruciem połowy akademika. A miało być tak odlotowo…
- To był eksperyment naukowy. – mruknął czarownik odpalając w końcu palnik pod kociołkiem. – Teraz to zupełnie inna sprawa.
- A receptura?
- Klasa A1. – dodał dla świętego spokoju mag.
- O wielki Flaurosie! – jęknął tłuścioch i ciężko opadł na krzesło. - Czemu używasz receptury z klauzulą najwyższego bezpieczeństwa?
Mikstura w kociołku poczęła wrzeć.
- To serum prawdy. Przepisy BHC wymagają tego. – Drugi rozkoszował się myślą o skutkach podania swojego specyfiku. – Idę do pokoju obok. Tylko nie podjadaj!
- Obiecuję nie oblizywać paluchów! – Grubcio złożył dwa palce do przysięgi. – A jarzynkę wsypałeś?
- Nie. – dobiegło go z pomieszczenia obok. – Ma być wariant bezwonny.
- Wlałeś parę kropel bergamotki?
- Zbyt moczopędna, mogliby się zorientować.
Czarownik wstał z krzesła i pochylił się nad parującym kociołkiem.
- Ej, mówiłem, żeby nie podjadać! – fuknął Drugi wchodząc do pokoju z dwiema pomadkami znanego producenta kremów. – Jeszcze zadziała i zanudzisz mnie swoimi grzeszkami na śmierć…!
- Sprawdzam konsystencję.
Mag podszedł do stołu, odkręcił obie pomadki nawilżające i wysunął oba sztyfty na całą długość. Po chwili szybkim ruchem umoczył oba kosmetyki we wrzącej cieczy, podmuchał na końcówki pomadek, po czym zakręcił sztyfty i schował oba przedmioty do kieszeni. Płomień pod miedzianym kociołkiem zgasł.
- Od razu mam lepszy humor. – mruknął do Grubcia. – Chodź Czarny Kruku, idziemy odwiedzić dyskretnie pannę, potem zahaczymy o telewizję, a na końcu wycieczki polecam cukiernię pana Clickle. Stawiam pączki.
- Wiesz co? – westchnął gruby czarownik. – Jakikolwiek wredny pomysł ci się nie kołacze pod kopułką, to przyznam, że mając w perspektywie ostatni punkt programu, nie potrafię ci odmówić. Idziemy!
I poszli.

* * * * *

Dwadzieścia minut później jakaś diabelnie tłusta ręka odziana w połyskujący, satynowy rękaw, otworzyła damska torebkę i włożyła delikatnie do środka niewielki, cylindryczny przedmiot. Z pokoju obok dochodziło radosne sapanie i cichutkie pojękiwania. W kilkanaście minut potem drzwi do tonącej w kwiatach garderoby uchyliły się i obok potężnej baterii dezodorantów, pudrów i całej armii cieni stanęła niewielka, nawilżająca pomadka do ust. Po chwili blada i koścista ręka, która ją tam przyniosła, zniknęła.

* * * * *

Drugi rozsiadł się na krześle wyciągając z papierowej torby kolejnego pączka „na wynos”.
- Przyznam ci się, że doskonale rozumiem twoją słabość do wypieków pana Clickle.
- Ba! – coś ohydnie mlasnęło w odpowiedzi. Wielki paczek zniknął w jeszcze większej paszczy Grubcia. – Może by tak odpalić holowizor?
- Błagam, tylko tradycyjnie! Żadnych zbędnych fajerwerków! – jęknął Drugi. – Czekaj, może ja wstanę. Musimy ten sprzęt zwrócić do Zakładu Certyfikacji Taksometrów piętro niżej.
Trzeci wsunął do ust kolejnego pączka.
- Kiedy my się dorobimy własnego odbiornika? – wysapał miedzy kęsami.
- Jak wydasz całą kasę na zamianę gachów w żaby – nigdy. Radzę ci poszukać czegoś na śmietnisku, tam prędzej zrealizujesz marzenia…
- Wypraszam sobie! – oburzenie maga było całkiem uzasadnione. – Po pierwsze: nie jest to moim marzeniem. Po drugie – holowizja ogłupia. Po trzecie: czasem fajnie by było coś obejrzeć… Daj na „Wieści News”, miała być konferencja prasowa panienki…
Drugi podszedł do odbiornika i przełączył kanał. Po chwili na ekranie głębokim na pięć cali pojawiła się urocza spikerka programu „Wieści News” jak zwykle czarując widzów nienagannym, długim warkoczem owiniętym wokół szyi i wpadającym w głęboki dekolt szmaragdowej, połyskującej bluzki.

„Łączymy się teraz ze studiem konferencyjnym, gdzie całe wydarzenie śledzi dla państwa Iron Roger. Halo Roger? Czy ofiara gwałtu złożyła już stosowne oświadczenie?”

Na ekranie pojawił się wypudrowany goguś w ciasno opiętym garniturze.

„Halo studio, halo wszystkim holowidzom. To, co się stało tutaj przed siedmioma minutami przeszło nasze najśmielsze oczekiwania; ofiara nie potwierdziła zarzutów, wręcz im zaprzeczyła. Zresztą zobaczmy powtórkę.”

Goguś zmienił się w średnio ładną blondynkę o urodzie pewnej znanej, mało inteligentnej laleczki. Z tą różnicą, że ta była już lekko zużyta, dużo większa i niezbyt interaktywna. Blondie mówiła z lekkim przerażeniem, jakby była sama zdziwiona, że stać ja na takie wyznania. Przelatujący miedzy jej włosami scroll informował, że blondynka nazywa się „POWTÓRKA MATERIAŁU”.

„Uczciwie i świadomie oznajmiam, że nie było żadnego gwałtu, ja natomiast od siedmiu lat trudnię się prostytucją i z satysfakcją przyznaję, że uwielbiam to robić. Moja dewiza to – co piętnaście minut jeden numerek!”

Blondynka skończyła i zatkała sobie odruchowo usta dłonią. Choć zamiast końcowego uśmiechu, rozbeczała się w bezsilnej złości, czarownicy jak jeden zaczęli bić brawo. Po chwili znowu ukazał się goguś profesjonalnie obnażający śnieżnobiałe zęby, stanowiące idealne tło dla nadmiernie wypudrowanej twarzy. Szybko zapowiedział materiał z ostatniej chwili, który miał przedstawić stanowisko strony przeciwnej. Na ekranie ukazała się … goła dupa, która charcząc i popierdując radośnie oznajmiła:

„No co się gapicie? Gwałciciel to ten z tyłu! Żądam adwokata!”

Grubciu zaniemówił z wrażenia. Drugi rechotał, bo sprawa przybrała planowany obrót, lecz na samym finiszu wymknęła się odrobinę spod kontroli.
- Nie jestem przekonany, czy to właśnie o to chodziło… - wymamrotał Trzeci.
- Mam pytanie.
- Wal…
- Mogę zjeść twojego pączka? – zapytał chytrze Drugi.
- Możesz. – czarownik potaknął potulnie, lecz po chwili wróciła mu trzeźwość myślenia i zorientował się, jaką głupotę palnął. – Ani mi się waż!
- Witaj na ziemi, o podróżniku, he, he! – mag nie przerywał rechotu.
Po chwili – prawem bezwładności – dołączył do niego powoli kolega.
- Jednego tylko nie rozumiem. – przyznał po chwili. – On tą pomadkę zjadł?
- Gorzej! – Drugi otarł łzy, które same pojawiły mu się w kącikach oczu. – Użył jako maści na hemoroidy! He, he, he! Czy ty wiesz, gdzie on ją sobie wsadził?
Potworny rechot trwał dalej i roznosił się echem po korytarzach biurowca Spółdzielni Usługowej. Podobny rechot, tylko z kilkudziesięciu malutkich gardełek rozchodził się właśnie ponad bajorem zwanym dumnie Żabim Rajem. Po chwili czar przestał działać, rechot ucichł i zamiast stadka żab, po kolana w błocie siedziało kilkudziesięciu mężczyzn i patrzyło na siebie z rozdziawionymi ze zdziwienia ustami. Pomimo tuzina dyplomów i doktoratów, żaden z nich nic nie zakumał.

Nazajutrz brukowce były zdominowane dwoma tytułami, z których jeden krzyczał przez drugiego wielkością i kolorem czcionki:

„BOŻYSZCZE TŁUMÓW NA BRUKU!”
„PROSTYTUTKA Z OŚMIOLETNIM KALENDARZEM ZLECEŃ!”

Niestety, nikt nie napisał refleksji, że bycie na szczycie, to tylko chwila. Potem się spada z hukiem na dno.

* * * * *
* * * * *
Przypisy, czyli wyjaśnienie trudnych słów:
MASZYNA „TORPEDO” – rocznik 1928; wytrzymała i niezawodna – nic dziwnego, że korzystają z niej czarownicy. Ja czasami też; PSYCHOSOMATYCZNY AMPLIFIER SENSOWANIA… - pojęcia nie mam, co to, ale fajnie brzmi; SECOND – czyli „drugi”; FALSET – możecie usłyszeć często na lekcji w-f waląc kolegę piłką lekarską w… to chyba jednak niezbyt dobry pomysł; NEKROMANTA – człowiek kontaktujący się z duszą zmarłego nad ciałem, niejednokrotnie wykorzystujący jako „komunikator” ciało denata; „W SAMO POŁUDNIE”, „GARŚĆ DYNAMITU” – klasyka westernu, kto nie widział, niech zobaczy!; MURMUR – zwany „ponurym grafem”, jeden z demonów wyższego rzędu; GAZ ZIEMNY WYSOKOZAAZOTOWANY – za głębokiej komuny takowy był obecny w naszej kulturze z dodatkowym parametrem nazywanym „stopniem zasilania”; PRZEPISY BHC – Bezpieczeństwa i Higieny Czarów; GŁUPAWA BLONDYNKA – typowe i pretensjonalne – zainteresowanym prześlę adres e-mailem.



Autor: Dudziński, Tomasz Marcin
Dodano: 2007-10-28 12:44:41
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS