Ostatnimi czasy zapanowała moda na debiutowanie zbiorami opowiadań – czy to prawdziwymi, czy też udającymi powieść. Piszę o tym nie bez powodu, okazało się bowiem, ku mojemu zaskoczeniu, że „Produkt uboczny” Tomasza Duszyńskiego jest właśnie debiutanckim zbiorem sześciu opowiadań. Nie znalazłem o tym informacji ani na książce, ani na stronie wydawcy, więc byłem zdziwiony, gdy czytana przeze mnie historia zakończyła się po czterdziestu stronach. Wniosek: na przyszłość należy bardziej zwracać uwagę, co bierze się do ręki, nie ograniczając się wyłącznie do oficjalnych informacji... Ale dość o tym, to recenzja, a nie poradnik zdobywania wiadomości o książce.
Pierwszą opowieścią zaserwowaną nam przez Duszyńskiego jest „Druga opcja”, w której jesteśmy świadkami wynalezienia nowego sposobu penitencjarnego w przeludnionym społeczeństwie – a przynajmniej tak się wydaje na początku. Jednakże głównym aktorem utworu jest szczęście... co wypadło blado, szczególnie w porównaniu z poruszającym podobną tematykę (choć w innym ujęciu) opowiadaniem „Smok tańczy dla Chung Fonga” Kossakowskiej.
Tytułowy „Produkt uboczny” jest natomiast swego rodzaju wariacją na temat klonowania i kontroli umysłów. Sprawia wrażenie kompilacji pomysłów z kilku książek i filmów, jako tako przykrojonych na potrzeby konkretnej fabuły.
„Chrononauta” jest jedynym opowiadaniem w zbiorze posiadającym coś na kształt charakteru. Niestety, w tym przypadku zawodzi wykonanie, sprawiając, że czytelnik otrzymuje stojącą na chwiejnych podstawach opowieść o badaniu zagrożeń z przeszłości... ale których nadal można się obawiać.
Opowiadanie „Śmierć to marnotrawstwo materiału” porusza znaną tematykę powrotu martwych zza grobu – a konkretnie wojsk III Rzeszy z Adolfem H. na czele. Rzecz jasna pojawia się bohater, mający za zadanie temu zapobiec. W tym przypadku Duszyński starał się wprowadzić zaskakującą pointę, ale proponuję finalny efekt przemilczeć.
Tak naprawdę jedynym utworem, który przypadł mi do gustu jest „To pana SHOW, panie Mackormik”. Nie ma w nim ani oryginalnego pomysłu ani fajerwerków językowych, ale prezentuje solidny poziom. I – co najważniejsze – potrafi przykuć uwagę. Być może dlatego, że nie jest to wyłącznie suchy opis, ale poznajemy także uczucia bohatera.
Na deser po tym niezbyt wyszukanym daniu autor serwuje humoreskę „Serdelek na wakacjach”. Pomysł nawet sympatyczny, ale jego prostota lepiej by się sprawdziła, gdyby odchudzić to i tak króciutkie opowiadanie.
„Produkt uboczny” jako całość prezentuje się bardzo przeciętnie. Z każdego opowiadania udałoby się coś dobrego wyciągnąć, ale więcej jest rzeczy, które autorowi nie wyszły. Za największy plus uznaję scenerię, która w przeważającej liczbie przypadków jest intrygująca. Widać, że autor ma ciągoty ku wizjom postapokaliptycznym, lubi pospekulować nad przyszłością naszej planety – ale tych pomysłów nie rozwija, są zaledwie mało znaczącym tłem dla fabuł. A te, powiedzmy sobie szczerze, są słabe. Autorowi brakuje pomysłów – stąd pewnie liczne inspiracje książkami czy filmami. Czytając zbiór co chwilę miałem wrażenie, że daną scenę gdzieś już widziałem. W czerpaniu z dobrych wzorców nie ma nic zdrożnego pod warunkiem, że dołoży się coś od siebie. A na razie Duszyńskiemu to nie wychodzi.
Podsumowując: nazwa zbiorku jest nawet udana. To właśnie taki produkt uboczny Fabryki Słów. Myślę, że autorowi dobrze by zrobiło, gdyby poczekał jeszcze trochę z debiutem. Pisać każdy może, ale pod warunkiem, że ma coś do przekazania. Na razie w prozie Duszyńskiego nie ma ikry, pomysłów też jest jak na lekarstwo. Niech autor pomyśli o wydaniu kolejnej książki dopiero wówczas, gdy poprawi te elementy.
Ocena: 4/10
Autor:
Shadowmage
Dodano: 2007-07-11 15:06:10