NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Weeks, Brent - "Poza cieniem" (wyd. 2024)

Ukazały się

Markowski, Adrian - "Słomianie"


 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Kukiełka, Jarosław - "Kroczący wśród cieni"

 Gray, Claudia - "Leia. Księżniczka Alderaana"

 Le Fanu, Joseph Sheridan - "Carmilla"

Linki

Drake, David & Flint, Eric - "Tarcza przeznaczenia"
Wydawnictwo: ISA
Cykl: Drake, David & Flint, Eric - "Belizariusz"
Data wydania: Sierpień 2007
ISBN: 978-83-7418-159-4
Oprawa: miękka
Format: 115 x 175 mm
Liczba stron: 480
Cena: 33,90 zł
Tom cyklu: 3



Drake, David & Flint, Eric - "Tarcza przeznaczenia" #4

Rozdział 3
Następnego ranka, kiedy Baresmanas usłyszał od regentki odpowiedź na propozycję sojuszu, był naprawdę zachwycony. Prawda, liczył na większą armię. Ale ani on, ani imperator Chozroes nie marzyli nawet, że Rzymianie wesprą ich czterdziestoma tysiącami żołnierzy.
To, że Rzym nie zażądał w zamian przesunięcia granic ani wymiany terenów także bardzo go zadowoliło. Spodziewał się czegoś wręcz przeciwnego.
Ale najwspanialsze było to, że dostał Belizariusza.

* * *
Ale nie wszyscy członkowie delegacji dzielili radość wraz z nim. Jego żona, pani Maleka, była niezadowolona. Kiedy tylko Baresmanas wrócił do małego pałacyku, położonego w samym centrum kompleksu dworskiego, w którym umieszczono Persów, kobieta miotała się po głównym salonie z nachmurzoną miną.
– Nie pochwalam tego – powiedziała do męża gwałtownie. – Nie powinniśmy prosić tych plugawych rzymskich mieszańców o pomoc, tak jakbyśmy byli nędznymi, nisko urodzonymi żebrakami.
Ambasador zignorował jej słowa. Stał przed kominkiem, płonącym w sali, i grzał ręce; kwietniowe poranki były jeszcze dość chłodne.
– Nie podoba mi się to! – powtórzyła Maleka.
Baresmanas westchnął i odwrócił się od ognia.
– Ale imperatorowi się podoba – odparł łagodnie.
– Chozroes to tylko chłopiec!
– Z pewnością się mylisz – zaprzeczył jej mąż stanowczo. – Prawda, jest jeszcze młody. Ale cieszy się takim samym szacunkiem, jak wszyscy imperatorowie zasiadający na tronie Ariów. Nie pozwalaj sobie na wątpliwości w tej materii, żono.
Pani Maleka skrzywiła się.
– Nawet jeżeli... Jest zbyt skoncentrowany na inwazji Malawian! Zapomina o naszym wspaniałym aryjskim dziedzictwie!
Jej mąż powstrzymał się od ostrej riposty. W przeciwieństwie do swojej żony Baresmanas był dobrze wykształcony. Nie ustępował większości uczonych mężów, co było dość niespotykane wśród sahrdaran. Z drugiej strony Maleka należała do typowych przedstawicielek swojej klasy. Podobnie jak większość perskich arystokratek umiała pisać i była dość oczytana. Ale odkąd dorosła, nigdy nie korzystała ze swojej wiedzy. Wolała raczej uczyć się historii, usadowiona na poduchach, w swoim pałacu w Ktezyfoncie, i zasłuchana w pieśni o bohaterskiej przeszłości Ariów.
Baresmanas przyjrzał się rozzłoszczonej twarzy swej małżonki i gorączkowo rozważał, w jaki sposób zdoła się przebić przez jej uprzedzenia i ignorancję. Naprawdę chciał jej wyjaśnić sytuację.
Wiedział, że prawdziwa historia jest zupełnie odmienna od jej fantastycznych wyobrażeń. Irańczycy, którzy rządzili Persją i Azją Centralną, przybyli z azjatyckich stepów. Podobnie jak ich kuzyni – Scytowie. Oni także byli kiedyś nomadami, barbarzyńskim plemieniem. Tysiąc lat temu aryjskie plemiona opuściły stepy, ruszyły na południe i rozpoczęła się ich wielka, epicka historia. Poruszające się na zachód plemiona określono mianem Irańczyków. To właśnie oni stali się zaczątkiem chwalebnych Medów i Persów. Ich wschodni kuzyni ruszyli natomiast w kierunku północnych Indii i dali początek kulturze wedyjskiej, która w końcu objęła swym zasięgiem praktycznie cały centralny obszar kontynentu.
A potem, gdy już tego dokonali, obie gałęzie Ariów zaczęły konstruować swoją własną historię. Opowieść pełną legend i chwalebnych wydarzeń, mających niewiele wspólnego z rzeczywistością.
Mity i bajki, które wyrosły na feudalnej ziemi Wschodu. Teraz prawdziwa siła Irańczyków, podobnie jak niegdyś, znajdowała się na perskich równinach i rozległych, bogatych ziemiach Mezopotamii. Lecz Ariowie, a przynajmniej szlachta, pamiętali tylko legendy o północno-wschodnich stepach.
A w dodatku, pomyślał kwaśno, pamiętali je zupełnie na odwrót. Nie obchodziła ich siła militarna barbarzyńskich jeźdźców. Mówili tylko o czystej krwi i boskim pochodzeniu.
Baresmanas znów przyjrzał się żonie i zrozumiał, że nie jest w stanie przebić się przez jej uprzedzenia.
Dał więc za wygraną i sam postanowił sięgnąć do tradycji Ariów.
– Nie sprzeciwiaj się swojemu mężowi, żono – rozkazał. – I swojemu imperatorowi także.
Otworzyła usta, jakby chciała coś jeszcze powiedzieć.
– Dosyć już.
Pani Maleka skłoniła głowę i opuściła pokój w ponurym milczeniu.
Irańczyk usiadł na szezlongu, stojącym tuż obok kominka. W jego czarnych oczach odbijały się płomienie, tak jakby widział już zbliżającą się pożogę.
I rzeczywiście tak było. Kiedy patrzył w ogień, przypomniał sobie bitwę pod Mindos. To tam, trzy lata temu, rzymski generał rozbił w puch perską armię. Przechytrzył ich, złapał w pułapkę, a potem wyrżnął w pień. Zdobył nawet obozowisko.
Belizariusz.
Baresmanas brał udział w tej bitwie. Podobnie jak jego dzieci, które były w obozowisku.
Odwrócił wzrok od ognia i zamrugał.
Jego dzieci nie byłyby pod Mindos, gdyby on, ojciec, ich tam nie zabrał. On także, mimo swego wykształcenia, dał się omamić aryjskim mitom. Wysoko urodzeni Persowie zawsze zabierali swoje rodziny na wojenne kampanie; był to stary zwyczaj. Pokazywali swemu wrogowi, a także całemu światu, że nie tracą wiary w niepokonaną siłę Ariów.
Jego żona nie pojechała pod Mindos. Wymówiła się kiepskim zdrowiem. Oczywiście nie obawiała się wroga, a tylko żaru syryjskiej pustyni. Ale jego dzieci gorliwie dotrzymywały mu towarzystwa, zarówno córka, jak i syn. Chcieli być świadkami, jak ich sławny ojciec, zastępca głównodowodzącego armii, Firuza, niszczy tych bezczelnych Rzymian.
Baresmanas westchnął. Podniósł lewą rękę i pogładził prawe ramię. Ramię bolało, jak zawsze, a przez jedwab tuniki mógł wyczuć brzydką, poszarpaną bliznę.
Ta blizna stanowiła pozostałość po rzymskiej lancy. Pamiątka po Mindos. Baresmanas, podobnie jak cała reszta szlachetnie urodzonych kopijników, został uwięziony w środku pola. Złapany w pułapkę przez sprytnego rzymskiego generała; a potem zmiażdżony potężnym kontruderzeniem.
Belizariusz.
Perski ambasador nie pamiętał wiele z ostatnich chwil bitwy. Tylko zamieszanie i duszący pył. A potem wzrastające, okropne przekonanie, że zostali przechytrzeni i wciągnięci w pułapkę. Szok i ból, gdy leżał oszołomiony i krwawiący na zrytej ziemi, z prawie odciętym ramieniem.
Ale najdokładniej pamiętał strach, który wdarł się do jego serca niczym gorące żelazo, które zaczęło krążyć w jego żyłach zamiast krwi. Nie bał się o siebie, lecz o swoje bezbronne dzieci. Perski obóz, jak zwykle, pozbawiony był ochrony i nic nie mogło powstrzymać Rzymian. Baresmanas wiedział, że żołnierze nieprzyjaciela wpadną do środka niczym wilki. Bał się Hunów, którzy nie znali umiaru w mordowaniu i plądrowaniu.
I tak się stało. A przynajmniej zaczęło się dziać.
Dopiero Belizariusz i jego katafrakci ukrócili rzeź. Generał był tak samo stanowczy i nieubłagany w stosunku do swoich najemników jak w stosunku do Persów.
Tygodnie później, kiedy jego rodzina zapłaciła już okup, Baresmanas usłyszał opowieść z ust swojej córki, Tahminy. Kiedy ona i jej brat ujrzeli nadchodzących Hunów, skryli się pod jedwabnymi poduchami w swoim namiocie. Ale najeźdźcy nie dali się oszukać. Mały oddział wojowników szybko znalazł Tahminę i wywlókł ją przed namiot. Brat chciał przyjść jej z pomocą, ale jego odwaga była daremna. Hunowie nie zabili chłopca, gdyż wiedzieli, że żywy jest wart swej ceny na targu niewolników. Po prostu go ogłuszyli, jakby mimochodem, i dalej zrywali ubrania z jego siostry.
Wtedy nadszedł rzymski generał, w towarzystwie swoich katafraktów, i rozkazał mężczyznom, by zaprzestali plądrowania. Tahmina opowiedziała ojcu, jak Hun, który trzymał ją za włosy, zadrwił sobie z Belizariusza. I jak generał po prostu wymówił z kamienną twarzą imię katafrakta. Katafrakta, którego twarz była jeszcze zimniejsza, tak samo okrutna jak u łasicy. Katafrakt był szybki i zabójczy jak łasica. Zabił trzymających Tahminę Hunów z potężnego łuku. Zginęli jak kurczaki z ręki drapieżnika.
Belizariusz.
Dziwny, osobliwy człowiek. Z okrutnym, doskonale skonstruowanym umysłem, w którym kryje się dziwaczna odrobina litości.
Baresmanas znów odwrócił głowę i jeszcze raz popatrzył w płomienie. I wreszcie, po raz pierwszy od chwili gdy dowiedział się o ataku Malawian na Mezopotamię, zobaczył wrogów smażących się w płomieniach.
Belizariusz.



Dodano: 2007-07-10 18:07:48
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS