NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Weeks, Brent - "Cień doskonały" (wyd. 2024)

Swan, Richard - "Tyrania Wiary"

Ukazały się

Ferek, Michał - "Pakt milczenia"


 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Kukiełka, Jarosław - "Kroczący wśród cieni"

 Gray, Claudia - "Leia. Księżniczka Alderaana"

Linki

Ziemkiewicz, Rafał A. - "Frajerzy"
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: Październik 2003
ISBN: 83-89011-30-1
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Liczba stron: 448
Cena: 25,00 PLN
miejsce wydania: Lublin
seria: Felietony



Ziemkiewicz, Rafał A. - "Frajerzy" #1

Witajcie w inwigilu

Indiańskie słowo „chicago” oznaczało ponoć cebulę. Stąd wśród tutejszych polonusów jest fason mówić: Cebulowo. Fajna nazwa. Jakoś oswaja tę gargantuiczną stertę betonu spiętrzonego na południowym brzegu jeziora i rozlewającą się wokół niego na setki mil falą jednostajnej, niskiej zabudowy.

W downtownie wieżowce stoją prawie na samym brzegu, nieco dalej na północ zaczyna się długi pas plaży, prowadzący do przystani, gdzie wynajmuje się na godziny jachty i motorówki. Cała okolica od pierwszej chwili wydała mi się bardzo znajoma, choć skąd — to wymagało dłuższego główkowania. Oczywiście, Limes inferior Zajdla! Toż pod powieścią stoi jak wół: Warszawa — Chicago, Ill. — Zakopane — Racibór, lipiec 1979 — sierpień 1980. Chicago Ill.!
A zatem, jesteśmy, drodzy państwo, w Argolandzie. Oto jezioro Tibigan, jedyne miejsce w aglomeracji, nad którym widać nocą gwiazdy, i przystań, gdzie zaczyna się akcja powieści. Za nami charakterystyczny, 120-piętrowy wieżowiec, górujący ponad innymi, „Baszta Argolandu”, z ulokowaną na szczycie restauracją za żółte punkty. Nieopodal znajdujemy warsztaty „raju majsterkowiczów”, w którym Adi Cherryson prokurował swoje lifterskie pigułki i dokąd udał się po laubzegę, by przeciąć bransoletę aresztomatu. W pobliżu musi być też bar „na rogu Północnej i ronda Saturna”, gdzie lifter zwykł był wpadać na poranne piwo — trudno zgadnąć, o który z wielu podobnie ulokowanych przybytków mogło chodzić. Znacznie łatwiej namierzyć hotel Kosmos, przynajmniej jeśli się pamięta, że „na każdej z sześćdziesięciu kondygnacji gmachu znajdowało się co najmniej sto kabin mieszkalnych”. Nie ma też kłopotów z „północną dzielnicą”, w której zamieszkali, jeszcze przed Wielką Reformą, rodzice Sneera — przejeżdżam przez nią kilka razy udając się z ekipą na zdjęcia. Zajdlowy opis tej okolicy bardzo dobrze odpowiada rzeczywistości, pomija tylko jeden szczegół — iż jest to dzielnica polska (tzw. Jackowo, od znajdującego się pośrodku kościoła św. Jacka). Okoliczność dodatkowo podkreślająca pokrewieństwo Adiego Cherrysona — Sneera z Adamem Wiśniewskim-Snergiem.
Przyjemnie jest chodzić ulicami, o których się kiedyś czytało, oglądać grające w fabule miejsca. Nie sposób wtedy nie wyobrażać sobie, jak musiało to wyglądać dwadzieścia lat temu, gdy chodząc po tych samych ulicach Zajdel wymyślał swoją powieść.
W roku 1980 karta kredytowa służyła, jeśli w ogóle ją kto miał, tylko do pokazywania. Sprzedawca spisywał z niej numer, wystawiał rachunek, potwierdzany przez właściciela karty własnoręcznym podpisem, a potem wysyłał kwity do banku. Magnetyczny pasek, czytnik w kasie, komputery w każdym możliwym i niemożliwym miejscu — to wszystko pozostawało jeszcze pieśnią przyszłości. Na razie pan Dell zgadzał się ze strategami z IBM, że komputer w domu jeszcze przez wiele lat będzie kosztowną i zbędną zabawką, przyszłościowy jest tylko rynek wielkich maszyn dla firm. Internetowi zaś przeznaczano rolę łatwo dostępnej biblioteki dla wąskiego grona naukowców. To było na „zgniłym Zachodzie”, w Polsce mało kto w ogóle o takich sprawach słyszał. Powieść Zajdla została odebrana jako aluzja polityczna, dopatrzono się w niej demaskacji absurdów socjalistycznej ekonomii. Ta część Limes..., która narodzić się musiała podczas wędrówek Zajdla po Cebulowie, średnio wtedy docierała do polskiego odbiorcy.
Niecały tydzień przed wyskokiem do USA, przerzucając — w ramach przygotowań językowych — tamtejszą prasę, znalazłem artykuł o internetowych agencjach wyszukujących informacje. Firmy tego rodzaju w ostatnich miesiącach mnożą się jak grzyby po deszczu i ponoć prosperują. Dziennikarz, który zapragnął to sprawdzić, zapłacił jednej z nich trzy tysiące dolarów i podał własne imię, nazwisko oraz miejsce pracy. Po tygodniu dostał pakiecik zawierający wszystkie jego sekrety: zastrzeżone numery telefonów i kart kredytowych, listę zakupów, jakich dokonywał, spotkań, także tych intymnych... Tak, w dobie Internetu nie da się zachować w tajemnicy, że ma się kochankę. Jeśli facet zaczyna nagle płacić za kolacje w drogich restauracjach czy motele, pozostaje tylko znaleźć kobietę, która więcej niż raz użyła swojej karty kredytowej w zbliżonym miejscu i czasie. Zresztą dla internetowych szpiegów wyszukiwanie tego typu zbieżności stanowi margines działalności. Ich zleceniodawcami nie są zazwyczaj zazdrosne żony, tylko firmy sprawdzające kandydatów do pracy.
A zatem, drodzy państwo, mamy Zajdlowy syskom i inwigil. „You can hide nowhere”, jak reklamuje się pewna firma oferująca podsłuchy, podglądy i inne tego rodzaju utensylia dla szpionów. Osiemnaście lat temu ta warstwa Limes inferior nie rzucała się czytelnikom tak bardzo w oczy. Przytłaczał ją system różnokolorowych walut i ich czarny rynek, jako żywo kojarzący się z Peweksami i cinkciarstwem.
Nawiasem mówiąc, już po śmierci Zajdla przeczytałem gdzieś, że system łudząco podobny do argolandzkiego stosowali u siebie Chińczycy. Pensje prominentów wypłacane były w juanach innego koloru niż te, którymi płacono pospólstwu — i oczywiście istniała cała sieć sklepów za żółtymi firankami, które przyjmowały tylko te lepsze juany. W ten sposób faktyczni bogacze byli, formalnie rzecz biorąc, zrównani materialnym statusem z prolami — dostawali co do juana tyle samo. Rzecz trzymano w dyskrecji i do dziś nie wiem, czy Zajdel o sprawie wiedział i to ona go zainspirowała, czy też po prostu trafił.
W chicagowskim hotelu płacę czekiem podróżnym, ku słabo skrywanej irytacji pań zza kontuaru. Szukanie reszty przeciąga się długo, w końcu okazuje się, że w ogóle nie ma w hotelu tyle keszu. Na dodatek, kiedy już doczłapię na górę, okazuje się, że mam wyłączony telefon. To normalna procedura wobec takich, co nie chcieli okazać swej karty kredytowej. Diabli wiedzą, co takiemu gościowi przyjdzie do głowy — zacznie sobie wydzwaniać na zero siedemset, a potem szukaj wiatru w polu. Trzeba się dopiero wykłócić i zdeponować w recepcji dodatkową porcję gotówki. Po powrocie do pokoju stwierdzam, że razem z telefonem włączył się telewizor. Mogę teraz obejrzeć Sleepy Hollow albo pornosa za jedyne $ 8,95.
Człowiek bez karty kredytowej już dziś jest tu traktowany jak, nie przymierzając, łysy na Paradyzji. Gotów w każdej chwili zniknąć bez śladu za rogiem. Nie lubią tu takich. Ciekawa rzecz, parę lat temu kilka banków wprowadziło na rynek odnawialne karty płatnicze. Taka forma elektronicznej gotówki — karta identyczna, jak Visa czy inny AmericanExpress, tylko że nie przypisana do konkretnej osoby. Mogłeś sobie nabić ją dowolną sumą elektronicznych dolarów ze swego konta, tak jak się napełnia portfel czerpanymi z bieliźniarki banknotami, a potem płacić nie zostawiając śladu i nie bojąc się, że złodzieje skopiują ci pasek magnetyczny albo gwizdną numer karty podczas zakupów przez sieć.
Nie przyjęło się to zupełnie. Więc rzecz chyba nie w wygodzie, bo elektroniczny portfel (tak to nazywano) nie był wcale mniej wygodny od karty, wręcz przeciwnie. Po prostu syskom lubi wiedzieć o każdym wszystko. Inwigil się nie zgodził.
Dwadzieścia lat temu Zajdel musiał już skądś wiedzieć, że tak to będzie wyglądało.


Dodano: 2006-10-07 10:11:22
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS