NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Robinson, Kim Stanley - "Czerwony Mars" (Wymiary)

LaValle, Victor - "Samotne kobiety"

Ukazały się

Kingfisher, T. - "Cierń"


 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

 Pilipiuk, Andrzej - "Czasy, które nadejdą"

 Szmidt, Robert J. - "Szczury Wrocławia. Dzielnica"

 Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"

Linki

Kańtoch, Anna - "Miasto w zieleni i błękicie"
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 2004
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Liczba stron: 368



Kańtoch, Anna - "Miasto w zieleni i błękicie" #2

Porwanie

Melisandra spacerowała bulwarem Sent-Anhan tuż po zmroku.
Myślała o mężczyźnie w masce Słonecznego Boga, którego pokonała, i o tym, jak łatwo, jak zdumiewająco łatwo jej to przyszło.

Może powinnam go zabić. Jeśli człowiek ten naprawdę jest poszukiwanym przez policję mordercą, byłoby to najlepsze wyjście. Ale tamten, gdy oskarżyła go o śmierć pułkownika Delmaya, ani nie potwierdził, ani nie zaprzeczył. Gdyby go zabiła, nigdy nie uzyskałaby pewności.
Może jeszcze kiedyś wróci, pomyślała. Na przykład dzisiejszej nocy.
A może nie. Może wystraszyła go tak bardzo, że już nie będzie próbował się z nią spotkać.
Bulwar Sent-Anhan był najprostszą i najszerszą ulicą Gouttenegre, jedyną, po której regularnie kursowały dorożki i miejskie omnibusy. Bulwar nie miał tej dwuznacznej sławy, jaką cieszyła się cała dzielnica. Wieczorem można tu było spotkać mieszczańskie pary, spacerujące wraz z dziećmi i przyglądające się występom ulicznych sztukmistrzów.
Kiedyś często przychodziła tutaj z rodzicami. Niespodziewanie przypomniało jej się dzieciństwo. Wypełnione nauką dni, bo wiedza córki była dla Xaviera d’Aleume przepustką do quinsońskiej elity towarzyskiej, spędzane na zabawie noce i poranki, gdy wracała do domu, przysypiając na skórzanym siedzeniu powozu. Ojciec, zawsze nienagannie uprzejmy, ponieważ don Xavier, z gorliwością neofity realizując ideę nadstawiania drugiego policzka, najmilszy był dla tych, których nie znosił najszczerzej. Wreszcie i ona sama, mała Mel, która potrafiła bezbłędnie wyrecytować wszystkie miasta i miasteczka, przez które przepływają rzeki Okcytanii, dziewczynka na pamięć znająca poezje i baśnie, dziecko, dla którego historyczne daty nie miały żadnych tajemnic. A gdy skończono już zadawać jej podchwytliwe pytania z geografii czy historii — bo dorośli z atlasami i podręcznikami w ręku wciąż próbowali przyłapać ją na pomyłce — zaczynano wypytywać ją, co sądzi o prawie wyborczym dla kobiet, kolei żelaznej czy choćby i najnowszej modzie. Mel nawet w wieku dziesięciu lat miała już wyrobione poglądy na większość spraw. Czasem dziecinne, owszem, i naiwne, ale czasem też całkiem oryginalne. A ludzie śmiali się głośno, słuchając jej słów, wypowiadanych z powagą i przejęciem.
Błazen, zabawka dla znudzonego towarzystwa, pomyślała, bardziej z humorem niż z goryczą.
Chwilę stała, przyglądając się mężczyźnie, który żonglował płonącymi pochodniami. Pochodnie wzlatywały wysoko w nocne niebo, ciągnąc za sobą warkocz iskier, a on chwytał je zręcznie i kłaniał się, nagradzany burzą oklasków.
Kilkanaście kroków dalej zobaczyła aktora, który miał właśnie odegrać kawałek jakiejś sztuki. Potrzebna mu była partnerka, krążył więc przez chwilę w kółeczku rozchichotanych, wdzięczących się panienek, umiejętnie wzmagając napięcie, by po chwili wyciągnąć na środek zaimprowizowanej sceny potarganą blondyneczkę w białej sukience. Mel poczuła ukłucie zazdrości, takie samo, jakiego doznała na widok dòny Angelety. Wiedziała, że ludzie uważają ją co najwyżej za „oryginalną”, ale na pewno nie piękną czy przynajmniej ładną. Nigdy wcześniej jej to nie przeszkadzało. Aż do teraz. Teraz dałaby wiele, żeby mieć duże, błękitne oczy, złote włosy i dołeczki w policzkach jak ta dziewczyna.
Jakiś dzieciak zaczął dmuchać w glinianego, wypełnionego wodą kogutka. Odruchowo zasłoniła uszy i przyspieszyła kroku. W tym momencie, zmieszane z innymi emocjami, dotarło do niej uczucie nienawiści. Odwróciła się, chcąc znaleźć jego źródło. Za późno. Ktoś stanął za plecami Mel, chwycił za ręce, ściągając łokcie w tył i popchnął ją do przodu. Krzyknęła, szarpnęła się i wyrwałaby się, gdyby jakaś inna dłoń, która wysunęła się ze stojącego na ulicy powozu, nie złapała jej za włosy. Zdążyła jeszcze dostrzec pełną poczucia winy twarz jakiegoś starca, który pospiesznie odwrócił wzrok. W środku było ciemno. Jeden z mężczyzn na oślep uderzył ją w twarz, a Mel, czując jak krążące w żyłach przerażenie dodaje jej sił, zaczęła wrzeszczeć i kopać.
Powóz ruszył, przez zaciągnięte zasłony co jakiś czas przebijał blask ulicznej latarni, który oświetlał trzy męskie, zamaskowane postaci szarpiące się z drobną figurką. W mroku nie mogli sobie z nią poradzić, większość ciosów obliczonych na ogłuszenie dziewczyny trafiała w próżnię. Mel wiła się, wierzgała i próbowała gryźć, nadal nie przestając krzyczeć. W pewnym momencie obcasem udało jej się wybić szybę, do środka wtargnął powiew świeżego powietrza i uliczny gwar, ale grube zasłony nadal przepuszczały niewiele światła. Ktoś przewrócił dziewczynę i oparł kolano na jej plecach. Uniosła głowę, bo na podłodze pełno było odłamków szkła, ale zaraz zamarła w bezruchu. Na szyi poczuła zimny dotyk metalu.
— Nie ruszaj się. Mam nóż — powiedział ktoś, a potem dodał, zwracając się do któregoś z towarzyszy. — Potrzebuję światła.
Usłyszała trzask pocieranej zapałki i powóz wypełniły tańczące cienie. Spróbowała przekręcić głowę, ale mężczyzna przywołał ją do porządku przy pomocy noża. Drugi zaczął wiązać jej ręce. Szło mu to bardzo niezręcznie. Wyczuwała jego nienawiść, zmieszaną z podnieceniem i strachem.
— Ojciec nie daruje mi tej wybitej szyby — jęknął ten, który męczył się z jej więzami.
Wszyscy byli silni, zdecydowani i bardzo młodzi. Właściciel powozu miał dokładnie dwadzieścia jeden lat — o rok więcej niż Mel. Znała jego głos, jego imię i nazwisko. Czasami jego twarz wracała do niej we śnie.
— Będziesz grzeczna? — spytał ten z nożem.
Skinęła głową. Zapałka zgasła, a mężczyzna pociągnął dziewczynę na siedzenie. Usiadł przy niej, przyciskając ostrze już nie do jej szyi, ale do boku. Nóż przebił materiał sukni i gdy powóz podskakiwał na nierównym bruku, ranił jej skórę.
Odłamek rozbitej szyby musiał skaleczyć Mel w czoło, bo czuła, jak strużka ciepłej i gęstej krwi spływa jej po policzku. Odsunęła się, przyciskając twarz do obitej gładkim materiałem ściany powozu, byle dalej od siedzącego koło niej mężczyzny i jego noża. Krew spływała teraz z czoła prosto w jej ucho, łaskocząc nieprzyjemnie. Powóz jechał szybciej, nie zatrzymując się, co znaczyło, że wyjechali z Quinson i poruszali się którąś z pustych o tej porze podmiejskich dróg.
Zabierają mnie tam, pomyślała, gdzie będą mogli zabić bez świadków i bez pozostawiania śladów. Wykorzystując fakt, że przy szybkiej jeździe powozem mocno szarpało, sprawdziła oplatający jej nadgarstki sznur. Don Peyre, gdy go znała, był wysokim czternastolatkiem, silnym, ale wyjątkowo niezgrabnym. Z wiekiem najwyraźniej nie przybyło mu zręczności. Melisandrze bez większego trudu udało się poluzować więzy.
Powóz zatrzymał się i dziewczynę wypchnięto na zewnątrz. Znajdowali się na pustej drodze, wiodącej do Domu Snów. Spojrzała na wyglądające przepięknie w świetle księżyca ruiny i w przypływie poczucia gorzkiego humoru pomyślała, że być może ostatnią rzeczą, jaką przyjdzie jej zobaczyć przed śmiercią, będzie ten sam widok, który tak zachwycał Vigila Calę.
— Jak myślisz, jaka kara powinna spotkać czarownicę? — syknął właściciel noża i gęstej, najprawdopodobniej czarnej, czupryny.
Nie odpowiedziała. Czarnowłosy podszedł bliżej.
— Mam coś dla ciebie. — Z kieszeni surduta wyjął medalik i przycisnął do jej policzka. Gdy nie zareagowała, spojrzał na nią niepewnie i zbliżył się jeszcze bardziej. Na to właśnie czekała Mel. W świetle księżyca w okrągłych wycięciach czarnej maski widziała już jego oczy. Zajrzała w nie i sięgnęła w głąb umysłu. Młodzieniec wrzasnął i odskoczył, potykając się i byłby się przewrócił, gdyby jego przyjaciel nie złapał go w ostatniej chwili. Mel odwróciła się i już miała zniknąć pomiędzy ruinami, gdy don Peyre, z szybkością, o jaką nigdy by go nie posądziła, zastąpił jej drogę.
— Mam ją! — krzyknął, podczas gdy czarnowłosy miotał się i wrzeszczał: „Ogień! Ogień!”, a trzeci młodzieniec na próżno starał się go uspokoić.
— To złudzenie, głupcze! Czarnoksięska sztuczka! — wołał, ale nie był w stanie uwolnić się od przyjaciela, który wczepił się w niego jak szukające ratunku dziecko.
Tamci dwaj, szarpiąc się ze sobą, na razie byli niegroźni. Mel spojrzała na don Peyre’a, który rozsądnie odwrócił głowę, ale nadal trzymał ją w mocnym uścisku.
Zbliżyła usta do jego ucha.
— Don Peyre Fau — szepnęła. — Kiedyś próbowałeś ratować mi życie, a teraz chcesz zabić?
Zaskoczony młodzieniec na chwilę rozluźnił mięśnie. Dziewczyna wywinęła się i dłonią, którą już od pewnego czasu miała wolną, pchnęła go w pierś.
Zanim tamci zdążyli ruszyć w pościg, lekka, gnana strachem postać Melisandry przepadła już wśród ruin.


Dodano: 2006-10-07 10:11:22
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS