NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

Miela, Agnieszka - "Krew Wilka"

Ukazały się

Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (czarna)


 Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (niebieska)

 Kingfisher, T. - "Cierń"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Maas, Sarah J. - "Dom płomienia i cienia"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

Linki


Wywiad z Dominiką Repeczko

Katedra: Witam! Po Pawle Matuszku z „Nowej Fantastyki” przyszła kolej na jego żeńską odpowiedniczkę, Dominikę Repeczko z Fahrenheita i wydawnictwa Fabryka Słów. Czy mogłabyś coś nam o sobie powiedzieć? Pamiętam Cię jeszcze z czasów, jak pisałaś dla magazynu fantastycznego „Sfera” razem z Pawłem Ziemkiewiczem. Jak trafiłaś do Fabryki?

Dominika Repeczko: O sobie zapewne opowiedzieć bym mogła, nie ma jakichś przeciwwskazań obiektywnych, ale zadałeś tyle pytań – w jednym podpunkcie mieszczą się trzy – że odpowiadanie na nie zajmie mi tydzień zapewne. Wobec czego skupię się na pytaniach i odpowiedziach, tym bardziej, że opowiadanie o sobie to nie jest coś, co jakoś wyjątkowo bym lubiła. Pamiętasz mnie jeszcze z czasów „Sfery”? To trochę przerażające. Moja przygoda ze „Sferą” wcale nie jest tak odległa w czasie, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Poza tym, w chwili gdy zaczynałam pracę w „Sferze”, miałam już swój dorobek w „Fahrenheicie” i okres aktywnej działalności na „Srebrnym Globie”. Wygląda na to, że to dla Ciebie już prehistoria, że nie wspomnę o czasach przed „Srebrnym Globem”. Jestem dinozaurem?

K: Na oficjalnym forum książki „Nocarz” wspominałaś, że debiutujący autorzy bardzo boją się z tobą współpracować. Dlaczego? Jesteś aż taka straszna? A może wyglądasz jak Cthulhu i ludzie starają się Ciebie unikać?

DR: O to dlaczego należałoby zapytać tych, którzy się boją i ów strach deklarują. Nie wiem czy to jest kwestia wyglądu, aczkolwiek pomysł, żeby wyglądać bluźnierczo uważam za intrygujący. Jeśli się trzymać wytycznych Lovecrafta, to powinnam się spodziewać jakiś łusek i macek. Po dokładnych testach obecności takowych nie stwierdzono. Z rozczarowaniem stwierdzam, że nie mam ani jednej macki, nawet pół. Łusek też brak. No i ciągle mrugam… Chyba nie mam szans na bluźnierczy wygląd.

K: Opowiedz nam trochę o pracy z debiutantami – młody człowiek przysyła powieść/opowiadania i co się z tą książką dzieje dalej? Jak piszą młodzi ludzie przysyłający swoje utwory do Fabryki? Jakie błędy najczęściej popełniają?

DR: Nietrudno dociec, co się z tekstem dzieje później. Czytam go. Każdy jeden od początku do końca. Następnie odpowiadam autorowi zgodnie z tym, co wyczytałam.
Jakie błędy? Wszystkie możliwe. Jedni takie, drudzy inne. Błędy konstrukcyjne, fabularne, strukturalne, gramatyczne, trafiają się nawet błędy ortograficzne. Gdybym chciała zrobić analizę, otrzymałbyś w odpowiedzi całą książkę. Oczywiście to nie jest tak, że regularnie wszystkie błędy znajdują w jednym tekście. Bywa, ale rzadko. Jednak jeśli potraktować materiały które otrzymuję jako całość, to znajduje się w niej całe spektrum nieprawidłowości. Nie sposób ich opisać w odpowiedzi na jedno pytanie z wywiadu. Jeśli chcesz zgłębić temat, to zapraszam Cię na Forum Fahrenheita do Zakużonych Warsztatów, które powstały inspirowane lekturą tekstów młodych autorów. Każdy kto jest – lub zamierza być pisarzem, opisuje to, co mu w duszy gra. Tego nie trzeba uczyć. Ale tego jak pisać…
Im dłużej czytam debiuty, tym bardziej jestem przekonana, że młodzi ludzie kończą szkołę bez tej umiejętności. I żeby nie było wątpliwości, winy tutaj upatruję po stronie owych szkół właśnie. Niektóre historie i opowieści przepadają w selekcji, bo są napisane tak, że nie sposób tego czytać, a praca redaktora w takim przypadku musiałaby zacząć się od nauki poprawnego konstruowania zdań. To jest przerażające. I przykre. Pewnie jestem idealistką, bo staram się temu przeciwdziałać. Odpisując autorom udzielam choćby najbardziej ogólnych wskazówek, jak poprawić dany tekst, nawet jeśli oznacza to trzykrotne czytanie tego samego materiału, w kolejnych, poprawionych wersjach (bywały precedensy). Przyjmuję wszystkie zaproszenia organizatorów konwentów, którzy chcą, żebym miała prelekcje na ten właśnie temat. Przekopuję wtedy jakieś setki stron w poszukiwaniu przykładów, które będą na tyle charakterystyczne, by utrwalić w przyszłych debiutantach że „tego” nie robimy, „tak” nie piszemy. Zawsze staram się słuchaczy rozbawić, bo wychodzę z założenia, że jak się pośmiejemy razem, to zostanie to w ich pamięci o wiele szybciej, niż jakbym zrobiła wykład z literaturoznawstwa. Czy działa, nie wiem :-), ale staram się. A ostatnimi czasy wspiera mnie w tym absolutnie cudowna grupa ludzi, pracujących przy Zakużonych Warsztatach. Ludzi, którzy natychmiast stawili się na mój apel o pomoc, a ich uwaga, cierpliwość i umiejętności jakie stawiają do dyspozycji młodych autorów, są po prostu bezcenne. Działalność tej grupy jest jednocześnie wielkim ułatwieniem w mojej pracy, bo mogę ze spokojnym sumieniem odesłać potrzebujących wskazówek do Warsztatów i nie mam wątpliwości, że zostaną tam potraktowani z największą atencją.

K: Zastanawiam się co robisz z delikwentami, którzy nie za bardzo słuchają się rad redaktora prowadzącego. Załóżmy taką sytuację, że osobnik upiera się przy swojej wersji zdania i co wtedy z nim robisz? Chwytasz za kark, przewieszasz przez kolano i tłuczesz po przysłowiowych czterech literach, wołając: „Tak ma być! Tak ma być! Tak ma, do cholery, być!”?

DR: Masz naprawdę fascynujące wyobrażenie o pracy redaktora. Przebijasz nawet tych, którzy słysząc stwierdzenie: jestem redaktorem, dopytują: to znaczy co? Tłumaczysz?
Tak, tłumaczę, głównie na to, na czym polega moja praca :-) Przeczytawszy Twoje pytanie natychmiast pomyślałam o Szczepanie Twardochu. Miałeś okazję spotkać tego autora? Ja miałam. Pozostało mi po tym spotkaniu wrażenie patrzenia do góry. Szczepan to potężny mężczyzna. Do samego chwytania za kark potrzebowałabym stołka. Albo drabinki. Zdaje się, że najłatwiej byłoby mi natłuc Ani Kańtoch, która jest niższa ode mnie i drobna... Przynajmniej jeśli chciałabym trzymać się stylu, który Ty proponujesz. No dobrze, zostawmy te wizje. Tekst należy do autora. I to autor wie najlepiej, co chciał powiedzieć. Bywają przypadki, że autor upiera się, by powiedzieć coś, co w opinii redaktora plasuje się w kategorii: knot. Ale takie autora zbójeckie prawo. Opracowując tekst argumentuję, dlaczego sugerowałabym dane zmiany, ale czy te argumenty zostaną wzięte pod uwagę – to już zależy absolutnie od autora.

K: Kiedy zwróciłem uwagę, że moje opowiadanie nadesłane do Fahrenheita czeka już półtora miesiąca odpisałaś, wznosząc zapewne oczy ku niebu, „półtora miesiąca... błagam...”. Stąd moje pytanie – jak dużo tekstów przychodzi do Fabryki/Fahrenheita i jak długo czeka się na odpowiedź?

DR: Dużo, bardzo dużo. Szczególnie do Fabryki – bo tu mam do czynienia z powieściami, czasem wielotomowymi. Na moim biurku stale piętrzy się stos manuskryptów, choć nieustannie czytam. Skrzynka mailowa pęka w szwach, obie skrzynki pękają. Dostaję 10 powieści tygodniowo. Opowiadań nawet nie liczę…A czas oczekiwania zależy i od moich innych obowiązków. Nie tylko zajmuję się selekcjonowaniem debiutów. A jeszcze czasami muszę odpocząć… Tak, wiem, że to nie jest mile widziane przez oczekujących, ale nic na to nie poradzę, więcej niż 18 godzin przy komputerze nie wytrzymuję w ciągu jednej doby.

K: Masz w ogóle czas na normalne ludzkie czynności – jedzenie, picie, wychodzenie na dwór? A może jesteś już prawie-automatem, wrośniętą w fotel kobietą, pół żywą, a pół mechaniczną, która tylko stuka w klawiaturę i ma minus dwadzieścia dioptrii?

DR: O to już zrezygnowałeś z koncepcji z mackami? Szkoda. Zdążyłam się do niej przywiązać. Zastanawiam się, czy powinnam odpowiadać na to pytanie, bo ciekawa jestem co jeszcze wymyślisz, a jak odpowiem to jednak trochę Cię ograniczę. Z drugiej strony ograniczenia mogą się stać wyzwaniem dla Twojej wyobraźni. Jem, jak najbardziej i to nie przez sondę :-) Lubię dobrze zjeść i jestem łakomczuchem. Potrafię się opchać dobrym jedzeniem tak, że ledwie się ruszam. Piję. Głównie kawę. Zapewniłabym obroty średniej wielkości hurtowni. Czasem wypijam i 9 kaw w ciągu dnia. Piję czasami też i piwo jeśli trafi się jakaś okazja towarzyska, zasadniczo przytrafia się to na konwentach. Nie lubię herbaty. Śpię, jak sobie przypomnę, że od czasu do czasu należy. Z domu też wychodzę – w końcu prowadzę dom. Mam rodzinę. Moi ukochani bliscy też jedzą, a to oznacza konieczność robienia zakupów. Przynajmniej od czasu do czasu. W fotel jeszcze nie wrosłam. I uprzedzę Twoje następne pytanie - nadal się w nim mieszczę. W ramach realizowania potrzeby w zakresie aktywności fizycznej i zdrowego wysiłku, chodzę na treningi, gdzie genialny trener wszech czasów, Tomek Krajewski, wyciska ze mnie siódme poty. Kłopoty ze wzrokiem mam tylko przy słabym oświetleniu, to się nazywa ślepota zmierzchowa. Albo kurza. Podpowiadam Ci, jak byś chciał ekstrapolować kolejne koncepcje.
No to jak według Ciebie wyglądam teraz?

K: Jakie książki najczęściej otrzymujesz? Ania Brzezińska z Runy skarżyła się swego czasu w wywiadzie udzielonym „Nowej Fantastyce”, że dostaje głównie sztampową fantasy, w której bohaterowie siedzą w karczmie, piją piwo i tłuką się po gościńcach, atakując smoki gdzie popadnie. Zastanawiam się jak to jest z Fabryką i jakie powieści czy zbiory opowiadań mają największe szanse na debiut?

DR: Dobre.
Nie wiem dlaczego Ania Brzezińska narzeka na fantasy, w końcu to o niej niektórzy mawiają, że jest Pierwszą Dama tejże. Może chodzi o te karczmy? :-) Albo eksterminację smoków, które zapewne są już gatunkiem zagrożonym. Przy selekcji tekstów nie sugeruje się scenografią, jaką wybiera autor, tylko historią jaka się tej scenografii rozgrywa. To, że w jakimś tekście pojawia się standardowa już scena karczemna nie oznacza, że tekst jest do niczego. Gorzej jeśli wszystkie elementy są wtórne, łącznie z fabułą i zakończeniem.

K: Nie miałaś nigdy ochoty rzucić tego wszystkiego w diabły i zająć się czymś innym? Chociażby gotowaniem zawodowym w TVN. Ika – po prostu gotuj. Ładnie brzmi, prawda? No i płaca jaka... Da się wyżyć z bycia redaktorem w wydawnictwie?

DR: A skąd wiesz, jaka ta płaca? Z pustej ciekawości pytam, bo do garów nie mam nabożeństwa. Wedle opinii osób nakarmionych, gotuje ponoć bardzo dobrze, ale aż tak bardzo tego nie lubię. W zasadzie to wcale nie lubię :-), wolę czytać. Kocham czytać. A co do pieniędzy… Pieniądze, to nie wszystko, jak by powiedział Marek Kondrat. Wolę robić to, co szczerze lubię i z pasją, niż zarabiać krocie na staniu przy garnkach. Tym bardziej, że z redaktorstwa daje się wyżyć, co można stwierdzić chociażby po tym, że jak dotąd nie umarłam.

K: A gdyby ktoś zaproponował Ci przyjęcie posady redaktora naczelnego czy redaktora odpowiedzialnego za prozę polską w jakimś czasopiśmie, zgodziłabyś się? A może sama planujesz przenieść Fahrenheita na wyższy poziom wtajemniczenia i wrzucić go na głęboką, papierową, wodę?

DR: Nie wiem, czy bym się zgodziła, lubię pracować przy książkach. Chyba jednak wolę wydawnictwo, bo nie wyklucza pracy nad krótkimi formami, podczas gdy posada redaktora w piśmie wykreśla powieści z zakresu obowiązków. Praktycznie to w obecnej chwili mam jedno i drugie – zajmuję się przecież prozą polską w Fahrenheicie. A na papier raczej się z Fahrenheitem nie wybieramy. Z powodów rozmaitych. W chwili obecnej jest to wolontariat. Przedsięwzięcie non profit. To oczywiście oznacza brak profitów, ale też i niezależność i dobrowolność. W ten sposób Fahrenheit skupia pasjonatów, ludzi, którzy odpoczywają przy jego tworzeniu to wpływa na jakość. Jesteśmy tez niezależni i nieprzekupni :-) Naprawdę trudno jest przebić komuś to, co otrzymujemy z Fahrenheita – swobodę wypowiadania się chociażby, dobrą zabawę, realizowanie własnych upodobań. Nie da się nas przepłacić. Z papierowym pismem jest inaczej. Trzeba liczyć zyski i koszta, dbać o sprzedawalność. Trzeba zarabiać, by twórcy pisma mogli się z niego utrzymać. Wydamy Fahrenheita, kiedy jedno z nas wygra w totolotka albo poślubi stetryczałego milionera/milionerkę i będziemy mogli nie martwić się zyskami i zarobkami, czyli zachować nasze dotychczasowe przywileje.

K: Jak ciężka i niebezpieczna jest praca redaktora literackiego? Nie obawiasz się, że kiedyś przyjdą po ciebie panowie w białych strojach, wsadza do karetki, dadzą kaftanik bezpieczeństwa i odwiozą do szpitala psychiatrycznego? A potem będziesz mordowała początkujących autorów, prześladowana przez niegramatyczne zdania, nadprzecinkozę i infantylne fabuły?

DR: O mamo... Ty mnie chyba nie lubisz. Pozostaje mieć nadzieję, że nie jesteś profesjonalną wróżką, a jedynie straszysz pytaniami w wywiadach. Praca redaktora jest ciężka i niebezpieczna, bo wczoraj spadł mi na nogę segregator z przeczytanymi debiutami. Bolało. Ale muszę Cię rozczarować, do hospitalizacji to ja się jeszcze nie nadaję. Nawet z siniakiem na stopie.

K: Dobrze, zostawmy na chwilę debiuty i porozmawiajmy o książkach Fabryki. Co z nowym Grzędowiczem? Przyznam, że jak usłyszałem, że druga cześć „Pana Lodowego Ogrodu” wyjdzie dopiero w 2007 roku, to mało nie nasłałem na was kumpli z Rosji – Wani i Igora :-) To będzie trylogia, czy dylogia?

DR: To będzie historia opowiedziana w trzech tomach. Jak na razie nie ma mowy o trylogii. Choć nigdy nie wiadomo, które pomysły autor zechce rozwijać, póki ich nie rozwinie :-)
Co do kumpli to ostrzegam, mamy bardzo wojowniczego grafika. Coś jak Chuchlain, tylko oko mu nie wypada z oczodołu w chwilach wzburzenia.

K: Spodziewałaś się, że Jarek Grzędowicz dostanie Zajdla? Dwa nawet :-)

DR: Byłam absolutnie przekonana, że dostanie za opowiadanie, wśród nominowanych był bezkonkurencyjny. Inny wynik podważyłby moją wiarę w gusta czytelnicze i wpędził w depresję. Przy powieściach nie byłam już taka pewna. Ale jak najbardziej uważam, że sobie na oba zasłużył.

K: A co z nową powieścią Mai Lidii Kossakowskiej? O czym będą „Więzy Krwi”? Czy to jest ta powieść z szamanami jakuckimi?

DR: A to jest chyba pytanie z wywiadu z Mają :-)
Poza tym tytuł, który wymieniłeś nijak mi się nie kojarzy z powieścią, a ze zbiorem opowiadań.

K: Fabryka Słów znana jest z tego, że chętnie organizuje konkursy i z nadesłanych opowiadań tworzy antologie. Czy możemy się spodziewać w najbliższym czasie nowych antologii? Jest jeszcze sporo nieruszonych tematów: wiedźmy, koty, steampunk...

DR: Nowych tak. Z pewnością. Wielu. Ale nie powiem, na jaki temat – niech to jeszcze pozostanie tajemnicą. Tajemnice są interesujące.

K: Jak sądzisz, jak poradzą sobie młodzi autorzy, którzy niedawno debiutowali w Fabryce Słów? Magda Kozak, Milena Wójtowicz, Jakub Ćwiek? Jak oceniasz polski rynek literacki, ten nasz, fantastyczny, ale nie tylko? I komu z młodych autorów, niekoniecznie z Fabryki, wróżysz karierę literacką w Polsce?

DR: Trudno nie lubić skończenie pogodnych i miłych tekstów Milenki. Są bezpretensjonalne, lekkie, to taki dobry przykład literatury stricte rozrywkowej. Kto wie, może się doczekamy polskiej wersji Pratchetta i to żeńskiej w dodatku. Osobiście jestem gotowa rozpocząć kwestę na stylowy kapelusz dla Milenki. A Madzia już przy drugiej części nocarskiej opowieści przeskoczyła sama siebie. Renegat jest lepszy niż Nocarz. Wiem, bo czytałam, co stwierdzę złośliwie, irytując wszystkich tych, którzy nie czytali. Ponieważ jestem jednocześnie agentem Magdy, znam założenia jej następnych projektów i muszę przyznać, że bardzo mi się podobają. Pytanie o Jakuba Ćwieka nie jest chyba najszczęśliwszym. Nie przepadam za prozą tego autora, wolę czytać Maję Kossakowską, którą Jakub Ćwiek wyraźnie się inspiruję. Maja ma świeżość oryginału. Komu wróżę? Każdemu, kto ma talent, pomysły, chęć do pracy i odwagę próbowania ciągle czegoś nowego.

K: A sama nie miałaś ochoty stanąć po drugiej stronie barykady i czegoś napisać? Nie kręci Cię pisanie własnych utworów, wydanie książki? A może pisanie fantastyki nie ma w ogóle przyszłości? W końcu ile fantastycznych utworów się sprzedaje? Dwa tysiące egzemplarzy? A taka Masłowska sto tysięcy... Jak się sprzedają powieści Fabryki?

DR: Policzyłam, sześć znaków zapytania w teoretycznie jednym pytaniu…
Pierwszy: Pierwszą swoją powieść napisałam w wieku 6 lat… Nie zachowała się, niestety, ale wciąż pamiętam powalającą fabułę. No i miała ilustracje, wykonane przez autorkę. Zdaje się, że mieściła się w 60-kartkowym zeszycie. Zdarza mi się pisać.
Drugi: Nie, nie kręci mnie pomysł wydawania (cokolwiek by to kręcenie nie oznaczało) własnych tekstów. Lubię robić redakcje, sprawia mi to przyjemność i daje satysfakcję, zebrałam przy tym kilka pochwał, co oznacza, że jeszcze mam na tym polu sukcesy. Dlaczego miałabym cokolwiek zmieniać? Owszem, spotykałam się z opiniami, że być redaktorem to coś gorszego niż być pisarzem. Nie zgadzam się z tym. Ja bym raczej powiedziała, że to coś innego – a to inne mnie akurat bardzo odpowiada. Raz się dałam namówić na próbę – mój serdeczny przyjaciel Tomek Pacyński namówił mnie do wspólnego napisania powieści. Z przyczyn wiadomych projekt ten nie doczekał się zakończenia. Nie mam dziś ani motywacji, ani chęci, by do tego wracać.
Trzeci: Ma. Jak najbardziej ma. Zobacz jakie tytuły znajdują się na listach bestsellerów. Światowych listach. Fantastyka daje autorom nieprzebrane środki do tworzenia historii. Bohaterowie mogą stawać wobec wyborów, jakich nie postawi przed nimi powieść obyczajowa czy historyczna. Problemy, przeciwności etc. pokazane w tak odrealnionym świetle bywają dla czytelników dużo bardziej wyraźne, są czasem dużo bardziej wstrząsające.
Jak myślisz, co przemawia do wyobraźni czytelnika bardziej: treść „Wojny polsko-ruskiej” czy „Wrzesień” Tomka Pacyńskiego?
Czwarty: Pytasz ogólnie na świecie? Nie wiem. Podejrzewam, że miliony tytułów i miliardy egzemplarzy.
Piąty: Więcej.
Szósty: Dobrze. Niektóre nawet bardzo dobrze.
Pozwolę sobie dołożyć jeszcze i uwagę siódmą. Masłowska, nawet przy całym wsparciu ze strony swoich kreatorów i tak wysiada przy Wiśniewskim i „Samotności w sieci”, a wiesz jaka to... khem... słaba powieść? Wyciskacz łez dla niewymagających. Gusta i potrzeby czytelnicze chodzą niezbadanymi ścieżkami wytyczanymi czasem przez magików od marketingu :-)

K: Masz może koty?

DR: Mam dwa. Z rodowodami literackimi. Pierwszy to Robin i trafił do mnie dzięki magii i Ewie Białołęckiej. Jest to najmądrzejszy kot na świecie. Drugi kot, a właściwie kota, pochodzi ze specjalnej brockiej hodowli. Jest potomkinią ulubionej kotki Packa, a trafiła do mnie dzięki Madzi Kozak. Kota ma na imię Matylda i zdradza duże podobieństwo do swej literackiej imienniczki.

K: Fabryka zaczęła ostatnio sprowadzać autorów zagranicznych – Żambocha, Olega Diwowa. Kogo możemy się spodziewać się w 2007 roku? I drugie pytanie: czy jest szansa na tłumaczenie polskich powieści z Fabryki na język obcy? Takiego „Pan Lodowego Ogrodu”, dzieło najwyższej klasy, śmiało można chyba przetłumaczyć na angielski.

DR: Czyżbyś zgłaszał się do tej roboty? :-) Muszę Cię jednak uprzedzić, że rynki zachodnie są dość specyficzne. Rządzą się nieco innymi prawami niż ten tu, w Polsce. Przede wszystkim, żeby zaistnieć na rynku na przykład anglojęzycznym, trzeba mieć agenta. To agent jest zarazem selekcjonerem tekstów, więc wydawcy z zasady nie prowadzą żadnych negocjacji bezpośrednio z autorami. Ergo, należy zacząć od znalezienia agenta, który dopilnuje tłumaczenia tekstu na język angielski (przez native speakera), a następnie z owym tekstem będzie pukał do drzwi wydawnictw. Aha, trzeba jeszcze wiedzieć, co leży w zakresie zainteresowań poszczególnych wydawców. Sam sobie teraz odpowiedz, ile znasz osób w Polsce, które się tym zajmują? A w kwestii planów wydawniczych Fabryki zapraszam na: www.fabryka.pl.

K: I jak przy 2007 roku jesteśmy, to opowiedz nam trochę o planach na przyszłość, o trzymanych w podziemiach wydawnictwa ściśle tajnych powieściach i zbiorach opowiadań, do których dostęp mają tylko tajni agenci CIA/FBI? No i Ika Repeczko oczywiście.

DR: Skoro wchodząc do tajnych podziemi muszę oddać strażnikom broń, przejść przez komorę sterylizacyjną, skanują mi siatkówkę, to chyba nie sądzisz, że teraz tak swobodnie w ramach wywiadu powiem Ci, co jest w tych podziemiach? Nie ma mowy. Potem najpierw dostanę rybę w gazecie, a potem głowę konia, albo inny niestosowny prezent. Nie powiem.

K: Na koniec chciałbym Cię prosić o rady dla młodych adeptów pióra – jak pisać, żeby pisać dobrze. Mogłabyś udzielić kilku wskazówek?

DR: Ty jednak wyraźnie chcesz mnie namówić do napisania książki w ramach odpowiedzi. Nic z tego. I tak się rozgadałam ponad wszelką przyzwoitość.

K: Eee, no aż tak źle nie jest ;-) W takim razie dziękuję za odpowiedzi i mam nadzieję, że jednak praca redaktorska stanie się łatwiejsza i nie tak niebezpieczna.

DR: To ja dziękuję :-)

Wywiad przeprowadził Jan „Żerań” Żerański.



Autor: Żerań


Dodano: 2007-01-06 19:22:28
Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

GeedieZ - 20:38 06-01-2007
Ehhh, pani Repeczko nic nie zdradziła z planów FS. Ogniem trzeba było ją, ogniem...

Bleys - 20:39 06-01-2007
No przecież wywiadowca próbowal ogniem, mieczem, macką i jeszcze paroma środkami perswazji :). Po prostu twardy obiekt nie zamierzal zostać OZI :P.

Tigana - 20:52 06-01-2007
A ja podejrzewam, że pani Repeczko sama nie wie co wydan w najbliższym czasie. Ponoć mają w "FS" straszny nieład, że sie tak wyrażę.

Dove - 22:51 06-01-2007
"A może wyglądasz jak Cthulhu i ludzie starają się ciebie unikać?"

Wywiadowca okazał sie wybitnym znawcą kobiecego ego
:lol: :lol:
Bidulkę pewnie zatkało - zresztą da sie wyczuc w komentarzu. :P
Sorry - nie mogłem się powstrzymać. Już cicho będę teraz :lol:

Spike - 00:29 07-01-2007
Cholera, nie mógł tego wywiadu przeprowadzać np. Achmed albo Shadowmage? Oni wiedzą, jak to się robi... Ika jest cierpliwa, więc nawet na głupie pytania starała się odpowiadać normalnie, ale taki Jarek Grzędowicz na przykład dawno zabiłby wywiadowcę śmiechem (jak Neratina na ostatnim Polconie). Niektóre pytania co najmniej niepoważne, a niektóre zdradzające elementarny brak przygotowania (oficjalne info "Więzów krwi" wisi już od dawna na stronie FS, a ja pisałem tu o tym jeszcze wcześniej). Ech...

PS: @Tigana: o niektórych nieogłoszonych jeszcze oficjalnie planach wydawniczych Fabryki to nawet ja wiem, a zapewniam cię, że Ika wie wielokrotnie więcej ode mnie. Po prostu wydawnictwa zastrzegają czasami, że o pewnych rzeczach zbyt wcześnie mówić nie wolno i już. As simple as that.

Żerań - 12:24 07-01-2007
Problem z "Więzami krwi" to wyłącznie moja wina, bo późno posłałem wywiad "górze". Przeprowadzono go przed pojawieniem się zapowiedzi. Jak to było? Mea culpa, mea culpa, mea maxima culpa? Czy jakoś tak.

nosiwoda - 14:19 08-01-2007
Żerań - Ika sama to najlepiej skomentowała: "straszysz pytaniami w wywiadach". :/
Sześć pytań w pytaniu? Trzykrotne porównanie wywiadowanej kobiety do paskudnych stworów? Niby to żartobliwe miało być?
Zapominasz, że to nie Ty masz być gwiazdą wywiadu, tylko osoba 'wywiadowana'.
Właściwie nic się nie dowiedziałem.
Alakhai ma rację.

Azirafal - 10:46 09-01-2007
Hmm... Co prawda, to prawda. Trochę przesadziłeś Żerań :D Sam nie byłem pewien czy się śmiać z niektórych Twoich pytań czy płakać nad nimi ;)

Z drugiej strony ciekawi mnie jedna odpowiedź "wywiadowanej":

"To będzie historia opowiedziana w trzech tomach. Jak na razie nie ma mowy o trylogii."

Czy tylko ja mam wrażenie, że "historia w trzech tomach", to właśnie "trylogia" jest? :)

Shadowmage - 11:57 09-01-2007
Czy ja wiem? Trzy tomy jednej książki to co innego niż trylogia :)

Azirafal - 12:01 09-01-2007
A, chyba że tak. Widocznie z wywiadu nie dało się tego jednoznacznie zrozumiec. Albo ja mam kłopoty z czytaniem ze zrozumieniem :P

RaF - 16:09 09-01-2007
Gdzieś tu już była żarliwa dyskusja o trylogiach i inne n-logiach, wystarczy poszperać ;)

Shadowmage - 16:19 09-01-2007
Azirafal pisze:A, chyba że tak. Widocznie z wywiadu nie dało się tego jednoznacznie zrozumiec. Albo ja mam kłopoty z czytaniem ze zrozumieniem :P

To jest chyba tak skonstruowane, że jest zrozumiałe przede wszystkim dla osób znających "Pana Lodowego Ogrodu". Chodzi o to, że kolejne części wychodzą pod jednym tytułem, tylko z dopiskiem tom X. To sprawia, że mamy trzy książki, a nie trylogię. Choć gdyby Grzędowicz dał inny tytuł każdej części, to pewnie by mowa o trylogii była.

Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS