NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

LaValle, Victor - "Samotne kobiety"

Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

Ukazały się

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"


 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

 Ferek, Michał - "Pakt milczenia"

 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

Linki

Dębski, Eugeniusz - "Śmierć Magów z Yara"
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: Maj 2005
Format: 125 x 195 mm
Liczba stron: 384
seria: Bestsellery polskiej fantastyki



Dębski, Eugeniusz - "Śmierć Magów z Yara" #2

Jaskinia

Malcom poklepał Hombeta, koń przeszedł w galop. Przed nimi wyrastała coraz wyższa ściana ciemnego lasu, nieco bardziej w prawo wystawały z szeregu wysokich drzew żółte skały. Gdy podjechali bliżej, Malcon zobaczył, że między drzewami rosną jakieś krzewy o długich i cienkich liściach, podobne do licynii, lecz gdy Malcon dotknął jednego z nich, przejechał po jego brzegu końcem palca, ze zdziwieniem poczuł pieczenie i zobaczył kropelkę krwi, wypływającą z cienkiego cięcia. Odwrócił się do Hoka.
– Tędy na pewno nie przejedziemy – pokazał palcem na gąszcz po lewej stronie. – Gdybyś wpadł galopem w te drzewa, po kilku krokach spadłbyś na ziemię pocięty na plasterki. Musimy szukać jakie...
Gdzieś daleko w niebie rozległ się przeciągły jęk. Brzmiał podobnie do głosu mewy, ale rozbrzmiewał dużo dłużej niż krzyk ptaków z wybrzeża Retty. Był głośniejszy, ohydny i nieprzyjemny jak dotknięcie węża. Malcon spojrzał na Hoka, ale ten tym razem milczał, patrząc w niebo. Po tym pierwszym jęku zapadła cisza, nie widzieli żadnego ptaka na jasnym niebie. Malcon poczuł nagle duszność, wciągnął powietrze i wtedy usłyszał głos Jogasa. Zaniepokojony Hok otworzył usta, chcąc podzielić się z Malconem swymi obawami, ale Dorn siedział półprzytomny w siodle, oczy miał przymknięte i niebezpiecznie chwiał się na boki. Enda uderzył piętami boki Lita i kilkoma skokami pokonał odległość, dzielącą go od Dorna, ale gdy unosił nogę, by zeskoczyć z siodła, Malcon nagle otworzył oczy, potrząsnął głową i krzyknął:
– Chowajmy się! Musimy się schować, szybko! Tam są jakieś skały! – Hombet skoczył w przód i pognał jak błyskawica w kierunku żółtego jęzora skał.
Hok gnał za Malconem, małe kępki ziemi i trawy uderzały go w twarz. Dopadli skał, Malcon zeskoczył pierwszy i pobiegł między nie, prowadząc konia za sobą. Hok podążał za nim. W ciasnym przejściu Malcon nagle odwrócił się i zawołał:
– Jaskinia! Musimy tam wejść – wyjął miecz z pochwy i pierwszy wsunął się w półmrok.
Za nim wszedł Hombet, a potem Hok i Lit. Jaskinia była spora, zmieściły się w niej dwa konie i obaj jeźdźcy. Mężczyźni podeszli do wyjścia, gdy posępny krzyk rozległ się znowu.
– Co to? Nie słyszałem o ptakach w Yara – powiedział cicho Hok.
– To nie ptak – szepnął Malcon. – Lippys posiadł sztukę usypiania ludzi i wysyłania ich dusz, aby strzegły go przed wrogami. Człowiek może wytrzymać najwyżej dwa takie usypiania, ale Lippys nie dba o to. Jego słudzy w każdej chwili przyprowadzą mu następną ofiarę. Patrz! – szepnął głośniej i wskazał ręką na niebo.
Nisko nad lasem przemknął jakiś jasny cień, biała plama, która mimo to wydawała się ciemna i ponura. Gdy wpatrywali się w nią, usłyszeli jeszcze jeden jęk. Nieforemna plama znikła za wierzchołkami drzew. Hok odwrócił się do Malcona.
– Skąd wiedziałeś?
Malcon odwrócił się i podszedł do Hombeta. Poklepał zwierzę po szyi.
– Mój pierwszy nauczyciel, Jogas... On powiedział mi o Yara, dzięki niemu postanowiłem tu wejść i walczyć z Magami, ale nie chciał mi powiedzieć wszystkiego. Uśpił mnie jakimś zielem i dopiero wtedy zaczął mówić. Co jakiś czas odzywa się w mojej głowie jego głos i… pomaga. Tak było w Alei Szeptu, gdy znalazłem ciebie, i tak było teraz. Tylko że nie możemy na to za bardzo liczyć, widocznie Jogas też nie wiedział wszystkiego – Malcon westchnął i nagle rozejrzał się po jaskini. – Hej? Gdzie jest Ziga?
Hok rozejrzał się również, choć przypominiał sobie, że Ziga weszła w las jeszcze przed pojedynkiem z Litem.
– Nie wyszła z lasu, tam na polanie – pokazał palcem miejsce, skąd przyjechali.
– Aha, też to pamiętam – skinął głową Malcon. – Miejmy nadzieję, że ten szpieg Zacamela jej nie zobaczył.
– I że nie zmylą jej ślady kopyt Lita – dodał Hok. Obaj spojrzeli na siebie. Malcon złapał za koniec jasnego wąsa i mocno pociągnął w dół, Hok, również niezadowolony, trzepnął ręką w udo.
– Wrócę tam po nią – powiedział i podszedł do Lita.
– Nie!
– Dlaczego? – Hok puścił wodze i podszedł do Malcona.
– Jeśli nawet Lippys dowie się, że w Yara jest jakiś wilk, jeśli nawet jest to jedyny wilk w całej krainie, to jest to w końcu tylko zwierzę. Ale jeśli jego szpieg zobaczy któregoś z nas... – król położył rękę na ramieniu Hoka. – Poza tym nie wierzę, żeby Ziga nie znalazła mojego śladu. Poczekamy tu na nią chwilę. Ta jaskinia może nam się kiedyś przydać – rozejrzał się po pieczarze.
Była dość wysoka, mogli w niej dosiąść koni i jeszcze zostałoby trochę miejsca nad głową. Tuż za wejściem rozszerzała się znacznie, tworząc komnatę niemal idealnie okrągłą; na wprost wejścia czarno rysowała się jakaś szczelina. Malcon poszedł w tamtym kierunku i po chwili Hok usłyszał jego gwizd i wołanie.
– Chodź tu! To chyba jakiś korytarz – Malcon zniknął za załomem, którego cień jeszcze przed chwilą udawał szparę.
Hok zrobił dwa kroki w kierunku towarzysza, gdy tamten wyszedł z korytarza do jaskini.
– Nic tam nie widać, trzeba mieć pochodnie – powiedział zniechęcony. – Nie wiem, czy warto tracić czas na łażenie pod ziemią. Z drugiej strony... – urwał widząc, że Hok patrzy w górę i wygląda jakby wcale go nie słuchał.
– Nietoperze – powiedział Hok. – Na pewno przed chwilą ich tu nie było, a teraz widzę cztery – pokazał palcem, choć Malcon doskonale widział skórzaste worki, zaczepione o strop jaskini.
– Mam nadzieję, że to nie są szpiedzy Magów – powiedział wolno.
– Myślę, że nie możemy tracić czasu na zastanawianie się – Hok przysunął się do Hombeta i nie spuszczając z oczu nietoperzy, odwiązał łuk. Rzucił go Malconowi. Schylił się, podniósł dwa spore kamienie z posadki i podszedł do wejścia. – Stań tam, przy korytarzu i strzelaj. Gdyby chciały uciekać, będę je tu zatrzymywał, a ty nie pozwól im wrócić do korytarza.
– Naprawdę sądzisz, że to szpiedzy Magów? Nie możemy mordować wszystkiego, co się rusza w Yara – Malcon stał z łukiem w dłoni, ale lewa ręka wyciągnęła z kołczanu strzałę i założyła ją na cięciwę.
Hok wzruszył ramionami. Podrzucał lekko kamień, starając się wyważyć go, uchwycić jak najwygodniej. I wtedy cztery worki oderwały się od stropu i z cichym świstem przeleciały nad głową Malcona. Król szybko odwrócił się z napiętym łukiem, jednak nie było już do czego strzelać, Hok zamachnął się, ale nietoperze leciały tak, by chybiony rzut trafił Malcona. Kamień upadł na ziemię, a strzała wróciła do kołczanu. Nie powiedzieli ani słowa. Wszystko było jasne.
Hok pierwszy doskoczył do wejścia i wychylił się, patrząc w niebo. Malcon stał obok Hombeta. Przywiązywał łuk i kołczan, zerkając w stronę Enda, ale przede wszystkim obserwował koniec jaskini, gdzie przed chwilą zniknęły nietoperze.
– Chyba możemy wyjść – Hok rzucił to przez ramię i syknął: – Lit!
Koń zastrzygł uszami i ruszył w kierunku pana. Malcon odczekał chwilę, by Hombet nie zbliżył się zbytnio do drugiego zwierzęcia, i również poszedł w kierunku wyjścia.
– Nie! Leci znowu – usłyszał nagle i w tej samej chwili Lit cofnął się.
Nagle w jaskini zrobiło się zamieszanie: konie wycofywały się, Malcon usiłował przejść między nimi bliżej wyjścia, tylko Hok stał nieruchomo, przyklejony do ściany, z wysuniętą ostrożnie głową. Gdy Malcon podszedł do niego, pokazał palcem coś, co wyglądało jak skaza na niebie, malutki obłoczek tuż nad lasem, który niedawno opuścili.
– Co robimy? – zapytał, nie odwracając głowy. – Czy to coś może nas zaatakować?
– Nie wiem, Jogas nic mi o tym nie mówił. Chyba nie.
– To co robimy? – powtórzył Hok. – Tu zaraz coś się będzie działo, a tam zobaczy nas ten szpieg…
– Poczekajmy chwilę aż odleci. Jeśli do tego czasu nic się nie stanie... – Malcon odwrócił się i popatrzył w głąb jaskini
– Patrz! – szarpnął go za ramię Hok, który nie odrywał oczu od oddalającego się zwiadowcy Magów. – Tam! Ziga... – uśmiechnął się.
Teraz i Malcon zobaczył wilczycę, biegnącą szybko w ich stronę. Nie węszyła, co mogłoby uświadomić komuś, że podąża tropem, widocznie ślad był bardzo wyraźny. Malcon wysunął się nieco z wyjścia i cmoknął dwa razy. Ziga od razu skręciła, porzucając trop i skierowała się prosto w ich stronę. Po chwili była w jaskini. Malcon klepnął ją kilka razy po grzbiecie i zwrócił się do Hoka:
– Widzisz coś? Wychodzimy?
W tej samej chwili Ziga warknęła cicho. Malcon spojrzał na nią: zrobiła trzy kroki i stanęła przy nim, wyraźnie odgradzając go od korytarza na końcu jaskini. Malcon i Hok sięgnęli do mieczy i stanęli po obu stronach wejścia. Chwilę nic się nie działo, a potem zalegające w tunelu ciemności zmiękły, a na ścianach pojawił się nikły blask. Gdy Malcon odwrócił się do Hoka i otworzył usta, by zaproponować ucieczkę, usłyszeli hałas od strony wejścia i zanim zdążyli chociażby obejrzeć się, coś grzmotnęło o skałę i plama dziennego światła zniknęła. Po wejściu nie został nawet ślad. Potężne kamienne drzwi odcięły ich od słońca. Ale w jaskini nie było ciemno, coraz wyraźniejszy blask oświetlał przeciwległy jej koniec i na granicy słyszalności docierał do nich odgłos kroków.


***

Szpieg Lippysa, Latające Oko, dostrzegł obu młodzieńców mimo bólu, rozszarpującego na drobne kawałeczki jego ducha, uwięzionego w magicznej chmurze, w której dokonywał lotów nad Yara. Był to już trzeci lot i z całą pewnością ostatni; najczęściej ciało ofiary, pozbawione duszy, wytrzymywało jeden, najwyżej dwa loty. Duch tiuruskiego wojownika, który nie dość spiesznie wykonał polecenie wodza, został wydarty z ciała i wysłany w powietrze.
Jego ciało drgało na podłodze ciemnego lochu w zamku Czerwonego Maga. Śpieszył z powrotem, wiedział, że dobiega kresu żywota, a zaszczepione od dziecka posłuszeństwo, tylko raz nie dość gorliwie okazane, kazało mu śpieszyć z nowiną o dwóch intruzach do swego pana. Latające Oko przyfrunął do zamku na wyspie, nie mając nawet sił do krzyku. Opadł na obszerny placyk na szczycie jednej z kopulastych wież i gdy uczynił wysiłek, aby przenieść się do piwnicy, ożywić choć na krótko swe ciało i powiadomić o nieprzyjaciołach w Yara, jego umęczone ciało drgnęło po raz ostatni i zamarło. Nikt się tym nie przejął, śmierć kolejnego latającego zwiadowcy nikogo nie zaskoczyła. Ciało wyrzucono poza mury, w bagno, na żer olbrzymim xitom, a słudzy przywlekli do komnaty uśpienia kolejną ofiarę, żeby w każdej chwili był gotowy kolejny zwiadowca do lotu nad Yara.


Dodano: 2006-12-06 18:28:52
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS