NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Jordan, Robert; Sanderson , Brandon - "Pomruki burzy"

Moorcock, Michael - "Elryk z Melniboné"

Ukazały się

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"


 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

 Ferek, Michał - "Pakt milczenia"

 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

Linki

Kossakowska, Maja Lidia - "Zakon Krańca Świata", tom 1
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Cykl: Zakon Krańca Świata
Data wydania: Lipiec 2005
ISBN: 83-89011-62-X
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Liczba stron: 512
Cena: 29,99 PLN



Kossakowska, Maja Lidia - "Zakon Krańca Świata", tom 1 #1

Grabieżca
Czarne drzwi zdawały się szyderczo wyszczerzać rzędy świecących hieroglifów. Napisy nie niosły w sobie niczego obiecującego. Same bezwartościowe, nadęte idiotyzmy. Berg zaczął tracić nadzieję. Lustro poszukiwawcze okazało się paskudnym oszustwem. Może było tylko sztuczką Oświeconych. Zwykłym szyderstwem. Brzydkim dowcipem w stylu Mistrzów Blasku. Prawdziwe oświecenie wiąże się z wyrzeczeniem wszelkich pragnień. Twoje marzenia to tylko ułuda, mały człowieczku. Naucz się pokory. Zgłębiaj szczytność a dostąpisz jawy.
Zawód miał gorzki smak porażki.
Zrobili mnie w konia, pomyślał Berg. Dałem się wrobić jak jakiś pierwotniak.
Dalsze poszukiwania w tym korytarzu nie miały sensu. Nie znajdzie tu nic poza naiwnymi bzdurami dla początkujących. Papką dla zapchania pustych głów akolitów. Będzie musiał zawrócić do podestu schodów i wypróbować inny korytarz. Niedobrze. Stracił dużo czasu, a kręcenie się po Bibliotece może się okazać niebezpieczne.
Wlot bocznego korytarzyka był tak wąski, że o mało go nie przeoczył. Tylko nieco ciemniejsza plama na ścianie wskazywała, że w tym miejscu znajduje się przejście. Starannie zamaskowane przed wzrokiem postronnych. Jedynie Oświeceni lub doskonale wyszkoleni adepci potrafiliby je zauważyć. Ale nie przekroczyć. Do tego był potrzebny specjalny klucz, albo nieprawdopodobny talent. Berg uśmiechnął się. Talent, który mają Mistrzowie Blasku i nieliczni Grabieżcy. Na przykład on.
Rozejrzał się uważnie. Na szczęście nadal był w korytarzu sam. Nawet jeśli, otwierając przejście, uruchomi jakiś alarm, fizyczny czy mentalny, prawdopodobnie zdąży zgarnąć łup i uciec. Tylko głupiec zrezygnowałby teraz z ryzyka. A Berg za takiego głupca się nie uważał. Podszedł do ściany. Oparł o nią płasko obie dłonie i przymknął oczy. Bardzo wyraźnie wywołał pod powiekami obraz iluzorycznej zasłony. Fałszywe cegły stały się przejrzyste jak szkło. Skoncentrował się i zaczął ostrożnie przekształcać w myślach szklistą powłokę w bladą, cieniutką jak bańka mydlana błonę. Oglądane po wewnętrznej stronie zaciśniętych powiek cegły zafalowały. Wybrzuszyły się, drgnęły i zaczęły się rozpływać. Berg zawarł z wysiłku zęby. Z trudem starał się utrzymać przed oczami obraz cegieł z cieniuteńkiej błonki. Wreszcie ściana zadygotała i pojawiło się wejście przesłonięte zasłoną z opalizujących tęczowo mydlanych baniek. Berg pozwolił sobie na leciutkie westchnienie ulgi. Czuł, że dłonie wciąż trzyma oparte o cegły, ale mur stał się jakby odrobinę cieplejszy. Teraz powinien zmusić bańki, żeby pękały kolejno, cicho i łagodnie. Zaczął od dolnej warstwy, najbliżej podłogi. Skoncentrował całą siłę woli na obrazie bladych, pękających pęcherzyków powietrza. Znikały niemal bezszelestnie. Niebawem Berg poczuł delikatne mrowienie w palcach. Otworzył oczy. Tynk i cegły rozwiewały się pod dotykiem jak mgła. Po chwili mógł spojrzeć w ciasną, słabo oświetloną odnogę korytarza.
Zimno w ramieniu zakłuło gwałtownie. Berg zmrużył oczy.
— A, więc nie obeszło się bez pułapki — mruknął. — No, pokaż się, draniu. Gdzie jesteś?
Zatrzymał się w pół kroku. Wiedział, że powinien wystrzegać się gwałtownych ruchów. Uważnie przesuwał wzrokiem po krawędzi powstałej szczeliny. Cegły. Zaprawa. Resztki tynku. I cieniuteńki, matowy paseczek czerni. Sieć Stockla.
Uśmiechnął się krzywo. Nieźle. To znaczy, że korytarz kryje coś ważniejszego niż zapomniane od dawna obsesje jakiegoś trawionego nieufnością do kolegów Oświeconego. Powoli, możliwie płynnym gestem sięgnął do kieszeni. Od razu wyczuł znajomy kształt małego, metalowego prostokąta. Błyskawicznym ruchem wydobył płytkę i przyłożył do ciemnego pasemka na ścianie. Przylgnęła natychmiast. Wyryte w metalu znaczki zadrgały i rozpłynęły się niczym stopione. Płytka powoli, od dołu zaczęła zmieniać kolor. Berg poczekał, aż ze srebrnej stanie się zupełnie rdzawa, przybierając barwę miedzi. Pasek w ścianie zmatowiał, jakby spopielał. Sieć Stockla była martwa.
— Mam cię — powiedział cicho i wszedł do środka.
Chyba nie wywołał żadnego alarmu, ale nie mógł być niczego pewien. Poza tym, że musi się śpieszyć. Czas zawsze działał na niekorzyść Grabieżców.
Tym razem uderzenie zimna w ramieniu było silne jak ból. Berg natychmiast zastygł w bezruchu. Bał się nawet głębiej oddychać. Napięte mięśnie drgały.
Jezu, jest coś jeszcze, pomyślał w panice. Prawie się w to władowałem.
Ostrożnie, bardzo powoli obrócił głowę. Lewa ręka pulsowała bólem. Miał wrażenie, że zamieniła się w bryłę palącego lodu.
— Co to za cholerstwo? — wyszeptał.
Dawno nie natknął się na tak potężną zasadzkę. Czuł, że jest o krok od nadepnięcia na minę. Wpatrywał się w ściany i podłogę tak intensywnie, aż oczy zachodziły łzami, ale niczego nie mógł dostrzec. Jeszcze raz zaryzykował powolny, płynny ruch głową.
Jest. Ledwo dostrzegalny błysk między marmurowymi rombami podłogi. Czarna bomba. Nie ma wątpliwości. Teraz widział już mikroskopijną jak ziarnko maku kuleczkę ukrytą w szczelinie posadzki.
Mokra od potu tunika lepiła się do pleców. Czarna bomba tkwiła w podłodze jak beznamiętne, złowieszcze oko pająka. Berg oblizał spierzchnięte usta. Dla wkraczającego tu akolity, uzbrojonego w odpowiednie klucze i remedia była całkowicie niegroźna. Podobnie jak schowana w ścianie sieć Stockla. Ale Berg nie miał kluczy ani remediów. Zostawała mu tylko niezbyt potężna i zdecydowanie zbyt często zawodna smolna łza. Mały kawałek miękkiej jak plastelina, czarnej substancji, od której zależało teraz jego życie.
Wolno, rozpaczliwie wolno, niczym w animowanym metodą poklatkową filmie, sięgnął ponownie do kieszeni. Palce natrafiły na ciepławą, szorstką powierzchnię łzy. Ugniatał ją delikatnie, starając się naładować broń jak największą dawką emocji. Nic się nie liczyło. Pryz, czarna bomba, Biblioteka. Została tylko wola życia, która ściekała z palców napełniając łzę siłą do walki. Gęsta, złota jak miód, świetlista substancja. Miał ją cały czas przed oczami. Wtedy, gdy wyszarpywał rękę z kieszeni i rzucał łzę na podłogę. Wtedy, gdy czarna, napełniona płynnym złotem kulka potoczyła się ku szczelinie między marmurowymi płytami, gdzie czaiło się złowrogie ślepie pająka. I wtedy, gdy łza roztopiła się, żeby otulić ziarno maku i na zawsze zamknąć w swoim wnętrzu.
Ból w ramieniu ustąpił. Berg oparł się plecami o ścianę, żeby nie upaść. Nogi miał jak z gumy. W szczelinie podłogi tkwiła smolna łza, stwardniała teraz i lśniąca, niczym kawałek obsydianu. Czarna bomba w jej wnętrzu była martwa.
Berg wypuścił wstrzymywane od kilku sekund powietrze. Przesunął dłońmi po twarzy. Skórę miał zimną i bladą jak marmur. Gdyby łza nie zadziałała, już byłby martwy. Z wysiłkiem odkleił się od ściany. Nogi utrzymały go z trudem, drętwe i ciężkie jak kłody. Nic nie wskazywało na obecność innych pułapek. Tatuaż nie wysyłał żadnych sygnałów. Mimo to Berg z trudem zmusił się do stąpnięcia na płytę marmuru, pod którą była ukryta czarna bomba. Wszędzie, w każdym załomie muru, mogła się czaić kolejna zasadzka. A końska czaszka na ramieniu któregoś razu go nie ochroni. Dreszcz za dreszczem przechadzał się po kręgach kręgosłupa pozyskiwacza. Przepocona tunika nieprzyjemnie ziębiła plecy.
— Masz paranoję, stary — mruknął.
Starał się bezskutecznie opanować drżenie rąk. Minęła dobra chwila zanim zdobył się na trzeźwą ocenę sytuacji. Jak dotąd, miał mnóstwo szczęścia. Dwukrotnie uniknął śmierci, dostał się do pilnie strzeżonego korytarza i nie natknął się na nikogo po drodze. Rzadko spotykany zbieg wspaniałych okoliczności. To mógł być bardzo udany abordaż. Lustro poszukiwawcze jednak nie kłamało.
Doszedł do siebie na tyle, żeby się rozejrzeć.
Rzędy masywnych, czarnych drzwi ciągnęły się tylko z jednej strony korytarza. Wystarczył rzut oka na pierwszy napis, żeby na twarzy Berga pojawił się krzywy uśmieszek.
— Wypchajcie sobie szczytność waszymi efemerydami — szepnął. — Wygląda na to, że na razie idzie nieźle.
Wątłe litery pod grubym gzymsem framugi oznajmiały: „Krynice uzdrawiających mocy”. Najprawdopodobniej leki. Obiecujące. Sprawdził następne drzwi. „Materia w ruchu — energie złotego środka”. Genialnie. Paliwa i technologie napędowe.
Serce Berga zaczęło szybciej bić. Pomylił się. To dużo więcej niż udany abordaż. To będzie nieprawdopodobny pryz. Lustro poszukiwawcze jednak go nie zawiodło. Podziękował w duchu ciemnemu morzu w srebrnych ramach. Przed oczyma miał cudowne wizje spokojnych lat w dostatku. Dotknął rzeźbionej framugi, jakby nie mógł uwierzyć w jej istnienie. Była bardzo zimna. Palce Berga ślizgały się po polerowanym drewnie. Ze zdenerwowania zaczęły mu się pocić dłonie.
— Boże, ten skok może mnie ustawić do końca życia — wymamrotał.
Usta miał suche, jakby powleczone warstwą gipsu. Serce wykonywało pomiędzy żebrami dziwaczne podskoki, jak egzotyczne zwierzę załadowane siłą do klatki.
Zerknął na następny napis. Fosforyzujące znaki tańczyły mu przed oczami. „Siła i moc. Tajemnice kręgów wiedzy”. Oszołomiony, cofnął się odruchowo o kilka kroków. Zamrugał i znów spojrzał na drzwi.
— Nie wierzę — wyszeptał.
Miał przed sobą nieoceniony skarb. Jedną z tajemnic Mistrzów Blasku. Prawdopodobnie tę najważniejszą. Jak wpływać na rzeczywistość i kształtować ją wedle woli. Nawet jeśli księgi za drzwiami kryły tylko podstawy tej wiedzy albo uproszczoną, niepełną wersję dla laików, i tak dostał właśnie w ręce Świętego Graala. I Złote Runo. I kamień filozofów. I wejściówkę do Raju.
Błagam, niech się tylko nic nie spieprzy, pomyślał nieprzytomnie. Ale ta dziwaczna modlitwa wywołała w umyśle nieprzyjemne, złowróżbne echo. Nie może być aż tak dobrze. Cuda takiego formatu po prostu nie istnieją.
Berg zadrżał. Po drugiej stronie złe przeczucia miewają wartość alarmowych dzwonków. Ale cokolwiek się wydarzy, teraz się nie wycofa. Podobna myśl nawet mu nie przebiegła przez głowę. Nie wtedy, gdy znalazł się o krok od najcudowniejszego pryzu tysiąclecia. I szansy, żeby stać się zbawcą ludzkości. Bardzo, bardzo bogatym zbawcą ludzkości.
Odetchnął kilka razy głęboko i spokojnie, rozluźnił napięte mięśnie. Cud czy nie, nie ma czasu stać bezczynnie pod drzwiami. I tak wygląda podejrzanie.
Ostrożnie położył dłoń na klamce. Chłód ukąsił go w palce. Chwila, w której trzeba otworzyć drzwi sezamu nadeszła. Mimo to Berg zamarł na moment w bezruchu.
— Dobry Boże — powiedział bezgłośnie — niech się uda, proszę.
I nacisnął klamkę.


Dodano: 2006-10-26 11:34:13
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS