NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

Ukazały się

Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)


 Kade, Kel - "Los pokonanych"

 Scott, Cavan - "Wielka Republika. Nawałnica"

 Masterton, Graham - "Drapieżcy" (2024)

 He, Joan - "Uderz w struny"

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Gryffindor)

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Hufflepuff)

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Ravenclaw)

Linki

Salvatore, R. A. - "Apostoł Demona"
Wydawnictwo: Isa
Cykl: Salvatore, R. A. - "Wojny Demona"
Data wydania: 2001
ISBN: 83-87376-66-3
Oprawa: miękka
Format: 115 x 175 mm
Liczba stron: 640
Tom cyklu: 3



Salvatore, R. A. - "Apostoł Demona"#9

ROZDZIAŁ 9


WYZNACZANIE SZLAKU

Nocny Ptak nie nazwał swego konia. To imię przyszło do niego w sposób magiczny, stanowiąc przedłużenie zwierzęcia, dar, jedyne określenie, które pasowało do wspaniałego, czarnego ogiera. A teraz Symfonia stanął w pełni na wysokości zadania, sunąc przez otulony mgłą las z taką łatwością, jak większość koni biegłaby przez otwarte pole. Koń robił szybkie skręty i gnał do przodu z łoskotem kopyt, przeskakując przez drzewa powalone przez ciężkie opady śniegu na początku zimy i omijając w bezpiecznej odległości nisko wiszące gałęzie. Nocny Ptak nie prowadził go, przekazywał tylko swoje życzenia Symfonii, aby później zaufać całkowicie koniowi.
Zbliżali się coraz bardziej do znajdującego się przed nimi goblina.
Przecięli linię lasu złożoną z małych, gęstych świerków, a kopyta Symfonii wbijały się mocno w ziemię.
Przed nimi, we mgle, Nocny Ptak dostrzegł ruch - goblin na małym koniu, galopujący z całych sił.
Rozgorączkowany goblin wbił mocniej pięty w boki małego konia, a ten pochylił głowę i pognał do przodu. Jednakże goblin, wiedząc, że go ścigają i że wróg szybko się zbliża, oglądał się do tyłu i kiedy spojrzał wreszcie do przodu, zobaczył grubą gałąź lecącą ku jego twarzy.
Pozbawiony jeźdźca koń biegł dalej, ale zwalniał z każdym krokiem.
Nocny Ptak i Symfonia zbliżyli się kłusem do wijącego się, kwiczącego goblina. Stworzenie tarzało się po ziemi, trzymając się za poranioną twarz. Strażnik dobył Burzy i uderzył mocno i celnie, a nędzne stworzenie znieruchomiało.
Nocny Ptak wytarł miecz o płaszcz goblina, a potem wsunął go z powrotem do pochwy na siodle Symfonii. Omiótł wzrokiem zamglony las, a potem ścisnął konia nogami i Symfonia odwrócił się, by pognać z łoskotem kopyt w drugą stronę. W przeciągu paru sekund strażnik dostrzegł kolejnego uciekającego goblina i Symfonia rzucił się w pogoń.
Ten goblin uciekał, przemykając od drzewa do drzewa, lecz popełnił błąd, przecinając ścieżkę strażnika jedynie kilkanaście jardów przed biegnącym koniem. Nocny Ptak rozpoznał małą, skuloną sylwetkę i Skrzydło Jastrzębia zabrzęczało, a strzała trafiła nędzne stworzenie w bok, przebijając obydwa płuca i ciskając umierającego goblina na ziemię.
Hałas dobiegający z tyłu sprawił, że strażnik obejrzał się i dostrzegł kolejnego goblina, który wypadł z zarośli i pobiegł jak szalony w przeciwną stronę. Nocnemu Ptakowi nie przyszło nawet na myśl, żeby zawrócić Symfonię, ale sam się odwrócił, przerzucając jedną nogę przez siodło. Patrząc do tyłu, wypuścił strzałę.
Po raz trzeci w przeciągu pół minuty padł martwy goblin.
Belli`mar Juraviel, który przysiadł niedaleko na drzewie, przyglądał się strzałowi strażnika z czymś więcej niż tylko szacunkiem, z czymś graniczącym z podziwem. Elfy wyszkoliły Nocnego Ptaka, lecz Juraviel zdał sobie sprawę, że twierdzenie, iż nauczyły go wszystkiego, co umiał, byłoby ogromną nieprawdą. Elfy nauczyły Nocnego Ptaka szybkiego myślenia i tego, jak sprawiać, aby ciało wykonywało jego plany, lecz kreatywność tego człowieka w wykorzystaniu owej wiedzy była oszałamiająca.
Tak jak i technika strażnika, pomyślał Juraviel, patrząc na goblina postrzelonego w głowę, kiedy koń strażnika galopował w przeciwną stronę.
Gdy Juraviel potrząsał głową, jego bystre oczy wciąż przepatrywały mgłę. Nagle zobaczył tam, w tych samych zaroślach, z których wypadł ostatni goblin, kolejne ukrywające się stworzenie, kulące się ze strachu. Łuk elfa powędrował w górę. Chciał zabić je od razu, ale nie mógł dostrzec ważnych miejsc na ciele niewielkiego stworzenia poprzez gałęzie i mgłę. Dlatego też strzelił w środek sylwetki, a jego mała strzała zniknęła w czarnej postaci.
Goblin wyskoczył, wrzeszcząc z bólu, i Juraviel prędko wystrzelił znowu, a potem po raz trzeci, zanim stworzenie dostało się na ścieżkę, a potem czwarty raz, gdy zaczęło biec. Elf uniósł łuk, aby wystrzelić po raz piąty, zobaczył jednak, że stworzenie się zachwiało, co oznaczało, że zadanie zostało zakończone.
Niewzruszony Juraviel skupił uwagę na przyglądaniu się okolicy, żałując, że zabicie jednego goblina kosztowało go niemal pięć strzał. Juraviel wiedział jednak, iż istniały inne sposoby, toteż ruszył pierwotnie obraną drogą, przefruwając z gałęzi na gałąź, aż znalazł miejsce, gdzie mógł przysiąść na niskim, grubym konarze, przecinającym ścieżkę na wysokości głowy jeźdźca. Odkładając łuk na bok, ze strzałą założoną na cięciwę, elf wyjął smukły, mocny sznur ze srebrzca.

* * *

Centaur także biegł przez las, obrzucając szyderstwami przerażone gobliny. Kiedy odkrył, że kilka goblinów jechało na koniach - co było bardzo niezwykłe - Bradwarden uniósł kobzę i zagrał cichą, spokojną melodię, będącą przeciwieństwem wywrzaskiwanych wyzwisk. Bradwarden musiał bardzo się starać, aby skupić się na tej melodii. Przez całe dziesięciolecia biegał po lasach Leśnej Krainy jako obrońca dzikich koni i teraz sama tylko myśl o śmierdzącym goblinie siedzącym na grzbiecie tak wdzięcznego i pięknego stworzenia, rozwścieczała go.
Nie zajmując się goblinami pędzącymi wokół piechotą, centaur wybrał następny cel i podjął pościg. Wiedział, w jaki sposób przemawiać przy pomocy kobzy do konia, jakiegokolwiek konia, i zamiast posyłania strzał, słał w pościg muzykę. Kąciki ust Bradwardena uniosły się w uśmiechu - musiał się opierać chęci wybuchnięcia śmiechem, aby móc napełniać kobzę powietrzem - kiedy pochylił się pod gałęzią i przedarłszy się przez jakieś zarośla, wypadł na małą polankę. A tam, jakieś dziesięć stóp przed nim, siedział rozgorączkowany goblin, rozpaczliwie wbijając pięty w boki konia i szarpiąc szaleńczo uzdą zrobioną naprędce ze sznura.
Koń jednak usłyszał wezwanie centaura i nie chciał się ruszyć.
Wymagało to trochę wymyślnych ruchów palcami, ale Bradrwarden wciąż grał melodię jedną ręką, podczas gdy w drugą wziął ciężką maczugę, zbliżając się cicho i miarowo. Goblin obejrzał się krótko na niego, potem jednak tylko spinał i ciągnął konia jeszcze bardziej rozpaczliwie, podskakując na swoim nieruchomym siedzeniu.
Koń zarżał cicho, ale się nie ruszył.
Teraz centaur roześmiał się w głos, wkładając kobzę pod pachę. - Już żeś skończył? - spytał rzeczowo.
Goblin przestał podskakiwać i powoli odwrócił swą brzydką głowę, aby przyjrzeć się potężnemu centaurowi, stojącemu tuż obok. Wówczas zaczął wrzeszczeć, lecz krzyk został gwałtownie przerwany przez maczugę miażdżącą czaszkę i roztrzaskującą kark. Goblin zsunął się ze swojego siedzenia i upadł ciężko na ziemię, drgając w ostatnich chwilach życia.
Bradwarden nie zwracał na to uwagi. - Idź i ukryj się w lesie - powiedział do konia, zdejmując mu uzdę, a potem odpędzając go solidnym klapsem w zad. - Przyjdę po ciebie, kiedy będziemy odjeżdżać.
Teraz Bradwarden spojrzał w dół na wciąż drgającego goblina i potrząsnął głową z niedowierzaniem. Był to drugi goblin, którego złapał, gdy próbował odjeżdżać. Ten pierwszy miał przynajmniej na tyle rozsądku, aby zejść z tego cholernego, zatrzymanego przez centaura konia.

* * *

Nocny Ptak uświadomił sobie, że ten goblin jest dobrym jeźdźcem, podczas gdy Symfonia bardzo starał się pokonać dzielącą ich odległość. Strażnik domyślił się, iż goblin nieźle zna okolicę, bowiem zjeżdżał ze szlaków tylko na krótką chwilę i tylko po to, żeby dostać się na kolejną wąską ścieżkę. I nawet z koniem w pełnym galopie goblin wiedział, kiedy się pochylić, a kiedy skręcić.
Symfonia był więcej niż gotowy, aby sprostać temu wyzwaniu. Wielki ogier sunął dalej z wdziękiem, zbliżając się do stworzenia.
Teraz goblin stanowił widmowo szarą postać we mgle. Nocny Ptak ścisnął Symfonię nogami i uniósł Skrzydło Jastrzębia. Odchylił się i wystrzelił, lecz koń goblina skręcił i strzała przeleciała obok stworzenia, nie wyrządzając mu szkody.
Nocny Ptak bardzo starał się pochylić jak najniżej, gdy Symfonia z łoskotem kopyt pokonywał ten sam zakręt. Gdy ścieżka się wyprostowała, Skrzydło Jastrzębia znowu powędrowało ku górze, ale tuż przed tym jak strażnik wypuścił strzałę, goblin pochylił się pod nisko zwisającą gałęzią przecinającą ścieżkę i strzała chybiła.
Pomrukując z frustracji, strażnik również przejechał pod gałęzią. Obawiał się jednak, że będzie to długa pogoń, bowiem ścieżka przed nimi zdecydowanie nie była prosta. Wreszcie udało mu się dostrzec goblina. Przez moment stworzenie siedziało wyprostowane, oglądając się za siebie.
A potem, nagle, goblin spadł z siodła, lecąc do tyłu, podczas gdy koń pogalopował dalej.
Przez sekundę stworzenie machało jak szalone ramionami i nogami, a potem zawisło bezwładnie w powietrzu, obracając się powoli. Nocny Ptak zrozumiał to, gdy się zbliżył i zobaczył Belli`mara Juraviela siedzącego na gałęzi nad głową goblina. Jeden koniec elfiego sznura przymocowany był do gałęzi, a drugi znajdował się wokół szyi goblina.
- Oszczędzasz strzały? - spytał z sarkazmem strażnik.
Zanim Juraviel zdołał odpowiedzieć, zamieszanie, które wybuchło w lesie, posłało trzepocącego skrzydłami elfa na wyższą gałąź. Nawet z wyższego miejsca nie mógł wiele zobaczyć we mgle, lecz jego czujne uszy przyniosły mu informację, jakiej potrzebował. - Wygląda na to, że nasz moment zaskoczenia minął - zawołał w dół. - Gobliny się przegrupowują.
Jak tylko przebrzmiały jego słowa, w porannym powietrzu zadzwonił inny głos, mocny i wyraźny. - Jak miło z waszej strony - dobiegł ich ryk Bradwardena. - Zbieracie się wszystkie w jednym miejscu!
Jak można się było tego spodziewać, wkrótce potem dały się słyszeć odgłosy wznowionej walki.
- Bradwarden zdecydował przegrupować się wraz z nimi - rzucił sucho Juraviel i oddalił się, przeskakując i przelatując z gałęzi na gałąź.
Symfonia skoczył na polecenie Nocnego Ptaka, gnając prosto przez zarośla za głosem centaura. Nagleni potrzebą, jeździec i wierzchowiec, nie mogli uniknąć zarośli i obydwaj zostali podrapani przez ostre gałęzie i krzewy. Ścinając trochę zbyt mocno jeden z zakrętów wokół grubego drzewa, koń przygniótł nogę Nocnego Ptaka. Strażnik jednak nie skarżył się, tylko wyrzucił ramię przed twarz, aby chronić oczy, i trzymał się jeszcze mocniej, przylgnąwszy nogami do boków Symfonii tak dokładnie, jak tylko się dało, pochyliwszy się nisko nad końską szyją.
Symfonia, wyczuwając powagę sytuacji i będąc na tyle inteligentny, aby zrozumieć, iż przyjaciel znajduje się w niebezpieczeństwie, także znosił niewielkie zadrapania i nie zwalniał. W końcu przedarli się przez ostatnie zarośla na skraj zagłębienia w kształcie misy.
Jeden goblin padł z rozwaloną głową. Drugi tarzał się, wyjąc z bólu i ściskając swoje zdruzgotane ramię. Pozostało jednak osiem stworzeń otaczających Bradwardena, dźgających włóczniami i mieczami, zmuszających centaura do szaleńczych ruchów, aby utrzymać je w bezpiecznej odległości, by nie mogły pójść za ciosem i dźgnąć głęboko. Bradwarden kopał i obracał się rycząc, a jego wielka maczuga świstała w potężnych zamachach. Nie mógł jednak mieć nadziei na utrzymanie tego szaleńczego tempa i gdy każdy zwrot nadchodził odrobinę wolniej, goblinom udawało się zbliżyć nieco bardziej i dźgnąć go nieco głębiej.
Przy jednym z takich obrotów centaur dostrzegł Nocnego Ptaka i Symfonię skaczących w dół, aby przyłączyć się do walki. - Długo ci to zajęło! - ryknął Bradwarden, a z nową nadzieją przyszła nowa energia. Obrócił się w inną stronę i poszarżował do przodu, odrzucając gobliny przed sobą i zwabiając te z tyłu, odwracając tym samym ich uwagę od nacierającego strażnika.
Nocny Ptak przerzucił lewą nogę przez siodło, wysunął prawą stopę ze strzemienia i zastąpił ją lewą, tak że stał na grzbiecie biegnącego konia. Gdy zbliżali się do znajdujących się najbliżej goblinów, a stworzenia wreszcie się odwróciły, by odeprzeć atak, strażnik zeskoczył z konia, Symfonia zaś zarył kopytami w ziemię i skręcił mocno w lewo.
Nie tracąc niosącego go pędu, strażnik rzucił się znienacka do przodu, dźgając Burzą. Goblin podjął poważną próbę zablokowania pchnięcia, ale nie mógł pojąć tego, jak szybko broń pokonała tę odległość.
Nocny Ptak przebiegł tuż obok niego, wyszarpując Burzę z jego piersi. Zanurkował i przetoczył się, aby spowolnić swój ruch, i uniósł się na jedno kolano, parując potężnym cięciem dźgającą włócznię następnego goblina.
Goblin stracił równowagę, gdy odcięto mu przód broni, i potykając się, poleciał ku strażnikowi, który pchnął wprost przed siebie, trafiając goblina głęboko w pierś. Nocny Ptak podźwignął przebite mieczem stworzenie i cisnął je na ziemię za sobą, a potem podniósł się szybko, uderzając swoją klingą o miecz kolejnego goblina, gdy ten na niego natarł. - Goblin - a był z niego dobry wojownik jak na goblina - zręcznie, raz po raz, wymierzał pchnięcia mieczem - raz, dwa, trzy, lecz każdy atak był zgrabnie parowany przez błyskający miecz strażnika. Wytraciwszy swój pęd, goblin próbował się wycofać, lecz to dało strażnikowi okazję do ataku.
Teraz natarła Burza, raz, dwa, trzy. Żeby oddać sprawiedliwość goblinowi, to udało mu się sparować pierwsze dwa ciosy.
Bradwarden nie próżnował, zachęcony pojawieniem się sprzymierzeńca, choć nie udało mu się trafić śmiertelnie żadnego goblina. Goblinom również nie udało się trafić centaura. Stworzenia były wyraźnie zdezorientowane pojawieniem się strażnika, Nocnego Ptaka, którego imię kojarzyło im się z najgorszymi koszmarami.
Kiedy trzeci goblin padł od ciosu Burzy, pozostała piątka już się wystarczająco napatrzyła. Odwróciła się i rozproszyła, biegnąc pod osłonę drzew.
Nocny Ptak ruszył za nimi, ale zatrzymał się, zaskoczony, gdy coś przeleciało mu ze świstem koło twarzy. Zrozumiał, co to było, kiedy ów przedmiot - jedna z małych strzał Juraviela - wbił się głęboko w ścięgno pod kolanem goblina, zamieniając jego ucieczkę w powolne zataczanie się. Chwilę potem kolejna strzała trafiła następnego z kolei goblina, lecz elf mierzył trochę zbyt wysoko i stworzenie pobiegło jeszcze szybciej ze strzałą sterczącą z pośladka.
- Och, nie biegajcie, jestem już zmęczony bieganiem! - zajęczał Bradwarden i w swej frustracji centaur rzucił maczugą w najbliższego uciekającego goblina. Broń przeleciała obok niego, nie czyniąc szkody, ale goblin zatrzymał się, aby się jej przyjrzeć, a potem obejrzał do tyłu, zauważywszy, że Nocny Ptak zniknął w zaroślach z boku, podążając za tym goblinem, którego Juraviel okaleczył. Maczuga Bradwardena wpadła w zarośla za goblinem.
Na ohydnej twarzy goblina rozlał się paskudny uśmieszek. - Teraz nie masz żadnej broni - stwierdził, uniósł miecz i natarł z powrotem na Bradwardena.
- Dureń - wymamrotał centaur. - Czy to twój brat siedział jak głupi na koniu? - Wykonując wielki skok, Bradwarden obrócił się, ustawiając się tyłem do szarżującego goblina. Tylne nogi dotknęły ziemi. A potem podskoczył i kopnął. Umięśnione nogi przeleciały obok mizernego ramienia i broni goblina, jedno kopyto trafiło w bark stworzenia, a drugie w pierś. Napinając mięśnie, centaur kopnięciem cisnął goblina dwadzieścia stóp do tyłu, a ten, wymachując szaleńczo ramionami i nogami, wyrżnął z hukiem w zarośla.
Centaur spokojnie minął połamane, oszołomione stworzenie, aby podnieść swoją maczugę. A potem wrócił i stanął, górując nad goblinem. - Nie mam żadnej broni, co? - zaszydził, a maczuga spadła ze świstem.
W środku ukształtowanej jak misa polany Juraviel wykończył te gobliny, które wiły się na ziemi, a potem ruszył w zarośla, aby znaleźć tego, któremu naruszył ścięgno. Leżał on w kałuży krwi, będącej wynikiem jednego, sprawnego pchnięcia mieczem w tył czaszki.
- Gdzie jest strażnik? - spytał centaur Juraviela, gdy ten wychynął z zarośli, a Symfonia, stojący obok centaura, uderzył mocno kopytem o ziemię.
- Przypuszczam, że poluje - rzucił od niechcenia elf.
Bradwarden spojrzał na zamglony las i uśmiechnął się.

* * *

Goblin opierał się o drzewo, klepiąc po pośladku, na próżno próbując ulżyć sobie w bólu, nie ośmielając się dotknąć strzały, którą Juraviel wraził mu w zadek. A potem stworzenie zamarło, słysząc w pobliżu jakiś dźwięk. Oczy rozszerzyły mu się z przerażenia, odprężył się jednak, kiedy przygnało ku niemu dwóch kompanów.
Jeden chwycił za drzewce strzały i zaczął wyciągać grot, ale goblin krzyknął z bólu, więc ten przestał i zakrył mu usta ręką.
- Cicho! - wyszeptał trzeci ochryple. - Chcesz ściągnąć na nas Nocnego Ptaka i człowieka-konia? Już żeś zostawił ślady krwi...
Głos goblina zamarł i cała trójka spojrzała w dół na zdecydowanie wyraźny ślad przejścia rannego goblina.
Trzy pary oczu uniosły się w górę, przerażone gobliny popatrzyły po sobie, choć żaden nie ośmielił się odezwać.
Nocny Ptak zeskoczył z gałęzi i wylądował pomiędzy nimi. Wystrzeliła pięść, uderzając jednego goblina, potem rękojeść miecza, aż wreszcie błysnęła klinga. Wymierzony na odlew cios powalił następnego goblina, przecinając go ukośnie od barku po biodro, gdy ten zatoczył się pod wpływem uderzenia rękojeścią. A potem strażnik obrócił się, zamachnął mieczem nad głową, grzmocąc pierwszego goblina, który próbował dojść do siebie po ciosie w twarz i unieść w obronie swoją z trudem dzierżoną włócznię.
Wyciągnięcie Burzy z rozpłatanej głowy goblina zajęło strażnikowi więcej czasu niż zabicie tej trójki.

* * *

W chwilę później Elbryan odnalazł swoich przyjaciół, czekających na niego z powrotem na drodze. Obydwaj odpoczywali wygodnie w nietypowo jak na tę porę roku ciepłym słońcu, podając sobie ciężki bukłak z winem należący do Bradwardena, napełniony, jak wiedział Elbryan, Questel ni`touel, wspaniałym elfim winem, szeroko znanym jako bagnówka.
- Czy mam zatem polować sam? - spytał strażnik udając rozgniewanego. - Trzy nam uciekły, trzech nas mogło rzucić się w pogoń, a jednak znalazłem się w lesie sam.
- A iluż to dostałeś, strażniku? - spytał centaur.
- Wszystkie były razem - wyjaśnił Elbryan.
- Zatem było łatwo - wywnioskował Juraviel.
- A jeszcze narzekasz - stwierdził Bradwarden, pociągając kolejny łyk mocnego trunku, a potem unosząc go ku strażnikowi.
Elbryan odmówił z uśmiechem. - Nie piję wiele bagnówki - powiedział. - Za każdym razem, kiedy podnoszę flaszkę do ust, bolą mnie ramiona - wyjaśnił, co było wyraźnym odniesieniem do wczesnych dni jego szkolenia u Touel`alfar, kiedy co rano musiał chodzić na bagnisko, aby zbierać mleczne kamienie, a potem nosić je do zbiorczego koryta, gdzie wyciskał z nich aromatyczny sok, aż bolały go ramiona.
Było to powiedziane żartem, ale Bradwarden był mistrzem w zwracaniu żartu przeciwko mówiącemu. - Znowu narzekasz - zajęczał. - Wiesz no, elfie, byłoby lepiej tobie i twojemu ludowi, gdybyście brali do tego waszego szkolenia na strażników mój lud.
- Próbowaliśmy, dobry Bradwardenie - rzekł Juraviel, ciągnąc do siebie bukłak z winem. - I rzeczywiście, z wyszkolonego przez elfy centaura jest zawzięty wojownik, obawiam się jednak, że ze słabym pomyślunkiem.
Bradwarden wydał z siebie groźny pomruk. - Kradnie moją bagnówkę i jeszcze mnie obraża - powiedział do Elbryana, gdy strażnik ruszył, aby wsadzić miecz z powrotem do pochwy przy siodle Symfonii. Zrobiwszy to, Elbryan uważnie obejrzał konia i zauważył jedno szczególnie boleśnie wyglądające zadrapanie z boku silnie umięśnionej szyi Symfonii. Był zadowolony, zobaczywszy, że ranę opatrzyły już łagodne dłonie elfa. - Czy tak mam spędzić resztę swego życia? - spytał nagle, a jego poważny ton skupił całkowicie uwagę zarówno centaura, jak i elfa. - Przemierzając leśne ścieżki, polując na rozproszone potwory?
- Przy twoim obecnym tempie, już wkrótce oczyścisz z nich ten region - rzekł z uśmiechem Juraviel, lecz te słowa wywołały wyraz przerażenia na twarzach pozostałej dwójki.
- Mam nadzieję, że nie! - odparł ze śmiechem Elbryan, podchodząc i zabierając Juravielowi bukłak z winem.
Pozostała dwójka także się roześmiała, kiedy bowiem zastanowili się nad tym, to zrozumieli tok myślenia strażnika. Obecność goblinów, olbrzymów i powrie była z pewnością straszną rzeczą dla ludzi z tego regionu - oznaczała zaciekłą wojnę, która zniszczyła domy, rozbiła rodziny i zabiła wielu niewinnych ludzi. Jednakże wraz z ciemnością i tragedią przyszło coś innego, poczucie celu i braterstwa, wymuszone okolicznościami połączenie ludzi, którzy w innej sytuacji mogliby nigdy nie zostać przyjaciółmi. Nie dało się też zaprzeczyć, że ta faza wojny, ostatnie polowanie, odzyskiwanie ziem, podczas gdy wszyscy bezradni, niewinni ludzie byli bezpieczni, okazała się prawdziwą radością. Tak było tego właśnie ranka, gdy jadąc na przedniej czujce karawany Tomasa Gingerwarta, trójka przyjaciół dostrzegła obóz kilkunastu goblinów. Szybko ustalili plany, a potem nastąpiła walka i pościg.
Elbryan, będąc najmłodszym z całej trójki, odczuwał najmocniej to podniecenie. W tych chwilach, kiedy mógł wykorzystać swoje elfie szkolenie i stać się inną osobą, Nocnym Ptakiem, najbardziej czuł, że żyje.
- Gingerwart - stwierdził Bradwarden, widząc tuman unoszący się na drodze od południa. Mgła wreszcie zaczęła się rozwiewać.
Elbryan przyglądał się temu sygnałowi oznaczającemu zbliżanie się grupy. Na następny dzień podróży droga była wolna. Znajdą się w Dundalis, albo w tym co zostało z tego miejsca, w przeciągu dwóch, trzech dni.


Dodano: 2006-10-25 13:50:11
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS