NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"

Grimwood, Ken - "Powtórka" (wyd. 2024)

Ukazały się

Iglesias, Gabino - "Diabeł zabierze was do domu"


 Richau, Amy & Crouse, Megan - "Star Wars. Wielka Republika. Encyklopedia postaci"

 King, Stephen - "Billy Summers"

 Larson, B.V. - "Świat Lodu"

 Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)

 Kade, Kel - "Los pokonanych"

 Scott, Cavan - "Wielka Republika. Nawałnica"

 Masterton, Graham - "Drapieżcy" (2024)

Linki

Salvatore, R. A. - "Duch Demona"
Wydawnictwo: Isa
Cykl: Salvatore, R. A. - "Wojny Demona"
Data wydania: 2000
ISBN: 83-87376-65-5
Oprawa: miękka
Format: 115 x 175 mm
Liczba stron: 640
Tom cyklu: 2



Salvatore, R. A. - "Duch Demona" #3

ROZDZIAŁ 3

ROGER LOCKLESS

- Jest tam - jęknęła stara kobieta. - Wiedziałam, że będzie! Och, biedne dziecko.
- Może już jest martwy - rzucił ktoś inny, mężczyzna liczący sobie koło trzydziestu zim. - To byłoby najbardziej miłosierne. Biedne dziecko.
Grupka kilkunastu wieśniaków przykucnęła na pionowej skalnej ścianie, ćwierć mili na północ od ich starego domu, Caer Tinella, przyglądając się powrie i goblinom. Także dwa fomoriańskie olbrzymy były przedtem w osadzie, ale już odeszły, pewnie polowały na uciekinierów.
- Mówiłam mu, że nie powinien był tam schodzić - stwierdziła stara kobieta. - Jest ich zbyt wiele, zbyt wiele.
Kucający z boku Tomas Gingerwart uśmiechnął się porozumiewawczo. Ci ludzie nie rozumieli chłopaka imieniem Roger. Dla nich był on Rogerem Billingsbury, sierotą przyjętą przez wioskę. Kiedy obydwoje rodzice Rogera zmarli, wszyscy uważali, iż należy wysłać go na południe do Palmaris, może do mnichów u Św.Skarbu. Jednak ludzie z Caer Tinella, prawdziwie zjednoczonej społeczności, postanowili zatrzymać Rogera i wszyscy pomagali mu pokonać żal i chorobę.
Roger bowiem był biednym, wychudzonym sierotą, wyraźnie słabowitym. Jego rozwój fizyczny został zahamowany w wieku jedenastu lat, wykradziony przez tę samą gorączkę, która zabiła mu rodziców i dwie siostry.
Było to kilka lat temu, ale dla tych zaniepokojonych mieszkańców osady, Roger, wyglądający podobnie jak wtedy, był wciąż tym małym zagubionym chłopcem.
Tomas znał prawdę. Chłopak nie nazywał się już Billingsbury, ale Lockless, Roger Lockless, przydomek nadany mu nie bez powodu. Nie istniało nic, czego Roger nie potrafił otworzyć, przez co nie potrafił się prześliznąć albo przekraść chyłkiem. Tomas myślał o tym często, gdy spoglądał na Caer Tinella, tak naprawdę bowiem, on również był trochę zaniepokojony. Ale tylko trochę.
- Cały szereg - cmoknęła kobieta, wskazując znacząco ku osadzie. Miała bystre oczy, rzeczywiście bowiem grupa goblinów przechodziła przez plac wioskowy, eskortując szereg obdartych ludzkich więźniów - tych ludzi z Caer Tinella i sąsiedniej wioski Landsdown, którzy nie byli wystarczająco szybcy i nie ukryli się głęboko w lesie. Teraz potwory wykorzystywały osady jako obozowiska, a pochwyconych ludzi jako niewolników.
Wszyscy uciekinierzy rozumieli, jaki ponury los przypadnie w udziale więźniom, kiedy nie będą już dłużej użyteczni dla goblinów i powrie.
- Nie powinniście im się przyglądać - doszedł ich głos, a grupka obróciła się jak jeden mąż i zobaczyła, jak zbliża się do nich korpulentny mężczyzna, Belster O`Comely. - Obawiam się też, że znajdujemy się wszyscy za blisko osad. Czy chcecie, żeby nas wszystkich schwytano? - Mimo największych wysiłków, Belsterowi, jowialnemu karczmarzowi, który prowadził kiedyś cieszącą się poważaniem Ryczącą Sheilę w Dundalis, nie udało się przybrać ostrego tonu. Przybył na południe wraz z uciekinierami z trzech osad w Leśnej Krainie: Dundalis, Zachwaszczonej Łąki i Końca Świata. Jednak towarzysze Belstera z północnej krainy stanowili zupełnie inną grupę ludzi niż niedawno wypędzeni ze swych domów wieśniacy z Caer Tinella i Landsdown oraz garstka innych pochodzących z mniejszych osad, położonych wzdłuż drogi biegnącej na południe ku wielkiemu portowemu miastu Palmaris. Grupa Belstera, wyszkolona przez tajemniczego strażnika znanego jako Nocny Ptak, nie była żałosna ani przestraszona. Oczywiście, że ukrywali się przed goblinami, ale kiedy okazja temu sprzyjała, to oni stawali się myśliwymi, a gobliny, powrie i olbrzymy ich zdobyczą.
- Tak jak obiecałem, spróbujemy ich odbić - ciągnął dalej Belster. - Ale niezbyt prędko. O nie. Na nic się im nie przydamy martwi! A teraz chodźcie!
- Czy nic nie możemy zrobić? - spytała gniewnie stara kobieta.
- Modlić się, droga pani - odparł szczerze Belster. - Modlić za nich wszystkich.
Tomas Gingerwart skinął głową, zgadzając się. A do siebie dodał: i modlić się za gobliny, myśląc, że do tej pory Roger musi się już świetnie bawić.
Uwadze Belstera nie uszedł jego uśmieszek i podszedł, aby porozmawiać z Tomasem na osobności.
- Chciałbyś, abym zrobił coś więcej - rzekł cicho korpulentny karczmarz, błędnie odczytując wyraz twarzy Tomasa. - Ja także bym chciał. Mam jednak pod opieką stu pięćdziesięciu ludzi.
- Bliżej stu osiemdziesięciu, wliczając w to tych z Caer Tinella i okolic - poprawił go Tomas.
- I tylko pięćdziesiątkę zdolnych do walki, aby ich bronić - stwierdził Belster. - Jak mogę ryzykować życie moich wojowników w napadzie na osadę, kiedy na szali jest tyle istnień ludzkich?
- Nie wątpię w twą mądrość panie O`Comely - przyznał szczerze Tomas. - Przyrzekasz, że najedziesz na osadę, kiedy będą po temu sprzyjające okoliczności, obawiam się jednak, że ich nie będzie. Gobliny są niedbałe, ale powrie już nie. Są przebiegłe i dobrze wyszkolone w wojennym rzemiośle. Ich czujność nie opadnie.
- Co zatem mam robić? - spytał zmartwiony Belster.
- Pilnować swych obowiązków - odparł Tomas. - Obowiązków wobec owych stu osiemdziesięciu, a nie tych znajdujących się już w łapach powrie.
Belster przypatrywał się mężczyźnie przez dłuższą chwilę bez mrugnięcia okiem i Tomas wyraźnie widział ból w oczach tego łagodnego człowieka. Karczmarz nie chciał, aby choć jeden człowiek wymknął się z jego ochronnej sieci.
- Nie możesz uratować ich wszystkich - stwierdził po prostu Tomas.
- Muszę jednak spróbować.
Tomas potrząsał głową, jeszcze zanim Belster skończył. - Nie zachowuj się głupio - zbeształ go, a Belster po raz pierwszy uświadomił sobie, że wcześniejszy uśmieszek Tomasa nie był szyderczy, nie był reakcją na jego wahanie przed udaniem się do Caer Tinella. - Jeśli zaatakujecie otwarcie - ciągnął Tomas - to zostaniecie rozgromieni. Obawiam się też, iż gobliny i powrie nie zadowolą się tym, ale rozszerzą poszukiwania na las, dopóki wszyscy nie zostaniemy wytropieni i wzięci w niewolę - albo też zabici.
- Zgadzasz się zatem z moją decyzją, aby poczekać? A nawet wycofać się?
- Niechętnie - odparł Tomas. - Tak niechętnie jak i ty. Jesteś człowiekiem kierującym się sumieniem, Belsterze O`Comely, mamy szczęście my z Caer Tinella, że ty i twoi przybyliście na południe.
Belster przeszedł nad tym komplementem do porządku dziennego, potrzebując wsparcia. Nie mógł się jednak powstrzymać przed rzuceniem jeszcze jednego spojrzenia w kierunku zajętej osady, a serce mu pękało na samą myśl o cierpieniu, jakiego muszą teraz doświadczać ci nieszczęśni więźniowie.
Inny zaciekawiony obserwator przyglądał się procesji niewolników, gdy gobliny prowadziły ich do ciemnego lasu na skraju Caer Tinella. Roger Lockless znał rozkład osady lepiej niż ktokolwiek inny. Od czasu inwazji przychodził do Caer Tinella co noc, przemykając z cienia w cień, słuchając, jak gobliny i powrie układają plany co do tej okolicy lub podsłuchując rozmowy o większej wojnie toczącej się nie tak daleko stąd na południu. A co ważniejsze, sprytny Roger Lockless znał wroga i znał jego słabe strony. Kiedy każdego dnia nad ranem opuszczał osadę, jego wątła postać obładowana była dobrami przeznaczonymi dla uciekinierów w pobliskich lasach. A tak ostrożny był w swych kradzieżach, że potwory rzadko uświadamiały sobie, że zostały okradzione.
Jego największym wyczynem do tej pory była robota wykonana trzy noce temu. Ukradł kucyka, ulubionego wierzchowca przywódcy powrie, i zabrał go w taki sposób, aby wskazać na dwóch goblinich strażników, którzy, jak najpierw odkrył Roger szpiegując po mistrzowsku, akurat tej nocy ucztowali na końskim mięsie.
Obydwaj zostali powieszeni na wioskowym placu następnego ranka - a Roger przyglądał się i temu.
Młodzieniec, nieledwie chłopak, wiedział, że dziś było inaczej. Dzisiaj gobliny zamierzały zabić jednego z więźniów; usłyszał, jak o tym mówiły przed świtem, co sprawiło, że pozostał, gdy się rozwidniało. Gobliny przyłapały panią Kelso, jak napychała sobie usta dodatkowym biskwitem, i przywódca powrie, zupełnie paskudny gość zwany Kos-kosio Begulne, rozkazał, aby ją rano zabito, jako przykład dla innych.
Była tam, rąbiąc drzewa wraz z resztą więźniów, całkowicie nieświadoma, że pozostało jej tylko kilka godzin życia.
W ciągu ostatnich kilku tygodni Roger był świadkiem licznych okrucieństw, widział, jak parę osób zostało zabitych tylko dlatego, że nie podobały się jakiemuś goblinowi czy powrie. Wtedy zawsze pragmatyczny młody złodziej potrząsał głową i odwracał wzrok. - To nie moja sprawa - przypominał sobie często.
Ale tym razem było inaczej. Pani Kelso była przyjaciółką, drogą przyjaciółką, która karmiła go, gdy był młodszy, kiedy był sierotą biegającym po uliczkach Caer Tinella. Spędził całe lata śpiąc w jej stodole, chociaż bowiem nie przydawał się na nic jej mężowi i ten powtarzał mu, żeby się wyniósł, łagodna pani Kelso zwykle odganiała męża na bok, oglądając się i puszczając oko do Rogera, a potem kiwała głową ku stodole.
Była dobrą kobietą i dzisiaj Rogerowi trudno było potrząsnąć głową i powiedzieć "To nie moja sprawa".
Co jednak mógł zrobić? Nie był wojownikiem, a nawet jeśli by nim był, to w Caer Tinella lub w okolicy znajdowała się ta para olbrzymów, ponad sto goblinów, połowa tego powrie, a po lesie i okolicznych wioskach kręciło się pewnie i dziesięć razy tyle potworów. Miał nadzieję, że wydostanie panią Kelso z osady przed świtem, ale kiedy usłyszał, jakie ponure plany mają wobec niej, już obudzono więźniów, ustawiono w szeregu i umieszczono pod silną strażą.
Jeden problem na raz, powtarzał sobie Roger. Więźniowie byli przykuci jeden do drugiego w kostkach, oddzieleni łańcuchem o długości pięciu stóp, a każda osoba przyczepiona była łańcuchem do dwóch innych. Dla dodatkowego zabezpieczenia, kajdany na każdym z więźniów były nie do pary i solidnie wykute, jedne przykute były do nogi niewolnika z prawej oraz do niewolnika z lewej. Roger ocenił, iż potrzebowałby całej minuty, żeby przebrnąć przez obydwa zamki, a i to tylko wtedy, gdy pani Kelso i pozostali dwaj więźniowie przykuci do niej zachowaliby ciszę i współpracowali.
Minuta to długi czas, kiedy w pobliżu znajdują się kusznicy powrie.
- Odwrócić uwagę, odwrócić uwagę - mruczał raz po raz młody złodziej, prześlizgując się z cienia w cień po zajętej osadzie. - Wezwanie do broni? Nie, nie, nie. Pożar?
Roger przystanął, skupiając się na dwóch goblinach odpoczywających na stogu zeszłorocznego siana w środku stodoły Yosi Hoosiera. Jeden miał w ustach fajkę i wydmuchiwał olbrzymie pierścienie paskudnego dymu.
- Och, jakże kocham ogień - wyszeptał Roger. Oddalił się, cichy i szybki jak polujący kot, obchodząc stodołę szerokim łukiem, wślizgując się do budynku, jak robił to często w ciągu ostatnich kilku lat - przez połamaną deskę daleko na tyłach. Wkrótce kucał już za sianem kilka stóp od nieświadomych niczego goblinów. Czekał cierpliwie prawie dziesięć minut, aż palacz wytrząsnął fajkę i zaczął pakować nowy tytoń.
Roger był dobry w wywoływaniu pożarów - jeszcze jeden z jego talentów. Odszedł do tyłu, żeby go nie usłyszano, a potem skrzesał ogień nad kupką słomy.
Później podkradł się znowu i popchnął ostrożnie słomę w kierunku palacza, który wytrząsnął fajkę.
A potem się oddalił, wychodząc ze stodoły, zanim pierwsze kłęby dymu podrażniły nosy dwóch goblinów.
Siano zajęło się jak wielka świeca, a jak gobliny wyły!
- Napad! - ktoś wrzasnął. - Wróg! Wróg! - zakrzyknęli inni. Kiedy jednak poszli sprawdzić, co się dzieje, i zobaczyli, jak ich kompani biją jak szaleni płomienie oraz goblina z zapaloną wciąż fajką w ustach, zmienili swoją śpiewkę.
Gobliny przebywające ze ścinającymi drzewa więźniami nie pospieszyły, aby walczyć z ogniem, ale ich uwaga została odwrócona na tyle, aby Roger z łatwością przemknął na tyły grupy, zatrzymując się za wielkim dębem, który pani Kelso rąbała bez przekonania. Kiedy wyjrzał zza drzewa, zaszczebiotała radośnie, ale szybko uciszył ją i tych znajdujących się w pobliżu.
- Niech mnie pani wysłucha - wyszeptał, wyczołgawszy się w połowie i od razu zajął się jej kajdanami. - Niech się pani nie rusza! Zamierzają panią zabić. Usłyszałem ich.
- Nie możesz jej zabrać, bo zabiją nas wszystkich! - poskarżył się jeden z mężczyzn, a jego głos był wystarczająco donośny, by doleciało ich od goblinich straży warknięcie i rozkaz - Do pracy!
- Musisz zatem zabrać nas wszystkich - domagał się inny.
- Tego nie mogę zrobić - odparł Roger. - Ale nie zabiją was, nie będą was nawet obwiniać.
- Ale... - zaczął pierwszy mężczyzna, zanim Roger uciszył go spojrzeniem.
- Kiedy ją uwolnię, nałożę jej kajdany na to młode drzewko - wyjaśnił. - Policzcie do pięciu, żebyśmy mogli uciec, a potem macie zrobić, co następuje...
- Głupi Grimy Snorts i ta jego śmierdząca fajka - stwierdził jeden goblin ze straży, porządkujący bałagan w osadzie. - Paskudny Kos-kosio nie da nam więcej jedzenia dziś wieczór.
Ten drugi się zaśmiał. - Może będziemy jedli Grimy Snortsa!
- Demon! - nadeszło wołanie, na które gobliny obróciły się gwałtownie. Zobaczyli szereg więźniów z porzuconymi narzędziami, a ludzie miotali się mocno, starając się uciec.
- Hej tam! - krzyknął jeden z goblinów, wpadając na najbliższego człowieka i przewracając go na ziemię naporem tarczy. - Hej tam!
- Demon! - krzyknęli inni ludzie dokładnie tak, jak polecił im Roger. - Demon daktyl!
- Zamienił ją w drzewo! - wrzasnęła jedna z kobiet. Strażnicy goblinów patrzyli z ciekawością, jakby odjęło im mowę, nawet podrapali się po głowach, bowiem dwa szeregi więźniów - i rzeczywiście wyglądało, jakby były to teraz dwa szeregi - rozciągnięte były na całą długość łańcucha i obydwa przykute do miejsca przez małe, ale krzepkie młode drzewko.
- W drzewo? - zarechotał jeden z goblinów.
- O rany! - rzucił inny.
Cała uwaga obozu przeniosła się z dogasającego już ognia w stodole na rozgardiasz na skraju lasu. Przybiegło wiele goblinów wraz z zastępem powrie, dowodzonym przez ich bezlitosnego przywódcę Kos-kosio Begulne.
- Coś widział? - chciał się dowiedzieć powrie od mężczyzny przykutego przedtem z prawej do pani Kelso, a teraz znajdującego się najbliżej młodego drzewka.
- Demon - wykrztusił mężczyzna.
- Demon? - powtórzył ze sceptycyzmem Kos-kosio. - A jak ów demon wyglądał?
- Duży i czarny - wyjąkał mężczyzna. - Wielki, skrzydlaty cień. Ja... nie stałem obok, żeby się przyglądać. On... zamienił biedną panią Kelso w drzewo!
- Panią Kelso? - powtórzył kilkakrotnie Kos-kosio Begulne, aż przypomniał sobie kobietę i los, jaki jej zgotował. Czy Bestesbulzibar, demon daktyl, pan tej armii ciemności powrócił? Czy był to sygnał od daktyla, że znów z nim był, z Kos-kosio, śledząc jego działania?
Dreszcz przebiegł po krzyżu powrie, kiedy przypomniał sobie los poprzedniego dowódcy swojej grupy, goblina imieniem Gothra. W ataku swej nazbyt typowej wściekłości Bestesbulzibar zerwał skórę z goblina, a ten pozostał przy życiu, aby móc to widzieć i czuć. To dlatego Kos-kosio Begulne przekazano dowodzenie, a powrie wiedział od początku, iż było to dowództwo na próbę.
Powrie przyjrzał się uważnie drzewu, starając się przypomnieć sobie bezskutecznie, czy młode drzewko było tu przez cały czas. Czy Bestesbulzibar rzeczywiście powrócił, czy była to tylko sztuczka? - zastanawiał się wiecznie podejrzliwy powrie.
- Przeszukajcie całą okolicę! - rozkazał Kos-kosio swym podwładnym, a kiedy ruszyli ostrożnie, rzucając spojrzenia naokoło, powrie ryknął jeszcze głośniej, obiecując śmierć każdemu, który się nie pospieszy.
- A ty ludzki psie - powiedział Kos-kosio do mężczyzny stojącego najbliżej młodego drzewka - podnieś swoją śmierdzącą siekierę i zetnij panią Kelso!
Przerażone spojrzenie mężczyzny było wystarczająco przekonujące, aby wywołać uśmiech na ohydnej twarzy powrie o kwadratowej szczęce.
Roger zdawał sobie sprawę, że ryzykuje powracając znów w pobliże osady, ale kiedy pani Kelso podążała bezpiecznie ku Tomasowi i innym, nie mógł się po prostu oprzeć pokusie zabawy. Rozluźnił się wygodnie oparty plecami o drzewo, kiedy zaraz pod nim przechodziły dwa gobliny. Po tym jak patrol poszedł dalej, a żadnych innych nie było w okolicy, Roger zbliżył się jeszcze bardziej, wspinając się na ten sam dąb, za który się wśliznął, aby dostać się do pani Kelso.
A potem przyglądał się z zadowoleniem. Więźniowie wrócili do pracy - dwóch mężczyzn, którzy znajdowali się po bokach pani Kelso skuto teraz razem - a powrie powróciły do osady, pozostawiając garstkę goblinów, aby pilnowały ludzi, a kilkunastu nerwowych nieszczęśników przeczesywało las.
Tak, pomyślał Roger, to była absolutnie cudowna sytuacja, nigdy bowiem w swym młodym życiu tak dobrze się nie bawił.


Dodano: 2006-10-19 14:51:47
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS