NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Swan, Richard - "Tyrania Wiary"

Lee, Fonda - "Okruchy jadeitu. Szlifierz z Janloonu"

Ukazały się

Kingfisher, T. - "Cierń"


 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

 Pilipiuk, Andrzej - "Czasy, które nadejdą"

 Szmidt, Robert J. - "Szczury Wrocławia. Dzielnica"

 Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"

Linki

Gerber, Michael - "Barry Trotter i niepotrzebna kontynuacja"
Wydawnictwo: Wydawnictwo Mag
Cykl: Gerber, Michael - "Barry Trotter"
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Data wydania: Kwiecień 2006
Liczba stron: 308
Tom cyklu: 2



Gerber, Michael - "Barry Trotter i niepotrzebna kontynuacja" #3

Fragment 3

Ferd i Jorge zjawili się po paru minutach, rzuciwszy szybkie zaklęcie Coffeinka.
- Nie, w grze nie chodzi o to żeby pozwolić drugiej drużynie złapać gicz - wyjaśniał właśnie Barry. - Kto wam to powiedział?
- Larval - odparł kapitan Graffitonu, którego ograniczenie umysłowe przewyższał jedynie brak koordynacji ruchowej.
Barry zareagował natychmiast, przenosząc go do rezerwy. Chłopak przez sześć lat był palanciarzem i zyskał sobie sporą sławę, ani razu nie trafiając w piłkę. W miarę upływu czasu wymyślał za to coraz bardziej barokowe wyjaśnienia tego faktu.
- Hej, Barry! - zawołał Ferd. - Co tak śmierdzi?
- Oprócz drużyny? Spytaj Nigela.
- Nikt nie rodzi się z umiejętnością gry - wtrącił Jorge. - Oczywiście oprócz ciebie - zauważył poduszkę Barry’ego. - Świetny pomysł - Jorge wyciągnął różdżkę. – Chono! - rzucił i pewna starsza dama w Surrey przeżyła coś, co jej dzieci uznały za objaw demencji.
- Poodbijać z nimi trochę? - spytał Ferd, wyciągając głuszaka.
- Jasne - przytaknął Barry. Dwaj palanciarze nie zwracali na nich uwagi, śmiali się i tłukli nawzajem. - Wy dwaj, przestańcie! Skoro chcecie w coś przywalić, idźcie z nim - wskazał ręką Ferda. - Nauczy was, jak to robić.
- Skoro Woode’ego tu nie ma, ja nauczę ich bronić - dodał Jorge.34
[34. Oliver „Łapa” Woode był legendarnym bramkarzem Graffitonu. Po każdej przegranej pilnowano, by nie popełnił samobójstwa. Dzięki latom terapii, miłości żony Kristy i wyjątkowo silnym lekom Woode kieruje obecnie sporą firmą sprzedającą bandaże elastyczne.]
- Wszyscy pozostali, zaczynamy trening latania - polecił Barry. – Każdy, kto zdoła mnie złapać, dostanie galona! - Wystartował, a niedoświadczone resztki drużyny poleciały chwiejnie za nim.
Po kilku godzinach Barry i jego towarzysze wciąż śmigali tam i z powrotem.
- Moglibyśmy już przestać? - poprosił jeden z graczy Graffitonu. - Boli mnie pupa.
- Tak - dodał drugi. - I straciliśmy niemal wszystkie poranne zajęcia.
- Też mi priorytety - Barry prychnął z niesmakiem. - Ja także nie nauczyłem się dziś rano niczego, ale jakoś nie słychać, żebym narzekał. - W istocie jego także bolał tyłek, poza tym zesztywniały mu plecy, zdrętwiały nogi, twarz piekła od wiatru - a mop wciskał mu się tu i ówdzie w wyjątkowo nieprzyjemny sposób. Uznawszy, że Herbina zapewne skończyła już zajęcia, do których zamierzała go zaangażować, postanowił zakończyć trening. - No dobra - rzekł - dość na dzisiaj. Ale jutro rano macie tu być punkt siódma. Poćwiczymy manewr, który lubię nazywać „szalonym Iwanem”.
Barry wylądował przy wtórze jęków. Na spotkanie wyszedł mu profesor Blablabla trzymający w dłoni niewielki plastikowy kubek. Dziś przykleił okulary do kominiarki wyjątkowo długimi kawałkami taśmy, które powiewały lekko na wietrze.
- Witam, profesorze - zagadnął Barry. - Czemu pan nie uczy?
- Mogą posiedzieć chwilę sami - skłamał Blablabla. - Zobaczyłem cię tutaj i przyniosłem ci smokoniadę.
- Dzięki - Barry pociągnął łyk. Smakowało dziwnie, zupełnie jak wywoływacz fotograficzny. Napój był tak paskudny, że nawet pytakrzyk Barry’ego zabolał nagle. - Doceniam gest, ale w smaku dziwnie przypomina szczyny mantykory - oddał kubek profesorowi Blablabla. - I nie mam tu na myśli ich zalet.
- Wiem - odparł Blablabla wylewając zawartość na ziemię. Źdźbła trawy dosłownie wsunęły się w glebę, byle tylko uniknąć kontaktu. - Jak myślisz, czemu nigdy nie grałem w quitkita?
Barry odwrócił się do uczniów.
- Kiedy gracie mecz ze Ślizgorybem?
- Za jakieś dwa tygodnie - odparł żałośnie kapitan.
- To niezbyt wiele czasu - mruknął Barry. By mieć szansę zdobycia Pucharu Domów musieli pokonać Ślizgoryb... co oznaczało, że w ogóle nie mają szans. - Ferd, Jorge, według mnie czas nauczyć chłopców quitkita ekstremalnego.
- Miałem nadzieję, że to powiesz - rzucił Ferd. Jorge zachichotał złowieszczo.
- Pamiętacie Czarny Czwartek? - spytał.
Owego pamiętnego dnia podczas ich pierwszego roku nauki cała drużyna Ślizgorybu została wymordowana w rzadko spotykanym manewrze quitkitu ekstremalnego, zwanym „całkowitym oczyszczeniem pola”.
- Dobra - mruknął Barry. - Od jutra zaczniemy was uczyć grać jak przystało dużym chłopcom i dziewczynkom. Nauczymy was taranować, blokować, strzelać z siodła...
- Zawsze pamiętajcie, że lepiej to robić do tyłu - wtrącił Jorge.
- Zrzucać śmieci, by wywołać zwarcie mopa, używać kolców, sieci, strun fortepianowych i tak dalej.
- Ale panie dyrektorze, czy to nie będzie oszustwo? - spytał palanciarz, niejaki Norval.
- Posłuchaj, istnieje ponad siedemset tysięcy różnych sposobów oszukiwania w quitkicie. Dymienie, dmuchanie, dymanie - i żadna z nich z pozoru nie różni się od legalnej gry. Natomiast quitkit ekstremalny – o, to zupełnie inna sprawa. Jest niewątpliwie nieuczciwy i zdecydowanie bolesny - ciągnął Barry. - Jeśli zagracie jak należy, nie będzie to piękny widok, a większa część drużyny Ślizgorybu zginie. Musicie zdecydować od razu, czy jesteście do tego zdolni, czy nie.
Graffitoni zakrzyknęli radośnie, udzielając jasnej, wyraźnej odpowiedzi. Nigela nie zdziwił fakt, że ojciec proponuje im oszukiwanie. Jak zwykle w równej mierze przepełniły go duma i wstyd.
- Niestety, jeśli tak zagracie, zostaniecie zdyskwalifikowani do końca tego roku. A jeśli spiszecie się naprawdę dobrze, może do końca życia.
- Nam to odpowiada - powiedział szeroko uśmiechnięty gracz. - Mam potąd drzazg w niewymownych.
Syn Barry’ego milczał.
- Nigel, teraz, gdy rozsadziłeś człowieka, masz wątpliwości natury moralnej?
- Nie - odparł Nigel. - Ale wydaje mi się, że nie powinniśmy mówić o tym mamie.
- A zatem ustalone - zakończył Barry. - Jutro rano zaczynamy.
- Wszyscy na trzy - dodał Ferd. - Śmierć z góry, raz, dwa, trzy!
Odpowiedział mu ostatni okrzyk i wszyscy pokuśtykali w górę zbocza.
W drodze do szkoły Blablabla opowiedział Barry’emu o tym, że każe swoim uczniom produkować potężne ciemniackie zaklęcia w postaci wycinanek ze złożonego papieru.
- Gumole uważają, że to płatki śniegu, a potem dostają raka brwi - dodał.
Barry słuchał z zainteresowaniem i podziwem. Ten Blablabla naprawdę znał się na rzeczy.


Dodano: 2006-07-20 14:24:50
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS