NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Swan, Richard - "Tyrania Wiary"

Gong, Chloe - "Nieśmiertelne pragnienia" (zielona)

Ukazały się

Ferek, Michał - "Pakt milczenia"


 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Kukiełka, Jarosław - "Kroczący wśród cieni"

 Gray, Claudia - "Leia. Księżniczka Alderaana"

Linki

antologia - "Deszcze niespokojne"
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: Październik 2005
ISBN: 83-89011-72-7
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Liczba stron: 640
Cena: 34,99 PLN



antologia - "Deszcze niespokojne" #2

Jerzy Roś: Olaf i buty Gintera

Olaf, jeszcze tylko trzy kilometry i już strażnica, już kończymy. Trzy kilometry toru kolejowego. Trzeba go pilnować. Z dwóch powodów: po pierwsze, tym torem jadą na front wschodni wagony z zaopatrzeniem dla naszych, po drugie, po lewej stronie torów zaczyna się już Rzesza, Tysiącletnia Wielka Rzesza, a po prawej stronie, w sosnowym lasku, Generalna Gubernia. Ci głupi Polacy nijak tego nie mogą zrozumieć i ty, zdaje mi się, też nie za bardzo rozumiesz. To jest granica i już. Kto ją nielegalnie przekracza, ten jest przestępcą. Na początku chodzili sobie ot tak, jak przed wojną. Trzeba ich było gonić, łapać, odstawiać do aresztu, pamiętasz? To już ponad cztery lata, jak sobie tak chodzimy po tych torach, co roku fasuję nowe buty. Te, które mam dzisiaj na nogach, są całkiem nowe. Jeszcze trochę uciskają, ale rozchodzę je. Codziennie dwanaście kilometrów marszu. Albo z Ilkenau do Wolbromia pieszo, a z powrotem przejazd pociągiem, albo najpierw pociągiem, a później krok za krokiem, marsz po torach. Idzie się szybko i równo. Podkłady ułożone regularnie. Już po pierwszym miesiącu przyzwyczaiłem się do rytmicznego przeskakiwania z jednego na drugi. Na początku mnie denerwowały, bo jestem wysoki, mam długie nogi i wolałbym, żeby odstępy między podkładami były nawet szersze. Mógłbym stawiać większe kroki. Szlibyśmy szybciej i szybciej kończyłaby się nasza służba. Ale się przyzwyczaiłem, a tobie to i tak wszystko jedno.
Trzeba uważać, patrzeć pod nogi i rozglądać się na boki. Na razie jest spokój. Nie ma partyzantów ani bolszewickich spadochroniarzy, ale uważać trzeba. Mogą rozkręcić tory albo podłożyć minę. Od paru miesięcy front jest już całkiem blisko, słychać armaty. Ruch na torach też coraz większy. Pociągi jeżdżą w tę i z powrotem. Chyba coś się dzieje, bo armaty od wczoraj słychać jeszcze wyraźniej niż wcześniej, ale to nie nasze zmartwienie, bo my pilnujemy torów, a nie służymy w artylerii. Co nie, Olaf? Tu jesteśmy u siebie. Wróg tu nie dotrze, bo za torami już Rzesza. Już niedługo użyjemy Wunderwaffe i będzie po wojnie. Nie będziemy musieli plątać się po tych cholernych torach, biegać po kamiennych nasypach, polach i lasach za przemytnikami, uciekinierami, bandytami. Wrócimy do siebie, w nasze góry, i do końca życia nie pójdę na dworzec kolejowy. Chyba że będę musiał. Ale na razie pociągów i torów to już mam dość.
Towarowe z czołgami i amunicją na wschód, ze złomem i rannymi na zachód. Nie lubię tych szpitali polowych na żelaznych kołach, teraz, zimą, to przynajmniej wagony jadą zamknięte, ale latem ranni wystawiali obandażowane głowy z okien wagonów albo siadali na stopniach w otwartych drzwiach. Ten bez nogi, tamten bez ręki. Straszny widok. Zaraz mi się przypomniało, jak ze trzy lata temu zaczęli wozić Żydów na zachód. Pamiętasz, jak się dziwiłem: po jasną cholerę wiozą ich z powrotem do Rzeszy? Przecież przez parę lat ich wysiedlaliśmy, wywoziliśmy, a teraz z powrotem. Sierżant mówił, że wiozą ich do fabryki mydła w Auschwitz. Pewnie do pracy, bo nasi chłopcy musieli iść na wojnę, tak jak ja. Jak sobie pomyślę, jak tam rodzice dają sobie radę w Schwalbach z gospodarstwem, to aż się martwię. Brat jest jeszcze za mały. Bardzo przydałby się im ktoś do pomocy, choćby nawet i Żyd. Tylko czy Żydzi umieją pracować? Na pewno im do tego nie spieszno. Jak ich wieźli tymi pociągami, to wyłamywali deski w podłodze i ścianach wagonów i skakali z pędzącego pociągu. Akurat tu musieli skakać! Bo wydawało im się, że mogą się schować w lesie, który widzieli przez zadrutowane okienka. Czasami zaczepiali o podwozie wagonu i pociąg wlókł ich kilka kilometrów, zostawiając krwawą smugę z resztek ubrań i strzępów skóry. Z tymi przynajmniej nie było kłopotu. Większe kawałki nabijało się na bagnet i w krzaki, jak najdalej od torów, żeby tak nie śmierdziało. Gorzej było z tymi, co skoczyli na stok nasypu, połamali nogi albo się zaplątali w druty sygnalizacyjne. Do pierwszego, jakiego znalazłem, wezwałem cały patrol, podjechaliśmy drezyną, załadowaliśmy go i do Ilkenau, na gestapo, pamiętasz? Później już nie byłem taki głupi, nie dość, że durny Żyd akurat musiał wyskoczyć w połowie naszego odcinka i musiałem te sześć kilometrów, w tę i z powrotem, dymać drezyną z ręcznym napędem, to później jeszcze ją umyć. I znaleźć dwóch Polaków, żeby wykopali dół dla Żyda na łące koło dworca. Bo gestapowiec tylko spojrzał na niego i wyjął pistolet.
Nigdy więcej.
Dwa lata temu i w tamtym roku znaleźliśmy jeszcze kilku, co dychali. Kolejnego od razu zastrzeliłem, to znów się okazało, że było za blisko dworca w Wolbromiu, nasi usłyszeli strzał, zarządzili alarm, zjechali się i Bahnschutze, i żandarmeria, i straż graniczna. Sierżant mnie zbluzgał przy wszystkich. No to następnych już bagnetem. Lepiej było z tymi, co odwlekli się chociaż kawałek od torów, chcieli się schować w lesie. I tak się ich znalazło, nie, Olaf? A przynajmniej nie trzeba było się męczyć z odciąganiem trupa i szukaniem jakiejś dziury. Wystarczyło, tak dla spokoju sumienia, ściąć kilka gałęzi z sosny i przykryć zwłoki. Albo zimą przysypać śniegiem. Chociaż zimą to Żydów już chyba nie wozili. Za to cały czas wozili Polaków. Ci też próbowali czasem uciekać. Zresztą, oni zawsze uciekają. Od samego początku, jak tu jesteśmy, to bez przerwy gonimy Polaków.



Dodano: 2006-07-03 12:49:39
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS