NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Weeks, Brent - "Nocny anioł. Nemezis"

Lee, Fonda - "Okruchy jadeitu. Szlifierz z Janloonu"

Ukazały się

Ferek, Michał - "Pakt milczenia"


 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Kukiełka, Jarosław - "Kroczący wśród cieni"

 Gray, Claudia - "Leia. Księżniczka Alderaana"

Linki

Spychalski, Dariusz - "Krzyżacki poker", tom 1
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Cykl: Spychalski, Dariusz - "Krzyżacki poker"
Data wydania: Luty 2005
Liczba stron: 384
Cena: 24,99 PLN



Spychalski, Dariusz - ''Krzyżacki poker'', tom 1

1.

Allacha. Wschodnie wybrzeża Emiratu Irlandzkiego.
10 Maj 1956 roku.

Kapitan Gibert stał oparty o metalową barierkę okalającą kiosk łodzi podwodnej i obserwował ze złością ruch na pokładzie.
- Pośpieszcie się do cholery! Za chwilę wstanie słońce, a ja nie zamierzam tkwić tutaj, aż pojawią się arabskie łodzie patrolowe!
Z pokładu doszedł go gniewny pomruk. Pięć postaci ledwie widocznych w mroku spychało właśnie wielki, czterometrowy ponton. Morze było spokojne, lecz wąski kadłub okrętu kołysał się miarowo utrudniając pracę.

- Dajcie tutaj kilku do pomocy! - krzyknął ktoś z dołu.
- Ani mi się śni. Niech się męczą - kapitan uśmiechnął się złośliwie - Ci zarozumialcy z Elchkommando myślą, że marynarka jest na ich wyłączne usługi.
- Jeśli mogę zauważyć kapitanie - odezwał się stojący obok zastępca Giberta porucznik Hase - to jest w tym wiele prawdy. Rozkazy otrzymaliśmy jasne. Mamy dostarczyć ich możliwie blisko wybrzeża Emiratu i pomagać we wszystkim.

Kapitan spojrzał na porucznika chłodnym wzrokiem.
- Uważasz, że mało dla nich zrobiliśmy? - mruknął niechętnie - Przeszliśmy cały Bałtyk tuż pod nosem floty Rzeczpospolitej. To był cud, że nas nie wykryli. A potem ten przeklęty Sund. Leżeliśmy na dnie przez czterdzieści godzin, chociaż okręt tego typu może spędzić w zanurzeniu tylko dobę. Przedarliśmy się przez kanał Świętego Stefana gdzie z jednej strony mieliśmy na karku Francuzów, a z drugiej ci przeklęci Arabowie odgrywali te swoje manewry. Dużo nie brakowało, a pancernik Imperium pomyliłby nas z celem ćwiczebnym. Moi ludzie podczas tej wyprawy omal nie udusili się z braku powietrza, a po powrocie zażądam miesięcznego urlopu dla mnie i dla załogi aby podreperować nadszarpnięte zdrowie. To zadanie było prawie niewykonalne, ale udało się nam. Mimo to, przez cały rejs musiałem wysłuchiwać uwag tego nadętego i niezbyt rozgarniętego bufona Grubera. Jak taki człowiek może wypełnić zadanie, które wymaga przede wszystkim inteligencji? Jest dla mnie zagadką dlaczego właśnie jego Królewiec wysłał z tą misją.
- Chciałem tylko powiedzieć, że im szybciej pozbędziemy się ich z pokładu, tym szybciej będziemy mogli położyć się na dnie - odparł Hase.

Drabinka prowadząca na mostek zaskrzypiała nagle. Kapitan i porucznik zamilkli. Po chwili na niewielkim pokładzie kiosku stanął człowiek ubrany w ciemny kombinezon z aparatem tlenowym na plecach. Ciężki ekwipunek krępował jego ruchy. Zsunął z głowy kaptur i zdjął oporządzenie płetwonurka. Był to mężczyzna wysokiego wzrostu, czterdziestoletni, słusznej postawy o szerokiej twarzy, na której widniała sporych rozmiarów blizna. Spod szpakowatych włosów opadających na czoło spoglądały zimne, nieustępliwe oczy.

- Kapitanie, prosiłem o pomoc na dole. Ten ponton waży chyba z tonę, a moi ludzie w tych strojach nie dadzą sobie rady - major Gruber popatrzył na kapitana wyczekująco.
- Potrzebuję wszystkich do obsługi urządzeń. Nie mogę zostawić okrętu bez kontroli - burknął Gibert.
- Wezmę kucharza i mechaników - odezwał się szybko Hase - Poradzimy sobie z tym draństwem raz dwa.

Porucznik zniknął szybko we wnętrzu okrętu. Kapitan ziewnął.
- Kolejna nieprzespana noc majorze. Jak wy sobie z tym radzicie?
- To kwestia treningu, a wyśpimy się po akcji. Moi ludzie przygotowani są do najtrudniejszych zadań. - odparł krótko major.
- Nie wątpię. Obawiam się tylko, że akcja ta może przynieść wiele niespodzianek, których nie przewidział żaden fachowiec. Tak naprawdę nie wiemy zbyt wiele o tym, co dzieje się na głębokiej prowincji Imperium. Wkroczycie więc do świata zupełnie obcego, a to rodzi liczne niebezpieczeństwa.
- Będziemy tam tylko trzy dni, zaś ludzie którzy nas szkolili, znają się na swojej robocie - w głosie majora pojawiło się zniecierpliwienie - Nie o tym chciałem jednak mówić. Sądzę, że powinniśmy raz jeszcze przedyskutować plan działania.
- Omawialiśmy to już chyba ze sto razy. Myślę, że wszystko jest jasne.
- Kapitanie, z praktyki wiem, że człowiek wtedy popełnia błędy, gdy ulega zmęczeniu i długotrwałemu napięciu. Natomiast jasno nakreślony plan jest jak droga, która prowadzi wprost do celu. Ta akcja jest niezwykle trudna, najtrudniejsza z jaką do tej pory miałem do czynienia. Nie chciałbym żeby coś poszło nie tak. Jest jeszcze jedna ważna rzecz, o której nie mówiłem - Gruber rozejrzał się badawczo po pokładzie kiosku - Nie mówiłem o tym, bo to ściśle tajne - dodał - Przed wypłynięciem zostałem wezwany do siedziby Wielkiego Mistrza i rozmawiałem z nim w cztery oczy. Powiedział, że od powodzenia tej misji zależy przyszłość Zakonu. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, pański okręt przywiezie do Królewca prawdziwą wolność.
- Prawdziwą wolność? A co to właściwie oznacza? Czy powiedział panu jakie są jego zamierzenia? - kapitan rzucił majorowi wyzywające spojrzenie.
- Nie pytałem go o to i nawet nie chciałbym wiedzieć. Naszą sprawą jest wykonać zadanie i dla mnie tylko to się liczy. Nasz Wielki Mistrz to człowiek wyjątkowy. Służę już piętnaście lat i do tej pory widziałem samych tylko nieudaczników, którzy bali się narazić czymkolwiek Rzeczpospolitej. On jest inny, to wielki człowiek potrafiący rzucić wyzwanie każdemu.


2.

- Profesor William Hopkins? - usłyszał nagle zimny głos.
Obrócił się gwałtownie. Stał przed nim wysoki, barczysty oficer Fastatu.
- Tak, to ja - odparł z wysiłkiem. W jednej chwili zrozumiał, że jego rozważania o stawianiu oporu były czystym szaleństwem. Ten człowiek wyglądał na kogoś, kto potrafi zabić człowieka z uśmiechem na twarzy.
- Proszę do środka - oficer mówił po arabsku, z hiszpańskim akcentem.
Weszli do salonu. Profesor zamarł na widok zniszczonego księgozbioru, który był jego dumą. Dwóch policjantów przeglądało dokładnie każdą książkę odkładając niektóre z nich na bok. Dwóch innych pakowało do szarych worków zawartość szafy wypełnionej zapiskami.
- Willy! - z sofy poderwała się starsza żona profesora - Co tu się dzieje?! Czego chcą ci ludzie?! - próbowała podejść do męża, lecz jeden z policjantów, brzydal o twarzy naznaczonej śladami ospy zatrzymał ją w pół kroku.
- Puść! - rzucił krotko oficer.
- Helen, Co z dziećmi? – Hopkins spojrzał na żonę ze strachem.
- Jest z nimi twoja druga żona - odezwał się oficer.
Profesor spojrzał na niego wystraszonym wzrokiem.
- Proszę nie robić im krzywdy. Oddam całą dokumentację i będę współpracował. Władze uczelni powiadomiły mnie o decyzji Faikhów. Zgadzam się na współpracę - powtórzył.
Przez twarz oficera przemknął ledwie dostrzegalny cień zdziwienia. Spojrzał na policjantów, którzy zamarli w bezruchu.
- Przygotujcie się do wyjazdu, ruszamy za kwadrans- głos oficera zabrzmiał rozkazująco.
- Kwadrans? - Hopkins otworzył usta ze zdumienia - W ciągu kwadransa....
- Zabierzcie tylko najpotrzebniejsze rzeczy - uciął krótko oficer.
Profesor pochylił głowę i pociągnął skamieniałą z przerażenia żonę. Jeden z policjantów ruszył za nimi.
Trójka komandosów spoglądała z niedowierzaniem na drzwi, za którymi znikł profesor.
- O czym on mówił? - spytał sierżant Freitag - Czyżby...
Major pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Zdążyliśmy w ostatniej chwili - powiedział cicho - Oni już wiedzą.
- Myśli pan, że.... - sierżant nie dokończył - Ditrich i Gruby, worki do samochodu, spieprzamy stąd!
- Gdzie się schowamy? Do zmierzchu jeszcze sześć godzin - spytał nerwowo Gruby.
- Plan awaryjny - major skinął na Freitaga- Podstaw samochody pod drzwi. Reszta niech zajmie się rodziną. Nie zróbcie im krzywdy, są zbyt cenni.


Dodano: 2006-06-16 14:20:52
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS