NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

Ukazały się

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"


 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

 Ferek, Michał - "Pakt milczenia"

 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

Linki

Dębski, Eugeniusz - "Tropem Xameleona"
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Cykl: Dębski, Eugeniusz - "Hondelyk"
Data wydania: Sierpień 2003
ISBN: 83-89011-07-7
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Liczba stron: 486
Cena: 28,00 PLN



Dębski, Eugeniusz - "Tropem Xameleona"

Trazwalar siedział nieruchomy, na wargach błąkał się lekki uśmieszek.
– Wyjaśnij mi, co powiedziałeś o magii?
– Panie – Sodos przyłożył rękę do serca i pochylił głowę – jeśli mam dla ciebie wykonać cokolwiek, to nie każ mi odsłaniać wszystkie swoje sekrety przed wszystkimi z twoich dworzan. To utrudni moje zadanie.
– Zaraz, mam rozumieć, że twoja magia jest tak słaba?
Władca zmarszczył czoło, nachmurzył się, poruszył palcami. Mag nie odrywał spojrzenia od monarchy, ale wydawało mu się, że za plecami króla, na twarzach najbliższych zaufanych, pojawiły się uśmieszki.
– magia, i moja i – zapewniam – każdego innego Maga, ma swoje ograniczenia, i swoją moc. Jeśli ześlę głuchotę na tłum twoich dworzan, królu... – z przyjemnością zobaczył jak pierwszy szereg zafalował, jak zniknęły uśmiechy, jak kilku totumfackich przestąpiło z nogi na nogę – ...jeśli roztrwonię jej część, na to, co można załatwić skinieniem małego palca twej ręki... To być może zabraknie mi jej już za chwilę, kiedy będzie naprawdę potrzebna. To jest jak z przypowieści o Zeresie Leniwym – gdy zawędrował do lasu porozsyłał wszystkich swoich służących, by mu szybko przynieśli wody ze strumyka, nazbierali trawy na posłanie, upolowali coś na kolację, wytropili gniazdo pszczół i podebrali dlań świeży wonny miód, nazbierali orzechów i drewna... A gdy słudzy rozbiegli się wykonywać polecenie z lasu wyszli trzej cherlawi zbójcy, i choć byli cherlawi, to było ich trzech. I zabili Zeresa Leniwego. – Ach, co za pouczająca historyjka! – plasnął w dłonie Trazwalar nie kryjąc kpiny w głosie. A powinien był uśmiechnąć się. Tylko że monarcha najwyraźniej nie był skłonny do okazywania radości.

Sodos w myślach zacisnął szczęki, pierwsze chwile rozmowy z królem nie przebiegały po jego myśli. Trazwalar nie dał mu jednak możliwości naprawienia błędu, postukał w podłokietnik, zastanawiając się nad czymś, po czym wstał i skinął na Maga.
– Podejdź, Sodosie Skrępowany... Dlaczego Skrępowany?
– W dzieciństwie brat mnie związał, bym nie szedł za nim nad rzekę na raki... Omal się nie udusiłem, panie... – A! No tak – skwitował Trazwalar. – Chodźmy, ja ci coś pokażę, ty mi na coś odpowiesz...

Poszedł pierwszy po kratach, nie zwracając uwagi na przybocznych ani na karła, który wybiegł zza szeregu dworaków i chyżo wdrapywał się po stopniach. Mag kroczył za nim starając się trafiać w te same fragmenty kratownicy. Złośliwość i przebiegłość władców była mu dość dobrze znana. Obeszli tron, władca przystanął i wskazał kratownicę-bramę za tronem, za skrzydłami sztandarów.

Sodos zerknął i zatrzymał się raptownie. Tu, znowu dobitnie zaświadczając o kunszcie twórców, po mistrzowsku wykute i wyryte w metalowych płatach sceny przedstawiały zabawy władców z dziewczynami, dwórkami, matronami, paziami, trajenkami, pawiami i jeszcze kilkoma stworzeniami, których nazw Mag nie znał. Odchrząknął i zerknął na Trazwalara.
– Musiały te ich kobiety być strasznie szpetne – powiedział. – Żadnej, co prawda, nie widzę od przodu, ale chybaby się nie rzucali na kozy, gdyby nie musieli?
– Tak samo sądzę – skinął głową monarcha. – Ale krata, jak nam się wydaje, powstała na dworze Brefiny, pretendentki do tronu, kilka wieków temu. Sądzę, że kiedy udało jej się na tronie zasiąść, choć wygniatała go krótko, niecałe dwa lata, to zemściła się na naszej linii każąc wykuć tę kratę, a może tylko niektóre jej fragmenty? A nam, w rodzie Dyetouchine to się podoba. – Z ukosa zerknął na Maga, znowu charakterystycznym gestem zagarnął powietrze w swoją stronę. – Idźmy dalej.

Spod ściany, z szeregu gwardzistów wystąpiła czwórka wysokich, potężnie zbudowanych mężczyzn. Szaty nie maskowały skórzanych lakierowanych pancerzy, krótkie poły zdobionych kaftanów pozwalały na błyskawiczne wyciągnięcie szabel. Mag zerknął na nich, otwarcie oszacował wzrokiem. Trazwalar zachichotał. – Podobają ci się? Jak ich oceniasz?
– Za wielcy, by mogli być tacy, jak lubię, czyli zręczni i zwinni. Ale rozumiem, że tu, w twierdzy, mają nieco inne zadania do spełnienia, jak chociażby zasłanianie własnym ciałem swego pana – skłonił głowę przed władcą.
– Hm? – Trazwalar uniósł rękę i pomachał palcami. – Kerel? – syknął.
Karzeł przycwałował sapiąc i kołysząc się na boki.
– Twardą kiwanę, szybko!
Karzeł rzucił się za szereg gwardzistów, a Trazwalar wskazał ich i powiedział:
– Wybierz któregoś.
Mag wskazał drugiego od lewej. Władca skinął na niego, a gdy zbliżył się i przyklęknął na jedno kolano, odebrał z jego rąk szeroki pugtusk – rozszerzającą się ku końcowi szablę z dziwacznie wygryzionym szpicem i podał Sodosowi. Broń była ciężka, za ciężka, jak na jego gust, ale ostra niczym krawędź odłupanego kryształu. Pojawił się karzeł z dwoma służącymi niosącymi tacę ze stertą ogromnych, owalnych kiwan. Trazwalar rzucił jedną gwardziście.
– Ty trzymaj ją w wyciągniętych rękach, a ty, Magu skrępowany, przetnij ją jednym cięciem, jeśli dasz radę.

Sodos skłonił się i podszedł do żołnierza. Ustawił się w odpowiedniej odległości, przymierzył tak, by pugtusk uderzył w owoc częścią ciężką, najszerszym odcinkiem klingi. Potem odwrócił broń i postukał w kiwanę płazem, odgłos świadczył o twardej skorupie. Mag rzucił władcy pytające spojrzenie. Ten pokiwał głową.

Rozległ się świst ciętego pugtuskiem powietrza i klinga...
...ugrzęzła między złączonymi dłońmi gwardzisty. Mgnienie oka przed przecięciem owocu puścił go i klasnął. Szerokie ostrze znieruchomiało w jego dłoniach, jakby trafiło w jakiś gęsty płynny kamień! Na twarzy nie widać było wysiłku, oczy obojętnie, spokojnie patrzyły ponad głowami władcy i Maga. Na pewno ponad głową Kerela. Upuszczony owoc kiwany uderzył z głuchym łomotem o podłogę, pękł z zadowolonym trzaskiem. Obie połowy potoczyły się po podłodze, rozlewając aromatyczny sok ze swego niemal płynnego wnętrza, w końcu pokiwały się i zamarły.
– Uff! – odetchnął zaskoczony Mag. – To jest coś... coś... co zapamiętam do końca życia...

Puścił pugtusk, a wtedy żołnierz jakimś niewiarygodnym, do perfekcji wyćwiczonym ruchem skręcił złączone dłonie, a jego broń ustawiła się szpicem w kierunku pochwy, i nie wiadomo właściwie kiedy ze zgrzytem się do niej wsunęła. Sodos klasnął trzy razy w ręce i pokręcił głową.


Dodano: 2006-04-22 12:01:07
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS