NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Weeks, Brent - "Na krawędzi cienia" (wyd. 2024)

Martine, Arkady - "Pustkowie zwane pokojem"

Ukazały się

Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (czarna)


 Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (niebieska)

 Kingfisher, T. - "Cierń"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Maas, Sarah J. - "Dom płomienia i cienia"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

Linki

antologia - "Demony"
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: Marzec 2004
Oprawa: miękka
Liczba stron: 448
seria: antologie



antologia - "Demony"

Fragment antologii pt. ‘Demony’, która ukazała się nakładem wydawnictwa Fabryka Słów.

1.Obol dla Lilith - Jarosław Grzędowicz

Don’t pay the ferryman,
Don’t even fix the price,
Don’t pay the ferryman,
Until he get you to the other side.
Chris De’Burgh,
„Don’t pay the ferryman”
Jeżeli w wieku dwudziestu siedmiu lat ockniesz się nagle na dworcu, siedząc na ruinie całego dotychczasowego życia, bez grosza przy duszy, pokryty nie swoją krwią, to pewnie ostatnie, czego byś chciał, to spotkać wujka-świra.

Zakałę rodziny.

Ja również nie miałem najmniejszej ochoty spotykać swojego nieszczęsnego siostrzeńca.

Paweł Porębski na razie nie został jeszcze menelem. Jeszcze nie spadł na dno. Ale pojmował przynajmniej, w rzadkich przebłyskach świadomości, że ma do tego cholernie blisko. To bardzo łatwe. Dużo łatwiejsze niż ludzie sądzą. Po prostu samo się dzieje. Jeżeli nie słuchasz już niewyraźnych, wygłaszanych nabzdyczonym damskim głosem komunikatów w rodzaju: „Pociąg osobowy do Koluszek odchodzi z peronu drugiego, tor trzeci”, to znaczy, że nigdzie się nie wybierasz. Jeżeli widzisz tylko nogi od kolan w dół spieszących się we wszystkie strony podróżnych, należących do głównego nurtu życia, bo siedzisz bezmyślnie na twardej ławce peronu, gapiąc się w pokrytą lastrikowymi płytkami podłogę, to znaczy, że siedzisz na dworcu dlatego, że nie masz dokąd pójść. W twojej kieszeni nie spoczywa bilet, a tobół u twoich nóg to nie bagaż, przygotowany w pośpiechu na kilkudniowy wyjazd. Poszedłeś na dworzec, ponieważ nie masz pojęcia, gdzie się podziać. Na dworcu jest jakiś dach, ściany, i nikt nie zwraca uwagi na człowieka, siedzącego na ławce. Te wszystkie nogi, które widzisz zamglonymi oczami, to podróżni. Ludzie, którzy przybyli na dworzec, bo muszą się gdzieś przejechać pociągiem. Mokasyny, półbuty, pantofle, adidasy, szpilki i sztyblety należą do płynących z prądem życia. Ty natomiast znajdujesz się na rafie. Na mieliźnie, przeznaczonej dla rozbitków.

A jeżeli cię to nie obchodzi, to tym gorzej dla ciebie.

Mój nieszczęsny, oszalały z przerażenia, ubrany w upapraną krwią koszulę siostrzeniec wylądował na dworcu nie dlatego, że nie miał gdzie pójść. Chyba początkowo rzeczywiście chciał gdzieś jechać. Chciał uciekać. Bóg jeden wie, dlaczego akurat pociągiem. Ale nie uciekł. Kiedy człowiek wpada w panikę, jego umysł płata najrozmaitsze figle. Panika to przystosowanie ewolucyjne. Kiedy nie ma możliwości walki ani ucieczki i sytuacja staje się beznadziejna, mózg przestaje cokolwiek planować. Kiedy uznaje, że to już koniec, tłucze szkło i wciska wielki czerwony guzik z napisem „Panika”. Wykonujemy wtedy mnóstwo chaotycznych, losowych czynności, bo taktyka i strategia zawiodły, a histeryczna miotanina czasami jednak daje jakieś efekty. A jeżeli nie, to przecież i tak nie ma nic do stracenia. Lepsza taka szansa niż żadna. Ale czasami bezpiecznik nie wytrzymuje i człowiek zawiesza się jak komputer.

Siedzi wtedy na dworcu, z półotwartymi ustami i wybałuszonymi oczami, gapiąc się na nogi przechodzących peronem podróżnych.

Mniej więcej w taki sposób wylądowałem kiedyś w szpitalu psychoneurologicznym z rozpoznaniem schizofrenii paranoidalnej. Obecnie zaleczonej, dziękuję bardzo. Opisanej w papierach jako epizod schizoidalny, o całkiem dobrym rokowaniu.

Nie poznałem go od razu. W moim świecie nigdy nie występował w takim kontekście. Słyszałem o nim od mojej matki jako o młodym-zdolnym, jako wzorowym mężu i ojcu, jako o robiącym karierę wspaniałym synu mojej kuzynki. A ostatnio jako o potworze i czarnej owcy. Boże, co za tragedia! Co za wstyd! W naszej rodzinie nigdy nie było rozwodów. Jak on mógł porzucić rodzinę!

Wygnali go ze stada. Koniec z obiadkami u babci, koniec z urodzinami u cioci Jadźki. Koniec z imieninami u wujka Czesia.

Nie obeszło mnie to, bo sam byłem wyrzucony z plemienia, sam już nie wiem, czy od czasów mojego pobytu w psychiatryku, czy też może w momencie, kiedy uparłem się zostać etnologiem zamiast lekarzem. Świr. Odmieniec. Wujek – wariat. Zresztą dopiero kiedy stał się bohaterem skandalu, po raz pierwszy poczułem do niego jakąś sympatię.

Patrzyłem, jak siedzi obojętnie na ławce, zacierając rozdygotane dłonie, popatrzyłem na jego koszulę, pokrytą zrudziałymi smugami krwi, i zrozumiałem, że nie mogę go tak zostawić.

Dwaj rośli policjanci w kombinezonach koloru sadzy i kanarkowych kamizelkach zwrócili już na niego uwagę. Ich powolny spacer wzdłuż peronu zyskał nagle jakiś cel. Jeszcze dwie minuty i mój siostrzeniec zobaczy pośród żwawo przebierających przed jego oczami nóg podróżnych dwie pary zupełnie innych butów. Czarnych, sznurowanych kamaszy piechoty, firmy „Wojas”. Usłyszy, wyszczekane głosem robota: „Proszę o dokumenty” i jeżeli uniesie wzrok, zobaczy również obłe końcówki dwóch szturmowych maczug z włókna szklanego, majtające im się na wysokości kolan. Uderzenie taką pałką może zwalić z nóg byka.

Nie mogłem go tak zostawić. W końcu to jakaś tam rodzina. Nie pamiętam dlaczego, ale o krewnych należy dbać bardziej niż o innych ludzi.

Westchnąłem, podszedłem do niego i solidnym chwytem za ramię postawiłem na nogi. Był lekki i nie stawiał oporu, poza faktem, że nogi miał jak kawałki liny.

Chwyciłem go wpół i powlokłem w kierunku najbliższych ruchomych schodów.

_________________

2.Sierotki

Najpierw poczułem mdlący smród palonego, surowego mięsa. Dopiero później ujrzałem kłęby szarego dymu, które wzbijały się w pochmurne niebo spoza gęstej zasłony drzew. Na samym końcu usłyszałem radosne krzyki. Wstrzymałem konia, gdyż wiedziałem co się dzieje przede mną i wiedziałem też, że jeśli ruszę dalej, to będę musiał ponieść pełne konsekwencje uczynionego wyboru. Ale tak naprawdę nie miałem się nad czym zastanawiać. Moja powinność nakazywała mi sprawdzić, cóż takiego zdarzyło się w miejscu ukrytym za drzewami.

- Mordimer... - usłyszałem za sobą głos Kostucha, gdyż on również domyślał się co się święci.

Pokręciłem tylko głową nie odwracając się w jego stronę i ruszyłem naprzód. Zza pleców dobiegło mnie westchnienie i przytłumione szepty bliźniaków. No cóż, chłopcy chcieli już wracać do Hezu, a ja zamierzałem wpakować ich w nową kabałę. Chociaż mogłem mieć nieśmiałą nadzieję, że wieśniacy palą na przykład mięso zarażonej krowy lub świni. Ale czy w takim wypadku wznosiliby te radosne okrzyki? Zbyt często miałem okazję obserwować ludzi płonących na stosach, by nie wiedzieć, że tak właśnie zachowuje się obserwująca mękę gawiedź. I ku mojemu ubolewaniu nie było w tym nic ze wzniosłej radości wynikającej z ratowania grzesznika, lecz jedynie pusta uciecha spowodowana przypatrywaniem się cierpieniu drugiej istoty.

Niestety moje podejrzenia okazały się słuszne. Zza drzew wyjechaliśmy prosto na łąkę umiejscowioną w zakolu rzeki, a na środku tej łąki stał dopalający się już stos (bardzo niefachowo ułożony, gdyby ktoś mnie pytał). Wokół stosu kłębiła się czereda chłopstwa - mężczyźni, kobiety i dzieci. Widać cała wioska (a może nawet kilka okolicznych wiosek) wyległa, by przypatrywać się przedstawieniu. Krzyczeli, śmiali się, pili piwo, ktoś rzucał w płomienie szyszkami, a ktoś inny tańczył wokół głośno wywrzaskując u-ha!, u-ha-ha!. Kto spłonął na stosie tego już dopatrzyć się nie byłem w stanie, gdyż z nieszczęśnika czy też nieszczęśnicy nie pozostało nic poza zwęglonymi szczątkami, jedynie z grubsza przypominającymi kształtem człowieka.

Wjechaliśmy na łąkę stępa, ja na przedzie, a za moimi plecami Kostuch oraz bliźniacy. Chłopi jednak byli tak zajęci zabawą, że przez długą chwilę nikt nas nie zauważył. Stanęliśmy więc spokojnie, ale nagle pod Pierwszym szarpnął się koń, a bełt wystrzelony z kuszy gwizdnął mi koło ucha.

- Yaah, wybacz Mordimer - burknął Pierwszy, a ja tylko westchnąłem.

Wtedy chłopi wreszcie dostrzegli, że nie są sami i zaczęli się odwracać w naszą stronę. Była ich spora gromada. Może pięćdziesięciu, a może sześćdziesięciu, w tym co najmniej dwudziestu mężczyzn w sile wieku. Kilku miało siekiery w dłoniach, a zauważyłem też, że parę innych siekier leżało porzuconych w trawie. Rozglądałem się w milczeniu, a tłum przypatrywał nam się z mieszaniną zaciekawienia oraz obawy. Nie lękałem się, że nas zaatakują, bo tylko szaleniec rzucałby się z toporkiem, czy drągiem w ręku na czwórkę zbrojnych. Musieli przecież widzieć kolczugi pod naszymi płaszczami, krzywą, szeroką szablę Kostucha, kusze bliźniaków i mój miecz kołyszący się u końskiego boku.

- Nazywam się Mordimer Madderdin - rzekłem głośno, ale spokojnie - i jestem licencjonowanym inkwizytorem Jego Ekscelencji biskupa Hez-hezronu. Kto z was, ludzie, jest przy władzy?

____________________

Za udostępnienie fragmentów dziękujemy wydawnictwu Fabryka Słów (www.fabryka.pl)


Dodano: 2006-04-06 18:53:17
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS