Ta drobna i niepozorna kobieta potrafi diabelsko dobrze stopniować napięcie i przekazywane informacje, dzięki czemu nie jestem w stanie się oderwać od żadnej z jej opowieści, kiedy się w nią już „wgryzę”. Co ciekawe, w pierwszym tomie trylogii nie otrzymałam ich prawie wcale, więcej tu pytań niż odpowiedzi, to zaledwie wprowadzenie do prawdziwej fabuły. A i tak czyta się je z zapartym tchem.
Anna "Eruana" Zasadzka recenzuje pierwszą część "Przeksiężycowych" Anny Kańtoch".
Dodał: toto
-Jeszcze nie ma komentarzy-