Rozpoczynając lekturę „Igrzysk śmierci”, należy od razu zaznaczyć, że wbrew hasłom lansowanym przez speców od marketingu nie mamy do czynienia ze „Zmierzchem” bis. Obie książki łączy wyłącznie czytelniczy target i podobnie skonstruowany wątek miłosny (ona jedna, a ich dwóch). Szcześliwie na tym podobieństwa się kończą.
Adam "Tigana" Szymonowicz recenzuje trylogię "Igrzyska śmierci" Suzanne Collins.
Dodał: toto
-Jeszcze nie ma komentarzy-