E.E. - Olga TokarczukErna Eltzner - młode dziewczę, córka mieszczańskiego fabrykanta - zamieszkujące wrocławską rzeczywistość początku XXw., doznaje metafizycznego punktu osobliwego. Zaczyna widzieć duchy i komunikować się z zaświatami. Staje się na chwilę lokalną sensacją. Kto może, stara się ugrać na powstałej sytuacji swoje trzy grosze.
Co moim zdaniem sugeruje tytuł, Erna Eltzner szybko przestaje być człowiekiem. Zmienia się w E. E.. Dla wszystkich wokół to tylko interesujący przypadek, dzięki któremu można coś zyskać. Popularność, oderwanie się od szarej rzeczywistości, doktorat, zrozumienie mechanizmów wszechświata. Jej człowieczeństwo spychane jest na dalszy plan. Głównym motywem tej powieści jest samotność wynikła z inności. Choć niby wszyscy są mili i wspierający to nie są w stanie przeskoczyć bariery odmienności, zwyczajnie nie są w stanie pojąć tego co dzieje się z osobą o nietypowym oglądzie rzeczywistości, zresztą, tak naprawdę interesują się tylko sobą. Mimo całej otaczającej czeredy, taki odmieniec musi zmierzyć się ze swoimi demonami sam.
Wydaje się, że E.E. to powieść mocno autobiograficzna, metaforycznie przeniesiona o kilkadziesiąt lat. Część akcji ma miejsce w Klenicy, gdzie Olga Tokarczuk spędziła część dzieciństwa i nastolęctwa, czyli będąc w wieku Erny Eltzner. Można się też spodziewać, że osoba z jej wrażliwością, darem szczególnego sposobu patrzenia na świat, mogła przeżywać podobne sytuacje co bohaterka powieści. Również silnie wyeksponowana próba zrozumienia rzeczywistości poprzez zrozumienie ludzkiej psychiki - metafizyka, psychoanaliza freudowska, aspekty badań Carla Junga - sugeruje silne powinowactwo z zainteresowaniami autorki, z wykształcenia psychologa.
Mamy też aspekt społeczny, kulturowy, acz jedynie zaznaczony, bez szerszego rozpatrzenia. Choć przedstawiony świat to ostoja spokoju, każdy pielęgnuje wizje swojej przyszłości, uwija się w swoim małym, ciepłym gniazdku, wszystko gra niby w zegarku, to gdzieś między wierszami odnajdujemy zapowiedzi nadchodzącej katastrofy, wszak za kilka lat wybuchnie Wielka Wojna. Wydaje się, że autorka stawia tu pytanie: dlaczego? Nie nadaje temu pytaniu szczególnego charakteru. Drobne sugestie wiszą tu i tam raczej jako ostrzeżenie, którego nikt nie dostrzega. Zaduma, cóż z tego, że plany, że to czy tamto, za chwilę i tak skoczycie sobie do gardeł. Jest w tym jakiś fatalizm dziejów.
Literacko rzecz bez zarzutu. Prosty ale piękny, elegancki, pełny język.
I tylko nie wiem, skąd pani Tokarczuk wzięła szparagi w mieszczańskim, wrocławskim domu z początku XX w., w październiku.
7,5/10