Ostatnio jakoś się tego nazbierało, 4 filmy w niecałe trzy tygodnie;
Indy już był, teraz pora na resztę
'Dwa dni w Paryżu'
Lekka komedia ze sporą dawką ironicznej obserwacji Francuzów w tle - autoironii, jeśli zważymy fakt, że wyszła spod ręki Julie Delpy. Fabuła prosta i często wykorzystywana: dwa światy zderzone dają okazję do wielu zabawnych sytuacji i spostrzeżeń. Tym razem Amerykanin trafia ze swoją dziewczyną do jej rodzinnego miasta, Paryża. Specyficzni rodzice, specyficzni znajomi i specyficzni bohaterowie - oboje intelektualiści, on dodatkowo z cechami bohaterów Allena.
Film lekki, łatwy i przyjemny - dobra komedia i celowo nie używam określenia 'romantyczna': to jest po prostu dobra komedia, na której człowiek się szczerze śmieje, a nie ryczy ze śmiechu. Nikt nikogo nie ośmiesza, nie obraża, choć Paryż jawi się po tym filmie jako miasto dalece mniej romantyczne i przyjazne człowiekowi. Pech chce, że po kilku dniach tam spędzonych miałem podobne wrażenia, więc tym bardziej film mi się spodobał.
Dobrze zagrane (w roli rodziców głównej bohaterki wystąpili autentyczni rodzice July Delpy) i to na wszystkich planach - znowu przykro się robi, że my tak nie potrafimy...
ocena: 7,5/10
'Rok paznokcia'
To nie kolejna inkarnacja 'Piły' - to przegląd kina iberoamerykańskiego w stolicy
Zrządzeniem losu trafiliśmy na ten film - nie to, że go celowo wybraliśmy
Historia Amerykanki, która trafia do Meksyku na fragment studiów, wraca tam później na jakieś dwa tygodnie wypoczynku spleciona z historią młodego chłopaka, u którego rodziny zatrzymała się podczas drugiego pobytu. Tu nie fabuła jest najważniejsza, ale forma - forma bowiem jest eksperymentalna i polega na opowiedzeniu historii za pomocą samych zdjęć i komentarza z offu.
Początek filmu był niepokojący, kiedy bohaterowie mówili po hiszpańsku, na ekranie migały zdjęcia, a nie było żadnego tłumaczenia - po jakimś czasie jednak pojawiły się i napisy (po angielsku i, niżej, po polsku) i jakoś szło oglądać...
piszę 'jakoś szło', bo film był dziwny: nie dlatego, że forma dziwna, choć to na pewno nie pomogło, ale dlatego, że nie za bardzo wiadomo było, jaką historię i po co nam opowiadają; to oczywiście rzecz dosyć popularna we współczesnej sztuce, człowiek wychodzi z teatru czy wystawy i nie wie, o co chodziło, ale jakoś ja jestem staromodny i lubię wiedzieć.
Co za tym idzie film oceniam nisko, a przez wzgląd na swą prostacką postawę do sztuki nie chcę się kompromitować i nie dam cyferki
'Dalej niż północ'
Kolejna komedia, kolejny film z krainy tysiąca i jednego sera/wina. Co więcej, kolejny film bardzo udany.
Fabuła prosta: urzędnik pocztowy oszukuje, żeby uzyskać przeniesienie na Lazurowe Wybrzeże i karnie jest zesłany 'dalej niż północ', do mitycznej krainy zamieszkiwanej przez Chti (tytuł oryginału to z resztą 'Bienvenue chez Chtis'). Kim są Chti? To mieszkańcy tych okolic, patrząc na Polskę można ich do pewnego stopnia przyrównać do stereotypowych Ślązaków.
Przerażony bohater jedzie jak na zesłanie, a na miejscu okazuje się, że...że stereotypy nie są najlepszym sposobem budowania wiedzy.
film ogląda się świetnie, zagrany jest bardzo dobrze, a jak ktoś lubi/nie lubi Francuzów (stan pośredni najmniej skorzysta), a na dodatek zna choć trochę francuski, to film będzie oglądał z wielką przyjemnością.
Kolejna ciepła, pełna humoru opowieść o normalnych ludziach - o ile przy 'Dwóch dniach w Paryżu' było mi przykro, że takich filmów nie robimy, tutaj zrobiło mi się wręcz bardzo przykro...
...ostatni raz tak zazdrościłem cudzej kinematografii przy 'Obsługiwałem angielskiego króla'
znakomity film, polecam
ocena: 8,5/10
pozdrawiam
We've all been raised on television to believe that one day we'd all be millionaires, and movie gods, and rock stars. But we won't. And we're slowly learning that fact. And we're very, very pissed off.