Księga Krótkiego Słońca Na wodach błękitu / W dżunglach zieleni / Powrót na Whorla - Gene Wolfe
O KDS pisałem tak:
Księga Długiego Słońca to opowieść znacznie bardziej... normalna od Księgi Nowego Słońca. I to jej największa wada. Mózg mi nie zapłonął, nie snuję żadnych teorii bo i właściwie nie ma o czym.Odnoszę wrażenie, że sporo czytelników onegdaj miało takie wrażenia i przy pisaniu KKS Wolfe wziął sobie je do serca. Albo po prostu taki był zamysł: uśpić czujność fanów. W sumie, znając autora, wybieram tę drugą opcję - w tak misternie skonstruowanej łamigłówce nie ma miejsca na przypadkowość i zmiany pod wpływem oczekiwań innych. Bowiem KKS to rzecz tak poplątana, skomplikowana, nieliniowa i pełna niedomówień, że czapką przykrywa nie tylko inne powieści Wolfe'a. Przemyślałem sobie tę kwestię i czuję się komfortowo mówiąc, że ta trylogia to najtrudniejsze książki jakie czytałem. Niczego nie można być w nich pewnym, autor raz po raz wywraca do góry nogami to, co wiemy o toczącej się akcji, do punktu w którym nie jesteśmy nawet pewni czy narrator jest tą osobą za którą się podaje. A potem przestaje się podawać i przybiera nowe imię. A potem... trzeba sobie owijać mózg taśmą klejącą żeby nie eksplodował. Ustaliliśmy zatem, że narrator jest mocno nierzetelny, co już samo w sobie wprowadza ogromny element chaosu. Do tego - opowieść prowadzona jest nieliniowo, czasami miałem problem z ułożeniem sobie chronologii wydarzeń.
Obecnie łatwo jest mieć wrażenie, że jesteśmy zasypywani książkami których autorzy mają czytelnika za idiotę. Prowadzą go za rączkę, starają się żeby ich książki były jak najbardziej przystępne. W niejednym przypadku wynika to pewnie nie (tylko) z chęci dotarcia do jak najszerszego grona czytelników, ale z faktu że sam autor do najbardziej światłych nie należy. Tu mamy dokładną odwrotność tego trendu. Wolfe zakłada, że jesteś inteligentny i że będzie ci się chciało myśleć podczas lektury i po jej skończeniu też. A raczej, nie tyle że będziesz myślał, co: twoja mózgownica będzie pracowała na pełnych obrotach.
Bez żadnego wstydu przyznaję, że to lektura która mnie przerosła, w tym względzie że obowiązkowym potem było doczytanie w opiniach i teoriach innych rzeczy które sam przegapiłem. Jest tego mnogość, a wyłaniający się końcowo obraz daje nam mozaikę którą określić "imponującą" byłoby niedomówieniem. Księga Krótkiego Słońca to tak misterna konstrukcja, że nigdy już nie zwątpię słysząc jak Gene Wolfe nazywany jest mistrzem pióra. Zdecydowanie - jest. Tak wielowarstwowo i bogato interpretacyjnie nie pisze praktycznie nikt.
Lyżka dziegciu - książki momentami bywały po prostu... nudne. Zdarzały im się męczące dłużyzny, szczególnie w drugim tomie (wątek Inclito). To książki o których lepiej myśli się po lekturze niż podczas niej.
Podsumowując, Księga Nowego Słońca pozostaje moim faworytem. To po prostu arcydzieło. Krótkie Słońce również określiłbym tym mianem, ale Nowe było po prostu lepiej zbalansowane; jednak przystępniejsze i tam nie miałem ani chwili nudy.
KKS w przeciwieństwie do KDS mocniej dba o nawiązania do KNS, nadając jej kolejnej intrygującej warstwy. Myślałem, że już wyobrażam sobie wszystko co mogę wyobrażać na jej temat. Wolfe znów udowodnił mi, że się mylę
To była podróż niełatwa, ale nadzwyczaj nagradzająca. Są to powieści zdecydowanie warte uwagi fana jakościowej fantastyki, a sama KNS to lektura obowiązkowa, choć może nie na samym początku przygody